Ten, który skrywa
zbyt wiele
Część XXX
Jeśli
wiecznie nic trwać nie może i smutek przerywa radość, on sam musi zostać
przerwany przez szczęście. Tak też wkrótce się stało. Dni mijały szybko, za
nimi podążały tygodnie i miesiące. W tym czasie wszyscy znaleźli przyjaciół,
którzy pozwolili im przetrwać trudne chwile. Arthur po pewnym czasie wrócił do
sprawności sprzed napadu, również wyrzucił z pamięci wspomnienie o nim,
zachowując się tak, jakby nigdy nie miał on miejsca. Matt zaś wciąż rysował,
przez co wielu jego kolegów w szkole było zachwyconych jego dziełami i
przestało go ignorować. Jeden nawet ciągle zapraszał go na lody. Wkrótce
również Francis zaczął opowiadać o pierwszych zdanych pomyślnie egzaminach i
otrzymanym stypendium, którego część zawsze przesyłał do domu. Zaczął też
pracować, by samemu nauczyć się odpowiedzialności i nie być gorszym od swego
przyjaciela.
Nim się
obejrzeli minął rok. Cała trójka w swym uporze stała się kimś, kim być chcieli.
Dobrze zdane egzaminy, pięknie wyhaftowane ubrania dla dziecka czy też rysunki
i wspólne zabawy. Zdobywali wiedzę i przyjaźnię, aż w końcu pośród nich pojawił
się największy skarb. Co Święta spotykali się w szóstkę, rodzice i czworo
dzieci. Każdy czas wolny był wypełniony obecnością małego Alfreda, który
przynosił wiele chaosu i radości. Aż pewnego dnia nie został wyznaczony żaden
termin powroty, a w szufladzie grzecznie spoczęły dokumenty potwierdzające
udaną adopcję.
Tak
więc teraz czas płynął torem, który prowadził ku szczęściu i radości. Nie było
już na jego drodze przeszkód, czasem jedynie małe kamyki, które przepływał bez
problemów. I choć minęło wiele lat pozostały dwie rzeczy niezmienne: miłość i
rodzina, to, co choćby złączone sztucznie, połączyło się trwalej niż korzenie
dębu z urodzajną glebą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz