Pokarm duszy
Część VII
Noc
trwała nieprzerwanie, gdy zielone oczy otworzyły się nagle, spoglądając na
pusty sufit w maleńkim pokoju. „Jego pokój jest ogromny, ale sufit tak samo
pusty... Ciekawe czy zasnął spokojnie... Nie, nie powinienem o nim myśleć,
ale... Coś jest chyba nie tak...” pomyślał i mimo dziwnej i późnej pory wstał,
zaczął się ubierać, by chwilę później wybiec z domu w sobie tylko znanym
kierunku.
Nie
mijał nikogo, ciemność rozświetlana była tylko przez nieliczne latarnie uliczne
i gwiazdy. W oddali widział pełnię księżyca. Była piękna, ale on nie miał teraz
czasu, by choćby chwilę się jej przyglądać. Nie myślał o niczym innym, jak tylko
dostać się do swego celu, zająć się tą jedną, ważną osobą. Teraz żałował swej
reakcji w tamtym czasie. A jeśli jemu się coś stało i ostatnim wspomnieniem o
nim pozostanie ta kłótnia? Jeśli nie zdążą się pogodzić? Tak bardzo się
martwił. Biegł ile tylko miał sił w nogach. Czasem uginały się pod nim, nieco
już zmęczone kolana, czasem się potykał, jednak nie zaprzestał biegu. Musiał
jak najszybciej znaleźć się przy nim. Tak więc biegł, jakby zależało od tego
czyjeś życie. Nie wiedział, że tak jest naprawdę.
Wbiegł
do jego domu i przez chwilę pomyślał, że to naprawdę głupie i bezsensowne.
Przecież nic mu się nie mogło stać, na pewno żył tak jak wcześniej i nie trzeba
było się niczym przejmować. Przez chwilę chciał już wyjść, ale ostatecznie
pomyślał, że skoro już tu jest, to sprawdzi czy nic się nie zmieniło od czasu jego
poprzedniej wizyty. Widział, że wszędzie jest porządek. Jednak zauważył
również, że nie przybyło śmieci w koszu, jakby przez ten czas nie wyrzucał
żadnych opakowań po jedzeniu. To było nieco dziwne. Postanowił sprawdzić, czy
mężczyzna śpi, w pewien dziwny, matczyny sposób chciał po prostu podejść i
przykryć go kołdrą. Jednak nie zastał go w spodziewanym miejscu. Wtedy więc
zaczął przeszukiwać cały dom w jego poszukiwaniu. Światło księżyca oświetliło
bezwładne ciało leżące w pracowni. Zielonooki podbiegł do mężczyzny i
sprawdził, czy ten oddycha. Wszystko było dobrze, a on nie wiedząc czy
mężczyzna śpi, czy może stało się coś złego, postanowił najpierw nieco
odczekać, aż się obudzi. Podniósł go i zauważył, że jest zastanawiająco lekki.
Zaniósł go do jego łóżka.
Postanowił
zająć się nim jak należy. Przebrał go i umył za pomocą gąbki i miski z wodą.
Nie myślał wtedy o tym, czy jest to dziwne, zawstydzające, ani o żadnych tego
typu rzeczach. Chciał jedynie mu pomóc, zaopiekować się nim. Ułożył go w łóżku
i przykrył kołdrą. Wiedział, że teraz najważniejszy jest dla niego sen, więc
postanowił pozostać przy nim, aż się obudzi, zamiast samemu go budzić. Minął
już świt i zbliżało się południe, a błękitnooki oddychał spokojnie. Młodszy z
mężczyzn powoli odczuwał coraz większe zmęczenie. Pomyślał, że mógłby na chwilę
położyć się obok niego, skoro musi być przy nim, a on w końcu śpi. Zrobił więc
tak, jednak nie minęło wiele czasu nim zasnął.
Jeszcze
kilka godzin minęło nim błękitne oczy uwolniły się od zasłaniających je powiek
i sennego otępienia. Mężczyzna rozejrzał się po pomieszczeniu i zauważył, że
jest w swoim pokoju, co wydało mu się być bardzo dziwne. Zrozumiał, że ktoś
musiał mu w tym pomóc, jak i w wielu innych rzeczach. Zrozumiał wszystko, gdy
ujrzał słodką, uśpioną twarz tuż obok siebie. Uśmiechnął się, czując, że to
najpiękniejsze, co mogło go spotkać. Wtedy przez chwilę pomyślał, że może
przeżył nie po to, by cierpieć, ale po to, by był przy zielonookim. Może to ich
przeznaczenie? We wspólnej jedności zmienić to, co wydawało się być
niezmienne.
Normalnie się rozpływam. Piękne. Brytol wygrał bieg po życie. Życie Francy i swoje z nim (jeśli to wybierze, a z tego co widzę - na pewno ). Cieszę się, że Franek się obudził. I nie trzeba było go całować, jak Śpiącą Królewnę.
OdpowiedzUsuńW końcu przeznaczenie zawsze wygrywa, czyż nie?
Usuń