Translate

czwartek, 20 czerwca 2013

Historia poza tematem numer sto dwadzieścia cztery: Ten, który skrywa zbyt wiele - Część trzydziesta.

Zwykły epilog, a raczej krótka głupota napisana, żeby dobić do trzydziestu części. Czyli tego opowiadania już dalej nie będzie, uznaję za zakończone.

Ten, który skrywa zbyt wiele
Część XXX

                Jeśli wiecznie nic trwać nie może i smutek przerywa radość, on sam musi zostać przerwany przez szczęście. Tak też wkrótce się stało. Dni mijały szybko, za nimi podążały tygodnie i miesiące. W tym czasie wszyscy znaleźli przyjaciół, którzy pozwolili im przetrwać trudne chwile. Arthur po pewnym czasie wrócił do sprawności sprzed napadu, również wyrzucił z pamięci wspomnienie o nim, zachowując się tak, jakby nigdy nie miał on miejsca. Matt zaś wciąż rysował, przez co wielu jego kolegów w szkole było zachwyconych jego dziełami i przestało go ignorować. Jeden nawet ciągle zapraszał go na lody. Wkrótce również Francis zaczął opowiadać o pierwszych zdanych pomyślnie egzaminach i otrzymanym stypendium, którego część zawsze przesyłał do domu. Zaczął też pracować, by samemu nauczyć się odpowiedzialności i nie być gorszym od swego przyjaciela.
                Nim się obejrzeli minął rok. Cała trójka w swym uporze stała się kimś, kim być chcieli. Dobrze zdane egzaminy, pięknie wyhaftowane ubrania dla dziecka czy też rysunki i wspólne zabawy. Zdobywali wiedzę i przyjaźnię, aż w końcu pośród nich pojawił się największy skarb. Co Święta spotykali się w szóstkę, rodzice i czworo dzieci. Każdy czas wolny był wypełniony obecnością małego Alfreda, który przynosił wiele chaosu i radości. Aż pewnego dnia nie został wyznaczony żaden termin powroty, a w szufladzie grzecznie spoczęły dokumenty potwierdzające udaną adopcję.
                Tak więc teraz czas płynął torem, który prowadził ku szczęściu i radości. Nie było już na jego drodze przeszkód, czasem jedynie małe kamyki, które przepływał bez problemów. I choć minęło wiele lat pozostały dwie rzeczy niezmienne: miłość i rodzina, to, co choćby złączone sztucznie, połączyło się trwalej niż korzenie dębu z urodzajną glebą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz