Ten, który skrywa
zbyt wiele
Część XXI
Wspomnienie
nocy, tak piękne i pełne, wciąż istniało w dwóch, tak różnych sercach.
Szafirowe i szmaradgowe oczy spoglądały na siebie niepewnie, jakby chcąc bez
słów przekazać tysiące emocji, związanych z każdym tchnieniem wiatru, który
wiał w tamtym czasie, gdy ich istnienia połączyły się w jedno. Zgodnie
postanowili, że to będzie ich tajemnica. Ich wspólna. Nie ukrywanie czegoś, po
prostu zdarzenie, które ma należeć jedynie do nich. Nadszedł więc czas, by
powrócić to tego, co codzienne i rzeczywiste.
Nadejście
dnia oznaczało powrót do domu i kolejne dni planowania, co zrobić, by
odnaleziony chłopiec znalazł się wśród nich. Podróż była nieco męcząca, więc
najmłodszy, Matt, zasnął. Gdy jego oddech był tak delikatny i spokojny, a głowa
spoczywała na kolanach brata, przez sen szeptał, że niedługo będzie miał nowego
braciszka. Wydawał się być szczęśliwy i śnić o zabawie z jego rówieśnikiem.
Jego rodzice pomyśleli, że bardzo przyda mu się przyjaźń z chłopcem w podobnym
mu wieku. Teraz, wciąż chodząc za bratem i nawet we wszystkich zabawach
odwołując się do niego, staje się wręcz jego cieniem. Często trudno było w nim
dostrzec prawdziwe dziecko. Nie biegał jak inne dzieci, które w parku uciekały
rodzicom. On trzymał brata za rękę i rozmawiał z nim nawet o trudnych sprawach.
Zamiast podkradać słodycze, sam próbował je robić, by być taki jak brat. Był
nieśmiały, więc nie bawił się z innymi dziećmi, nie miał takich samych
zainteresowań jak one. Zamiast kopać z kolegami piłkę, czytał książki, które
leżały na półkach brata. Stawał się powoli kopią swego brata, lecz wciąż zbyt
słodką i niedoświadczoną, by rozumieć każdy jego ruch. Nikt nie wiedział, czy
uszczęśliwia go to, co robi. Wiadomo, że cieszył się, gdy robił to, co jego brat.
Ale czy lubił te zajęcia czy jedynie kopiowanie brata? Trudno stwierdzić, kim
naprawdę był on sam, gdy szedł po śladach swego brata. Zupełnie jak przy
tropieniu zwierzyny, czyż nie? Nie zauważysz tropów maleńkiego gryzonia, który
przeskakiwał od jednego do drugiego śladu zostawionego przez dużo większe
zwierze. Nikt więc nie pomyśli, że istniało coś, co podążało stworzoną już
drogą, bo nie pozostawi po sobie żadnej nowej. Więc teraz tak ważnym było, by
chłopiec znalazł przyjaciół, którzy pokażą mu inne sposoby na życie. Dlatego
dorośli tak się cieszyli z pojawienia się nowej osoby w życiu ich starszego
syna. Mieli nadzieję, że przez przyjaźń ze starszym zyska uznanie młodszego,
który pomyśli, że musi być to ktoś godny naśladowania, skoro jest tak blisko
jego ukochanego brata. Starszy syn miał grupę przyjaciół, jednak rzadko
przychodzili do jego domu. Byli pełni energii, więc woleli się bawić niż
rozmawiać z nim i starać się nie wystraszyć młodszego. Zaś zielonooki był inny.
Spokojny, godny zaufania. I tak odmienny od brata, którego chłopiec podziwiał.
Idealna osoba, która powinna się pojawić. Chłopiec mógł uznać go za godnego
naśladowania i połączyć w sobie jego zachowanie z tym, które wcześniej
skopiował od swego brata. Wtedy byłby odmienny od nich obu, choć wciąż nie
byłby sobą. Jak więc sprawić, by był prawdziwie sobą? Potrzebował kogoś
podobnego do niego samego, kto pokaże mu jak cieszyć się życiem i będzie
wyjątkowy. Czyż tamten chłopiec nie był idealny? Odmienny od reszty
społeczeństwa, pełen niespożytej energii. Mógł pokazać radość życia i piękno
świata. Należało jedynie sprawić, by pojawił się w tym domu.
Im
dłużej zielonooki przysłuchiwał się rozmowom na temat sprowadzenia jego brata
to tego domu tym większe miał obawy. Czy naprawdę go odzyska, czy jedynie
odległość będzie mniejsza? W końcu wtedy to ci ludzie, w świetle prawa, będą
rodziną chłopca. Więc nie będzie mógł po prostu zabrać go do domu. Chłopiec
zamieszka nie z nim, a z tą rodziną. Byli dla niego jak własna rodzina, więc
nie oddzieliliby go od brata, jednak wiedział, że nie mógłby być przy nim cały
czas, nie mógłby wiedzieć wielu rzeczy, jeśli oni by tego nie powiedzieli.
Najważniejsze było, by móc znów bawić się z bratem i widzieć jego szczęście.
Lecz coraz bardziej obawiał się, że choć będzie bliżej, to oddalą się od siebie
emocjonalnie. Widział jak Francis opiekuje się Mattem, jak bawią się razem, a
młodszy bierze z niego przykład. A co pamiętał o sobie i swym bracie? Nigdy nie
miał dla niego czasu, chłopiec bawił się z obcymi dziećmi z podwórka lub grał w
jakieś dziwne gry. Czy kiedykolwiek chociaż mu podziękował? Zielonooki zaczynał
myśleć, że chłopiec po prostu nie miał za co mu dziękować. Postanowił więc, że
zrobi wszystko, by mógł codziennie widzieć uśmiech brata. Miał nieco pieniędzy
odłożonych, gdyż oprócz świadczeń socjalnych miał jeszcze pieniądze z pracy,
które rzadko były mu potrzebne, lecz pracował bardziej dla zasady niż realnych
korzyści. Postanowił, że skoro brat będzie teraz należał do bogatszej rodziny,
on nie musiałby przecież wiele na niego wydawać, jedynie co jakiś czas dać mu
prezent, ale ważniejsze było, by był przy nim. Więc zaczął myśleć nad tym, co
powinien zrobić, gdy już chłopiec będzie przy nim. Ale nie było wiadomo kiedy
to będzie. Jeśli wróci jeszcze nim on pójdzie na studia, mógłby po prostu
przestać na jakiś czas pracować i być przy nim. A później odwrotnie. Pracować
na swoje utrzymanie, ale nie iść na studia i czas przeznaczyć bratu. Jednak
musiałby zrezygnować ze swojej przyszłości... Wiedział, że jego przyjaciel
planuje wyjazd w celu dalszej nauki. Widział smutne oczy jego brata, gdy o tym
wspominał. Lecz wiedział, że mimo wszystko on chce wyjechać i uczy wciąż brata,
że poradzi sobie bez niego. A czy on ma prawo zrobić to samo? Gdy odzyska
brata, niedługo później wyjechać? W końcu chłopiec miałby nową rodzinę, nowego
brata. Nie potrzebowałby go. Ale on czuł, że to on sam potrzebuje tego małego
chłopca. Chciał zrobić coś dla niego, poczuć, że jest komuś potrzebny. Lecz czy
był? Zastanawiał się, kto naprawdę go potrzebuje, gdy każdy ma innych ludzi na
jego miejsce.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz