To, co prawdziwie
piękne
Zastanawiasz się jak brzmiałby dźwięk deszczu padającego na
struny fortepianu
Zapewne podobnie jak Twe łzy uderzające o trzymany w dłoni
kamerton
Pamiętasz jak dla niej grałeś w zimowe wieczory
Prawie 50 wiosen spędziłeś budząc się i czując zapach
kwiatów, które kochała
Czemu teraz nie ma jej przy Tobie?
Czy tak nie jest lepiej?
Dla Ciebie na pewno nie
Kolejna łza spada czystym C
A teraz kolejne, gdy schylasz się, by nastroić fortepian
C, A, G... Dotykasz palcami strun, szarpiąc je delikatnie
Może czas złamać zasady?
Może tak jak teraz, wszystko działo się odwrotnie?
Najpierw zamieszkaliście w jednym domu
A dopiero potem ją pokochałeś
Więc teraz zrób tak samo
Dotykasz strun palcami słuchając ich dźwięku
Szarpnąłeś zbyt mocno delikatną dłonią
Krew spływa do wnętrza instrumentu
Miesza się ze łzami
A ona tak kochała jego dźwięk
Skoro i tak już nie usiądzie przy Tobie
Skoro i tak nie będzie już słuchać Twej gry
Po co w ogóle ma tu stać ten przeklęty fortepian?
Masz wiele innych, ten nie jest Ci już potrzebny
Na nim grałeś dla niej
Teraz zagraj ostatnią melodię
Złam zasady choć jeden raz
Szybkimi ruchami zrywasz struny
Płacząc i raniąc sobie dłonie
Zerwane struny odskakują na wszystkie strony
Ranią Twą twarz, uderzając w pierś
Nie czujesz już bólu
Boli tylko jedno, Twoje serce
Zostały tylko te przeklęte klawisze
Ona też ich dotykała
Nie możesz na nie patrzeć, gdy nie ma jej przy Tobie
Chcesz je połamać i wyrzucić przez okno
Dotykasz jednego, a plama krwi na nim zostaje
Zastanawiasz się czy ona uznała by to za piękne
Plamki czerwieni pośród bieli
Na pewno teraz, gdy nie patrzy w Twe oczy
Patrzy w te skąpane w szkarłacie
Tak... Tak musi być...
Energicznie wyłamujesz klawisze i rozrzucasz na wszystkie
strony
Waza, okno, dzban...
Wszystko zmienia się w drobinki szkła i porcelany
Rozpada się na okruchy, niczym Twoje serce
Patrzysz na rozkrwawione palce zalanymi krwią oczyma
Łamiesz okulary, szkłem rozcinając nadgarstek
Wiesz, że i tak nie umrzesz
Nie masz nawet tej wolności
Oni każą Ci kochać
Oni każą Ci nienawidzić
Oni kazali wam być razem
Oni was rozdzielili
Chcesz choć jedną rzecz zrobić z własnej woli
Osobiste cierpienie jest namiastką wolności
Niszczysz wszystko w okół siebie
To wszystko, co oni stworzyli
Lecz nie odzyskasz tego, co pokochałeś
A gdzie ona patrzy teraz?
Czy chciałaby ujrzeć białą pełnię księżyca?
Czy płakałaby nad kroplami szkarłatnej krwi?
Być może ponad purpurę pokochała karmazyn
A Ty zaślepiony miłością nigdy nie widziałeś prawdy
Upadasz na kolana i szepczesz do siebie:
„Teraz jest wolna, tak jest dobrze, tak być powinno”
Własną krew rozmazujesz na swych oczach
„Niech staną się czerwone, to takie na pewno kocha”
Wiesz co zrobić, by ktoś, patrząc Ci teraz w oczy ujrzał
czysty szkarłat
Sięgasz po odłamek swych zniszczonych już okularów
I kierujesz w stronę tego, co dawniej osłaniały
Ktoś wbiega do pokoju, widzisz coś jasnego
Silny ruch ręki odbiera Ci szkło z dłoni
„Jeśli to zrobisz, nigdy jej nie ujrzysz”
Znajomy głos
Przez Ciebie znienawidzony, lecz czy przez nią kochany?
„Skoro nie wybrała żadnego z nas, to nie masz powodu, by
dłużej mnie nienawidzić”
Czy naprawdę usłyszałeś te słowa?
Czy może mózg pogrążony w samotności i rozpaczy podrzuca Ci
te wizje?
Na ile są prawdziwe? Na ile fałszywe?
Spoglądasz teraz w jego oczy
Wyglądają zupełnie jak krew na białych klawiszach
A w środku źrenica, klawisz czarny
„Jak wiele dzieli miłość od nienawiści?”
Pytasz i spoglądasz zasłoniętymi łzami oczyma na te,
należące do niego
„Tylko jeden gest. Jeśli kochasz – pocałujesz, jeśli
nienawidzisz – uderzysz”
„A jeśli nie czuję nic do Ciebie? Jeśli jesteś jedynie
rywalem w walce o nią?”
„Walka już skończona. Nie rozumiesz, że nie osiągniemy nigdy
celu?”
„Ja się nie poddam”
„Ja również... Ale zrobię coś, co sprawi, że już nigdy nie
będziesz chciał ze mną walczyć”
„Co chcesz...” – nie dokańczasz, gdy Twoje usta są miażdżone
są przez jego wargi
Brutalny pocałunek niczego nie wyjaśnia
Czułość symbolizuje miłość, okrucieństwo – nienawiść
A on daje Ci oba w tym jednym geście
„Co czujesz? Czy dalej masz zamiar biec ku końcu tęczy?” –
słyszysz wraz z jego śmiechem
Dotykasz niepewnie swych ust
Drżysz, a nowe łzy zbierają w Twych oczach
„Wiesz przecież, że lepiej jest gonić króliczka niż go
złapać...”
Odpowiadasz ostatkiem sił
Masz ochotę go zabić, ale czujesz, że już nigdy nie
podniesiesz na niego ręki
„Ona nie jest króliczkiem. Jest wolnym ptakiem, który
odleciał daleko. A my nigdy nie zamknięmy go w żadnej z naszych klatek”
Ma rację
Ma tak okropnie bolesną rację
Spoglądasz w jego oczy
A on uśmiecha się delikatnie
Nie z pogardą, nie z nienawiścią
Ze smutkiem
On też został sam
W jego ogrodzie również nie kwitnie kwiat paproci
Nie macie już o co walczyć
Zamknąłeś oczy i mocno złapałeś za poły jego płaszcza
Chciałeś znów się rozpłakać
Lecz znów poczułeś jego usta na swoich
Co teraz zrobisz, gdy jest tak delikatny?
A Ty tak bezbronny, mimo że nie atakuje?
Już dawno to wiedziałeś
To ona była Twoją siłą
To ona była jego motywacją
A teraz powoli opadasz na usłaną okruchami szkła podłogę
Jednak to nie boli
Znów spoglądasz na niego
Oddycha szybko
Już wszystko rozumiesz
Protest więźnie w gardle, gdy jego usta dotykają Twej szyi
Co on w ogóle robi...?
Czemu Ty na to pozwalasz?
To tylko chwila zapomnienia...
Wciąż masz na sobie jej zapach
Na pewno pozostała choć odrobina jej woni, nie zmyta
tysiącami kąpieli
To ona go przyciągnęła
Tylko dlatego Cię dotyka, bo nie może dotknąć jej
A Ty pozwalasz tylko dlatego, że ona nigdy Ci na to nie
zezwoli
I tak powoli zatracacie się w sobie
Czujesz to, czego nigdy nie było dane Ci poczuć
I zarzekałeś się zawsze, że tego nie chcesz
Teraz nic już się nie liczyło
Nawet to czy żyjesz, czy już nie
Nawet to, kto Cię dotyka i kogo dotykasz Ty
Jej tu nie ma, więc jesteś samotny, choć nie jesteś sam
Powoli odpływasz
Budzisz się w swym łóżku
„A więc to był sen?” – myślisz i chcesz sięgnąć po okulary
Nie znajdujesz ich, spoglądasz na opatrunek na Twym ręku
Dotykasz swej twarzy, na której masz plastry
Ale jego nie ma przy Tobie
Czy należy łudzić się, że choć on będzie należał do Ciebie?
Czy spotkasz go znowu?
Każesz służbie uprzątnąć bałagan w pokoju na dole
Jednak nie trzeba już tego robić
Więc i o to zadbał?
Wystarczy tylko naprawić to, co zniszczone
Na jednym z klawiszy znajdujesz krew
Jednak nie należy ona do Ciebie
Więc się skaleczył?
Więc zostawił to po sobie?
Nakazujesz ukryć instrument i zakupić nowy
A Ty udajesz się za nim na strych
I wciąż wpatrujesz się w szkarłatne plamy pośród bieli
....Nie ma tak! Nie jestem w stanie powiedzieć, jakie to piękne!
OdpowiedzUsuńGeneralnie trochę się przestraszyłam, jak sobie przykładał to szkło do oka..Mimo, iż nie lubię Austrii...Ale przestraszyłam się, bo dzisiaj mi się śniło, że mi oczy wydłubują, wyrywają paznokcie itp więc automatycznie sobie przypomniałem ten sen..
Milka
W tę samą noc, w którą pisałam makabryczny wiersz śnił Ci się makabryczny sen? To postaram się dziś napisać coś milszego, bo chyba to się ze sobą często łączy...
UsuńJa ostatnio często mam makabryczne sny.. Jakiś tydzień...Ale teraz to po obudzeniu byłam przerażona jak nigdy.
UsuńMilka
Napisałam nowy wiersz i zaczynam Ci współczuć... A mi wiersze wychodzą, tylko kiedy śpisz, jak nie śpisz to jakieś głupie wiersze piszę, a jak śpisz to lepsze...
Usuń...Poczułam się winna...Przepraszam...
UsuńMilka
Czemu? *nie rozumie* Może śpij u mnie to wyjdą jeszcze lepsze wiersze? <3
UsuńNo bo.. "A mi wiersze wychodzą tylko kiedy, śpisz"...Poczułam się winna temu, że nie spałam o.O"
UsuńMilka
No ten był napisany długo po tym jak poszłaś spać^^ I zobacz jaki ładny^^ Ten dzisiejszy trochę tandetny był, bo nie umiem pisać o szczęśliwych osobach... *to wyjaśnia ciąg Prusowo-Austriowy...*
Usuń