Ten, którego kocham i
ten, który mnie nienawidzi
Część II
Następnego
dnia, nieco zaspany znów ruszyłem do pracy. Myśląc nad tym, że znów będę musiał
spotkać się z docinkami ze strony pewnej osoby czułem się nieco zdołowany. Z
drugiej strony jednak myśl o obserwowaniu go mnie w dziwny sposób uszczęśliwiała.
Musiałem jednak pamiętać o tym, by nic nie mówić o tym „drugim nim”. Ciekawe
jak się czuje po naszym ostatnim spotkaniu.
Spokojnie
wszedłem do naszego pokoju socjalnego, by przygotować się przed rozpoczęciem
pracy, gdy zobaczyłem jak zbliża się do mnie. Najszybciej zbliżyła się jego
pięść kończąc wędrówkę spotkaniem z moim okiem. Cóż, bolało. Upadłem i
patrzyłem na niego. A on wydawał się być wyjątkowo wściekły. Nie było nikogo
oprócz nas, jeszcze nie przyszli, zwykle ja byłem pierwszy, on zwykle po
mnie... Więc teraz minie jeszcze trochę czasu nim przestanę być jedynie zdany
na jego gniew. Jeśli coś zrobi... Nie ma nikogo, kto go zatrzyma...
- Czemu?! Czemu to wtedy zrobiłeś?! – nie uderzył mnie już
więcej, ale mocno trzymał moją koszulę, nie mogłem się podnieść.
- Co masz na myśli...? – spytałem udając, że nie wiem. Być
może naprawdę nie wiedziałem... Nie wiedziałem tego, czy ma na myśli naszą
rozmowę w samochodzie czy dowiedział się, że u niego byłem, gdy „nie był sobą”.
- Czemu mnie pocałowałeś, żabojadzie?! Ja... Ja nigdy... –
ukląkł tuż obok mnie. Niczego nie rozumiałem. Patrzyłem tylko jak jego dłonie
drżą.
- To był Twój pierwszy pocałunek? Spokojnie... To ludzie
nadali mu tak wielką wartość, nie ma jednak żadnej. Możesz o nim zapomnieć,
jeśli nie chcesz go pamiętać.
- Chcę pamiętać... To... To jest coś ważnego, naprawdę...
Ale to jak to zrobiłeś... Nie chciałem by tak to wyglądało... – zastanawiałem się
co się teraz dzieje. On, zawsze taki zły, teraz wydawał się być zagubiony. Ale
nie tak bardzo różny od tego, co widziałem na co dzień.
- Mówiłeś, że nie chciałeś, by odbyło się to w ten sposób...
Nie powiedziałeś, że nie chciałeś, by stało się to ze mną – musiałem zauważyć
ten fakt. Uśmiechnąłem się nieco przebiegle.
- Nie myśl sobie, że ja... że Ty... Ty w ogóle nie myśl! – i
znowu mnie uderzył, a po chwili strasznie szybko odszedł na drugą stronę
pomieszczenia. Jutro będę wyglądał jak panda... Ale warto było dla chociażby
widoku jego słodko zdenerwowanej twarzy.
Cały
dzień mnie unikał, jakbym nie istniał. Nie był nawet wredny, tylko... obojętny.
Zupełnie, jakby starał się zapomnieć, że w ogóle tam byłem. Może miałem racje?
Może w głębi duszy mnie jednak lubił, tylko nie chciał tego przyznać nawet
przed samym sobą? A całe jego denerwowanie mnie było tylko sposobem na ukrycie
prawdy? Postanowiłem go nieco pomęczyć, ale lepiej nie dzisiaj, bo jeszcze tego
nie przeżyję...
Wieczorem
znów udałem się ku swojej nadziei, czyli do jego domu, mając nadzieję na
spotkanie tej jego milszej wersji. Przed jego domem znów spotkałem właśnie
jego. Słodki uśmiech, ubrany jakby w mundurek. Pomachał mi i zaprosił do
środka. Opowiadał mi o tym jak za mną tęsknił. Mówił, że znowu znalazł dużo
rysunków. Powiedział też, że znalazł kartkę, na której ten „dzienny” pisze, że
nie powinien on ze mną rozmawiać... Czyli wiedział... Wiedział, że tu byłem,
ale przemilczał to. Chciał to ukryć, myśląc, że on kłamał. Postanowiłem nieco
rozjaśnić jego myśli.
- Może dziś ja też napiszę mu kartkę? On chyba nie wierzy w
to, że naprawdę rozmawiamy... Udawał, że nie wie o tym, że tu byłem... Może
więc napiszemy coś razem? – chłopak wtulił się we mnie nieco przerażony. Czyżby
bał się „tego drugiego”? Wydawał się drżeć na samą myśl o nim – Spokojnie,
podpiszemy kartki, żeby wiedział, która od kogo, dobrze?
- Dobrze, braciszku... – powiedział nieco niepewnie i
przyniósł dwie czyste kartki i długopisy. – Wolisz niebieski czy różowy?
- Zależy w jakim sensie – posłałem mu uśmiech i mrugnąłem.
- Długopis, no... – zarumienił się strasznie. Był taki miły,
słodki i niewinny! Ale brakowało mu tej zadziorności, jaka była w prawdziwym...
A może to on był prawdziwy? Nie wiedziałem tego, ale czułem, że nie chcę
stracić żadnego z nich. Chłopak niepewnie pisał nieco koślawe litery. Czyżby „narodził”
się dopiero niedawno i nie był w stanie pojąć wszystkiego, co potrafił ten,
którego znam dłużej?
- Młody... Zobacz, „a” pisze się w drugą stronę, tu ma być
laseczka – z uśmiechem poprawiłem na niebiesko jego literkę. – Jak długo już tu
jesteś? Znaczy... Od jak dawna jest was dwóch i ile pamiętasz?
- Najdawniejsze co pamiętam to jak kończył poprzednią
szkołę... Ciągle się z niego śmiali więc mówił do mnie... Patrzył w lustro i
mówił do drugiej osoby... Tak się narodziłem. Odpowiadałem mu, mówiłem, by się
nie poddawał. Potrzebował tego. Gdy poszedł na studia był odludkiem, nikogo nie
lubił. Chciałem mu znaleźć dziewczynę, więc pożyczyłem jego ciało... Na kartce
przeprosiłem go za to, że ubrudziłem jego ubrania, bo ostatecznie przewróciłem
się w drodze do ich klubu studenckiego i wróciłem od razu, bo wpadłem w
błoto... Rano na tej kartce napisał wiele groźnych słów i kazał mi je
przeczytać. Chciałem płakać, ale nie pozwolił mi użyć do tego swojego ciała.
Próbował się mnie pozbyć... Bałem się... Jeśli się na mnie pogniewa to znów
pójdzie do takiego strasznego pana i będzie brał leki, po których się strasznie
źle czuje i nie może ze mną rozmawiać... On już kilka razy chciał się mnie
pozbyć... Boję się... – chłopak po prostu się rozpłakał i wtulił we mnie.
Czułem się jakby obok mnie siedziało małe dziecko tak bardzo bojące się ojca.
Może i tak było. On dał mu życie, ale nie próbował w żaden sposób go wychować,
gdy zaczął sprawiać kłopoty potrafił go tylko ukarać. Przytuliłem chłopaka i próbowałem
go uspokoić.
- Spokojnie, porozmawiam z nim. Postaram się zrobić
wszystko, żebyście się pogodzili. Przecież nie robisz nic złego, więc nie
trzeba się Ciebie pozbywać... Trzeba Cię tylko nauczyć kilku rzeczy. Dopóki
siedzisz grzecznie w domu jest dobrze. Ale pamiętaj też, że czasem nie będziesz
mógł się pojawić, wiesz? Jeśliby u kogoś nocował Twoja obecność by mu mogła
nieco przeszkadzać... Może dlatego tak z Tobą walczy, byś nie pokazał się
nikomu innemu?
- Tak myślisz? Powiesz mu, że jestem grzeczny, prawda?
- Oczywiście, nie bój się, nie masz się o co martwić –
pogłaskałem go po głowie, a on skończył pisać swoją kartkę. Wydawał się być
szczęśliwy. Więc i ja napisałem swoją. Opisałem jak wiele radości przynosi mi
rozmowa z „tym drugim” i jak bardzo bym chciał, by i on taki był. Podpisałem
się i wtedy też spojrzałem na jego kartkę. „Olivier” tak brzmiał podpis. Więc
nie mieli takiego samego imienia? Muszę je zapamiętać...
- Podobno go pocałowałeś, prawda...? On nie był z tego
zadowolony i się gniewał, prawda...? Ale czy... Czy byś chciał... – jak on się
słodko rumienił! Był taki kochany. Wiedziałem już o co chce zapytać.
- Spokojnie... Nie musisz się zmuszać. Ty mnie ledwo znasz,
on zna mnie dłużej i ja jego również, więc to było co innego.
- Nie chcesz...? – miał strasznie smutną minę... Nie mogłem
się oprzeć, ale w końcu nie wypadało tak po prostu wykorzystać jego uległości.
- Chcę, ale czy Ty... – nie dokończyłem, nie mogłem, bo jego
usta uniemożliwiły mi mówienie. Wydawał się być zachłanny... O wiele bardziej
bałem się jego „miłości” niż złości Arthura. Co on chce teraz zrobić?
Próbowałem go od siebie oderwać, w końcu się udało.
- Nie podobało Ci się...? – wydawał się być strasznie
smutny.
- To nie tak, tylko... Tylko Ciebie ledwie znam, wiesz? I...
To było takie nagłe, gwałtowne... Wiesz ja chyba... Ja chyba już pójdę... – po prostu
stamtąd wybiegłem. Tak... Uciekłem, mimo, że często właśnie takie sytuacje
potrafiłem najlepiej wykorzystać. Ale to nie było to, czego chciałem. To było
straszne. Teraz naprawdę muszę mu o tym powiedzieć... Muszę powiedzieć
wszystko, co wiem.
*puszy futerko* S-straszne...! N-nie lubię strasznego Anglii, n-nie lubię...! *zaszywa się pod kocykiem*
OdpowiedzUsuńTeż się go boję... Narysowałam ReconditeVillain!^^
Usuń*macha ogonkiem* J-jak zrobisz bad end to będę mieć koszmary...!
UsuńPrzytulę Cię, żebyś spała spokojnie^^
Usuń