Translate

niedziela, 12 sierpnia 2012

Rozdział dwudziesty piąty: Spotkanie przeznaczenia.


Gdy Francis przyjechał do szpitala i wszedł do sali Arthura zobaczył, że Alfred śpi z głową na łóżku trzymając rękę zielonookiego.
- On go naprawdę kocha... – wyszeptał smutno do siebie. Wtedy spojrzał na osoby, które przybyły z nim. Kyle płakał. Podbiegł do łóżka i złapał blondyna za rękę. Błękitnooki zaczął coś podejrzewać. Przecież nie mógł się tak do niego przywiązać po jednym spotkaniu. A co, jeśli spotykali się potajemnie? Co, jeśli mały mu przekazywał informacje? W końcu mógł mieć w tym swój interes... Czy on chciał go opuścić? Wolał Arthura od niego? Jasnowłosy spojrzał na swego przybranego brata. Był zapatrzony w postać w okularach.
- On... On wygląda kompletnie jak ja, tylko starszy... Nawet okulary mamy takie same... To jest mój brat, prawda? – zapytał młodzieniec.
- Tak. To on jest Twoim prawdziwym bratem... Jeśli... Jeśli chcesz mnie zostawić i zamieszkać z bratem nie będę miał Ci tego za złe – jednak miał łzy w oczach.
- Nie zostawię Cię. To Ciebie kocham jak brata. On... On jest dla mnie obcy... Ale to jednak brat... Może kiedyś, gdy już nie będziesz mnie potrzebować to przeprowadzę się do niego. Ale teraz... Teraz na pewno Cię nie zostawię. Nie w tym stanie – okularnik przytulił błękitnookiego.
- Dziękuję... A teraz idź ładnie obudzić braciszka, pewnie jest głodny.
- To dla niego zrobiłeś to jedzenie, prawda?
- Tak. Pamiętaj mu powiedzieć kim jesteś.
- Dobrze – młodszy błękitnooki podszedł do Amerykanina. – Braciszku... Braciszku... Obudź się...
- Jaki, kurna, „braciszku”...? – niebieskooki otworzył oczy. Spojrzał na Matta i spadł z krzesła. – Kim jesteś?
- Twoim bratem... Ty jesteś Alfred, prawda?
- Matt... To Ty?
- Tak...
- Bonnefoy Ci nic nie zrobił? Wiesz chyba co zrobił temu dzieciakowi... Chodź do mnie... Wyprowadź się od niego.
- Ale ja nie mogę... On mi nic nie zrobił... Jestem przy nim szczęśliwy...
- Ale to ja jestem Twoim bratem, nie on!
- Nie denerwuj się... Ja... – chłopak miał łzy w oczach, powoli odsuwał się od brata.
- Ciebie też ma mi zabrać?! To przez niego Arthur cierpiał!
- A przez kogo jest tutaj teraz...?
- Przeze mnie...
- Więc czemu jesteś taki egoiztyczny, braciszku?
- Nie nazywaj mnie tak! Skoro wolisz jego to do niego tak mów! Wyjdź stąd!
- Ale braciszku...
- Proszę... – nagle odezwał się Kyle. – Nie kłóćcie się... Nie tutaj... Bo panu Arthurowi będą się śnić koszmary...
- Masz rację... – Alfred podszedł do chłopca. – Ty jesteś Kyle, prawda?
- Tak... A pan jest bratem miłego pana? Dziękuję, że opiekuje się pan panem Arthurem...
- Ale to przeze mnie tu jest...
- Przeprosi go pan jak się obudzi.
- A jeśli się nie...
- Niech pan tak nie mówi! – chłopiec spojrzał na niego oczami pełnymi łez. – Niech pan cofnie te słowa! – w rozpaczy uderzył go małą piąstką w klatkę piersiową.
- Cofam je. Na pewno się obudzi – jasnowłosy przytulił chłopca.
- Może, skoro go tak lubisz to potem się do niego przeprowadzisz, co? Zamieszkamy razem... Skoro Matt woli zostać przy Francisie.
- Pan nienawidzi pana Francisa, prawda? Panu nie zależy ani na tym, by pański brat z panem zamieszkał, ani na tym, by zabrać mnie z tamtego miejsca. Panu zależy na tym, by nas odebrać Francisowi... Pan by zamieszkał z kimś kogo pan nienawidzi tylko dlatego, by ten ktoś nie zamieszkał z panem Francisem.
- Co Ty mówisz, mały? To wcale nie tak...
- Nie zna pan Matta, prawda? To wasze pierwsze spotkanie. I on jest szczęśliwy u pana Francisa. A pan na siłę chce go zabrać do siebie do domu. A mnie pan zna? Nie. Nie powinien pana obchodzić mój los. A chce mnie pan zabrać.
- To nie tak! Francis jest zły! Sam dobrze wiesz co Ci zrobił!
- Pozwolił mi uszczęśliwiać ludzi.
- Odebrał Ci niewinność!
- Darował mi życie.
- Zabił Twoją rodzinę.
- Nigdy jej nie miałem. To byli tylko ludzie, z którymi mieszkałem.
- Jak możesz tak mówić?!
- Taka jest prawda. Dopiero teraz mam rodzinę. A pan chce to zniszczyć. Pewnie by pan zabił mnie, nawet Matta, tylko po to, by pan Francis płakał po naszej śmierci – po tych słowach mężczyzna nie wytrzymał. Uderzył chłopca w twarz.
- Nie jestem taki!
- Jest pan. I dobrze pan o tym wie.
- Nie... A tak w ogóle – nagle Amerykanin spojrzał na Francuza. – Skąd wiedziałeś, że Arthur tu jest?
- Ja mu powiedziałem – do pomieszczenia wszedł rudy mężczyzna. – Jeśli nie zauważyłeś Arthur dalej miał ich wspólne zdjęcie na biurku. Musiałeś być ślepy, albo wyjątkowo głupi, by nie wiedzieć, że dalej go kocha, chociaż jednocześnie nienawidzi za to co mu zrobił. Chciałem sprawdzić, czy on na niego zasługuje. Zadzwoniłem do niego, powiedziałem mu o wszystkim. I widzę, że dobrze zrobiłem. Jeśli by go nie kochał na pewno, by za nim nie pojechał. Ale widzisz. Jest tu. Jest przy nim. Wybacz, Alfred, ale tak naprawdę nigdy nie zajmiesz jego miejsca. Ani w sercu Arthura, ani jako brat Matta. Nie jesteś nikomu potrzebny.
- Nie mów tak! A w ogóle, gdyby go tak kochał to by się chyba nie przespał z Kiku!
- To samo tyczy się Ciebie, gdyby Ciebie kochał to..
- Przespał z kim? – nagle w drzwiach pojawiły się dwie postaci. Kobieta i mężczyzna o czarnych włosach. Dama wydawała się zszokowana gdy zadawała to pytanie.
- Kiku. Tak. Tym Twoim ukochanym, który teraz obok Ciebie stoi – rudowłosy najwyraźniej nie zamierzał niczego ukrywać.
- Mei... To nie tak... – brązowooki spojrzał na swoją ukochaną, w jej oczy pełne łez i wściekłości.
- To niby jak?! Przypadkiem wlazłeś mu do łóżka?!
- Ale wtedy... Wtedy jeszcze nie byliśmy razem... Ja... Ja byłem samotny i...
- Po co Ci ja, skoro wolisz jego? Skoro lubisz mężczyzn... A może to dlatego, że jestem podobna do braciszka Yao? Może to jego kochasz, nie mnie?
- Mei, przestań tak mówić. Kocham Ciebie za to kim jesteś, za to jaka jesteś. To była tylko przyjaźń... Z małymi dodatkami... To Ciebie kocham...
- Oj, bo powiem to Heraklesowi – rudowłosy znowu zabrał głos. – Ostatnio mi opowiadał jak bardzo Cię kocha. Podobno nawet dałeś mu dowód na to, że Ty jego też... Maleńka, oni nie są współlokatorami, wierz mi – w tym momencie kobieta uderzyła czarnowłosego w twarz i wybiegła z sali.
- Wracam do brata! – krzyknęła.
- No to pozamiatane – zaśmiał się rudowłosy.
- Po coś jej to wszystko mówił?! – Kiku był zupełnie do siebie niepodobny. Złapał rudzielca za koszulę i nieznacznie uniósł do góry.
- A co? Chciałeś ją całe życie okłamywać? To nie jest jedna z tych Twoich kochanych mang, gdzie główny bohater sobie zakłada harem. Tobie to nie wyjdzie, kochanieńki.
- Wcale nic takiego nie planowałem! Chciałem być tylko z nią... Miałem... Miałem już niedługo kupić nowy dom, zamieszkać tam z nią, a mieszkanie zostawić Heraklesowi...
- A wiesz, że on by Ci na to nie pozwolił? Pamiętasz jak Sadiq próbował Cię porwać? Herakles mi o wszystkim opowiedział. Chyba miesiąc wszędzie za Tobą chodził dopóki się nie załamałeś i nie zrobiłeś mu za to awantury. A on ma teraz z Sadiqiem na pieńku... Sadiq nic mu nie robi, bo wie, że Ty masz liczną rodzinę i na pewno będzie miał przerąbane jak Ciebie wkurzy. A co się stanie gdy się wyprowadzisz? Sadiq zaatakuje.
- Nie... To na pewno nie będzie tak... Herakles będzie miał całe mieszkanie dla siebie, kupi sobie więcej kotów, a ja zamieszkam z Mei...
- I wszyscy będą żyć długo i szczęśliwie? Obudź się w końcu! To nie jakaś pieprzona bajka dla dzieci! Zajmij się wszystkim, a nie swoimi mrzonkami! Wiesz kiedy będziesz jej godzien? Kiedy sprawisz, że Herakles będzie bezpieczny. Zabij Sadiqa.
- Co...? Ale...
- Co? Jemu też już dałeś dupy?
- Zamknij się! Ja... Z nim też się przyjaźnię... Nie mogę go tak po prostu zabić...
- Więc siedź przy Heraklesie do końca życia i marz dalej o tej Twojej, jak jej tam, Mei.
- Zrobię to! Jeśli dzięki temu będę mógł być z Mei to zabiję go!
- Skoro umiałeś wystąpić przeciwko własnemu bratu to zabicie, byłego, bo po tym co Ci zrobił na pewno nie nazwiesz go przyjacielem, na pewno nie będzie niczym złym.
- A co ten pan zrobił panu Kiku? – zapytał nagle Kyle.
- Sadiq? On też miał nadzieję, na poszerzenie oferty przyjaźni. Porwał go. Zamknął w piwnicy. W ostatniej chwili uratował go Herakles.
- Uratował przed czym?
- Przed gwałtem.
- To ja zabiję tego Sadiqa! – powiedział nagle chłopiec. – Ja już umiem strzelać! Pan Gilbert mnie nauczył! To ja... Ja... Nie pozwolę nikomu cierpieć!
- Wiesz, że idąc tym tropem myślenia musiał byś zabić Francisa?
- Ale... Ale czemu...?
- On zgwałcił Arthura – wyjaśnił Amerykanin. – Wmawiał mu miłość, a tym czasem dosłownie dobrał mu się do dupy.
- Naprawdę go kochałem! Nadal go kocham! – bronił się jasnowłosy.
- To czemu pan to zrobił? – Kyle spojrzał na niego ze łzami w oczach.
- Bo... Ja... Ja byłem pijany... Nie kontrolowałem się...
- Nienawidzę pana! – chłopiec wybiegł z sali, a jasnowłosy za nim.
- Ja Ci wszystko wytłumaczę!
- O, Ty lepiej tez leć za swoją – powiedział rudowłosy do Kiku.
- Kiedyś się zemszczę – powiedział brązowooki i wybiegł z sali.
- No to pozamiatane. No, a bracia niech się poznają. Tylko bez kazirodztwa proszę.
- Nie jestem taki jak Ty – powiedział Amerykanin.
- Jesteś, tylko jeszcze o tym nie wiesz – rudowłosy spojrzał na śpiącego zielonookiego i pocałował go.
- Zostaw go! Nie masz prawa go dotykać!
- Mam większe prawo niż ty. A Twój braciszek jest całkiem ładny. Skoro Artur i tak Cię nie kocha...
- Won! – Amerykanin stracił cierpliwość. Tak więc rudowłosy opuścił pomieszczenie.
- Braciszku... Ale... Jeśli jednak jesteś taki jak on to... To nie będzie mi to przeszkadzać... Byle byś był szczęśliwy...
- Co Ty mówisz? A czemu nie chcesz się do mnie przeprowadzić?
- Bo wtedy Francis będzie smutny...
- Ty chcesz wszystkich uszczęśliwić, czy jak?
- Właśnie. Wszyscy muszą być szczęśliwi.
- A Ty?
- Wtedy ja też będę szczęśliwy.
- A co zrobisz, jeśli oni jednak się pogodzą? Gdy Francis i Arthur zamieszkają razem?
- Wtedy przeprowadzę się do Ciebie, braciszku.
- Zastąpisz mi jego? – pokazał na zielonookiego.
- Postaram się.
- A wiesz, że ja z nim sypiam?
- To też dla Ciebie zrobię.
- Więc mnie pocałuj.
- Dobrze... – młodszy chłopak podszedł do niego i zamknął oczy. – To mój pierwszy pocałunek... – zaplótł mu ręce na szyi i zbliżył twarz do jego twarzy. Ale wtedy został odepchnięty.
- Zachowujesz się kompletnie jak on! Jesteś jakąś spedaloną kopią Francisa!
- Ale braciszku.. Sam mi kazałeś...
- Czy Ty w ogóle wiesz co to jest własna wolna wola? Czytałeś może o tym chociaż?
- Ale braciszku...
- Może trochę przesadzam... Może... Naprawdę po prostu chciałeś zrobić to dla mnie... Naprawdę byś to zrobił?
- Tak. Przecież ani trochę się nie zawahałem.
- Dobrze... Więc zamknij oczy. Otwórz usta... – młodszy chłopak to zrobił. Starszy podszedł do niego, oplótł ręce w okół jego talii przyciskając go do siebie. Czuł jak chłopak drży. Może się nie zawahał, ale bał się tego. Być może nie chciał tego. Zamknął oczy i pocałował go... w policzek. – Tyle wystarczy. Nie będę skradał Ci pierwszego pocałunku. Musisz dać go osobie, którą pokochasz.
- Dobrze, braciszku... – Matt uśmiechnął się słodko. Chociaż im dzisiaj udało się wyjść bez szwanku z tego piekła pełnego kłótni. Alfred usiadł na krześle obok łóżka Arthura.
- Chodź, usiądź mi na kolanach – młodszy chłopiec to zrobił. Tak więc starszy oplótł ręce w okół jego talii, a głowę położył na jego ramieniu. Gorący oddech drażnił blondyna w szyję. Alfred zasnął.

8 komentarzy:

  1. "Herakles będzie miał całe mieszkanie dla siebie, kupi sobie więcej kotów"- padłam O.o ;D

    a tak wgl to piszesz za dużo dialogów i za mało narracji, a przy takiej ilości postaci w pewnym momencie czytelnik zaczyna się po prostu gubić i nie jestem pewna czy wszystko dobrze zrozumiałam... sorki, ale po prostu trudno sie czytało ;o

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszam, najlepiej mi się pisze dialogi i myślałam, że wystarczy dopisywać jak nowa osoba się odzywa i potem wiadomo... Postaram się to naprawić. A to z Heraklesem mnie też rozśmieszyło^^

      Usuń
  2. ...A Arthur się obudził, czy nie...?
    Wybacz, ale podobnie jak UmiUmi, lekka zgubiłam się w dialogach. Wcześniej też to się zdarzało, ale jakoś nie zwracałam uwagi, ale w tym rozdziale zrobiło się trochę trudno^^"
    I oficjalnie otrzymujesz ode mnie nagrodę Świeżego Pomidorka Za Najgenialniejsze Teksty :)
    Nie jestem pewna, czy to zaplanowałaś, ale dzięki końcówce znów pokochałam Alfreda^^ Plosię, nie torturuj go za dużo^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Postaram się to trochę ogarnąć^^ A tekstów będzie jeszcze więcej^^ A tego nie planowałam^^"

      Usuń
  3. Sean! Ty kochany rudzielcu, niezłą burzę wywołałeś XD! A Alfreda to normalnie znienawidziłam jeszcze bardziej, gdy walnął Małego. Uhuhuhuhu~ Kiku, masz przesrane! XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiku się wyplącze ładnie^^ Sadiqa nie lubię, więc musi mu się oberwać^^ Sama nie wiem czy zginie czy nie... Ale oberwie <3

      Usuń
    2. Ale.. Sadiq ma sexsi 3D okularki (tak wiem, że to maska)! On nie może zginąć. Możesz go wykastrować :D

      Usuń
    3. Planuję właśnie go częściowo uśmiercić^^

      Usuń