Jesteś cenniejszy niż
złoto
Młody
chłopak biegł ile sił w nogach. Nie spodziewał się, że te okręty jednak
zaatakują. Nie spodziewał się, że ludzie zejdą na ląd. A na pewno nie
spodziewał się mężczyzny o skórze koloru karmelu, goniącego go tak zaciekle.
Coraz trudniej było mu biec. Widział uśmiech mężczyzny... On tak naprawdę mógł
złapać go już dawno... On tylko się bawił. Chłopiec to wiedział. Wyszkolony
żołnierz na pewno nie miałby problemów ze złapaniem takiego dzieciaka jak on.
Potknął się, czuł, że upada. Chwyciły go silne ramiona. Ramiona w kolorze
karmelu.
Po
chwili był niesiony w nieznanym mu kierunku. A raczej zbyt dobrze znanym. Port.
Statki. Bał się.
- Nie! – zaczął się wyrywać. – Zostaw! Ja muszę wrócić do
brata!
- Wiesz... Mogę zabrać was obu... Ale potrzebuję tylko jednego...
Drugi może być pomocny jak zaatakują nas rekiny. Będzie przekąską.
- Nie... Nie zrobisz mu tego!
- Albo jesteś grzeczny, albo moi ludzie przeszukają całe
miasto i go znajdą. W ogóle sprowadzą wszystkich ludzi podobnych do Ciebie i
zabiją. Może po drodze Twojego brata też?
- Nie...
- Więc jak? Będziesz grzeczny, ale brat zostaje w domu. Albo
jesteś niegrzeczny, a ginie pół miasta.
- Będę grzeczny...
W
drodze na statek był cichutko. Bez słowa dał się wrzucić do ładowni. Jedynie po
jego policzkach spływały łzy.
- Szef to ma dobrze – powiedział jakiś obleśny mężczyzna
patrząc na niego. – Taką ładną dziwkę sobie sprawił.
- No... – dodał jego kolega. – A nam nie pozwala go nawet
rozebrać i popatrzeć... Mały, żryj – podszedł do chłopaka z płatem wędzonej
ryby. Chłopak nie drgnął. – Żryj dziwko! – mężczyzna uderzył go w twarz.
- Co mówiłem o dotykaniu go? – rozległ się głos Szefa.
- Przepraszam... – winny drżał. Czuł, że czeka go kara. Nie
mylił się. Ostrze przecięło jego rękę, jednak sprawiając jedynie ból, bez
większych uszkodzeń.
- Wynosić się – krzyknął szef, a mężczyźni odeszli. – Mały...
Jedz... – uklęknął przy nim. Dotknął jego ramienia. – Jedz, bo będziesz się źle
czuł. Do szczęścia wystarczy dach nad głową – pokazał na pokład nad nimi. – I dobre
jedzenie – podsunął mu rybę pod nos. Chłopak nie odpowiadał. – Jak się
nazywasz? – dalej cisza. – Ja jestem Antonio. Antonio Fernandez Carriedo – po tych
słowach chłopak zadrżał. Znał to nazwisko aż za dobrze. – A Ty? Och, nie
odpowiadasz... – delikatnie pogłaskał go po policzku, by później dotknąć jego
ust swymi.
- Nie... Zostaw... – wyszeptał chłopiec.
- Och, odezwałeś się... Jeśli będziesz niegrzeczny... –
złapał za brzeg jego spodni. – To będzie Twoja kara...
- Proszę... – złapał mocno jego nadgarstek.
- Więc... Jak się nazywasz?
- Lovino Vargas...
- Jak pięknie. Opowiedz mi więcej... I jedz... –zaczął go
karmić. Chłopiec jadł niechętnie, lecz gdy tylko dłoń mężczyzny znalazła się pod jego koszulką
natychmiast spotulniał.
I tak
przez długi czas spotykali się co wieczór w ładowni, w której chłopak był
uwięziony. Z czasem zaczął się cieszyć, gdy przychodził. Oznaczało to
otrzymanie jedzenia i wody, których brakowało mu cały dzień. Rozmawiali. Długo,
często rozmawiali. Poznali się praktycznie na wylot. To nieco przerażało
chłopca. Czyżby chciano go zabić? W końcu... Jeśli ktoś wie za dużo trzeba się
go pozbyć.
- Wiesz, Pomidorku... – zaczął pewnego wieczoru Antonio. –
Chciałbym oglądać z Tobą gwiazdy.
- Naprawdę? Czemu chce pan zrobić ze mną coś romantycznego?
- Bo mi się podobasz, maluszku – pocałował go.
- Czemu pan to zrobił? Przecież byłem grzeczny...
- Bo chciałem... Podobasz mi się. Jak myślisz, czemu jeszcze
Cię nie zgwałciłem? Słyszałeś przecież, że po to tu jesteś. W porcie też nie
miałem żadnej kobiety... Chcę, byś mnie pokochał.
- To nie takie łatwe...
- Pooglądajmy gwiazdy – pociągnął chłopca za rękę. Weszli na
pokład.
- Jakie piękne... – chłopiec podszedł do burty i spojrzał w
niebo. – Tonio! Zobacz! Spadająca gwiazda! – chłopiec pierwszy raz odkąd się tu
znalazł miał na twarzy uśmiech.
- Wiesz, że jeśli powiesz życzenie patrząc na spadającą
gwiazdę to się ono spełni?
- Tak...
- Chcę, by Lovi pokochał mnie tak mocno jak ja kocham jego –
Hiszpan złożył ręce jak do modlitwy.
- Chcę wrócić do domu – Włoch powtórzył jego ruch.
Potem
dni upływały znów tak samo. Pewnego dnia Włoch zauważył, że jego przyjaciel
jest smutny.
- Co się stało...?
- Dziś nasza ostatnia wspólna noc, wiesz?
- Jak to?
- Spokojnie... Chodź do mojej kajuty... – zaprowadził go do
tego miejsca. – Połóż się na łóżku.
- Czy pan chce...?
- Tak. Nie sprzeciwiaj się... Ja... Ja Cię kocham...
- Wiem. A ja... Ja chyba pana też...
- Więc, proszę... – chłopiec skinął głową. Nie wiedział
czemu ta noc miałaby być ostatnia. Postanowił spełnić jego życzenia. Ciała i
dusze połączyły się miłością.
Rano z
okna ujrzał znajome miejsce... Jego miasto. Więc to oznaczała ostatnia noc?
Miał teraz... Tak po prostu wrócić do domu? Cieszył się, ale też smucił. Mógł
już nigdy nie spotkać go ponownie. Ale w końcu mógł spotkać znów brata.
- Chodź... Czas wrócić do domu – powiedział mężczyzna gdy
się ubierał.
- Naprawdę? To... To nie jest pułapka...? I... Już więcej
Cię nie spotkam...
- Nie... Oni mnie już nie chcą jako szefa. Mam do wyboru...
Banicję poza państwem, albo śmierć. Wybieram Ciebie. Masz w domu jakieś wolne
łóżko?
- Położę Ci koc na balkonie – zachichotał.
- Ty wredny – mężczyzna rzucił w niego jego bluzką.
Wkrótce
byli już na lądzie, statek odpłynął.
- Szefie, jakie rozkazy? – zapytał chłopak.
- Wracamy do domu – po jakimś czasie rozmawiali już z młodym
chłopcem i silnym mężczyzną tak podobnymi do chłopaka. Czy taka rodzina może
istnieć w tym świecie?
Och, prześliczne <3 Kocham takiego złego-dobrego Antonia. Dokładnie tak zawsze myślałam o ich stosunkach.
OdpowiedzUsuńPo prostu przeurocze ;_;
Meroko
To dla mnie zaszczyt czytać te słowa^^
UsuńUrocze ^-^ I ten syndrom sztokcholmnski..
OdpowiedzUsuńMilka
Uwielbiam syndrom sztokholmski <3
UsuńZauważyłam ^-^
UsuńTo już się domyślasz swojego SuFina? XD
UsuńOjejku...Jakie to śliczne <3 Dziękuję za dedykację. Wyszło ci prześlicznie. Ach jak ja uwielbiam Spamano...Dziękuję kochana ;*
OdpowiedzUsuńTo Ty jesteś śliczna^^ A jak się wszyscy czują nasi?
Usuń