Pokarm duszy
Część VI
To, co
się stało musiało wiele zmienić. Myśl o spaniu u boku tej drugiej osoby zmienia
wszystko, gdy jest tak blisko rzeczywistości. Raz powoduje euforię, a raz
przerażenie. Co wywołała teraz? Jeden z nich z nadzieją myślał o czasie, gdy
nie musiałby co rano czekać na drugiego, ani patrzeć w nocy na puste miejsce
obok siebie. Drugi zaś myślał o tym nagłym, nieco przerażającym pocałunku i o
wszystkim, co mogłoby się stać, gdyby byli jeszcze bliżej siebie. Bał się nieco
tego, co może zrobić błękitnooki. Przecież bytł tak dziwny, mógłby być też
nieobliczalny. Jakie było zapewnienie, że nie zrobi czegoś, czego może by nie
chciał, tylko w ramach pewnej swojej filozofii? Wszystko było możliwe, a tak
wiele rzeczy przerażało zielonookiego. Dlatego też długo nie zjawiał się w
domu, nazwijmy go, przyjaciela. Rozmyślał nad tym, co powinien zrobić. Czy
powinien wrócić? Wydawało się, że rozwiązanie było proste. Nie wracać,
zapomnieć, żyć własnym życiem i nie przejmować się nim. Lecz to właśnie było
trudne. Zbytnio zajmował myśli jego wspomnieniem. Serce podpowiadało mu, że
powinien mu pomóc, ale rozsądek nakazywał trzymać się z dala od niego. Gdyby
decyzja była prosta, nie siedziałby teraz w kuchni, robiąc niepotrzebny nadmiar
jedzenia i rozmyślając o tym, co ten ekscentryk może robić. Przyłapał się na
tym, że odruchowo robił zbyt wiele jedzenia i nadmiar pakował do pudełek. Jakby
już jego ciało wykonywało to automatycznie, jakby wszystko nakazywało mu wrócić
do tego mężczyzny. Jednak strach był większy od przyzwyczajeń.
Błękitnooki
siedział całą noc w ciemnej pracowni. Nie wracał stamtąd, pamiętając jak zawsze
zielonooki do niej wchodził, wołając go na obiad. Wciąż miał nadzieję, że zaraz
otworzy drzwi i nakrzyczy na niego, by zszedł na dół. Jednak to się wciąż nie
działo. Mężczyzna siedział skulony w rogu pomieszczenia, bujając się w przód i
w tył, niczym konik na biegunach. Otulał kolana ramionami i skupiał wzrok w
podłodze. Od jakiegoś czasu nie spał, jedynie co jakiś czas przysypiał na
chwilę, budząc się nagle. Nie wiedział ile czasu już tu był, bez jedzenia i
prawidłowego snu, lecz postanowił czekać tak długo, jak tylko było trzeba. W
końcu zielonooki na pewno wróci, nie wolno było mu w to wątpić. Tak więc co
jakiś czas wstawał, by rozprostować kości i spoglądał przez okno na pełnię
księżyca. Zastanawiał się jak mogła wyglądać uśpiona twarz młodzieńca,
oświetlona tą jasną poświatą. Zapewne o wiele piękniej, niż wszystko, co znał
do tej pory. Chciał ją ujrzeć. Chciał wpatrywać się w lekko rozchylone, senne
usta. To było wszystko, czego teraz pragnął. Obwiniał się za to, że był przy
nim szczęśliwy, ale nie mógł już się dłużej od tego bronić. Jednak może
szczęście nie jest mu dane? A jedynie ciągłe życie wspomnieniami i powolna
utrata wszystkiego, co mu drogie? Upadł na ziemię bezwładnie, niczym bez życia.
Omdlałe ciało wydawało się być jeszcze bledsze i chudsze niż było, oświetlone
srebrną poświatą martwego księżyca. Jedynie szmaragdowa nadzieja dzieliła go od
przekroczenia granicy między życiem a śmiercią.
To takie piękne i smutne jednocześnie. Francje bym najchętniej przytuliła. Ale Anglia wcale nie ma lepiej. Dobrze wie, że dla Francisa jest promykiem rozświetlającym mroki samotności, a to wiąże się z wielką odpowiedzialnością. Przepraszam, znowu piszę głupoty, jednak przez pewną rzecz strasznie mało spałam i nie jestem w stanie myśleć.
OdpowiedzUsuńKatsuko
Obaj toną w ogromnej rozpaczy i tylko razem mogą dopłynąć do brzegu zwanego szczęściem.
UsuńIdź mi spać, cholero mała, bo Cię będzie głowa bolała...
*powiedz, że jestem dziwna, ale to chyba mój ulubiony rozdział będzie*
OdpowiedzUsuńTo teraz trzeba "oszukać przeznaczenie". A raczej jedną z jego dróg. Bo, albo Arthur przyjdzie i mu pomoże, albo będą Francka wynosić w czarnym worku (kiedyś tam). Mam nadzieje, że serduszko Brytola wygra, pogna do niego i go odciągał od światła bramy niebios, w stronę swojego światła... To zdanie nie ma sensu....
Tylko jedność i harmonia przynieść może szczęście. Tak więc muszą być blisko, by razem odnaleźć swe przeznaczenie,
Usuń