(Pytanie do czytelników: co ma się stać z Francisem? Nie wiem co mu napisać dalej... Tak więc decydujecie o jego dalszym losie. Przemyślcie to dobrze.)
Raz, dwa, trzy,
braciszek patrzy
Część IX
Jednak
powoli wszystko wyrywało się spod kontroli. Właśnie... Kontrola stanowiła tu
największy problem. Każdy ruch był zaplanowany, każdy oddech musiał być
zapowiedziany. Jeśli coś było niemożliwe, stawało się możliwe czasem w nieco
zły sposób. Ale wszystko musiało być tak, jak chciał mężczyzna. Chłopiec powoli
tracił radość życia. Może dobrze było mieć kogoś, kto się Tobą opiekuje, ale o
wiele lepsza była wolność. Teraz doceniał długie spacery, gdy nikt nie zwracał
na niego uwagi. Teraz czuł się jak zwierzę w klatce. Pod stałą obserwacją, gdy
ktoś inny udawał, że wie, co jest dla niego najlepsze. Pragnął wolności choćby
za cenę powrotu do samotności. Pragnął znów być sobą, choćby przez nikogo nie
zauważonym. Nie wiedział, że już niedługo wszystko się zmieni.
Pewnego
dnia obudził się dość późno. O wiele później niż zwykle... Nikt go nie obudził.
Pomyślał, że to dziwne, lecz był nieco szczęśliwy, że może w spokoju słuchać
śpiewu ptaków za oknem. Minęło już wiele dni, odkąd słyszał go po raz ostatni,
a nigdy nie słyszał go z tego miejsca. Nie wolno mu było otwierać okna, które
mogłoby wpuścić do pokoju dźwięki i zapachy lasu w okół domu. Jednak po jakimś
czasie zaczął się martwić. A jeśli mężczyźnie się coś stało? Jeśli już go nie
zobaczy? Nawet nie pomyślał o tym, że wciąż jest tu zamknięty. Mężczyzna
wydawał się być dla niego ważniejszy niż on sam. Chłopiec zerkał na drzwi,
które wciąż się nie otwierały. Ta cisza była przytłaczająca, a samotność
sprawiała ból. Żałował, że choć przez chwilę myślał źle o tym, który dał mu
drugie, weselsze dzieciństwo. Chłopiec próbował otworzyć drzwi, lecz wciąż były
zamknięte z zewnątrz. Z błękitnych oczu popłynęły łzy.
Po
długim czasie usłyszał kroki. Zaczął energicznie naciskać na klamkę, by jej
ruch zdradził jego miejsce pobytu. Nie bał się, że to może być ktoś, kto mógł skrzywdzić
mężczyznę. Nie bał się tego, że ten ktoś mógłby go teraz zabić. Chciał jedynie
dowiedzieć się, co stało się z jego dziwnym opiekunem. Usłyszał, że ma odsunąć
się od drzwi. Gdy to zrobił zostały one wyważone, a jacyś ludzie weszli do
pokoju. Wyprowadzili go stamtąd, wciąż powtarzając jakieś uspokajające formułki
jakie mówi się dzieciom, które były świadkami tragedii. Nic z tego nie
rozumiał, bał się coraz bardziej. Gdy pytał o mężczyznę otrzymywał jedynie
odpowiedź, że on już nic mu nie zrobi. Ale przecież on go nigdy nie skrzywdził,
prawda? On był dla niego dobry... Może nadopiekuńczy, ale chciał jego
szczęścia... Chłopiec rozpłakał się, a któryś z mężczyzn w jednakowych
ubraniach dał mu maskotkę. Biały miś, jak niedźwiadek polarny... W tym momencie
chłopiec stał sobie sprawę, że sam też był taką zabawką. Mały, słodkim misiem,
którego można było tulić, a który nigdy nie wyjdzie z pokoju, ani też nie
sprzeciwi się niczemu, co będziesz chciał mu zrobić. Dzieci jednak zawsze
mówią, że misie są smutne, bez swoich właścicieli... On teraz też płakał,
wtulając twarz w pluszowe futerko. Czy dzieci nie rozpaczają po stracie swoich
zabawek? Co więc teraz działo się z mężczyzną? Tego dopiero chłopiec musi się
dowiedzieć.
Teraz tak to czytam jeszcze raz...I mi lekko, lekciutko, leciuteńko na myśl przychodzi syndrom. Chodzi o to przywiązanie mimo zamknięcia.
OdpowiedzUsuńNie mam pomysłu na komentarz wybacz. Ani na to co z Francą.
Też teraz o tym pomyślałam... A co z nim to już wymyśliłam^-^"
Usuń