Raz, dwa, trzy,
braciszek patrzy
Część VIII
Chłopiec
obudził się wiele godzin później. Podano mu jedzenie, a raczej papkę jaką
karmiono zwykle małe dzieci. Zjadł to grzecznie, karmiony przez mężczyznę. To
życie nie wydawało mu się być takie złe. Miał opiekę, dobre jedzenie. Nie miał
zmartwień, był w centrum zainteresowań swego opiekuna. To było wszystko o czym
marzył. Lecz z czasem wszystko mogło się zmienić.
W tym
miejscu jego dni wyglądały zawsze tak samo. Wstawał dość późno, budzony przez
mężczyznę, który często był nieco ubrudzony farbami. Był artystą i malował, gdy
tylko naszła go wena. I właśnie on przygotowywał rano chłopca, jakby był małym
dzieckiem, ubierał go, czesał, karmił. Czasem dla zabawy robił mu małe kitki
ozdabiając je słodkimi gumkami czy też spinkami. Chłopiec czuł się wtedy nieco
nieswojo, ale uśmiech na twarzy mężczyzny zawsze go uszczęśliwiał. Później
jakiś czas bawili się razem, jednak nigdy nie wychodzili na dwór. Po obiedzie
chłopiec musiał spać. Dziwne było to, że mimo braku takiej konieczności, zasypiał
od razu, gdy tylko wypił przyniesione mu mleko. Po popołudniowej drzemce
przychodził czas na spacer w ogrodzie, w którym też jedli podwieczorek w formie
pikniku. Gdy nadchodził zmierzch znów mężczyzna się nim zajmował, by później
dać mu znów to dziwne mleko i poczytać bajki nim chłopiec nie zasnął.
To
życie wydawało się być bardzo sielskie, lecz niewystarczające dla mądrego
chłopca, który pragnął wiedzy. Jednak każda prośba o odzyskanie książek
kończyła się złością mężczyzny, komputera mógł użyć tylko pod jego nadzorem, co
oznaczało zawsze jedynie godzinę grania w gry dla dzieci. Musiał być tu
dzieckiem. Nie miał prawa dorosnąć. Gdy prośba o wyjście poza tereny
posiadłości skończyła się zamknięciem go w pokoju bez kolacji, zrozumiał, że
jest tu więźniem. Gdy był grzeczny i zachowywał się jak pięciolatek, wszystko
było w idealnym porządku. Czasem nawet malował razem ze swoim opiekunem,
rozmawiali i śmiali się jak rodzina. Jednak bał się jego wzroku, gdy tylko
powiedział coś „zbyt mądrego”, jak to określał mężczyzna. Tak więc udawał
dziecko. Pytał czemu kwitną kwiaty, choć naprawdę znał dokładnie proces
fotosyntezy, słuchał z udawanym zainteresowaniem opowiadań o płaczących
aniołkach, mimo iż znał prawdziwą genezę deszczu. Skoro taka była cena
szczęścia, musiał porzucić to, kim był naprawdę. Co było lepsze? Bycie sobą w
samotności, czy udawanie dziecka w ramionach tego mężczyzny? Czasem zadawał
sobie to pytanie, lecz szybko je zapominał, gdy mężczyzna głaskał go po głowie.
To było dzieciństwo, którego nigdy nie miał, miłość, której nigdy nie
doświadczył. Szczęście, za które zapłacił wolnością.
"Skąd się bierze deszcz" Tylko ja jestem taka zacofana i dalej mówię, że "aniołki płaczą", albo "ktoś nie zakręcił kranu"? A jak sypie śnieg to mówię "ktoś ma dużo łupieżu". Coś czuję, że z tego nie wyrosnę. *tuli misia i popija mleczko*
OdpowiedzUsuńFrancja powinien iść się leczyć, bo ma troszku krzywo pod kopułą. Czasem kobiety co poroniły mogą mieć taką paranoję, ale facet....I bardzo mi się nie podoba to ciągłe podawanie leków nasennych.
Ty jesteś po prostu nieskończenie słodka i niewinna^^
UsuńA on chce być po prostu starszym braciszkiem, prawda? A nikt nie chce mu pozwolić, więc sam sobie znajduje młodsze rodzeństwo... A małe dzieci muszą dużo spać, prawda? Cóż, jeśli nie chcą, to trzeba im pomóc...