Ten, który skrywa
zbyt wiele
Część XVII
Spotkanie
wyczekiwane z nadzieją przyniosło jedynie ogromne cierpienie. Pragnął ujrzeć
swego brata, którego pamiętał jako nieco nadpobudliwe dziecko. A teraz widział
przed sobą osobę, która wydawała się go nienawidzić. Czy naprawdę był aż tak
złym bratem? Czy to wszystko było jego winą? Patrzył jak chłopiec odrzuca
prezent, który mu podarował. Nie chciał go, choć zawsze był łasy na zabawki.
Jak bardzo się zmienił? Kim teraz był? Czy to dalej to samo, maleńkie dziecko,
które znał? Czy może ktoś kompletnie odmienny? Twarz, tak znana, teraz
ukazywała nigdy na niej nie widziane uczucia. Jak bardzo można nienawidzić
kogoś, kogo zwykło się nazywać bratem? Czy chłopiec naprawdę go za wszystko
obwiniał?
- Przepraszam – zaczął zielonooki. – Wiem, że jesteś na mnie
wściekły, ale wiesz dobrze, że nic nie mogłem zrobić... Nawet nie wiedziałem,
kiedy Cię zabrali. Pamiętasz to wszystko, prawda?
- Pamiętam! Robiłeś strasznie dużo niepotrzebnych rzeczy,
nie bawiłeś się ze mną, tylko ciągle znikałeś! I przypalałeś jedzenie! Byłem
dla Ciebie tylko problemem! Beze mnie na pewno było Ci lepiej! – chłopiec zdawał
się hamować łzy, jakby chciał pokazać, że jest już dorosły, ale wciąż będąc
delikatnym dzieckiem. Nie zwracał uwagi na tych, którzy towarzyszyli jego
bratu. Dla niego byli nikim.
- On to robił dla Ciebie – nagle tuż obok niego rozległ się
delikatny głosik, nie znał go, ani nie wiedział do kogo należy, zanim nie
został pociągnięty za rękaw. – On wszystko robił, byś był szczęśliwy... Może
nie znam go tak długo jak Ty, ale wiem, że na pewno mu było bez Ciebie
smutno... Zawsze miał takie oczy, jakby na kogoś czekał... On za Tobą
tęsknił... – Matt ciągnął chłopca za rękaw, a po jego policzkach spływały małe
łezki. Zupełnie jakby czuł ból wypełniający serca tych braci.
- Gdyby mu zależało to by się ze mną więcej bawił i czytałby
mi bajki, a on tylko ciągle wychodził z domu... Zawsze byłem sam... – tym razem
to starszy z chłopców zaczął płakać. – Ale potem... Potem przynosił mi dużo
jedzenia... Zabawek... On pracował, żeby to wszystko mi dać, prawda? – chłopiec
podniósł młodszego na ręce. – Wyglądasz zupełnie jak ja, mały.
- On nawet oddychał tylko dla Ciebie – maluszek przytulił go
mocno. – Wiesz, nauczyliśmy go lepiej gotować i jak wrócisz to będziesz jeszcze
szczęśliwszy. On zrobi dla Ciebie takie fajne jedzonko i uszyje Ci takie
ubranka ładne! Zobacz, moje uszył! – Matt uśmiechał się delikatnie.
- Tylko, że ja nie mam jak wrócić, prawda? – starszy z
chłopców spojrzał na swego brata, który opuścił głowę.
- Możesz wrócić – tym razem głos zabrała młoda i piękna
kobieta o jasnych oczach, matka tego błękitnookiego rodzeństwa. – Może trochę
inaczej, ale możesz... Co powiesz na dodatkowych braci? – podeszła do niego i
pogłaskała go po głowie. – Zapytamy czy możemy Cię stąd zabrać. Może to długo
potrwać, ale postaramy się, byś był szczęśliwy. I zobacz, oprócz tego smutnego
brata miałbyś jeszcze tego malucha, co? Już się polubiliście, prawda? No i
zobacz – pokazała na swojego starszego syna. – Jak on Ci zacznie gotować to Ty
szybko zamienisz się w małą kulę do kręgli – zaśmiała się głośno. – Tylko musisz
teraz przytulić swojego braciszka i powiedzieć, że go bardzo, bardzo kochasz –
pogłaskała starszego chłopca po głowie, a młodszego wzięła na ręce.
- Dobrze, pani mamo – chłopiec uśmiechnął się szeroko i
podszedł do swojego brata. – Nigdy się ze mną nie bawisz, nie masz nigdy czasu
i wszystko przypalasz, ale i tak jesteś moim bratem, więc masz mnie teraz wziąć
na ręce – wyciągnął rączki ku zielonookiemu, który wydawał się być jednocześnie
rozbawiony i zaskoczony. Wziął chłopca na ręce.
- A Ty dalej ważysz tyle co mały słonik... Ale jakiś lżejszy
trochę jesteś... Trzeba Cię podkarmić, bo mi nie urośniesz – starszy chłopak
się zaśmiał i podniósł wysoko swojego brata.
- Zobaczysz, kiedyś Cię przerosnę! – wydawało się, że
wszystko wróciło do normy, dzięki małemu dziecku, które zwykle tak ciche było,
a teraz powiedziało to, co zmieniło ludzkie serca.
Wszyscy
rozmawiali na tyle długo, na ile pozwalały im zasady tego miejsca. Opowiadali
sobie różne historie, choć najwięcej mówił Alfred. Opowiedział o tym jak zbił
szybę piłką, gdy grał w baseball i jak przypadkiem wypadł mu kij z ręki i
uderzył nim kolegę, a później musiał go przepraszać, a ten nie chciał przestać
płakać. Wydawało się, że w tym miejscu wiódł bardzo aktywne życie i mógł bawić
się z wieloma dziećmi. Arthur czuł się nieco smutny, gdy uświadomił sobie, że
przy nim chłopiec mógł jedynie grać na jakiejś konsoli, którą kupił z drugiej,
albo nawet trzeciej ręki. Postanowił, że gdy tylko będzie mógł, zabierze go do
wesołego miasteczka na cały dzień i kupi mu dużo rzeczy, które będzie chciał.
Zauważył, że chłopiec cały czas tulił tą zabawkę, którą jeszcze niedawno prawie
wyrzucił. Czyli wszystko było na dobrej drodze.
Słodko~ Dobrze, że Matti tu był <3
OdpowiedzUsuńTeż bym chciała zabawkę od Arthura.
Chyba za bardzo lubię Kanadę^-^"
UsuńA nie wolałabyś samego Arthura? Ze wstążką na szyi? Tylko wstążką~<3