Translate

czwartek, 6 czerwca 2013

Historia poza tematem numer sto sto piętnaście: Ten, który skrywa zbyt wiele - Część dwudziesta pierwsza.

Ten rozdział ledwie powstał, bo akurat był brak weny i same dziwne rozmyślania mi wyszły. Duże stężenie Anglii i Kanady.

Ten, który skrywa zbyt wiele
Część XXI

                Wspomnienie nocy, tak piękne i pełne, wciąż istniało w dwóch, tak różnych sercach. Szafirowe i szmaradgowe oczy spoglądały na siebie niepewnie, jakby chcąc bez słów przekazać tysiące emocji, związanych z każdym tchnieniem wiatru, który wiał w tamtym czasie, gdy ich istnienia połączyły się w jedno. Zgodnie postanowili, że to będzie ich tajemnica. Ich wspólna. Nie ukrywanie czegoś, po prostu zdarzenie, które ma należeć jedynie do nich. Nadszedł więc czas, by powrócić to tego, co codzienne i rzeczywiste.
                Nadejście dnia oznaczało powrót do domu i kolejne dni planowania, co zrobić, by odnaleziony chłopiec znalazł się wśród nich. Podróż była nieco męcząca, więc najmłodszy, Matt, zasnął. Gdy jego oddech był tak delikatny i spokojny, a głowa spoczywała na kolanach brata, przez sen szeptał, że niedługo będzie miał nowego braciszka. Wydawał się być szczęśliwy i śnić o zabawie z jego rówieśnikiem. Jego rodzice pomyśleli, że bardzo przyda mu się przyjaźń z chłopcem w podobnym mu wieku. Teraz, wciąż chodząc za bratem i nawet we wszystkich zabawach odwołując się do niego, staje się wręcz jego cieniem. Często trudno było w nim dostrzec prawdziwe dziecko. Nie biegał jak inne dzieci, które w parku uciekały rodzicom. On trzymał brata za rękę i rozmawiał z nim nawet o trudnych sprawach. Zamiast podkradać słodycze, sam próbował je robić, by być taki jak brat. Był nieśmiały, więc nie bawił się z innymi dziećmi, nie miał takich samych zainteresowań jak one. Zamiast kopać z kolegami piłkę, czytał książki, które leżały na półkach brata. Stawał się powoli kopią swego brata, lecz wciąż zbyt słodką i niedoświadczoną, by rozumieć każdy jego ruch. Nikt nie wiedział, czy uszczęśliwia go to, co robi. Wiadomo, że cieszył się, gdy robił to, co jego brat. Ale czy lubił te zajęcia czy jedynie kopiowanie brata? Trudno stwierdzić, kim naprawdę był on sam, gdy szedł po śladach swego brata. Zupełnie jak przy tropieniu zwierzyny, czyż nie? Nie zauważysz tropów maleńkiego gryzonia, który przeskakiwał od jednego do drugiego śladu zostawionego przez dużo większe zwierze. Nikt więc nie pomyśli, że istniało coś, co podążało stworzoną już drogą, bo nie pozostawi po sobie żadnej nowej. Więc teraz tak ważnym było, by chłopiec znalazł przyjaciół, którzy pokażą mu inne sposoby na życie. Dlatego dorośli tak się cieszyli z pojawienia się nowej osoby w życiu ich starszego syna. Mieli nadzieję, że przez przyjaźń ze starszym zyska uznanie młodszego, który pomyśli, że musi być to ktoś godny naśladowania, skoro jest tak blisko jego ukochanego brata. Starszy syn miał grupę przyjaciół, jednak rzadko przychodzili do jego domu. Byli pełni energii, więc woleli się bawić niż rozmawiać z nim i starać się nie wystraszyć młodszego. Zaś zielonooki był inny. Spokojny, godny zaufania. I tak odmienny od brata, którego chłopiec podziwiał. Idealna osoba, która powinna się pojawić. Chłopiec mógł uznać go za godnego naśladowania i połączyć w sobie jego zachowanie z tym, które wcześniej skopiował od swego brata. Wtedy byłby odmienny od nich obu, choć wciąż nie byłby sobą. Jak więc sprawić, by był prawdziwie sobą? Potrzebował kogoś podobnego do niego samego, kto pokaże mu jak cieszyć się życiem i będzie wyjątkowy. Czyż tamten chłopiec nie był idealny? Odmienny od reszty społeczeństwa, pełen niespożytej energii. Mógł pokazać radość życia i piękno świata. Należało jedynie sprawić, by pojawił się w tym domu.

                Im dłużej zielonooki przysłuchiwał się rozmowom na temat sprowadzenia jego brata to tego domu tym większe miał obawy. Czy naprawdę go odzyska, czy jedynie odległość będzie mniejsza? W końcu wtedy to ci ludzie, w świetle prawa, będą rodziną chłopca. Więc nie będzie mógł po prostu zabrać go do domu. Chłopiec zamieszka nie z nim, a z tą rodziną. Byli dla niego jak własna rodzina, więc nie oddzieliliby go od brata, jednak wiedział, że nie mógłby być przy nim cały czas, nie mógłby wiedzieć wielu rzeczy, jeśli oni by tego nie powiedzieli. Najważniejsze było, by móc znów bawić się z bratem i widzieć jego szczęście. Lecz coraz bardziej obawiał się, że choć będzie bliżej, to oddalą się od siebie emocjonalnie. Widział jak Francis opiekuje się Mattem, jak bawią się razem, a młodszy bierze z niego przykład. A co pamiętał o sobie i swym bracie? Nigdy nie miał dla niego czasu, chłopiec bawił się z obcymi dziećmi z podwórka lub grał w jakieś dziwne gry. Czy kiedykolwiek chociaż mu podziękował? Zielonooki zaczynał myśleć, że chłopiec po prostu nie miał za co mu dziękować. Postanowił więc, że zrobi wszystko, by mógł codziennie widzieć uśmiech brata. Miał nieco pieniędzy odłożonych, gdyż oprócz świadczeń socjalnych miał jeszcze pieniądze z pracy, które rzadko były mu potrzebne, lecz pracował bardziej dla zasady niż realnych korzyści. Postanowił, że skoro brat będzie teraz należał do bogatszej rodziny, on nie musiałby przecież wiele na niego wydawać, jedynie co jakiś czas dać mu prezent, ale ważniejsze było, by był przy nim. Więc zaczął myśleć nad tym, co powinien zrobić, gdy już chłopiec będzie przy nim. Ale nie było wiadomo kiedy to będzie. Jeśli wróci jeszcze nim on pójdzie na studia, mógłby po prostu przestać na jakiś czas pracować i być przy nim. A później odwrotnie. Pracować na swoje utrzymanie, ale nie iść na studia i czas przeznaczyć bratu. Jednak musiałby zrezygnować ze swojej przyszłości... Wiedział, że jego przyjaciel planuje wyjazd w celu dalszej nauki. Widział smutne oczy jego brata, gdy o tym wspominał. Lecz wiedział, że mimo wszystko on chce wyjechać i uczy wciąż brata, że poradzi sobie bez niego. A czy on ma prawo zrobić to samo? Gdy odzyska brata, niedługo później wyjechać? W końcu chłopiec miałby nową rodzinę, nowego brata. Nie potrzebowałby go. Ale on czuł, że to on sam potrzebuje tego małego chłopca. Chciał zrobić coś dla niego, poczuć, że jest komuś potrzebny. Lecz czy był? Zastanawiał się, kto naprawdę go potrzebuje, gdy każdy ma innych ludzi na jego miejsce.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz