Translate

wtorek, 18 czerwca 2013

Historia poza tematem numer sto dziewiętnaście: Ten, który skrywa zbyt wiele - Część dwudziesta piąta.

Trochę o skutkach braku tolerancji... Co tak naprawdę jest złe? Miłość, której ludzie nienawidzą czy nienawiść, którą ludzie kochają?

Ten, który skrywa zbyt wiele
Część XXV

                Mimo, że nie przeszkadzali nikomu, jedynie starali cieszyć się sobą nawzajem, jednak nie wszyscy to akceptowali. Było tak wielu tych, którzy widzą świat jedynie w jednej płaszczyźnie i nienawidzą wszystkiego, co wybiega poza nią. Teraz, gdy ich kroki powoli i cicho rozbrzmiewały w opustoszałym parku, za nimi podążała grupka młodych, dość silnych ludzi. Żaden z nich nie wydawał się być przyjazny, ani tym bardziej zadowolony z ujrzenia ich razem. Oni, choć nikomu nie wadzili, stali się solą w oku tych, którzy nie znają prawdy w pełni. Zbyt zajęci sobą nie usłyszeli kroków. Gdy zorientowali się, że coś jest nie tak... było już za późno.
- A wy czego tu chcecie? – młody mężczyzna użył jeszcze kilku niecenzuralnych określeń, by opisać parę, do której się zwracał. – To miejsce dla normalnych ludzi, a nie jakichś zboczeńców – tu również dodał nieco słów niegodnych uszu osób kulturalnych, po czym się zaśmiał, a jego towarzysze mu zawtórowali.
- My już stąd idziemy... – błękitnooki wraz ze swym towarzyszem zaczęli się oddalać.
- To mnie nie obchodzi, że wy idziecie. Mnie obchodzi to, że w ogóle żyjecie. I chyba można to zmienić – podejrzani mężczyźni zaśmiali się po słowach swego przywódcy.
- Jak chcecie pieniędzy to ja wam mogę dać, ale zostawcie nas w spokoju – starszy z chłopców złapał przyjaciela za nadgarstek i wraz z nim ruszył szybkim krokiem. Jednak został złapany przez przywódcę bandy.
- My Twoich pieniędzy nie chcemy... Chociaż dać zawsze możesz. My po prostu nie chcemy, żeby żyli tacy jak wy. No cóż – mężczyzna zamachnął się pięścią na twarz młodzieńca, ale to on sam został uderzony przez zielonookiego.
- Ani mi się waż go jeszcze raz tknąć! – chłopak patrzył na niego gniewnie.
- O, myślisz, że dasz radę mi cokolwiek zrobić? – mężczyzna złapał chłopaka za koszulę i podniósł dość wysoko. – Ty mi nie fikaj, bo to się źle dla Ciebie skończy, młody.
- Dla Ciebie jeszcze gorzej – chłopak dłońmi mocno złapał rękę oprawcy i wykorzystując ją jako swego rodzaju podparcie, umieścił na niej część ciężaru swego ciała, by móc kopnąć mężczyznę w brzuch. Gdy oprawca upadł, reszta podbiegła do nich. Byli wściekli, że można jakkolwiek zranić ich przywódcę, więc wyładowali swą złość na blondynie. Ten jakiś czas nawet sobie radził, ale w końcu nie miał wielkich szans. Krzyknął jedynie do swego towarzysza, by ten uciekał. A on zrozumiał, że nie przyda się na nic, próbując pomóc. Odbiegł kawałek i zadzwonił po policję, by później zacząć szukać pomocy. Natrafił na kilku przechodniów, którym przybliżył sytuację, jednak większość go ignorowała. Udało mu się w końcu kogoś sprowadzić, by pomógł w odciągnięciu napastników od jego przyjaciela, jednak zbyt wiele się już stało.
                Długo starał się wraz z napotkanym człowiekiem, odepchnąć mężczyzn, wiele razy został uderzony, prawie wpadł wewnątrz ich ciasnego kręgu, gdzie był jego towarzysz. Nim nadjechała policja, oni już uciekli, a on ujrzał swego przyjaciela... A raczej nieprzytomne, blade i zakrwawione ciało. Upadł na kolana, starając się nie rozpłakać, obwiniając się za wszystko, co się stało. Złapał jego dłoń, a osobę, która wcześniej mu pomogła, poprosił o zadzwonienie po pogotowie. Jak tylko mógł, starał się nieco ulżyć przyjacielowi, jednak nie był w stanie nic zrobić. Widział krew spływającą z jego głowy, widział jak się kulił, zapewne wiele razy został uderzony w brzuch.

                Jakiś czas później pojawiły się odpowiednie służby, które pomogły jego przyjacielowi jak i te, które wymagały, by opowiedział o tym, co się stało. Osoba, która mu pomogła również została świadkiem zdarzenia. On miał jedynie nadzieję, że jego przyjaciel wyjdzie z tego cało, a ci ludzie zostaną ukarani. Gdy już policja wiedziała to, co wiedzieć powinna, on zadzwonił do swoich rodziców, by poinformować o tym, co się stało, wiedział też już do jakiego szpitala zabrali jego przyjaciela, co też powiedział rodzinie. Rodzicom mógł to przekazać już teraz, jednak bał się reakcji brata, który teraz słodko spał, ale rano miał również się o wszystkim dowiedzieć. Co będzie przeżywał, wiedząc, co stało się jednej z najważniejszych dla niego osób? Chłopak poprosił matkę, by zawiozła go do szpitala, by mógł być przy przyjacielu. Sam również musiał się tam zgłosić. Może w czasie pomagania jego przyjacielowi ratownicy również jego opatrzyli, ale wciąż mogło być coś nie tak. Zastanawiał się, czemu to się stało. Czemu zostali zaatakowani i czemu ci ludzie skupili się na zielonookim, gdy jemu zadali jedynie kilka ciosów. Czuł się winny. Gdyby nie wymyślił, żeby wracali tędy, uniknęliby tego. Lecz później pomyślał, że to raczej wina chorego społeczeństwa, które wciąż gnieździ w sobie takie plugawe robaki. W końcu to nieważne, że szli tędy, że trzymali się za ręce. Oni nie zrobili nic złego. Winni byli ci, którzy widzieli w tym coś złego. W końcu każdy, komu to przeszkadza, mógłby zrobić to, co tamci mężczyźni. Jedynie nauczenie ludzi tolerancji mogło czemuś takiemu zapobiec. Nie ma sensu ukrywania tego, co prawdziwe i dobre, nie powinno się też tego nienawidzić. A on teraz mógł jedynie mieć nadzieję, że to wszystko okaże się jedynie złym snem, a on wkrótce znów obejmie tego, któremu oddał swe serce.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz