Pokarm duszy
Część I
Maj
jest czasem, gdy wszystko kwitnie, gdy staje się piękne. Świat rozkwita feerią
barw, łąki dają nam radość, drzewa cień przed jasnym, lecz jeszcze nie
oślepiającym słońcem. Jest ciepło, lecz nie umieramy w skwarze... Tak
przynajmniej być powinno. Te dni mijające wśród zapachu kwiatów i blasku słońca
powinny być piękne i nieść ze sobą wspomnienia. Niewinne białe kwiaty rosną w
ogrodzie... i powoli zajmują się ogniem. Wraz z nimi płonie wszystko. Miłość,
szczęście, nadzieja. Mężczyzna spogląda bezradnie w ogień. Chce ratować
wszystko, co było dla niego cenne. Ten piękny uśmiech, piękne dłonie, szczere
oczy, twarz wspanialszą niż anielska. A jedyne co może zrobić to błagać kogokolwiek,
by mu pomógł. Gdyby wtedy został przy niej, nawet jeśli mówiła, że sobie
poradzi... Gdyby tego dnia jej nie opuścił... Uratowałby ją czy zgineliby
razem? Teraz było już na to za późno. Zamiast dźwięcznego śmiechu słyszał
trzask płomieni, to był już koniec utopii.
Mężczyzna
obudził się zlany potem. Zauważył plamę łez na poduszce. Jakże on nienawidził
tego powracającego snu! Tego
wspomnienia, które paliło jego serce żywym ogniem. Żałował, że wtedy nie
pobiegł do niej... Że nie spłonął wraz z nią, jeśli nie można było jej
uratować. Po tysiąckroć wolał śmierć niż życie bez niej. Ale jednak to dał mu
los. To była kara za to, że nie było go wtedy przy niej. Śmierć byłaby
błogosławieństwem. A na nie nie zasłużył nim nie odpokutuje swoich grzechów.
Tak więc pozostawał w tym zawieszeniu, z żywym ciałem i martwą duszą, pomiędzy
bytem i nie bytem. Nie żył, a egzystował. Nie marzył, nie pragnął, nie
oczekiwał. Po prostu odpokutowywał swój śmiertelny grzech. Grzech, za który karą
jest życie, a ułaskawieniem śmierć.
Jego
istnienie ograniczało się jedynie do podstawowych czynności. Nie wychodził z
domu, pracował zdalnie. Był artystą, więc nikt go nie kontrolował. Nawet
obrazy, które z pełnych kolorów stały się przerażające sprzedawały się dużo
lepiej, więc nikt się nim nie przejmował, dopóki przynosił zyski. Wykonywał też
zlecenia wydawnictw, korekty, tłumaczenia, czasem sam coś pisał. Po prostu, by
cokolwiek robić. Tak więc suma na jego koncie wciąż rosła, bo nie miał kto jej
wydawać. On zaś co rano wstawał wraz ze wschodem słońca. Zakładał ubrania,
które jakiś czas temu były pożądane przez wszystkich, lecz teraz wyglądały
nieco groteskowo, po czym wychodził przed dom. Zaczepiał kogoś, każąc mu kupić zawsze
to samo. Kilka bułek i litr mleka. Zawsze dawał mu dwa razy więcej pieniędzy
niż było trzeba. Czasem ludzie wracali, wręczajc mu zakupy, czasem znikali.
Nigdy nie upominał się o zwrot reszty, pozostawiając ją ludzkiej uczciwości.
Zwykle nie otrzymywał jej z powrotem. Pieniądze nie grały dla niego roli, miał
ich nawet zbyt wiele. Chodziło jedynie o ludzką uczciwość. Każdego dnia coraz
bardziej rozumiał, że ten świat dąży ku zniszczeniu. Wartości metafizyczne
przestały mieć znaczenie, liczyły się tylko te materialne. Więc utwierdzony w
nienawiści do ludzi wracał do domu. Myślał o tym, jaki świat jest okrutny. Albo
znajduje się na nim kogoś, kogo nie chciało się nigdy spotkać, albo traci się kogoś, kto nie
powinien nigdy cierpieć. Zło jest nieśmiertelne, a dobro kruche niczym motyl.
Zamykał się więc samotnie w domu. Tylko w pustym pomieszczeniu mógł ujrzeć
tych, którym ufał, nie widział nikogo takiego na ulicy, ani nawet w lustrze.
Tak więc zajmował się pracą, zatracał się jej. Nie dbał już o dawniej aksamitne
włosy, nie ubierał, jak wcześniej, najmodniejszych ubrań, a zarost z dojrzałej
bródki zmienił się w wspomnienie pijaka. Może nawet nim był... Może obok farb
leżało zbyt wiele pustych butelek po winie... Jednak było to jedynie najlepsze
wino i nigdy się nie upijał. Pił, to prawda. Ale nigdy zbyt wiele, wiedział,
kiedy przestać. Lecz codziennie pojawiała się kolejna pusta butelka. Nie miał
ich kto wynieść. Reklamówki, kartony, butelki. Było tego pełno w całym domu.
Wina też nie kupował sam. Znał osoby, które sprowadzały dla niego najlepsze
roczniki. Przed nimi pokazywał się prawie jak za czasów swej szczęśliwej
młodości. A potem znów stawał się tym zrzędliwym, samotnym mężczyzną. Nie był
stary, nie skończył nawet trzydziestu lat. Ale świat był dla niego okrutny,
życie nie obeszło się z nim łaskawie. A on, obwiniając się za to, jeszcze
bardziej się dręczył.
Czy to
miało się kiedykolwiek skończyć? Czy smutek i przybieranie maski uśmiechu miało
trwać wiecznie? Myślał, że potrwa to jeszcze długo. To była przecież kara za
niewybaczalny grzech. Musiała więc trwać nim jego cierpienie nie dorówna bólowi
płomieni. Nie wiedział, że już dawno jego grzech spłonął, a teraz nadszedł czas
na nowy poranek.
Jak co
dzień wyszedł przed dom. Ujrzał na drodze młodego mężczyznę, być może bliskiego
mu wiekiem. Podszedł do niego a ten wzdrygnął się nieco.
- Nie jestem żadnym żebrakiem, bezdomnym, pijakiem ani
akwizytorem – zaczął jak za każdym razem. Westchnął ze zrezygnowaniem, musząc
powtarzać to codziennie. – To są moje pieniądze – wyciągnął ku niemu dłoń z
banknotem. – I proszę jedynie o kupienie mi sześciu bułek i litra mleka. Nie
musi pan oddawać reszty, nie musi pan nawet wracać, najwyżej poproszę kogoś
innego za godzinę. Proszę po prostu wziąć te pieniądze i iść do sklepu, ja
mieszkam w tamtym domu – wcisnął mu pieniądze w dłoń i pokazał na nieco stary
budynek, chyba nadający się jedynie do rozbiórki. Po chwili zniknął za
drzwiami, a zielonooki nieznajomy rozglądał się jakby myśląc, że ma wysoce
surrealistyczny sen. Jednak po chwili ruszył do sklepu.
Idąc
między półkami rozmyślał nad dziwnym jegomościem. Być może to po prostu jakiś
ekscentryczny artysta, ale wzbudzał w nim niejaki żal. Inni ludzie na ulicach
mieli piękne ubrania, uśmiechy na twarzach. A on wyglądał jak burzowa chmura,
wprost z nad ojczyzny zielonookiego. Nie po to przecież wyjeżdżał, by widzieć
deszcz na co dzień, prawda? A ta chmura wyglądała jakby miało z niej lunąć,
jednak zamiast wody miały popłynąć łzy. Kupił to, o co mężczyzna prosił i
wrócił do niego. Zobaczył go spoglądającego przez okno. Po chwili otworzyły się
drzwi, a ekscentryczny jegomość podszedł do niego.
- Oto zakupy – zielonooki podał mu worek w jedną rękę. – A oto
reszta – w drugą wcisnął mu monety. I proszę wracać do domu, bo się pan
przeziębi – potem po prostu ruszył biegiem w stronę uczelni. Błękitnooki zaś
wydawał się być niemało zaskoczony jego zachowaniem. Uczciwy człowiek był
ostatnio rzadkością. Wrócił więc do domu, zastanawiając się nad tym, czy więcej
jest dobra na tym świecie.
Zielonooki
zaś cały dzień nie mógł odpędzić od siebie myśli o tym człowieku. Wyglądał na
nieco zagłodzonego i zaniedbanego, ale nie wydawał się być biedny. Może po
prostu nie miał motywacji, by o siebie dbać? Podobno zawsze prosił ludzi by mu
kupowali właśnie te same rzeczy. Czy nie jadł nic innego? Wracając z uczelni,
chłopak postanowił zrobić dla niego obiad. Gdy kupił odpowiednie składniki
poszedł do swego wynajmowanego mieszkanka. Wbrew pozorom nawet dobrze gotował,
lecz czasem, gdy się zamyślił, nieco przypalał jedzenie. Ale tym razem wyszło
doskonałe. Zapakował je w jakiś pojemnik i ruszył ku domu ekscentrycznego
jegomościa.
Dzisiaj mam taki dobry dzień i jeszcze wstawiłaś kolejnego FrUka~ Za opowiadanie z 2P!Francją wyprzytulałabym Cię, ale mam bana. ;_; To jest śliczne i wspaniałe i cudowne i słodkie i urocze i...i...*zgrywa opowiadanie na telefon* Poza tym, lubię jak piszesz jako Francis wychodzi Ci to tak uroczo. *_* Znowu nie mam weny na inteligenty komentarz, przepraszaam. ;__;
OdpowiedzUsuńŁocia
To poproś o usunięcie bana~ Jesteś taka słodka^^ A ja chyba jestem dziwną fanką Anglii, skoro tak dobrze wychodzi mi granie Francją... A komentarz ładny^^
UsuńBan w słusznym celu to nie usuną. Za miesiąc Cię wyprzytulam, o. :3 Anglią się trudno gra i niewiele osób robi to dobrze.
Usuń*tuli* Anglia jest ogólnie trudny... A Francja łatwy... W różnym sensie XD
UsuńOh, Liet się pochwalił banem...Tak, zły Włoszek, założył Lici/Łoci miesięcznego bana...*bije się po łapce* Zły, zły, zły...
OdpowiedzUsuńMi się taki pomysł bardzo podoba. Franca jest pokazany jako normalny człowiek, po przeżyciach który zamyka się na świat, zostawiając tylko mały otwór. Zdziwienie pod koniec - Brytol ugotował coś zjadliwego! Święto międzynarodowe!
Ja Cię przepraszam, że to sensu nie ma ale Ci mówiłam, że nie mam pomysłu.
*całuje łapki* Nie bić.
UsuńTaki jest bardziej realistyczny niż szczęśliwy... Ogólnie szczęście to iluzja, prawdą jest cierpienie.
I odchrzańcie się od jedzonka Arthura... Mi tam Scone smakowało~
Słodko piszesz^^
*Głasia Milke po główce* Nie bij się, głuptasku, bo ban działa. A to kochane i słodkie, że się troszczysz.
UsuńCzyli obudziłaś sie tak szybko? Bo jeśli działa to zakładam, że o 23 byłaś już w łóżku i spałaś.
UsuńA czemu nie? Tak leciutko chociaż mogę?
Szczęście nie musi być iluzją. Z właściwą osobą staje się prawdą. Nie nazwiesz chyba iluzją szczęścia człowieka, który wyszedł cało z katastrofy, albo uciekł z obozu koncentracyjnego? Ja nie mam nic do jego jedzonka...Nie jadłam, to nie mogę oceniać. Chodzi o to, że większość rzeczy mu nie wychodzi....
Nie słodko....Bezsensu....
Ona już wcześnie chodzi spać.
UsuńNie wolno, bo pogryzę.
To szczęście ma dowód, jest nim właśnie to wydarzenie. Ale samo uczucie znika bardzo szybko, jak cień.
Anglia po prostu nie musi docierać przez żołądek do serca, bo od razu go tam przyjmują.
To jeszcze Ty tak chodźkaj to będę przeszczęśliwa. *załamka, że tyle siedzi...*
UsuńNawet trochę~?
Ale jego wspomnienie zostaje.
Przyjmują i serwują herbatkę ^^
Z Tobą mi lepiej~
UsuńAni trochę.
Ale to tylko cień tego, co było.
Tulą i brwi czeszą też^^
Jeszcze razem nie spałyśmy, więc skąd możesz wiedzieć?
UsuńBuu...
Jednak może on pomóc w trudnych chwilach.
Chyba czas spróbować~<3
Usuń*tuli*
Ale jak długo wystarczy?
Poczekasz jeszcze parę miesięcy.
Usuń*wtul*
Zależy od człowieka.
*tuli* Jesteś taka słodka i mądra.
Usuń*wtul* Słodka? Mądra? Ja? Chyba pomyliłaś mnie z kimś kiciu.
UsuńJesteś taka rozczulająca jak połączenie Anglii z Kanadą^^
UsuńChyba denerwująca jak Ameryka....
UsuńNa pewno nie, kotku, za mądra jesteś^^ A jeśli już jak Ameryka to tylko w wersji granej przez SandLion-Curce^^ Ona jest królową wspaniałości^^
UsuńNo właśnie nie jestem....A jej wersja, jest bardzo ładna ^-^
Usuń*tuli* Całe CrimsonHour Cosplay i VandettA Cosplay wypełnione jest wiecznym pięknem~<3 Wiesz, że one się znają?
Usuń*tuli* O tego nie wiedziałam...
UsuńNawet są filmiki u Azu z Micą i Fią^^
UsuńO jak słodko~
UsuńTo takie kochane^^
UsuńBardzo ^-^
UsuńMica przebrana za Fritza i Fia przebrana za Marię Teresę... Nie wiem czy mam się bać czy podziwiać... XD
UsuńBiedny Francisio( TДT)Taki biedny...aż mam ochotę go wyprzytulać, moje małe biedactwo.
OdpowiedzUsuńIggy i gotowanie... miejmy nadzieje, że Francja nie dołączy zbyt szybko do ukochanej.
To go przytul, jak się postaracie to becikowe będzie^^
UsuńNie doceniasz go...
Boże, jakaś ty zboczona, tylko o jednym ;p
UsuńNie wierzę w cuda xD
O czym mam myśleć jak rozmawiam z tak ładną panią?
Usuń...
O tym, co będzie na obiad xD ja zawsze o tym myślę, kochaam jeść<3
UsuńJa rzadko jem, jedzenie mnie nudzi... Ale herbata uszczęśliwia~<3
UsuńKawa nadaje życiu sens <3
UsuńHerbata jest esencją szczęścia~<3
UsuńNie, nie jest.
UsuńA co nią jest? A wiesz, że Smutny pan pił dużo kawy? I widzisz jaki się wredny zrobił? A był taki kochany jak był mały...
UsuńAh, jakie to smutne! Los niezbyt hojnie obdarował Francisa szczęściem! Ale zsyłanie mu zielonego płomyczka nadziei w postaci Anglii brzmi bardzo obiecująco...
OdpowiedzUsuńCo do gotowania Anglii, to nie wiem co inni mają do jego potraw... Tylko czasami za dużo myśli podczas gotowania...
Zobaczymy co z tego wyniknie *sama jeszcze nie wie*
OdpowiedzUsuńO, taka racja.