Ten, którego kocham i
ten, który mnie nienawidzi
Część VI
Wiedzieliśmy
teraz, że nigdy się go nie pozbędziemy... Być może to on chce się pozbyć nas?
Wtedy, gdy myślałem, że został pokonany, tak naprawdę został uwolniony... Brak
kontroli jest gorszy od bycia kontrolowany. Wtedy mógł jedynie pojawiać się i
znikać na powrót. A teraz mógł być. Mógł być wszędzie i nigdzie, zawsze i
nigdy. Nie mogliśmy przewidzieć jego ruchów, ani tym bardziej ich kontrolować.
Teraz żałowałem swojego tchórzostwa, które usprawiedliwiałem obroną godności.
Gdybym wtedy pozwolił mu na wszystko, teraz nie stałby się tak wściekły... Jak
wiele rzeczy może teraz zrobić? Może na pewien pokrętny sposób mnie kochał... A
teraz złamałem jego dziwne serce. A wiadomo jak wiele może zmienić zawód
miłosny. On mógł teraz oszaleć... Jakby wcześniej nie był szalony... Ale teraz
był nieobliczalny. Czy można było się przed nim uchronić? Czy może należało się
poświęcić? Zbliżały się kroki, choć nie było człowieka. To wszystko było tak
dziwne. Czułem, że to była moja wina, że to przeze mnie dzieje się to wszystko.
Na podłodze pojawiały się krwawe ślady dziecięcych stópek... To było dziwne...
Czyżby on był... dzieckiem? W czarnym teraz lustrze pojawiło się odbicie
niewidzialnej osoby. Dziecko, bardzo
podobne do Arthura, jednak włosy
przypominały raczej truskawkową watę cukrową, niż słońce... Oczy zaś zamiast
nadziei kryły w sobie rozpacz. Więc on był dzieckiem? Naiwnym, pragnącym
miłości dzieckiem, które bawiło się ciałem Arthura, by zrobić to, na co
dzieciom nikt nie pozwala. I to właśnie dziecka potrzebował... Potrzebował
kogoś, kim mógłby się zaopiekować, gdy jeden z braci odszedł, inny nie chciał
go znać, a oprócz nich to on był najmłodszy. Więc Olivier to wykorzystał...
Stał się jego „młodszym braciszkiem”, którym mógł się opiekować i, który zawsze
mu ufał, wierzył, poznawał świat jego oczami. Lecz później stał się jego
pasożytem... Ale czy spełniał swoje, czy jego pragnienia? Czyż samotny Arthur
nie potrzebował przyjaciół, w czasie, gdy Olivier poznawał tak wielu ludzi? Czy
nieufny Arthur nie potrzebował cząstki wolności naiwnego Oliviera? Więc... To
co stało się poprzedniej nocy... Jak miało się to do nieco zawstydzonego każdym
czułym słowem Arthura? Czy było to jego przeciwieństwo? Czy może głęboko skryte
pragnienie? Może potrzebował miłości? Może wiele razy pragnął kogoś przytulić,
pocałować, zrobić coś więcej? Więc on spełnił te ciche, zrzucone do odmętów
podświadomości pragnienie... A raczej ja mu w tym przeszkodziłem... Czyżby on
kochał swego „żywiciela”? Tą dziwną, dziecięcą miłością, która pragnie za
wszelką cenę uszczęśliwić ukochaną osobę i mieć ją tylko dla siebie? Czy może
chciał zdobyć dla niego wszystko? Jak dziecko kradnące ze sklepu pierścionek,
który spodobał się mamię... I niestety tym razem ja byłem tym pierścionkiem.
Jednak nie dałem się „ukraść”, bo miałem zostać „kupiony” na specjalną okazję.
Jednak on nie potrafił tego zrozumieć. Chciał tu i teraz spełnić jego marzenie,
nawet jeśli on sam nie był tego świadomy. Dziecko przeglądało się w lustrze,
które wydawało się krwawić. Co powinienem zrobić? Wydawał się być tak niewinny,
naiwny... Przypominały mi się chwile, gdy rysował słodkie obrazy, gdy bał się,
że Arthur się go pozbędzie... Czy teraz się bał? W końcu bardzo napsocił.
Wydawało mi się, że widzę łzy w tych ogromnych, błękitnych oczach... Chciałem
go objąć... Mimo całego strachu, mimo tego, że on był tylko iluzją, chciałem po
prostu podejść i go przytulić, powiedzieć, że wszystko będzie dobrze, a on nie
musi się bać, wystarczy, że znów będzie grzecznym dzieckiem... Nagle zobaczyłem
jak mija mnie Arthur i wyciąga dłoń ku widziadłu.
- Olivier... Czas... Czas wracać do domu... – powiedział nieco
drżącym głosem. „Domu”? Ach, tak! Domem Oliviera było ciało, które „wynajmował”,
ciało Arthura. – Już dość nas nastraszyłeś... Świetny żart wiesz? Jak to
zrobiłeś? Tą ciemność? Przyda się na Halloween – zaśmiał się sztucznie i pusto.
– No już, mały, wracaj, na pewno się zmęczyłeś, odpoczniesz sobie...
- Nie – rozległ się dźwięk niczym tysiące dzwonków, gdy
widziadło otworzyło martwe usta. – Ty mnie nie chcesz... Nikt mnie nie chce...
Ty chcesz mnie zniszczyć... Uwięzisz mnie w sobie i zabijesz! – szkła zaczęły
pękać powoli, powstawały rysy, które powiększały się z dźwiękiem przesuwania
paznokci po tablicy... Widziałem w czarnym lustrze wściekłą twarz widziadła...
Gdzie ono było? Czy tutaj, czy wewnątrz lustra? Czy może jedynie patrzeć, czy
może też nas zranić? Bałem się. Nie tylko o to, co stanie się ze mną, nie tylko
o to, co stanie się z Arthurem, ale też o samo widziadło. To w końcu było tylko
dziecko... Małe, pozbawione ciała, szalone dziecko... Ale zawsze dziecko, w
dodatku cząstka Arthura. Czułem, że muszę o niego zadbać... Że musimy zrobić to
razem. Czy da się mu nadać inne ciało? Wpuścić je do czyichś zwłok, by żyło
obok nas?
- Nie chcę tego, nie pozwolę sobie stracić kolejnego brata –
Arthur był wyjątkowo poważny, wręcz przerażający. Lecz rozumiałem go.
Przywiązał się do tego tworu, jak wcześniej do brata, który go opuścił.
- Ale ja nim nie jestem... – dzwonki powoli zmieniały się w
smutny, dziecięcy głos. – Jestem tylko Twoją marionetką.
- Nie... Chodź, uspokój się... Wszystko będzie dobrze...
- Nie... Ciało jest jedno, dusza musi być jedna. Tylko
kwestia tego, która – rozległ się śmiech i pękło lustro. Krwawe ślady szybko
przemieszczały się w naszą stronę...
Woooooow.... It's very creepy... Aż mnie dreszcze przeszły... Chociaż zwykle z horrorów się śmieję... Jak laleczka Chucky oblał gościa kwasem... Ale to jest very creepy... CHCĘ NEXT!!!
OdpowiedzUsuńRomans piszę - dziwne zakończenie, przesłodzone.
UsuńHorror piszę - straszniejsze niż laleczka Chucky...
Moim przeznaczeniem jest strach, nie miłość, czyż nie? Next w trakcie powstawania.
Laleczka Chucky jest śmieszna! A poza tym ty nie dodajesz za dużo cukru...
UsuńKiciuu... Jadę do sanatoriuum... zamów u mnie kilja obrazków, żebym się nie nudziła... *jęczydupa*
Słodka jesteś^^
UsuńNarysujesz jakieś sceny z tego opowiadania? Bo tak mnie zastanawia jak Ty to widzisz.
Zaspamuję cię obrazkami jak wrócę... *evil grin*
Usuń