Translate

piątek, 7 czerwca 2013

Historia poza tematem numer sto szesnaście: Ten, który skrywa zbyt wiele - Część dwudziesta druga.

Trochę rozmyślań, scenka rodzinna. Ile naprawdę ludzi powinni wiedzieć? I kto na to zasługuje? Jak wytłumaczyć coś, co zmienia wszystko, co do tej pory wiedziałeś?

Ten, który skrywa zbyt wiele
Część XXII

                Jak wiele trzeba zmienić, by pozbyć się wątpliwości? Jak wiele zmian hamuje zwątpienie? Trudno zrozumieć, do czego trzeba dążyć, jeśli każda droga wydaje się być zła. Gdy możesz zyskać lub stracić wszystko, a nie wiesz, która odpowiedź jest prawidłowa. Należy kierować się tym, co jest najważniejsze.
                Zielonooki podszedł niepewnie do swego starszego przyjaciela, gdy ten leżał na łóżku, czytając jedną z licznych książek, które posiadał. Usiadł na krańcu łóżka, wpatrując się w delikatne ciało błękitnookiego. Chciał z nim porozmawiać, jednak czuł też, że nie powinien mówić tego, co chce powiedzieć. Nie chciał go zranić, lecz jego serce było pełne wątpliwości. Byli teraz sami i czuł się wyjątkowo bezbronny.
- Jak długo zamierzasz na mnie patrzeć? – błękitnooki położył książkę na brzuchu i ukazał delikatny uśmiech. – Aż tak lubisz mnie podziwiać?
- Po takim czasie to już mi się znudziło – powiedział z nieco krzywym uśmiechem, chcąc pokazać, że te słowa to żart. – Ale chyba muszę Ci coś powiedzieć.
- No, w ciąży na pewno nie jesteś to mów, bo pewnie nic złego. Choć się przytul, nie będziesz się stresował.
- Boję się, że po tym, co powiem nie będziesz chciał mnie tulić. To strasznie głupie, ale wciąż mi chodzi po głowie... I Ty pewnie pomyślisz, że mi odbija.
- Plączesz się. To u Ciebie nienaturalne – błękitnooki usiadł na łóżku, w pewien sposób klękając i siadając na własnych stopach, a dłonie wysunął nieco do przodu, by oprzeć się na nich i zbliżyć twarz do zielonookiego.
- Ale obiecaj, że się nie zdenerwujesz... Ty ostatnio się łatwo denerwujesz i nie chcę, żebyś znowu wpadł w furię.
- Aż tak bardzo się mnie boisz? Spokojnie, przecież Cię nie zabiję za zwykłe słowa. No, co Ci tam na wątrobie leży?
- Mój brat...  Bo wy... Wy teraz będziecie jego rodziną. I czy on będzie nadal moim czy Twoim bratem? Czy ja go odzyskam czy jedynie przekażę wam?
- Jesteś częścią rodziny, więc on będzie naszym wspólnym bratem. Twoim biologicznie, moim prawnie. Liczy się przecież miłość. Nieważne gdzie będzie, zawsze będzie Twój, jeśli go kochasz.
- Więc, jeśli się kogoś kocha, to on to wie, nawet, jeśli jest daleko?
- On nigdy nie jest daleko. Jest tutaj, o – zbliżył się i dotknął jego serca. – Wiem co Ci chodzi po głowie – przytulił go mocno. – On jest tam, ja mam wyjechać na studia, boisz się co będzie, jeśli on wróci, a Ty będziesz chciał wyjechać?
- Jakim cudem zgadłeś? Jesteś jakimś jasnowidzem, czy czymś?
- To siła miłości! Po prostu widzę co się dzieje i wiem, co się musi stać. Ale jeśli będziesz się przepracowywał, to do studiów nie dożyjesz... – powiedział to już bardzo poważnie, jakby czuł, że to prawda.
- Dużo ludzi uczy się i pracuje jednocześnie...
- Ale nikt w takich godzinach jak Ty teraz. Może teraz masz trochę urlopu, ale jak znowu będziesz tylko ze szkoły wbiegał do domu i wybiegał do pracy to będzie źle. Prawie jakbyś miał pełen etat. Jak chcesz pracować to gdzie indziej, dobrze? Zawsze pachniesz tym miejscem i jesteś strasznie zmęczony. I przez cały tydzień albo jedynie widzę Cię w przelocie, albo śpisz pachnąc jak obiad...
- Ty też się z obiadem kojarzysz... Ciągle pachniesz deserem... Ale myślę, że to dobry pomysł... Tylko nie wiem jak miałbym znaleźć cokolwiek co nie wymaga dziesięcioletniego doświadczenia i trzech kierunków studiów...
- Ja wiem. Firma rodziców zrobiła nowy produkt. A jakby ktoś zrobił ładny projekt ulotek i je rozniósł później? Reklama zawsze się przyda, a po co od razu w telewizji? Im więcej wymyślisz takich ulotek tym więcej do rozniesienia. Mogę Ci załatwić nawet inne rzeczy do rozreklamowania...
- Wiesz dobrze, że ja raczej z czytających, a nie rysujących. Roznieść mogę, ale jak miałbym je jeszcze zaprojektować?
- To może Ty robisz slogan, umiesz takie hasełka tworzyć, prawda? No, więc Ty wymyślisz te słowa, ja rysunki i voila! A jakby może poszerzyć działalność, co? Wejść na rynek mody! Słuchaj! Moje projekty, Ty to uszyjesz... I potem do masowej produkcji!
- No, już widzę interesy umiesz robić. Zostańmy na tych ulotkach. Ja rozniosę. Potem poszukam jeszcze innych pomysłów.
- Może nawet się Ciebie zatrudni do pomocy w jakichś głupotkach, a potem się lepiej wyuczysz.
- Taa, kariera przez łóżko – zielonooki zaśmiał się cicho.
- I potem wielki skandal! A teraz czas jakoś rozprostować kości. Spacerek?
- Ach, dobrze... Może zabierzemy Matta na plac zabaw? Ostatnio się zrobił strasznie osowiały.
- Ach, masz rację. Może kogoś spotka i się jakoś zaprzyjaźni. On jest ciągle ze mną, a wiesz, że wyjeżdżam. I co będzie jak ja pójdę na studia, a on zostanie sam? No, dobrze, są rodzice, ale bez przyjaciół będzie mu smutno. Ciebie czy Twojego brata może się jeszcze bać, nawet, jeśli będziecie tu obaj. Im bliżej do wakacji tym smutniejszą ma buzię.
- Dobrze, ale pamiętaj, żebyśmy mu wstydu nie narobili. Bo Ty potrafisz nagle coś dziwnego zrobić i się jeszcze go zapyta dziecko czy ma coś nie tak ze starszym bratem – zielonooki zmierzwił jego włosy, a on zrobił nieco naburmuszoną minę, po czym zaczął go łaskotać.
                Gdy zabrali chłopca na spacer, on ciągle kręcił się przy nich, nie biegał za zwierzątkami, nie szedł do innych dzieci. Tylko wciąż szedł bliziutko przy swoim bracie. W końcu znaleźli się na placu zabaw ukrytym w głębi parku, gdzie było dużo dzieci. Usiedli na ławce, chcąc obserwować stamtąd chłopca. Jednak on zamiast iść się bawić, usiadł na kolana bratu.
- Pobaw się z kolegami. Zobacz, tam taka ładna dziewczynka się sama bawi – Francis próbował przekonać brata, by zachowywał się jak inne dzieci.
- Nie chcesz mnie tutaj? Dlatego wyjeżdżasz, bo nie chcesz już się ze mną męczyć... I teraz też nie chcesz mnie mieć na kolankach, tylko chcesz, żebym sobie poszedł do dzieci – chłopiec zasmucił się bardzo, opuszczając głowę. Te słowa nieco zszokowały obu starszych chłopców. Nie przypuszczali, że on może tak myśleć. Spodziewali się, że będzie tęsknił, jeśli jego brat wyjedzie na studia, może powie, że bez niego będzie sam. Ale nie spodziewali się myślenia, że ktoś wyjeżdża, bo nie chce być przy innej osobie. Przez to Arthur również zaczął się zastanawiać, czy kiedyś jego brat nie pomyśli tak samo. A może już myślał, uważając, że on wcześniej pracował po to, by nie być w domu?
- To nieprawda – Francis przytulił mocno brata. – Każdy ma prawo być szczęśliwy, prawda? Ty będziesz szczęśliwy, jeśli znajdziesz sobie dużo przyjaciół. Braciszek będzie szczęśliwy, kiedy będzie miał wspaniałą pracę. Ale najpierw musi ukończyć studia, wiesz o tym, prawda? Bo inaczej będzie musiał pracować w miejscu, którego nie lubi i będzie cały czas smutny i nie będzie miał dla Ciebie czasu. A jak teraz trochę braciszka nie będzie to wróci i będzie się z Tobą bawił. A jak poznasz innych ludzi to nawet nie będziesz aż tak bardzo tęsknił. Zobacz, przez ten czas Artie tu będzie, będziecie się bawić. Potem jeszcze jego braciszek przyjdzie. Ale będą smutni, jeśli będziesz ciągle myślał tylko o mnie.
- Masz rację... Przepraszam braciszku... – chłopiec pocałował brata w policzek. – Ciebie też, mniejszy braciszku – po tym pocałował w policzek zielonookiego.
- Cóż za szczęśliwa rodzinka! – usłyszeli w oddali śmiech ich albinotycznego przyjaciela. – Ale zupełnie jakby on był synkiem, a wy rodzicami – chłopak prowadził swojego brata za rękę, gdy kawałek za nim Antonio próbował dogonić swojego podopiecznego, który znów mu uciekł.
- No widzisz? I to się nazywa największe szczęście! – Francis uśmiechnął się szeroko. – No, Matt a z nimi się pobawisz? Nie boisz się?
- Z nimi mogę – chłopiec delikatnie się uśmiechnął i podszedł do małego, nieco starszego od siebie blondyna, z którym poszedł na plac zabaw, gdzie niedługo później  pojawił się jeszcze trzeci z podopiecznych.
- Próbujesz przystosować brata do społeczeństwa? – zapytał albinos. – To będzie długa droga. Zawsze był tylko przy Tobie, to teraz nie widzi poza Tobą świata. Może to słodko wygląda, że ciągle się do Ciebie tuli, ale ja wiem co potem z nim będzie. Też to przerabiałem. Mój też najpierw ciągle w okół mnie skakał, bo mu wszystko dawałem i jaki to ja mądry byłem, bo wiedziałem, a on nie. Poszedł do szkoły to sam się zaczął dowiadywać i później już tak dobrze nie było, bo jednak inni też wszystko wiedzą. No i zaczął mi siedzieć po nocach i czytać, bo chciał wszystko wiedzieć. Ach, a teraz to w ogóle się z nikim nie bawi, tylko się stara zrobić wszystko – albinos usiadł na ławce, po wolnej stronie błękitnookiego. – Słuchaj, z Twoim też tak będzie. Teraz Ty jesteś idealny, on się dowie, że inni też są fajni i zacznie Cię olewać, ale do innych nie podejdzie, bo ciągle tylko z Tobą rozmawiał. Trzeba dzieciaka rozruszać trochę, a nie tylko pilnować.
- Gilbert ma rację – Antonio zaś usiadł po stronie Arthura. – Lovino też najpierw ciągle był przy swoim dziadku i bracie. Dziadzio był dla obu zawsze taki idealny. I mały Lovi bratu zazdrościł, że on częściej jest przy dziadku. I teraz się z bratem kłóci ciągle, mimo, że dziadzia dawno nie ma. Och, gdybyście widzieli co on wyczyniał jak zobaczył, że bawię się z Feliciano! Normalnie mnie prawie pobił! Myślałem, że bratu krzywdę zrobi. Pewnie znowu młody myślał, że brat ważniejszy niż on... Dzieciakom to trzeba pokazać, że wszyscy są równi, bo zanim się dowiedzą to trochę czasu minie. I zawsze znajdą jedną najlepszą osobę, a potem z innymi nie rozmawiają. O, czekajcie chwilę – chłopak wstał, patrząc z przerażeniem w stronę placu zabaw. – Lovi! Przestań bić kolegów! – musiał pójść i rozdzielić bijące się dzieci.
- Też racja, albo się dzieciak uprze, że jeden najlepszy, albo sam chce być najlepszy – Francis westchnął ciężko. – I potem trudno to wszystko naprawić. – Spojrzał w stronę zielonookiego. – Widzisz? A Twój brat to i Ciebie będzie lubił i już poznał dużo innych dzieci. To może z nim będzie łatwiej.
- Pomyśli, że go nie lubię, jeśli spróbuję bez niego gdzieś pojechać – Arthur patrzył w stronę bawiących się dzieci. Naprawdę bardzo chciał zobaczyć swojego brata pośród nich.
- Oj, przejmujesz się. Młody sam będzie Cię jeszcze z domu wyganiał i Ci wrzucał rzeczy do walizki! Tylko go musisz nauczyć, że nie jesteś jedyną osobą, która ma być dla niego ważna – albinos wychylił się i dał zielonookiemu pstryczka w nos. – Ja idę tam do tego armagedonu, bo mi brata zaraz piaskiem zasypią, a mi się go nie chce szukać w tej piaskownicy jak mi zniknie – chłopak wstał i poszedł nastraszyć dzieci.
- Czyli ze skrajności w skrajność... Dzieciak albo kocha całym sercem, albo nienawidzi – Arthur westchnął ciężko. – A ja już chyba spadłem na tą drugą stronę.
- Oj, to ja Ci drabinę podam i wejdziesz na sam szczyt hierarchii w tym jego wielkim serduszku. On pewnie i tak się już niczym nie przejmuje. Uszyjesz mu jakiś niby strój superbohatera to będziesz najlepszym bratem świata – błękitnooki zmierzwił mu włosy z uśmiechem.
- Ty to pewnie od razu najlepszy jesteś jak tylko mrugniesz – zielonooki z nieco naburmuszoną miną pociągnął towarzysza za nos. Jakiś czas tak rozmawiali, gdy ich koledzy próbowali opanować nieco chaos, którym nie przejmowały się matki innych bawiących się dzieci, gdy w końcu zapanował porządek.
- A wy co? Małżeństwo? – śmiech albinosa nieco ich przestraszył. – Bo serio jak parka teraz. Jeszcze sobie buzi dajcie – na jego słowa oni jednocześnie przybrali barwy delikatnej czerwieni. – Ej, ej... Wy chyba nie tak serio... – nie otrzymał jednak żadnej odpowiedzi. Nikt nie zaprzeczył. W końcu tak sobie obiecali. – No ja pierdzielę... Antek, chodź tu i siadaj, bo jak Ci powiem to padniesz!
- Ej, nie rozpowiadaj wszystkim – Francis spojrzał na niego nieco gniewnie.
- Oj tam, kumpel to kumpel, zrozumie! Tylko ja żem myślał, że Ty hurtem babki wyrywasz, a Ty do nas nie przychodzisz, bo się z nim migdalisz – albinos spojrzał na zielonookiego. – Niezły musisz być, że go umiesz przypilnować, żeby Ci po kątach nie latał.
- Przestań – Francis był coraz bardziej zdenerwowany. Wtedy podszedł do nich Antonio.
- Słuchaj, a oni nam tu nic nie powiedzieli, a się po kątach migdalą! – albinos był zdecydowanie za głośny, ludzie w okół spojrzeli na nich.
- Jak się kochają to dobrze, byle nie za głośno – Hiszpan zaśmiał się głośno, co zagłuszyło kroki Matta, który nagle złapał brata za rękę.

- Braciszku... Ale zawsze mnie uczyłeś, że pan kocha panią i pani pana... A czy pan i pan to też miłość? – chłopiec najwyraźniej domagał się trudnych wyjaśnień. Cóż... Nadszedł czas na poważną rozmowę.

2 komentarze:

  1. Jej, ile do czytania... Muszę nadrobić sporo... Ale przeczytałam troszkę tekstu i ciekawie się zapowiada... Już wiem co robić jak nie będę mogła spać...
    Rin Kagamine

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 294 notki są, jeszcze zaraz dodam następną, może coś pojawi się w nocy... Więc powodzenia życzę^^ Lepsze są "Historie poza tematem" niż "Rozdziały" więc te drugie można zignorować. Jesteś strasznie słodka^^

      Usuń