Ten, który skrywa
zbyt wiele
Część XVIII
Często
zmrok nadchodzi nieubłaganie, gdy chcemy jak najdłużej widzieć błękitne niebo,
zostaje nam ono zabrane. Tak również i oni musieli rozejść się, gdy tylko minął
przeznaczony im wspólny czas. Myśleli o tym, by kiedyś pozbyć się tych
ograniczeń i być razem na zawsze. Nadszedł czas spoczynku. Gdy młodszy z braci
grzecznie poszedł spać wśród gromadki innych, podobnych mu dzieci, a raczej
męczyć ich opowieściami o swoim wspaniałym bracie, które zresztą w niektórych
momentach wydawały się być bardzo, bardzo przesadzone, starszy musiał wraz z
przyszywaną rodziną znaleźć inne miejsce, które zapewniłoby mu spokojny sen,
gdy dom był zbyt daleko, by wrócić przed nocą. Wspólnie udali się do
znajdującego się nieopodal motelu, by z rana wrócić do domu i nadal myśleć o
wszystkim, co należy zrobić, by to słodkie maleństwo znalazło się pod ich
dachem i mogło znów tulić swojego, już nie tak smutnego jak wcześniej, brata.
Znaleźli
dość miłe i przyjemne miejsce, w którym mogli zaznać kilku godzin przyjemnego
snu. Dorośli w recepcji poprosili o odpowiednie pokoje, jeden dwuosobowy, dla
nich i trzyosobowy dla młodzieży, gdy nagle Matt powiedział.
- Ja dziś chcę spać z rodzicami – i przytulił się do mamy.
Było to nieco dziwne, bo zazwyczaj nie odstępował brata na krok, a teraz sam
prosił o spanie w osobnym pokoju.
- Ale czemu? – jego matka ukucnęła przy nim i spojrzała mu w
oczy.
- Pamiętam, że jak byłem mały i jeszcze z wami spałem to
zawsze odnosiliście mnie do brata, a rano byliście dużo weselsi... Pomyślałem,
że oni też powinni mnie na trochę do was odstawić... – powiedział z niewinnym
uśmiechem, gdy zarówno rodzice jak i młodzieńcy zarumienili się intensywnie.
- Ale wiesz, to trochę skomplikowane... I nie wiadomo czy
oni tak chcą... – kobieta uśmiechnęła się ciepło i pogłaskała młodszego syna po
głowie.
- Ale braciszek tak patrzył na Artie’go jak tatuś na Ciebie
jak mnie odnosiłaś do braciszka... – w tym momencie wzrok kobiety utkwił w
starszym synu, który nieco podniósł ręce w obronnym geście.
- Jak tak bardzo chcesz to najpierw muszę z nimi
porozmawiać, a Ty idź z tatusiem – gdy tylko chłopiec i mężczyzna zniknęli za
zakrętem, kobieta spojrzała w oczy swego starszego syna. – No, więc jak długo
zamierzacie to ukrywać, skoro nawet dziecko to widzi?
- Ale mamo, ja nic nie chciałem ukrywać... – zaczął niepewnie.
- To nie tak jak pani myśli – zaprzeczył energicznie
zielonooki. – To tylko tak wygląda... Jesteśmy bardzo dobrymi przyjaciółmi – z łatwością
szło mu brnięcie w to kłamstwo.
- Dalej zaprzeczasz?! Po tym wszystkim?! – w błękitnych
oczach młodzieńca pojawił się dziwny błysk, jakby gniew zmieszany ze smutkiem. –
Przestań w końcu! – złapał go za koszulę i uniósł nieco, przez co ten musiał
stanąć na palcach.
- Przestańcie obaj! – matka starszego uderzyła obu w głowy. –
Nie wiem jaki jest powód ukrywania tego wszystkiego, ale już nie jest ważny,
jasne? Jeśli myśleliście, że się martwię, że babcią nie zostanę to zawsze
jeszcze mamy Matta, a ja młoda jeszcze jestem to może jeszcze się córki
doczekam. To wy teraz grzecznie idziecie spać, czy co innego chcecie w łóżku
robić, ale po cichu i już mi się nie kłócić! – kobieta pociągnęła obu za uszy,
choć ledwie sięgała, przez co musieli się schylić i zaczęła ich prowadzić
korytarzem. W ten nieco dla nich zawstydzający sposób znaleźli się w jednym
pokoju.
Jednak
między nimi wciąż panowała napięta atmosfera. Spokój i pewność z jaką
zaprzeczał Arthur wyprowadziła Francisa z równowagi. Czuł, jakby on go tak po
prostu odrzucił. Mimo wszystkich wspólnych chwil, mimo ciągłych starań, on
wciąż się do niego nie przyznawał. Czy nie był dla niego odpowiedni? A może to
wszystko była tylko gra? Może miał jedynie ukoić jego samotność, ale nikt nie
miał o tym wiedzieć? Czy, gdy on odzyska brata, zapomni o nim? Spojrzał z
gniewem w szmaragdowe tęczówki, które wydawały się zbyt chłodne.
- Więc to wszystko „nie tak jak się wydaje”? – błękitnooki podszedł
do towarzysza, łapiąc go za koszulę. Wydawał się być pewien gniewu i smutku. –
Może w ogóle to wszystko było kłamstwem?
- Ej, tego nie powiedziałem – szmaragdowe oczy wypełniły się
cieniem strachu. – Znowu robisz sobie żarty jak wtedy? Przestań, wtedy mnie tym
nastraszyłeś.
- Teraz to nie są żadne żarty. Wtedy nie wyparłeś się mnie
aż w tak perfidny sposób. Zastanawiam się, czy nie jestem jedynie pionkiem w
Twoich rękach.
- To nie tak... Puść. Nastraszyłeś mnie, wystarczy? Zostaw –
chłopak próbował zabrać jego rękę z okolic swej szyi. Czuł się nieco
niezręcznie.
- Nie, nie, nie... Ja nie chcę Cię teraz nastraszyć –
szafirowe tęczówki wypełniła złość, zmieniając ich kolor w złowróżbny granat.
Chłopak mocniej przyciągnął do siebie towarzysza.
- Tylko nie mów, że znowu Ci odbija jak wtedy... Nie... Nie
waż się... – nie dokończył, gdy jego usta zostały zgniecione w zbyt brutalnym
pocałunku. Zwykle, gdy łączyli się ze sobą w ten sposób, było to delikatne,
często nawet zapowiedziane w pewien ich pokrętny sposób za pomocą sekwencji
zachowań i spojrzeń. Nie lubił tego, czego się nie spodziewał. A na pewno nie
spodziewał się po kimś zwykle tak delikatnym i opiekuńczym zachowania opartego
na przemocy. Zrozumiał już dawno, że jego bronią w pewien sposób była miłość.
Gdy czegoś potrzebował, sprawiał, że ludzie stawali się mu ulegli przez
odpowiednie słowa i gesty. A, gdy się zdenerwował, działał na czyjeś serce,
sprawiając, że ten ktoś żałował każdego złego słowa, jakie ku niemu
wypowiedział. Więc teraz... Gdy jednocześnie chciał zdobyć zielonookiego i
ukazać mu swój gniew... Do czego mógł się posunąć?
- Skoro Ty nie słuchasz, gdy wciąż Cię proszę, byś się mnie
nie wypierał... To czemu ja miałbym posłuchać Cię teraz? – przyciągnął go do
siebie mocno i objął ciasno. – Skoro mnie kochasz, a jedynie nie chcesz, by
inni o tym wiedzieli, to przecież nie będziesz się bał, prawda? Nie martw się,
nikt się nie dowie... – teraz już o wiele delikatniej pocałował jego szyję. To
było coś nowego. Zwykle ich bliskość ograniczała się jedynie do tego, co delikatne
i niewinne. Nigdy nie zagościło między nimi nic, co można było liczyć w
kategoriach erotyzmu.
- Posuwasz się za daleko. Przecież wiesz, że to nie tak...
Wiesz, że nie chcę, odsuń się – zielonooki próbował się wyrwać. Zdziwił się,
jak trudno było to zrobić. Zwykle, gdy ten go tulił, a on chciał odejść,
wystarczyło go delikatnie odepchnąć, by puścił. Ale teraz nie miał siły choćby
odrobinę poluźnić jego uścisku. Czuł się bezbronny. Nigdy jeszcze nie widział
go z tej strony. Myślał, że może zasłużył w pewien sposób na karę, w końcu na
pewno bardzo go zasmucił. Ale nie chciał, by wyglądało to w ten sposób. Nie
chciał, by stało się coś, co przyniosłoby jedynie cierpienie.
- A Ty? Nie mogłeś wtedy chociażby się nie odezwać? Nie
mówię, byś zaczął opowiadać jak bardzo mnie kochasz, tylko to ma być tajemnica.
Mogłeś jedynie nie zaprzeczać, nie musiałeś nawet tego potwierdzić. Ale Ty...
Ty po prostu się wszystkiego wyparłeś. Więc teraz chcę sprawdzić, jak bardzo
jesteś ze mną związany... Czy będziesz się bał, gdy będę zbyt blisko? W końcu,
jeśli się kogoś kocha, to się nie drży, prawda? A Ty drżysz... Trzęsiesz się,
jakbym właśnie polewał Cię benzyną, trzymając w dłoni pudełko zapałek...
- Ty powinieneś to przecież rozumieć! – zielonooki krzyknął,
próbując się wyrwać po raz kolejny. Tym razem się udało i mocno odepchnął od
siebie chłopaka. – Jak możesz w ogóle robić coś takiego? Rozumiem, zraniłem Cię
i przepraszam. Przepraszam! Rozumiesz? Ale przestań... Przestań ze mną tak grać.
Nieważne jak bardzo się kogoś kocha, cokolwiek zrobione bez Twej woli zawsze
przeraża. Więc po prostu przestań się mną bawić. Czy tego chcesz? Chcesz po
prostu mnie zdobyć? A może potem mnie porzucisz?
- A może to Ty cały czas mnie wykorzystywałeś? W końcu miło
zamiast w samotności siedzieć z kimś, prawda? Miło mieć wszystko gotowe, miło
mieć się komu wyżalić. A miłość? No, może coś o niej słyszałeś. A skoro była
potrzebna, bym był na każde Twoje zawołanie to ją pięknie udawałeś i dlatego
trzymałeś mnie na dystans. Po prostu brzydziłeś się mnie dotknąć, nie chciałeś,
bym był zbyt blisko – błękitnooki posmutniał i usiadł na podłodze w miejscu, w
którym wcześniej stał. – Dlatego nie chciałeś się przyznać. Bo to wszystko było
kłamstwem – z szafirowych oczu spłyneły gorzkie łzy.
- To nie tak... Po prostu... Myślałem, że to Ty tak myślisz.
Że po prostu jesteś zbyt samotny, a ja wydawałem się łatwym celem. Uważałem, że
chcesz jedynie zapchać mną wolny czas, by mieć kogoś pod ręką i nie być samemu.
Ciągle miałem wrażenie, że zaraz odejdziesz. No bo czemu miałbyś być przy mnie?
W końcu masz wszystko, za czym tęskniłeś. Niedługo wyjedziesz na studia. Masz
przyjaciół, rodzinę. Masz wszystko. Po co Ci ja?
- Przestań! – błękitnooki spojrzał na niego oczami pełnymi
smutku. – Cały czas tak myślałeś? Jak mogłeś wciąż mnie o to podejrzewać? –
podszedł do niego, przez co on się odsunął. – Boisz się. Tak bardzo się mnie
teraz boisz. Chyba obaj zawaliliśmy tę sprawę.
- Zawaliliśmy na całej linii – westchnął. – Dobra, czas
spać, jak nie chcesz mnie zabić czy coś to się już kładź, bo rano będziesz w
jeszcze gorszym humorze.
- Chcę zrobić jeszcze jedną rzecz... Ale nie uciekaj,
spokojnie... – błękitnooki zaczął się zbliżać do przyjaciela.
- Dobrze, tylko, żeby to nie bolało... – gdy młodszy
zauważył, że jest ciągnięty w stronę łóżka zrozumiał, że coś jest nie tak. Mógł
się domyślić, że będzie źle, skoro zamienili pokoje z dorosłymi. – Ej, nawet o
tym nie myśl.
- Cicho, po prostu się nie bój... – pocałował go delikatnie,
gdy byli przy łóżku. – W końcu wiesz co mógł mieć mały na myśli – zaśmiał się
cicho. – Przecież nie możemy go zawieść, skoro tego oczekiwał.
- Przestań, on nawet nie wiedział o czym mówi... Po prostu
daj mi spać. Trzeba się jeszcze wykąpać...
- Masz rację- uśmiechnął się delikatnie. – Ale.... Zastanów
się, dobrze? – na te słowa zielonooki prychnął i zniknął w łazience. Był cały
zarumieniony, policzki go piekły. Czy powinien się zgodzić? Nie wiedział nawet,
co powinien myśleć, ani co powinien czuć.
Bardzo ładny, emocjonalny rozdział.
OdpowiedzUsuńNie mam się do czego przyczepić...Prawie. Ten przeskok emocjonalny Brewki
"Obaj zawaliliśmy...."*załamany był* "Dobra, idziem spać" *idziem bo idziem. brak emocji* To mnie powaliło XD
To była rezygnacja XD Czyli na zasadzie "I tak gorzej już nie będzie, po co się kłócić" XD Stąd ten przeskok, po prostu uznał, że i tak więcej się nie da spierdolić XD No i gdybyś widziała z jaką miną to mówił! *wyobrażała sobie w trakcie pisania* To była taka cicha akceptacja, całkowita rezygnacja i poddanie się szarej rzeczywistości! I sposób w jaki to napisałaś aż mnie zmusił to sprawdzenia co tam napisałam... XD
Usuń