Ten, którego kocham i
ten, który mnie nienawidzi
Część I
Myślałem,
że o ludziach wiem wszystko. Obcowałem z nimi tak wiele lat, że nie mieli
przede mną tajemnic. O, ta dziewczyna na przykład... Spogląda na drugą z
nienawiścią za jej plecami... A teraz do niej podchodzi. Pewnie myślicie, że
rzuci jej się do gardła? Ach nie! Ona się uśmiechnie, wypyta o wszystko jak
najlepsza przyjaciółka i rozpowie jej tajemnice. O właśnie, już do niej
podchodzi, tuli ją z obrzydzeniem. Rozmawiają, uśmiechając się cały czas. Jej
rozmówczyni jest taką zahukaną, szarą myszką, pewnie rozmowa z nią jest dla tej
panienki wręcz zaszczytem. Po krótkiej rozmowie odbiega kawałek od niej... I co
robi? Tak! Wyciąga telefon, robi jej zdjęcia z ukrycia. Zaraz je porozsyła z
odpowiednim komentarzem... Dwulicowość ludzi zawsze mnie przerażała...
Zwłaszcza tego jednego...
Odkąd
skończyłem studia pracuję w restauracji. Nie jest to zbyt długo, ale znam tu
już wielu ludzi. Staż też już odbywałem tutaj, od zawsze wręcz byłem związany z
tym miejscem. Szef również to doceniał, więc bardzo szybko awansowałem ze
zmywaka na szefa kuchni. Może brzmi to nierealnie, że nie mając trzydziestu lat
mam prawie wszystko o czym marzyłem, za wyjątkiem żony i dzieci, ale taka jest
prawda. Mogę powiedzieć, że jestem szczęśliwy i nie będzie to kłamstwem. Może
brakuje mi nieco prawdziwej miłości, takiej piękniejszej niż chwilowe miłostki,
ale na nią też przyjdzie pora. Na razie muszę sprawić, by dom, w którym kiedyś
będą biegać moje dzieci, gdy już się ożenię, był wspaniały i niczego w nim nie
brakowało. Poza tym podoba mi się moja praca i uszczęśliwia mnie obcowanie z
ludźmi tutaj.
Niedawno jednak pojawił się ktoś
nowy... Młody, dorabia do czesnego, student jakiegoś mądrego kierunku... Mówiąc
szczerze, jedyne co pamiętam, jeśli chodzi o niego to jego brwi... Naprawdę,
rzucają się w oczy bardziej niż te jadowicie zielone tęczówki. Ogólnie cały
wydaje się być nie z tej ziemi. Maniery gentlemana, ale jak mu drzwi palec
przytrzasnęły to umiał skomentować sytuację dosadnym słownictwem. Oczywiście
przed ludźmi gra idealnego, poważnego, dobrze wychowanego. Ale wystarczy
poczekać aż będzie chwilę sam i widzi się go kompletnie innego. Kiedyś
znalazłem jego odtwarzacz... Same punkowe i rockowe piosenki... Tak, ten młody,
wydający się być taki doskonały, gentleman słuchał rzeczy, które mnie wręcz
przerażały... Cóż... Każdy skrywa w sobie drugie oblicze. Wtedy jeszcze nie
wiedziałem, jak bardzo cień może różnić się od prawdy...
Wkrótce zauważyłem coś dziwnego,
może po prostu mnie nie lubił... Może sobie zasłużyłem, ale... Traktował mnie
gorzej niż innych. Nie, żeby był zbytnio miły dla ludzi, ale po prostu był
bardziej niemiły. Myślałem, że po prostu ma do mnie jakąś awersję, od początku
znajomość nam się nie układała... Ale teraz mnie unikał... Zastanawiało mnie
to... Może to dziwne, ale naprawdę nie mogłem patrzeć jak uśmiecha się do
innych, a mnie popycha ramieniem wychodząc... Ach tak, zapomniałbym. On był u
nas kelnerem. Podchodził do klientów z firmowym uśmiechem. Wydawał się być
wtedy aniołem, ideałem. Taki miły, przykładny... A potem chłodnym, szorstkim
głosem przekazywał zamówienie do kuchni, jakby był kimś kompletnie innym. Wtedy
było to tylko złudzenie, jego perfidia i dwulicowość... Nie wiedziałem, że poznam
jego jeszcze bardziej odmienną naturę.
Zafascynował mnie. Jego
osobowość, zmienność, inteligencja. To, jak kontrolował każdy ruch, jak
sprawiał, że ludzie stawali się jego marionetkami i mieszał ich z błotem. Może
wtedy byłem jak masochista, lgnący do parzącego ognia z uśmiechem... Ale...
Pragnąłem go poznać. Choćby miał mnie poniżyć, zgnieść, zemleć i wypluć...
Chciałem wiedzieć o nim choćby jedno słowo więcej, zobaczyć chociaż jeden nowy
wyraz jego twarzy. Obserwowałem go... Przyznam się, że nie mogłem oderwać od
niego wzroku... Wysłuchiwałem jego kroków, patrzyłem na każdy jego gest z
ukrycia... Oczywiście nie chodziłem za nim, tylko przyglądałem mu się, gdy było
to możliwe i normalne. Ludzie śmiali się, że się w nim podkochuję. Najpierw
mówiłem im, że się mylą... Potem zacząłem się zastanawiać czy nie mają racji...
On był wyjątkowy, ale zawsze poza moim zasięgiem. Moje miłostki z kobietami
zwykle kończyły się szybko i gwałtownie... Może to nie one były mi
przeznaczone? Może moim przeznaczeniem był właśnie on? Odkąd sobie to
uświadomiłem jego przytyki bolały jeszcze bardziej. Może on czuł to samo, ale
odrzucał to od siebie? Może nie chciał się do tego przyznać? Bo przecież był „normalny”
i musiał kiedyś znaleźć żonę, spłodzić syna i inne takie bzdety. Czemu na tej
liście nie ma słów „być szczęśliwy”? Ten świat nie pragnie szczęścia, ten świat
pragnie zasad.
Ja postanowiłem złamać te zasady
i choć raz być w pełni szczęśliwym patrząc w te zielone tęczówki. Zebrałem się
w sobie i poprosiłem, by dał się odwieźć do domu. Zgodził się, zawsze była to
jakaś oszczędność czasu i biletów. Tak więc wracaliśmy razem... W pewnym
momencie zablokowałem drzwi i zaparkowałem w ciemnej uliczce.
- Co Ty wyczyniasz, żabojadzie, pieprzony?! Wypuść mnie! –
krzyczał, ale ja nie pozwoliłem mu uciec. Złapałem mocno jego nadgarstki. Były
takie delikatne... Był teraz bezbronny... Należał do mnie. – Puszczaj...
Oszalałeś?! – bał się, wiedziałem to. Nie ufał mi.
- Może oszalałem... Może jednak nie... Wyznania są chyba już
oklepane, prawda? Wiesz już co chcę powiedzieć... Więc nie mam po co jeszcze
bardziej się pogrążać, ale... Ale po prostu nie mogę przestać o Tobie myśleć...
Nie wiem jak ma to nazwać, ale... – chciałem go wtedy pocałować, ale... Ale po prostu
nie wiedziałem jak zareaguje... To mogło być zbyt wiele.
- To po prostu pieprzona obsesja, wypuść mnie... – drżał,
oddychał tak szybko... Był tak niewinny, bezbronny, gdy odwracał wzrok... Nie
mogłem się powstrzymać... Pocałowałem go. Najlepiej jak potrafiłem, chciałem,
by nigdy tego nie zapomniał.
- Odwiozę Cię do domu – powiedziałem, patrząc mu w oczy, a
po chwili znów ruszyłem w drogę.
Wkrótce
byliśmy na miejscu, on całą drogę się ani nie poruszył, ani nie odezwał. Było
to nieco zastanawiające, ale w końcu może po prostu się zamyślił, jechaliśmy
przecież dość krótko, pustą okolicą, nie było nic lepszego do roboty oprócz
myślenia. Zatrzymałem się pod jego domem. Odblokowałem drzwi, a on wręcz uciekł
z mojego samochodu. Chyba miał w oczach łzy... Co ja zrobiłem...? Płakał przeze
mnie! Najszybciej jak mogłem wróciłem do domu.
Zauważyłem,
że zostawił w moim samochodzie kurtkę. Musiałem mu ją oddać. Zaniosłem
znalezisko do pracy, ale dowiedziałem się, że wziął wolne. Dość późnym
wieczorem pojechałem pod jego dom i zauważyłem go siedzącego na chodniku. Nie
miał na sobie garnituru jak zwykle... Wyglądał raczej nieco jak dziecko z
podstawówki... Była noc, a on siedział na chodniku i rysował kredą. Nie
poruszył się, gdy nachyliłem się nad nim i przyjrzałem się jego rysunkom...
Króliczek ze skrzydełkami... To było nawet słodkie. Ale nie zmieniało faktu, że
teraz był ubrany jak dziecko, było zimno, a on nie miał kurtki.
- Arthur... – powiedziałem niepewnie, myśląc, że po
wczorajszym zrobi mi krzywdę. – Przyniosłem Twoją kurtkę, zostawiłeś wczoraj w
moim samochodzie.
- Ach, przepraszam za kłopot – uśmiechnął się wesoło i
złapał kurtkę. – Zastanawiałem się, gdzie mogła się podziać! Jesteś taki
kochany! Wejdziesz na chwilę? – złapał mnie za rękę i wręcz wciągnął do domu. –
Podobały Ci się moje rysunki? Muszę zrobić ich jeszcze więcej! Cały świat
będzie piękny! Jaką herbatę lubisz? Zrobię Ci jaką tylko chcesz, jeśli ją
znajdę – był taki szczęśliwy, taki słodki...
- Hej, hej, hej... Doceniam Twoje starania, ale w dzień
jakoś nie potrafisz być dla mnie miły. A teraz jesteś jak do rany przyłóż. Co
Ci jest?
- Och... Wybacz... Ja nie pamiętam nigdy co robię w dzień...
Nie zrobiłem Ci krzywdy. Pamiętam, że znajdowałem dużo rysunków
przedstawiających Ciebie i dlatego jestem taki miły... Ale... Ale ja nie wiem
kim jesteś... Jesteśmy jakimiś wrogami w dzień? Przepraszam... – wyglądało jakby
miał się popłakać. Zapytałem go o te rysunki, wytłumaczyłem, że nie musi się
mnie bać. Pokazał wiele kartek, zarysowanych moimi podobiznami. Mówił, że to w
dzień ktoś „drugi” rysował. I, że ten ktoś pojawiał się, gdy on zasypiał...
Więc i on pojawiał się gdy „tamten” kładł się do snu. Który był prawdziwy?
Wiem, że obaj interesowali się mną w pewien pokrętny sposób... Może powinienem
powiedzieć im, że to nie jest normalne? Że powinni coś z tym zrobić? Ale... Nie
chciałem tracić żadnego z nich. Więc samolubnie wypiłem nieco zbyt słodką
herbatę i... pocałowałem te jeszcze słodsze usta. Tym razem w odpowiedzi
otrzymałem uśmiech. Udam, że nic nie wiem, na pewno. Wrócę do domu, będę
zachowywał się jak zawsze. Ale nigdy nie zapomnę tego uśmiechu.
Arthur/Oliver x Francis. Nie ma nic piękniejszego. Ale mimo wszystko wolę tsundere Anglię, jest taki... bezpieczniejszy xD
OdpowiedzUsuńBo tsundere wiadomo czego się spodziewać. Gorszą wersję widzisz to możesz spodziewać się tylko lepszej. A po yandere nie wiadomo czego się spodziewać... O, ma słodkie imię w 2P *_* Muszę wszystkich sprawdzić...
UsuńJeżeli napisze bzdury to przepraszam, miałam iść spać, ale się nie udało.
OdpowiedzUsuńMiałam Cię poprosić o napisanie opowiadania z rozdwojeniem jaźni, ale sama wpadłaś na ten genialny pomysł. *_*
Mimo, że wole yangire bardziej niż yandere to i tak całość jest taka słodka. Normalnie ocieka lukrem. Teraz to na bank polubiłam FrUka *_*
Synek
Opowiesz mi o tych wszystkich typach? Wiesz "Yandere, tsundere..." bo mało je rozróżniam oprócz skrajnych... A gdzie można znaleźć spis i charakterystykę 2P?
UsuńZapomniałam wczoraj skomentować, wybacz....
OdpowiedzUsuńŚlicznie. Osobiście nie lubię 2P Brytola, jest dla mnie za słodki. Ale do opowiadania pasuje idealnie. Nie mogę się doczekać następnych części ^^
Zależy jeszcze jak to jest zrobione... Bo jak ktoś serio zrobi z niego paczkę cukierków to jest wkurzające. Ale jak się zobaczy takiego delikatnego, zawstydzonego to słodkie. Ja się staram napisać dalej, ale komputer się buntuje...
UsuńJa miałam pecha i najczęściej trafiam na takiego przesłodzonego... Dasz radę kiciu, wierzę w Ciebie! *tuli*
UsuńJa się zaczynam bać tego 2P, którego tworzę...
UsuńNie wiem co napisać, więc napiszę, że twój Oliver jest słodki. Nie taki straszny jak ta przesłodzona paczka cukierków, o której piszą inni.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że pasuje jako odbicie Anglii...
Usuń