Pokarm duszy
Część VIII
Gdy
słońce powoli przemierzało swą drogę otworzyły się również zielone oczy.
Mężczyzna zauważył, że ktoś okrył go kołdrą, czuł też, że jest tulony. Spojrzał
w górę i ujrzał jeden z najpiękniejszych uśmiechów jakie widział w życiu. Był
szczęśliwy, widząc, że błękitnookiemu nic nie jest. Jednak po chwili uświadomił
sobie w akiej byli sytuacji. Zarumienił się, lecz nie zmienił swego położenia.
- Przepraszam, że tak zasnąłem – wydukał jedynie, czując się
nieco niezręcznie.
- To nic takiego. Dawno nie widziałem niczyjej śpiącej
twarzy, więc to nawet miłe – błękitnooki przejechał dłonią po jego włosach.
Pierwszy raz od długiego czasu czuł się naprawdę szczęśliwy.
- Przestań... To strasznie krępujące. Pójdę zrobić herbatę i
kupić coś na śniadanie...
- Zostań jeszcze... Nigdzie nie idź. Boisz się mnie? Nie
masz powodu. Gdybym chciał cokolwiek zrobić, nie czekałbym z tym aż się
obudzisz, tym bardziej będąc osłabionym, prawda? Zrobiłbym to już dawno... Tak,
delikatnie, by Cię nie obudzić, byś otworzył oczy dopiero wtedy, gdy nie mógł
byś uciec. Ale ja jedynie patrzyłem... No, może nie tylko patrzyłem, ale nie
zrobiłem Ci nic złego.
- Ale... Co zrobiłeś...? – zielonooki zarumienił się
intensywnie i schował twarz w torsie starszego mężczyzny.
- Jedynie to co teraz... Lubię Twoje włosy, wiesz? Zawsze
kojarzą mi się z wolnością, pewną anarchią...
- Są po prostu roztrzepane...
- Tak jak i Ty. Jesteś taki niewinny, odbiegający od norm.
Chcę, byś tu był... Powiedz... Zostaniesz ze mną?
- Na jak długo...?
- Na zawsze. Nie będziesz musiał płacić rachunków za
mieszkanie, w którym i tak nie przebywasz. Stąd masz na pewno bliżej na
uczelnię. I nie spędzalibyśmy sami nocy...
- Zastanowię się... I... Chcę się sam zastanowić. Czas już,
żebyś coś zjadł. Ty leż, przyniosę Ci.
- Prawie jak śniadanie do łóżka – błękitnooki zaśmiał się
cicho w czasie, gdy młodszy z nich spąsowiał i ruszył do kuchni. On też po
jakimś czasie wrócił z gotowym jedzeniem.
- Jedz, a ja pójdę po swoje rzeczy... Chyba... Chyba dziś
zostanę na noc...
- Nakarm mnie... I zostań na zawsze.
- Nie przesadzaj... I najpierw muszę mieć pewność, że mi nic
nie zrobisz. Zachowujesz się strasznie dziwnie.
- A ja zastanawiam się, czy nie chciałbyś, bym Ci coś
zrobił... – po tych słowach starszego z mężczyzn, zielonooki wybiegł z
pomieszczenia mocno zarumieniony. Jednak nim Francuz zdążył skończyć jeść w
jego pokoju znalazł się zarówno chłopak jak i spora torba.
- Tyle jak na razie wystarczy. Jak przejdziesz test to
przyniosę tu wszystko.
- A co jeśli to Ty go nie przejdziesz?
- Zamknij się, bo się zawrócę...
Wiele
dni mijało w coraz lepszej atmosferze. Obrazy stały się pełne kolorów. Powoli
pojawiały się pejzaże, malowane w czasie wspólnych spacerów. Błękitnooki
powrócił wręcz całkowicie do dawnego, utraconego szczęścia. Młodszy zaś wkrótce
odnalazł to, o czym zawsze marzył. Sens swojego życia. Obaj stali się swoim
wzajemnym przeznaczeniem... Wkrótce też wynajmowane mieszkanie stało się
zbędne, a w starym domu pojawiło się wiele wspólnych rzeczy.
znowu to samo grrrr...
OdpowiedzUsuńCo się stało, kiciu?
UsuńMyślałam, że nie znajdę czegoś piękniejszego niż dzisiejsza pogoda. A wystarczyło tylko zajrzeć na Twojego bloga. *-* To jest sto razy słodsze niż mruczenie motorów, niż zapach powietrza po deszczu i zapach świeżo skoszonej trawy (uwielbiam ten zapach chociaż jestem na niego uczulona). Aww, to jest taaakie słodkie. *pokazuje łapkami* Ja chyba nie wymyśle nic sensownego dzisiaj, przepraszam.
OdpowiedzUsuńKatsuko (Chociaż może też być zdechły kot)
Ty jesteś jeszcze słodsza^^
UsuńYay, w końcu doczytałam! To opowiadanie jest całe kawaii! (Prawie jak moe Finek)
OdpowiedzUsuńTo miało być smutne, nie słodkie...
Usuń