Deszcz szkarłatnych
kropel
Odkąd się narodziłeś towarzyszyła Ci śmierć
Czymże jesteś?
Czy jej posłańcem?
Ziemia pod Twoimi nogami pachnie zgnilizną
Oczy nasiąknęły krwią, przybrały jej barwę
Czy kiedykolwiek nauczysz się kochać?
W imię miłosiernego zabijałeś odkąd tylko się narodziłeś
Lecz, gdy w końcu przegrałeś okazano i Tobie miłosierdzie
Jak wtedy się czułeś?
Gdy, chełpiąc się swą potęgą chwilę wcześniej
Klęczałeś przed istotami wspanialszymi od siebie?
Nadzieja zawsze wygra, mimo rozlewu krwi
Wiesz już kto Cię pokonał, prawda?
Tyś, który imię swego boga krwią niewinnych zapisał
Nakazując im wielbić miłosierdzie pod groźbą utraty życia
Doznałeś łaski, gdy już nadziei dla Ciebie nie było
To właśnie Ci, którzy oczy mają w jej kolorze
Okazali Ci dobroć
Powiedz mi, kto lepiej namawiałby do Twej wiary?
Ty, któryś krew niewinnych rozlewał krzycząc o przebaczeniu
Czy oni, którzy przebaczyć Ci potrafili?
Jednak wkrótce odnalazłeś inny cel
Pragnąłeś potęgi, niczym wampir krwi
I gdy pojawił się on, padłeś mu do stóp
Dopiero wtedy nauczyłeś się kochać
Lecz kogo on kochał?
Jak wiele przecierpiał, byś Ty mógł być szczęśliwy?
Wkrótce zdradziłeś tych, dzięki którym wciąż żyłeś
Gdy dawniej o uczciwości mówiłeś
Teraz wbiłeś nóż w plecy dawnego łaskawcy
I to ma być potęga?
Zbudowana na kłamstwie i ludzkich łzach
Bezsensownym rozlewie krwi i zdradach
Jednak z Twych ust wciąż uśmiech nie schodził
Nawet, gdy zniknęli Ci, dzięki którym stałeś się taki, jaki
byłeś wtedy
Zapłakałeś raz jedynie
Gdy jedno serce bić przestało
Lecz mimo to kontynuowałeś dzieło zniszczenia
Nie wiedziałeś, że doprowadzi Cię do zagłady
Spijałeś potęgę w krwi niewinnych ukrytej
Lecz pamiętaj, nikt nie jest niepokonany
Skoro Ty mogłeś wygrać to i z Tobą można wygrać
Ci, których sprowadziłeś na kolana kiedyś Ci je odetną
Ci, którzy teraz całują Twe dłonie kiedyś Ci je pogryzą
Pamiętaj, że nikt nie jest pokonany
Wojna była dla Ciebie niczym wampirze polowanie
Nowe tereny, potęga, niczym krew, której barwę miały Twe
oczy
Lecz pamiętaj, że zawsze nadchodzi świt
Sam go na siebie sprowadziłeś
Ten, któremu nadałeś życie ni ginął od słońca
Nazywałeś go bratem, lecz to jego działania sprowadziły na
Ciebie koniec
Rozpacz, gdy straciłeś swe imię
Jednak cieszyłeś się, że jesteś przy nim
Ci, którzy kiedyś dali Ci nowe życie, Ci którym je odebrałeś
Żyli tuż obok, gdy Ty już umierałeś
Oddzielony od tego, który przytrzymywał Cię przy życiu
powoli wiedłeś pod ciasną skorupą
Wiesz, że wtedy to Ty miałeś najlepiej?
Wszyscy w okół
cierpieli
I znów, gdyby nie Ci, których oczy skrywają nadzieję
Skorupa nigdy by nie pękła
To oni ją zniszczyli, będąc w jej wnętrzu
Czy okazałeś im wdzięczność?
Nie, pobiegłeś do tego, którego na ten świat sprowadziłeś
Lecz pamiętaj
Ty zdradziłeś tych, którzy pozwolili Ci żyć
Kto przysięgnie Ci, że ten, któremu życie nadałeś, nie
odbierze Ci Twojego?
A teraz jesteś niczym
Spójrz na tych, których niegdyś poniżyłeś
Spójrz, są wolni, szczęśliwi
A Ty żyjesz niczym pasożyt
Czy warto było walczyć?
Czy warto było niszczyć i zabijać?
Zastanów się dobrze nad tym pytaniem
Być może odpowiedź na nie
Będzie Twymi ostatnimi słowami
...Masz szlaban za piękno-smutno-dołujący wiersz!
OdpowiedzUsuńSzlaban na tulenie.
Milka
Ale to Prus wina! To przez niego takie piszę...
Usuń