Translate

piątek, 7 czerwca 2013

Historia poza tematem numer sto siedemnaście: Ten, który skrywa zbyt wiele - Część dwudziesta trzecia.

Trochę o wychowaniu dzieci i miłości. Co jest w życiu najważniejsze, a jakie zasady ustalają ludzie. Trochę może się nie zgadzać fragment opowiadający o adopcji, bo nie znam się na tym, ale wydaje się to być logiczne i słyszałam o podobnych rzeczach, więc uznałam, że tak będzie.

Ten który skrywa zbyt wiele
Część XXIII

                Czasem to, co piękne jest niezrozumiałe. Ludzie mają jedną definicję piękna. Jeśli coś jest odmienne, nie jest akceptowane, nawet, jeśli jest równie wspaniałe. Lecz ci, którym jeszcze definicji tej nie wpojono, podziwiają wszystko tak samo. Jednak, jeśli nie zgodzą się z otoczeniem, to otoczenie przestanie ich akceptować. Czy wszyscy muszą myśleć tak samo, akceptować to samo i odrzucać to samo? Prawdziwe piękno tkwi w harmonii, gdy coś jest odmienne i jednocześnie identyczne, gdy łączy się to, co sobie przeciwne, dopełnia się, lub gdy jest tak podobne, że tworzy ze sobą idealny obraz. Nic nie musi być do siebie podobne, by pasowało, ani odmienne, by się dopełniało. To ludzie narzucili konkretne definicje wszystkiego i nie potrafią zmienić tego, co jest błędne, bo uważają prawdę za kłamstwo tylko dlatego, że nie zgadza się z tym, co myślą. Jak więc przekazać prawdę tak, by nie wyparło jej kłamstwo, a jednocześnie nie przyniosła problemów? Para patrzyła na siebie niepewnie, nie wiedząc jak to wszystko przekazać dziecku.
- To wszyscy mogą być tak jak rodzice i wy? – zapytał chłopiec, patrząc w oczy brata. – Zawsze mi się właśnie coś nie zgadzało... – zamyślił się nagle. – No bo, czemu mama może kochać tatę, a nie może być inaczej? – maluszek przyglądał się swojemu bratu i jego towarzyszowi. – No bo, jak mamusia gotuje tatusiowi i tatuś jest bardzo szczęśliwy to jest miłość. Jak tatuś kupuje mamie kwiaty też... Jeszcze koledzy mówili, że u nich tata gotuje a mama kupuje mu piwo... Czyli miłość jest wtedy jak jedna osoba gotuje, a druga daje jej prezenty, prawda? I są bardzo, bardzo szczęśliwi? No to przecież ja dawno już widziałem, że braciszek gotuje Artie’mu jedzonko, a Artie mu zaszywa ubranka. Czyli to też jest miłość! No! Tylko zawsze mówili, że tylko mamusia i tatuś mogą się kochać... O, a jak ja zrobię braciszkowi naleśniki, a on mi kupił misia to też jest miłość? – jak na początku rozumowanie chłopca wszystkich uszczęśliwiło, bo sam sobie wytłumaczył problem, tak teraz wpadli z deszczu pod rynnę...
- Młody, Ty tak za bratem biegasz, że chyba można tak to nazwać – zaśmiał się albinos. – Ale, słuchaj młody. Każdą osobę każdy lubi i kocha inaczej. Ty kochasz braciszka, ale nie tak samo jak mamusia tatusia, prawda? – przyjaciel jest przecież od tego, by rozwiązywać problemy innych przyjaciół, więc chłopak postanowił do edukować dziecko, wiedząc, że jego koledze będzie trudno, bo zbytnio idealizuje miłość. – No i możesz tak samo mocno kochać braciszka jak on Herbatniczka – i tu nastąpił pomruk ze strony zielonookiego. – Ale będziecie to okazywać kompletnie inaczej, o! I każda osoba lubi każdą osobę inaczej, młody. I tylko my decydujemy czy nazwiemy to miłością czy nie. Tylko potem niektórzy za bardzo kogoś lubią, albo nie umieją dobrze tego okazać i wtedy się ludzie na nich gniewają.
- Ach, czyli nie mogę za mocno przytulić braciszka, bo mocniej tulić może tylko Artie, tak? I będzie źle, jeśli za mocno braciszka przytulę, bo będzie go bolało... I braciszek też mnie tak delikatnie tuli, a jak byliśmy ostatnio w takim ładnym hotelu i miałem łóżko pod ścianą, a oni za ścianą byli to musiał braciszek Artie’go za mocno przytulić, bo trochę krzyczał, ale potem było cichutko... – wspomniana przez chłopca para zarumieniła się intensywnie, albinos miał nieco obrzydzoną minę, za to Hiszpan zaczął się śmiać.
- Oczywiście, nie wolno tulić nikogo za mocno, zwłaszcza jak nie chce – Francis powiedział to bardzo poważnie, patrząc bratu w oczy, ale w oczach przyjaciół wciąż tkwiły iskierki rozbawienia, gdy to on tłumaczył takie rzeczy. – A jak ktoś chce to trzeba go przytulić tak mocno jak tylko będzie chciał, żeby mu pokazać jak bardzo się go lubi – w tym momencie albinos się zaśmiał, jego przyjaciel wręcz wybuchł śmiechem, a zielonooki spiorunował ich wzrokiem. Zaś chłopiec nie do końca rozumiał o co w tej sytuacji chodzi. Patrzył na część przyjaciół roześmianą, część zarumienioną i na kolegów bawiących się za nim. A raczej zauważył Lovino, próbującego trafić kamieniami w Ludwiga. Pobiegł do nich nieco przestraszony. Chciał osłonić główkę siedzącego przyjaciela, więc w pewnym momencie dostał w plecki, gdy nad nim się nachylił. W oczach wszystkich pojawiło się pewne przerażenie, ale chłopiec tylko trochę posmutniał, jakby go za mocno zabolało, a on próbował powstrzymać płacz i wtedy podszedł do Lovino.
- Jak się kogoś lubi to nie wolno mu robić krzywdy – chłopiec spojrzał na kolegę z wyrzutem. – Czemu w niego rzuciłeś?
- Bo go nie lubię. Ciebie trafiłem przypadkiem, sorki. Przestaniesz się gniewać? – Lovino najwyraźniej miał jedynie cel w tym, by zrobić krzywdę swemu poważnemu koledze.
- Czemu? To, że ja dostałem to pół biedy, gorzej bolały czasem zastrzyki w szpitalu. Ale czemu...? Przecież wszyscy powinni się lubić.
- Brat woli bawić się z nim niż ze mną to niech on się do mnie nie zbliża jak na pewno woli mojego brata!
- Ale tu nie ma Twojego braciszka. Może on lubi was obu? Tylko Ty nie pozwalasz się lubić? Jak Twój braciszek bawi się z kimś innym to robisz mu krzywdę, więc braciszek nie chce, żebyś patrzył jak się bawi, bo boi się o innych. A inni boją się Ciebie. Jakbyście pobawili się we trójkę, to wszyscy bylibyście szczęśliwi! No, idź przeprosić... – wszyscy patrzyli nieco zdziwieni na chłopca, a jego brat uśmiechnął się ciepło. Teraz czuł, że chłopiec staje się sobą, sam decyduje o tym, co zrobi i co myśli. Cieszył się, że nie kopiował jedynie jego ruchów. Ale może to była kopia? Może on kiedyś zrobił coś podobnego i chłopiec to zapamiętał? Teraz nie był pewien jak bardzo to dziecko było jego bratem, a jak bardzo nim samym. Wiedział, że jego przyjaciel czuje podobnie. Nie wie czy jego brat wciąż będzie dla niego taki, jaki brat być powinien, czy będzie kimś kompletnie obcym. Obaj musieli wciąż się starać, by ich bracia byli tymi, kim być powinni, byli szczęśliwi będąc sobą i będąc przy nich.
- Twój braciszek Cię kocha, mój mnie nie, więc mi nie mów co mam robić – Lovino wyminął Matta, jednak po chwili podszedł do Ludwiga. – Dobra, postaram się Ciebie nie bić, jeśli jutro pobawisz się nie tylko z braciszkiem, ale i ze mną. – po chwili zwrócił się do swojego opiekuna. – Durniu, jutro idziemy do braciszka!
- Tak, tak, rozumiem – Antonio uśmiechnął się słodko. Po odejściu dziadka chłopców opiekę nad nimi przejęła jego rodzina i jeszcze rodzina Rodericha, którego dawno nie widział, a nawet go lubił. Przez to, że chłopcy ciągle się kłócili, a raczej Lovino krzyczał na brata, dla bezpieczeństwa zostali rozdzieleni. Ale nie zawsze dało się ich przypilnować. A przecież rodzeństwo nie powinno żyć osobno, prawda? Dlatego cieszył się, że chłopiec chciał pobawić się z bratem. Zrozumiał, że dzięki temu małemu chłopcu może zmienić się cały świat.

                Powoli wszystko zmieniało się na lepsze. Arthur dowiedział się, że istnieje możliwość szybszego sprowadzenia brata do niego. Jeśliby uznano jego za głównego opiekuna, a rodzinę Francisa za tymczasową rodzinę zastępczą można by było Alfreda nie tyle adoptować z przechodzeniem przez wieloletnią biurokrację, ale po prostu oddać go bratu, jednak pod warunkiem pomocy ze strony rodziny Francisa. Oczywiście rodzice błękitnookiego szybko zaczęli szukać sposobu w jaki to zrobić. Teraz było wręcz pewne, że brat pojawi się w jego domu nim dni zaczną się skracać. Może nie od razu na zawsze, najpierw oczywiście biurokracja, sprawdzanie czy wszystko dzieje się dobrze. Zastanawiał się, czemu tyle dzieci jest nieszczęśliwych, jeśli tak się pilnuje, gdy ktoś chce jakieś uszczęśliwić. Gdy prawdziwi rodzice czasem znęcają się nad dziećmi nikt o tym nie wie, a nawet jeśli to prawie wcale nie kontroluje, zapowiada wizyty w czasie których odgrywane są sceny kochającej rodziny, a nikt nie obserwuje, czy na co dzień też tak jest. Ale kiedy ktoś pragnie uszczęśliwić dziecko, dać mu dom i rodzinę, musi bardzo długo zmagać się z biurokracją, spełniać tysiące wymagań, których naturalne rodziny spełnić nie muszą i jest obserwowany na każdym kroku. Czemu świat naprawdę stoi na drodze szczęściu, a nie cierpieniu? Ciche przyzwolenie na łzy, utrudnianie uśmiechu... Nie wiedział, że i jego to spotka, choć zdobędzie marzenia, zawisną nad nim ciemne chmury.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz