Poczucie winy
Pamiętam, gdy pierwszy raz Cię ujrzałem
Już wtedy wiedziałem, że nigdy Cię nie zapomnę
Byłem przy Tobie, gdy stawiałeś pierwsze kroki
Nawet przewracałeś się z gracją
Wiedziałem, że będziesz dla mnie kimś ważnym
Nigdy nie chciałem oglądać Twych łez
A Ty sprawiałeś, że miałem powód do uśmiechu
Starałem się zawsze Ciebie rozśmieszać
Sam byłem również szczęśliwy, gdy to się udało
Pamiętam, gdy byłeś mały i przez przypadek nazwałeś mnie „tatą”
Przepraszałeś, jakbyś mnie obraził
A może w Twym mniemaniu była to obraza?
Pamiętam jak on Cię traktował
I Twój wzrok, gdy z okien widziałeś szczęśliwe dzieci
Ich słowo „tato” mówione z taką radością
Do mężczyzn, którzy trzymali ich na rękach
I Twoje „ojcze” mówione ze smutkiem i strachem
Do człowieka, który miał Cię za nic
Ten jeden, jedyny raz powiedziałeś „tato” z uśmiechem
Powiedziałeś to do mnie, gdy byłeś tak mały
Czułem jednocześnie radość i smutek
Byłem szczęśliwy, że byłem dla Ciebie niczym ojciec
Jednak to, że ten prawdziwy nie potrafił nim być, napawało
mnie smutkiem
Widziałem jak dorastasz
Byłem z Ciebie dumny
Choć ten, który powinien mówił słowa, które jedynie
wywoływały Twe łzy
A potem pojawił się on
Widziałem jak spoglądasz ukradkiem w jego oczy
Wiedziałem, że czujesz coś, czego nie powinieneś
Żaliłeś mi się, opowiadałeś o wszystkim
A ja wiedziałem, że nikt inny nie może się dowiedzieć
Czasem wychodziłeś niezauważony przez nikogo
I wracałeś taki szczęśliwy
Byłem równie szczęśliwy, jednak serce mnie bolało
Chciałem, byś to w moje oczy tak patrzył
Chciałem, byś to do mnie przychodził
Słyszałem jak grałeś mu melodie stworzone specjalnie dla
niego
Tak jak dawniej grałeś dla mnie
Teraz nie byłem już najważniejszy
Jednak Ty byłeś szczęśliwy
Miałem ochotę umrzeć gdy nagle zniknąłeś, uciekłeś
A ja mogłem jedynie patrzeć na wściekłość Twego ojca
On wiedział, prawda?
A ten, który Ci mnie przysłonił płakał skrycie
Więc i on Cię kochał
Zawsze łudziłem się, że Cie oszukuje, a Ty wrócisz do mnie
Jak mogłem pragnąć, by Twa pierwsza miłość okazała się
kłamstwem?
Jak mogłem być tak okrutny i samolubny?
Chciałem spalić pamiętnik, w którym zapisałem te myśli
Lecz było w nim zbyt wiele Twych słów
A on przychodził do mnie i wciąż pytał, czy wiem, dokąd
mogłeś się udać
A ja nie wiedziałem co mu odpowiedzieć
Czyżbym zbyt mało Cię znał, by przewidzieć Twe ruchy?
Wiedziałem tylko za kim podążyłeś
Wyfrunąłeś jak ptak z klatki
A ja byłem zbyt mocno przywiązany do ziemi, by polecieć za
Tobą
Wkrótce sprowadzono Cię z powrotem
Widziałem śmierć tych, którzy byli z Tobą
Czułem nieuchronne przeznaczenie
Modliłem się o cud, o to, by nie stracić Ciebie tak wcześnie
I cud się stał
Zginął ten, który wcześniej zajął tak ważne w Twym sercu
miejsce
Czy byłem okrutny odczuwając wtedy radość?
Nie straciłem Cię, a mój rywal odszedł
Lecz Ty... Ty już nie byłeś tym samym człowiekiem
Melodia fletu przypominała płacz dziecka
A wkrótce Ty stałeś się taki jak ten, którego nienawidziłeś
Czy to przez moje prośby?
Czy to moje pragnienie zniszczyło Twe marzenia?
Gdybyś wtedy zginął, umarłbyś szczęśliwy
Zaznając wolności przed śmiercią
I mogąc patrzeć w jego oczy
Jednak Ty ujrzałeś jego śmierć
A Twą dusze skuły łańcuchy
Nie byłeś już tym, którego znałem
Widziałem jak zmieniasz się jeszcze bardziej
Jak kurczowo trzymałeś się swych przekonań, by zachować
człowieczeństwo
Dzięki Tobie stałem się silniejszy
Jednak jak wiele poświęciłeś?
Obojętność, apatia
Malujące się na dawniej uśmiechniętej twarzy
Czy to moje modlitwy wtedy sprowadziły dzisiejszy Twój
smutek?
Nigdy już nikogo nie pokochałeś
Nawet mnie
Może na to zasłużyłem?
W końcu... pragnąłem Cię tylko dla siebie
Samolubnym marzeniem zniszczyłem Twe szczęście
Od jak dawna już Cię tu nie ma?
Teraz i ja odchodzę
Zasłużyłem na to
Tak powinno być
Czeka mnie haniebna śmierć
Nie zasłużyłem na chwałę
Ale marzę tylko o jednym
O tym, by znów ujrzeć Twój uśmiech
Pamiętam, jak grałeś mi, gdy nie mogłem zasnąć
A teraz... Teraz boję się spać, bo wiem, że już się nie
obudzę
Zamykam jednak oczy, takie jest moje przeznaczenie
Poczułem, że ktoś ociera mi łzę, jednak nie mogę się już
poruszyć, nie mogłem otworzyć oczu
Czy to Ty po mnie przyszedłeś?
Słyszę dźwięk fletu
Płaczesz?
A ja powoli zasypiam
Wiem, że już się nie obudzę
Jednak nie boję się wiecznego snu
Wiem, że Ty w nim będziesz
A teraz zaprowadź mnie tam gdzie jesteś
Widzę światło
A Ty trzymasz mnie za rękę
Jednak widzę Cię takiego jak wtedy
Młodzieńcza twarz, duże oczy
Uśmiech i flet w dłoni
Wtedy jeszcze nie było nikogo, kto by nas rozdzielił
Czy już zawsze będziemy razem?
Czy to może jedynie iluzja, a Ty jesteś przy nim?
Widzę wiele drzwi w białym korytarzu
I strach w Twoich oczach, gdy zbliżam się do jednych z nich
Otwieram je, a Ty zamierasz
Widzę Ciebie i jego, lecz innych niż was pamiętam
Nieco starszych niż, gdy byliście razem
Szczęśliwych
Więc... To wszystko fałsz?
„To wnętrze naszych serc. W Twoim jestem taki, więc w Twym
pokoju też będę”
Tłumaczysz mi smutno
„A Twój pokój? Jak wygląda?”
„Właśnie go widziałeś”
Nie widziałem w nim siebie...
Tylko jego...
Ale Ty mnie tulisz i szepczesz do ucha:
„Też tam jesteś, zamiast mego ojca”
Więc... Więc kochałeś mnie, ale nie tak, jak tego chciałem
Więc dlatego nazwałeś mnie „tatą”, gdy byłeś mały
Bo byłem nim dla Ciebie
A teraz prowadzisz mnie do innego miejsca
Otwierasz białe drzwi
A ja widzę nasz pokój
Na biurku leży mapa, a na niej tylko jedno państwo
Uśmiechasz się, a ja widzę swe imię
Jednak... Czy to oznacza, że wszyscy inni umarli?
„Przecież tego chciałeś. Tylko najpotężniejsi przeżyją, a Ty
właśnie taki chciałeś być”
Więc zostaliśmy tu sami, tylko Ty i ja
Bez rodziny, bez przyjaciół
Marzenie stało się przekleństwem
Na zawsze razem, na zawsze samotni
Melodia napawa mnie smutkiem
„Nie martw się, niedługo znów powrócisz. I ja również”
Mówisz z uśmiechem
„Jak to?” – pytam niepewnie
„Nie jesteśmy tu wiecznie. Dusze powracają w innych ciałach.
Zostało mi już tylko kilka lat”
„A mi ile?” – zastanawiam się patrząc w Twe oczy
„To wszystko zależy od Twego serca. Jednak czasem odrodzenie
jest nagrodą lub karą. Rozlaliśmy wiele krwi, więc chyba nas ukarzą”
„Więc... W następnym życiu będę cierpiał, prawda? Wrócę jako
jakiś skrawek, nie jako kraj...”
„Być może... Powstaną Nowe Prusy”
„A Ty...? Kim Ty będziesz?”
„To na pewno będzie ironia... Kraj jako kraina... A król
jako...”
„Sług już nie ma, nim nie zostaniesz... Brzydziłeś się
kobiet, więc odrodzisz się jako jedna z nich”
„Wtedy pewnie lepiej zrozumiem, czemu były potrzebne”
„Czy się spotkamy?”
„Zależy czy los nam pozwoli”
„Wiesz... myślę, że zrobiłem coś strasznego...” –
opowiedziałem Ci o tym, czego pragnąłem
O nieszczęściu, które na Ciebie sprowadziłem
„Więc za karę będziesz musiał mnie odnaleźć... Wiem! Ja
odnajdę Ciebie. Na pewno spodoba mi się kraj, którego częścią się staniesz”
„Przyjedziesz tam i będziesz przy mnie”
„Oczywiście”
Uśmiechnąłeś się i przyrzekliśmy sobie spotkać się znowu
Zniknęliśmy stąd oboje
A teraz czas odszukać swe szczęście
Lecz, jeśli to on odnajdzie Cię pierwszy?
Już zaczynam się modlić, by do tego nie doszło
Byś znów nie musiał cierpieć
Za późno pomyślałem, że przyniesie to jeszcze większe
cierpienie
Już siedzę cicho! Ale powiem jedno: Piękne! *siedzi w kąciku cyckając czekoladę*
OdpowiedzUsuńMilka
Tyś piękniejsza niźli wszystkie świata tego liryki!
Usuń