Translate

czwartek, 20 czerwca 2013

Historia poza tematem numer sto dwadzieścia trzy: Ten, który skrywa zbyt wiele - Część dwudziesta dziewiąta.

Smutny i krótki rozdział, wyjazdy, rozłąka. W następnym, ostatnim pokażę trochę to, co się stanie później. Ale to będzie już koniec, bo opowiadanie miało się dziać, gdy będą w liceum, a Francis już teraz wyjeżdża na studia. Tak więc zaraz napiszę, można to tak nazwać, epilog.  Mam nadzieję, że w tym czasie termometr przestanie mnie straszyć liczą "32" przy temperaturze w stopniach Celsjusza... Musze iść po mangę...

Ten, który skrywa zbyt wiele
Część XXIX

                Nadszedł wkrótce czas, gdy koniec wyznaczał już nie kalendarz, lecz zegar. Godziny wydawały się mijać zbyt szybko, gdy poranek był zapowiedzą pustki. Najpierw wyjeżdżał Alfred. Jego czas w tym miejscu kończył się nieubłaganie. Już, gdy tylko otworzył oczy, wydawał się być zbyt smutny. Zawsze pełen życia, teraz snuł się po domu niczym cień. Śniadanie zjadł z ledwością, tamując łzy, próbujące wypłynąc spod jego małych powiek. Tak bardzo chciał tu zostać, lecz nie było takiej możliwości. Wciąż sam sobie zadawał pytanie, na które nawet dorośli nie znali odpowiedzi. Czemu prawo zabrania być szczęśliwym? A raczej to utrudnia. Słyszał o wielu dzieciach, które zostały zabrane z piekła po wielu latach. On z raju w ciągu niespełna kilku miesięcy. Czemu więc tamte dzieci tak szybko wracają tam, gdzie czekają ich łzy, a on musi czekać, by móc wrócić tam, gdzie jest szczęśliwy? Nie rozumiał tego. Naprawdę nikt tego nie rozumiał.
                Gdy nadszedł czas, powoli zebrał się do wyjścia, długo żegnał tych, którym zawdzięczał wiele radości. Odwieźć go mogli jedynie rodzice błękitnookiego młodzieńca, nie mogło tam być jego brata. W końcu to nie do niego miał jechać, czyż nie? Więc teraz tulił go mocno i pierwszy raz od dawna się rozpłakał. Zawsze starał się być silny, udawać bohatera, lecz teraz był jedynie słabym dzieckiem, które było bezsilne wobec okrucieństwa otaczającego go świata.
                Po jego odejściu nastała cisza, przerywana tylko cichym chlipaniem Matt’a, tulącego się do Francisa. Arthur zaś starał się być silny, powtarzał sobie, że niedługo znów się zobaczą. Ale, gdy przypomniał sobie łzy chłopca, sam miał ochotę płakać. Wiedział, że i jego i Matt’a czeka niedługo kolejny cios.
              I ten cios nadszedł, gdy drzewa stanęły w płomieniach rozpalonych przez jesienny chłód. Tym razem to Francis musiał pojawić się tam, gdzie czeka go droga, którą obrał już wiele lat temu. Jego serce również przepełniał smutek, jednak skrywał go myślą o spełnieniu marzeń i wewnętrznym spokojem, który pojawiał się, gdy widział jak jego brat tuli się do Arthura. Wiedział, że tu nikogo nie zostawi we łzach, bo jest ktoś, kto może je osuszyć. Jego rodzice wciąż byli zajęci pracą i biurokracją, a jego brat i przyjaciel byli tak do siebie nawzajem przywiązani, że wiedział, iż może zostawić ich samych. Tym razem jego brat nie płakał. Pocałował go w policzek i powiedział, że wie, że jedzie on, by spełniać swe marzenia, więc nie wolno płakać, jeśli się wie, że ktoś będzie szczęśliwy. Pożegnali się tak, jakby on wychodził jedynie na chwilę, choć wielka walizka była ciężarem, jak kamień spoczywający na ich sercach. Arthur jedynie kazał mu się dobrze uczyć i obiecał zrobić to samo, a także przypilnować, by Matt tego nie zaniechał. Pożegnanie było nieco chłodne, lecz każdy wiedział, że nie ma powodu, by było inne. Nie należy płakać, gdy ktoś wyjeżdża ku swym marzeniom. Nie należy też wtedy, gdy się wie, że nie zostawia się nikogo na pastwę losu.
                Wiele dni minęło w ciszy, nim dom znów stał się żywy jak dawniej. Dopiero po jakimś tygodniu wszystko wróciło do normy. Matt zaczął opowiadać o nowych kolegach w klasie, a Arthur stał się jednym z najlepszych uczniów w szkole. Tak też powinno być. Nieważne jak wiele się straci, ważne, że wie się jak to odzyskać. W końcu to, co powróci, nie zostało nigdy utracone.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz