Translate

sobota, 29 czerwca 2013

Historia poza tematem numer sto trzydzieści trzy: Gasnąca nadzieja - Część trzecia.

Znowu czas cofnęłam minutę, dalej będą już zgodnie z czasem, bo te dwie notki akurat mnie wkurzyły, że minutę za późno się dodały, a się męczyłam, by pasowało. W pewnym sensie to jest epilog, dalej perspektywa Austrii.

Gasnąca nadzieja
Część III

Choć od dawna wszyscy się tego spodziewali, nikt nie chciał w to wierzyć. Twarz albinosa była bledsza niż zwykle, a na niej widniał ten delikatny, spokojny uśmiech. To było takie dziwne, takie nierealne. Rzadko umierał ktoś z nas. Oczywiście, zdarzało się to, jednak były to nieliczne przypadki. Czasem niektórzy pracowali w cudzych domach, czasem na jakiś czas słuch o nich ginął, czasem po prostu jednego dnia byli, drugiego ich miejsce było puste. Ale chyba jeszcze nigdy nikt z nas nie umarł tak jak człowiek, złożony chorobą, we własnym łóżku. Zdarzało się nie wrócić z bitwy, zniknąć. Ale nigdy nie zdarzyło się tak po prostu zgasnąć. Tak, on zgasnął... Był płomieniem, którego już nie miał kto podsycać, aż stał się jedynie małym żarem i zgasł na zawsze. Choć wielu z nas odeszło, pierwszy raz któremuś wyprawiono pogrzeb. Zwykle nie było ciała, które można by było pochować. Czyżby pod koniec stał się człowiekiem? Czyżby zachorował i umarł jak człowiek? To stąd mogły pochodzić te myśli i marzenia o ludzkiej rodzinie... My możemy marzyć jedynie o potędze i zwycięstwie, on zawsze myślał włąśnie o tym. Nikt nigdy nie zastanawiał się nawet nad znalezieniem miłości, założeniem rodziny. Dla nas to było nierealne. My walczyliśmy, zdobywaliśmy nowe ziemie. Gdy chcieliśmy usłyszeć w domu tupot małych stópek to po prostu atakowaliśmy małe państewko, by mieć personifikację pod swoim dachem. A on, który był idealnym przykłądem, jak można poświęcić wszystko dla wojny, on jako jedyny powiedział, że chciałby mieć dziecko. Sam był długo dziecinny, nie zwracał uwagi na uczucia. I to właśnie on zamiast zniknąć, po prostu umarł i to on, zamiast marzyć o chwale, zaczął marzyć o miłości.
                Zacząłem zastanawiać się nad tym, po co my istniejemy. Naród to ludzie, to oni walczą, giną, krwawią i płaczą. A my, mimo ran, wciąż idziemy naprzód, mijając stosy ciał. Nie jesteśmy w żaden sposób głosem naszego ludu. Szefowie nie liczą się z nami tak samo jak z nimi. Więc po co my tu jesteśmy? Gdybyśmy chociaż sami mogli rozstrzygnąć wojnę. Dwie personifikacje stawałyby na przeciw siebie i walczyły. Mógłby być to pojedynek jakiejkolwiek maści. Moglibyśmy nawet grać w bierki, ważne, żeby nie mieszać w to ludzi. A mimo wszystko wojny wciąż były krwawe i pozbawione sensu. Lud błagał o chleb w czasie głodu, a królowie kazali mu jeść ciastka. A my nie mogliśmy nawet zaniść biednym resztek ze stołów naszych szefów. Więc... Po co mieliśmy istnieć? To ludzie walczyli i umierali. My zabijaliśmy razem z nimi, lub ukrywaliśmy się tam, gdzie nasi szefowie. Nie mogliśmy chronić tych, których reprezentujemy. Ludzie żyli po to, by kochać, wychowywać dzieci, pracować, walczyć za ojczyznę, spełniać marzenia. Mieli tysiące powodów, by żyć, choć każdego z nich można było zastąpić, każdy trzymał się cieniej wstęgi życia niczym pajęczej nici. Każdy był wyjątkowy. Nas nie da się zastąpić, ale nie mamy powodu, by istnieć. Nie wolno nam kochać. Możemy jedynie podpisywać tysiace unii i sojuszy. Nie możemy mieć dzieci, nie może się przecież z nikąd pojawić nowe państewko. Pracujemy czasem tak jak zwykli ludzie, lecz liczą się jedynie konferencje, które nic nie zmianiają, bo szefowiemają własne plany. Nawet, gdy walczymy, to jedynie dla samych siebie, bo w końcu naród pozwala nam żyć, a my nic mu nie dajemy w zamian. Marzymy jedynie o potędze i chwale, a nie potrafimy się nią cieszyć. Myślę, że nieco mu zazdroszczę. Tego, że teraz jest wolny i nie musi zadawać sobie tych wszystkich pytań. Jego śmierć przyniosła więcej niż bezsensowne życie każdego z nas.
                Minęło kilka lat od tamtego wydarzenia. Świat nieco się zmienił, choć wydawał się być taki jak dawniej. Jedynie wspomnienia pozwalały zobaczyć różnicę. Ludzie z małymi telefonami w dłoniach byli tak różni od tych, stojących kiedyś w kolejkach do budek. Ludzie piszący wiadomości za pomocą różnych urządzeń, nie przypominali już tych, piszących długie listy. Jednak robili to samo. Tak samo kochali, wychowywali dzieci, choć mieli na to wiele innych sposobów. Robili tak naprawdę to samo, co ludzie sprzed setek lat. Jedynie sposób się zmienił. Dzieci były tak samo wesołe jak dawniej. Gdy mijałem plac zabaw zobaczyłem chłopca, którego wygląd tak bardzo przypominał mi jedną osobę. Dzieci śmiały się z niego. Może nie nazywały go, jak setki lat temu, dzieckiem szatana czy innymi takimi wymysłami, jednak nawet powiedzenie, że ma oczy jak bestia i włosy jak starzec, musiało go boleć. Jednak on nie płakał. Uśmiechnął się szeroko i wystawił im język.
- Jestem dumny, że jestem taki jak tatuś! A wy do swoich wcale nie jesteście podobni! – powiedział bardzo głośno i podbiegł w moją stronę. Spojrzał na mnie i wydawał się nad czymś głęboko zastanawiać. – Ja pana nie znam, prawda? Ale jakoś jakbym znał...
- Może spotkaliśmy się kiedyś, przypadkiem... Bardzo mi kogoś przypominasz.
- Tak? To niech pan za mną idzie, może tatuś będzie wiedział! Bo ja nigdy nic nie pamiętam, a on wie wszystko! – pociągnął mnie za rękę i zaprowadził mnie do kogoś, kto wyglądał jak osoba, którą tak dobrze znałem. Jednak to na pewno nie był on. Obok niego była kobieta o brązowych włosach, spiętych w gruby warkocz. Sen... Tak, jak w jego śnie... Więc jednak się spełnił. Mężczyzna spojrzał na mnie nieco podejrzliwie.
- No ja tego pana nie znam, ale też mam jakieś wrażenie, jakbym powinien go znać... To pan przyjdzie na kawkę, prawda? – wydawało się, ze to było raczej stwierdzenie niż pytanie, a kobieta obok zaśmiała się i zwołała gromadkę dzieci, jednocześnie pilnując wózka z bliźniętami. Cóż, taka rodzina to rzadki widok w tych czasach, a zwłaszcza tak podobna do tej, o której jedynie słyszałem... Więc on wrócił, by spełnić swoje prawdziwe marzenie... Mam nadzieję, że teraz będzie szczęśliwy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz