Translate

wtorek, 9 kwietnia 2013

Historia poza tematem numer sześćdziesiąt cztery: Pokarm duszy - Część czwarta.

Co możesz ujrzeć w pustych oczach?

Pokarm duszy
Część IV

                Obaj byli nieco zaskoczeni widząc swe twarze. Jeden z powodu niespodziewanej wizyty, drugi zaś nie spodziewał się, że drzwi zostaną otwarte. Przez jakiś czas wpatrywali się w swe odbicia w oczach siebie nawzajem, aż w końcu starszy z mężczyzn przerwał niezręczną ciszę.
- Wejdź... Nie wiem po co przyszedłeś, pewnie zaraz odejdziesz, ale możesz wejść – otworzył szerzej drzwi, wpuszczając młodszego do środka. Dopiero teraz zielonooki zrozumiał, że tak bardzo nie wierzył w to, że drzwi zostaną otwarte, iż nie przygotował się zupełnie na spotkanie z nim. W głowie było wiele sprzecznych myśli. Przypomniał mu się tamten niespodziewany pocałunek. Czyżby teraz miało stać się coś podobnego? Czy był tu bezpieczny? Postanowił jednak wejść, skoro już tu przyszedł. Rozglądał się po pomieszczeniu, dostrzegając, iż było ono dużo czystsze niż poprzednim razem. Poczuł niejaką satysfakcję, że mężczyzna zrobił choć tyle przez czas ich rozłąki. Coś się zmieniło i to na dobre. Pozostało zająć się resztą spraw.
- Przyniosłem panu śniadanie. Zawsze je pan takie smutne rzeczy, więc zrobiłem coś innego. To nie tak, że mi na panu zależy, po prostu chciałem, żeby pan sprawdził czy jest dobre... – zielonooki zarumienił się delikatnie.
- Spokojnie, nie musisz się tłumaczyć. I to słodkie jak mówisz „smutne rzeczy” o jedzeniu. Jakby nawet tak trywialna czynność mogła nieść za sobą emocje. Czasem tak jest, prawda? Bliskość drugiej osoby w czasie posiłku, czy puste miejsce przy stole... Czasem wszystko potrafi przywołać niechciane wspomnienia... Jak widzisz nie wygląda tu już jak w horrorze, możesz więc spokojnie pójść do kuchni. Lubisz tam być, prawda? Jesteś niczym kobieta... Tak delikatny, pachnący świeżymi bułkami... – błękitnooki zbliżył nos do włosów drugiego z mężczyzn, ale został natychmiast odepchnięty.
- Mogę panu pomagać, ale w żaden sposób nie chcę zastępować panu kobiety i nie życzę sobie takich porównań – w trybie natychmiastowym młodszy z mężczyzn znalazł się w kuchni. Stanął przy blacie i zaczął przygotowywać śniadanie z tego, co przyniósł. Szafirowe oczy były wciąż na nim skupione. Ich właściciel rozmyślał nad tym jak bardzo różny obraz może stać się podobny do wspomnień. Te męskie dłonie, nieco drżące w czasie krojenia bułek w niczym nie przypominały, jasnych i delikatnych dłoni, które pewnym ruchem potrafiły idealnie przedzielić bagietkę. Ale jednak było to pierwsze skojarzenie, jakie przyszło mu na myśl. Czyżby doszukiwał się jej śladów w każdym otaczającym go obrazie? Nawet w tym młodym mężczyźnie? Gdy śniadanie było gotowe zielonooki znów z naburmuszoną miną kazał mu jeść i strasznie się gniewał, jeśli on zjadał za mało. Zupełnie jak ona, gdy nie schodził na obiad z powodu swojej pracy. To przecież było tak różne... A tak podobne. Wszystko było coraz dziwniejsze. Ale w końcu na tym świecie nie ma już normalności.
                Sobotni poranek miał się ku końcowi, zmieniając się w południe. Błękitnooki nawet nie zauważył kiedy jego nowy towarzysz zaczął krzątać się po domu, by uczynić go w jakiś sposób piękniejszym. Układał różne rzeczy tak, jak być powinny, by były jak najbardziej przydatne. Przeglądał szafki, notując, co należy jeszcze zakupić. Zupełnie jakby był jego opiekunem. Ignorował też kolejne zaczepki, lub odpowiadał na nie sarkastycznym tonem, jednak widać było jego zakłopotanie. Wkrótce dom wydawał się wciąż pusty, lecz o wiele piękniejszy i czystszy. Szmaragdowe oczy rozejrzały się z uznaniem po pomieszczeniach, aż ich właściciel nie westchnął cierpiętniczo, widząc świeże plamy farby zrobione przez ekscentrycznego artystę.
- Jeśli pan maluje, powinien pan rozkładać w pobliżu sztalugi gazety, by rozlana farba nie brudziła podłóg. Może kupię trochę papieru pakowego, też powinien się nadać... I jakiś fartuch dla pana, bo wygląda pan, jakby ktoś zjadł za dużo żelek, a pan był zbyt blisko niego... – zielonooki zauważył też coś innego. Różnicę między czarnymi wręcz obrazami w okół, a tym najnowszym, może nieznacznie, jednak już muśniętym ciemnymi kolorami. To wyglądało nieco jak przełom w terapii. Może krew na obrazie nie była zbyt dobrym sygnałem, ale pojawienie cię czerwieni jak najbardziej. Młodzieniec z westchnieniem zmierzwił włosy starszego z mężczyzn. – Jak pan skończy to niech pan się przebierze, umyje i wrzuci ubrania do kosza na pranie. Pójdę kupić rzeczy do obiadu...
- Weź pieniądze z szuflady – wskazał pędzlem na szafę przy ścianie. – Nie będę żerował na Twoich pieniądzach w czasie, gdy mam swoje. Aż takiej łaski nie potrzebuję – szafirowe oczy wciąż były zimne, jednak pojawiło się z nich światełko. – Zupełnie, jakby to było normalne... Sprzątasz tu, gotujesz... A przecież ledwie się znamy...
- Ktoś musi się panem zająć, prawda? Wypadło na mnie to muszę to zrobić. A pan niech nie narzeka, tylko już grzecznie maluje i nie macha tym pędzlem. Wiem, że pracownia jest od tego, by wyglądać jak sen rzeźnika, ale wolałbym jednak nieco mniejszy chaos...
                I to stało się normalne. Przynoszenie co dzień jedzenia, spędzanie wolnych chwil. Szmaragdowe oczy pozostały wciąż niezmienne, choć czasem lekko podkrążone z powodu wielu zmartwień. Lecz czy w szafirowych nie pojawił się cień nadziei?

10 komentarzy:

  1. Iggyś jest so Kawaii! A porównanie ze snem rzeźnika pracowni francy rozśmieszyło mnie tak, że spadłam z łóżka.

    (W kodzie z obrazka wyszło mi 1025 XD)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ^^ O, i czemu myślisz o nich w łóżku?

      (Królewska liczba^^)

      Usuń
    2. Leżę na łóżku z laptopem i czytam. c:

      Usuń
    3. W łóżku używasz słowa "Franca", które jest odniesieniem do chorób wenerycznych, gdyż ich epidemia wybuchła dawniej we Francji... Francja jest zaraźliwy przez łóżko XD

      Usuń