Translate

niedziela, 10 marca 2013

Historia poza tematem numer pięćdziesiąt jeden: Najcenniejszy skarb - Część dziewiąta.

Następny rozdział będzie ostatnim. Jak myślicie, jaki będzie koniec?

Najcenniejszy skarb
Część IX

                Jednak czy sny naprawdę mogą się spełnić? Czy może zamieniają się w koszmary? Wiele dni drogi przyniosło im coś tak różnego, od tego, czego pragnęli. Słońce wschodziło, a oni byli w stanie ujrzeć port handlowy, jednak ujrzeli też coś, czego na pewno nie chcieli nigdy zobaczyć. Flotę wypływającą im na przeciw. Czyżby dowiedziano się dokąd zmierzają? W końcu nigdy wojsko nie bywało w porcie, a na pewno nie w sposób tak liczny i zorganizowany. Nie mieli szans na ucieczkę, wiatr był ich wrogiem. Olbrzymie statki nadpływały z dużą szybkością, większą niż ta, którą mogli osiągnąć płynąc ku otwartej wodzie. Jednak nie atakowano... Więc mieli zostać schwytani żywi... Czekało ich coś gorszego niż śmierć. Kapitan obwiniał się za swą samolubną decyzję. Gdyby nie chciał wracać mogliby popłynąć inną trasą, na lepsze, bezpieczniejsze wody, do pustego portu... Ale on chciał popłynąć do miejsca, z którego wypływał jego towarzysz, oddać go rodzinie i samemu odnaleźć swe miejsce. Jednak to ich odnalazła flota, a jedyne co czekało u kresu podróży to cierpienie. Otuchy dodawały mu pełne determinacji spojrzenia załogi, która nawet nie brała pod uwagę przegranej, a tym bardziej zostania schwytanym. Jednak jedna osoba rozumiała wszystko. Błękitnooki patrzył na niego ze smutkiem, jakby nie miał już żadnej nadziei. On tak wiele tracił... Albo miał odejść od niego, wrócić do rodziny, ale widzieć jego cierpienie, lub zostać z nim i zginąć u jego boku. Został przez niego porwany, były na to dowody. Mógł to powiedzieć i odejść wolny. Ale byłby to kolejny zarzut przeciwko niemu. Mógł też go obronić. Powiedzieć, że sam się zgodził, opowiedzieć o tym, jak on daje ludziom wybór, nigdy ich nie zabijając, jedynie pozwalając im umrzeć. Jednak wtedy opowiedziałby się po jego stronie i podzielił jego los. A teraz wyborem mógł być tylko rodzaj śmierci. Miał ratować siebie, czy próbować choć trochę ulżyć jemu? Nie mógł zdecydować. Lecz czy miał do kogo wracać i dla kogo żyć? Czy może jedynie do końca życia obwiniałby się za jego cierpienie? Zdecydował więc, że musi go chronić. Zielonooki zrozumiał to samo. Chciał ochronić jak najwięcej osób. Chciał kłamać o tym, że tylko on ich zmusić, że nikt nie podążał za nim z własnej woli. Wtedy mogliby zostać ułaskawieni, lub chociaż pozwolono by im żyć, jeśli uznano by ich jedynie za jego jeńców. Jednak wtedy dla niego nie byłoby już ratunku. Ale on właśnie tego pragnął. Chciał już nigdy nie oglądać ludzkiego cierpienia. Śmierć też przecież spełniała to marzenie, prawda?
                Wiele godzin minęło, nim bitwa morska się skończyła. Choć... Czy można to tak nazwać? Zostali otoczeni przez flotę, a jej załoga wdarła się na ich pokład, zupełnie tak, jak zawsze oni robili. Czyż to nie ironia? Teraz mieli przeżyć to, co przeżywały ich ofiary, a raczej zginąć w ten sam sposób. I ginęli. Po kolei padały na pokład pirackie ciała, krew zalewała deski. Wszyscy, niczym jeden chronili swego kapitana. A on mógł jedynie wydawać im rozkazy, mając nadzieję, że choć trochę pomogą i oszczędzą im cierpień. Wtedy pierwszy raz od dawna po jego policzkach popłynęły łzy, gdy patrzył jak traci tych, którzy byli dla niego jedyną rodziną. Dopiero wtedy zrozumiał ich prawdziwe znaczenie. Zostali otoczeni, on, jego towarzysz, mianowany przez niego nowy kapitan i ten najmłodszy chłopiec z załogi. Inni już nie żyli. Oni również mieli podzielić ich los. Zostali zabrani na pokład statku floty, a ich własny spłonął. Młody chłopak płakał, miał przed sobą całe życie, a teraz widział koniec wszelkich swoich nadziei. Jednak był szczęśliwy mogąc choć jeszcze kilka chwil być przy swoim kapitanie. Całą czwórkę wtrącono do jednej celi, bez jedzenia i wody, w towarzystwie szczurów.
- Od teraz jestem taki jak wy, nie musicie już mnie chronić. Posłuchajcie mojego ostatniego rozkazu, chrońcie siebie – zaczął zielonooki. – Jeśli was zapytają, powiedzcie, że was zmusiłem, że wy chcieliście się zbuntować, a Ci, którzy wam na to nie pozwalali już nie żyją. Obwińcie mnie za wszystko, ja mogę zginąć, wy nie – w tym momencie zwrócił się do starszego ze swych pobratymców. – Zaopiekuj się młodym. Teraz powiecie, że jesteście ojcem i synem, a ja was porwałem. Jeśli uda się wam przetrwać, jeśli was stąd wypuszczą, ucieknijcie, znajdźcie dom i żyjcie uczciwie. Macie być szczęśliwi, zrozumiano? – łzy w oczach pobratymców sprawiły, że ledwie hamował własne. – A Ty... – spojrzał na błękitnookiego. – Ty wiesz co masz powiedzieć. Przecież Ciebie naprawdę porwałem, wybacz mi to... Teraz możesz wrócić do swojej rodziny. Musisz tylko powiedzieć prawdę. Oni sami oddadzą Cię rodzinie i będą się chwalić Twoim cudownym uratowaniem. Wiedzą kim jesteś, dlatego nas ścigali. Musisz tylko powiedzieć prawdę i wrócisz do domu – wszyscy skinęli głowami, ale w ich oczach pojawiły się łzy, które wkrótce spłynęły po ich policzkach.
- A co z Tobą? – odezwał się błękitnooki.
- Ja dostanę to na co zasłużyłem... Wiesz, spełni się moje marzenie... Już nigdy nie ujrzę ludzkiego cierpienia. Chciałbym, by wasz uśmiech był ostatnim widokiem jaki zobaczę. Jednak... Nie mogę tego od was wymagać, prawda? – kapitan wydawał się być niewzruszony swym losem, pogodzony z nim. Młody chłopak wtulił się w niego nagle, a wtedy i po jego policzkach popłynęły łzy. Koniec zbliżał się nieubłaganie. Już nic nie mogło się zmienić. A on pragnął jedynie, by choć oni przetrwali. Nie wiedział, że to ostatnia rzecz o jakiej mogliby teraz myśleć.

8 komentarzy:

  1. Jakie to smuuutneeee! Niech ich uniewinnią...! Albo przynajmniej niech zginą raazeem...!

    OdpowiedzUsuń
  2. Uh! Aż się nie mogę doczekać, żeby zobaczyć co wymyślisz....Bo ja nie wierzę, że dadzą mu zginąć. Nie wierze no...
    A i jest jeden błąd : "Chciał kłamać o tym, że tylko on ich zmusić,"
    Nie powinno być "Chciał kłamać o tym, że tylko ich zmusił" ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak się ludzi zaprasza do współtworzenia? Mogłabyś mi sama edytować posty?

      Usuń
    2. Nie wiem jak się zaprasza...Chyba masz to w ustawieniach prywatności czy gdzieś... I chyba bym mogła..

      Usuń
    3. A dowiesz się jak? Ja szukałam i zdechłam...

      Usuń
    4. A zobacz w ustawienia -> uprawnienia i tam masz siebie jako administratorkę i masz na niebiesko + Dodaj autorów....Nie jestem pewna czy to to.

      Usuń
    5. Ale to chyba działa tylko jeśli druga osoba ma e-mail w Gmail i trzeba adres wpisać i byś dostała zaproszenie i je przyjęła.

      Usuń