Translate

poniedziałek, 15 lipca 2013

Historia poza tematem numer sto czterdzieści trzy: Życiodajna krew - Część trzecia.

Kto tak naprawdę jest w pułapce, kto tak naprawdę zyska więcej? Porozumienie dochodzi do skutku, lecz to dopiero początek.

Życiodajna krew
Część III

                Kto teraz był łowcą, a kto ofiarą? Czy ten, który siłę posiadał, mógł jej ot tak użyć? Kogo naprawdę skazałby na cierpienie? Czy jego, zabijając go powoli, krew jego sącząc, czy siebie, skazując się znów na samotność? Nawet czas krótki szczęścia lepszy był od całkowitego jego braku. Spoglądał więc niepewnie w błękitne oczy, nieco zamroczone alkoholem. Czy miał stać się jego, cóż nazwijmy to po imieniu, kurtyzaną? W końcu taka właśnie miała być to relacja. On miał dostać to, czego chciał, krew, której potrzebował, a w zamian oddawać mu swe ciało. Nie był na pewno w żaden sposób czysty czy nietknięty, przez tak długi czas jego potępionego życia zdążył zrobić bardzo wiele mniej lub bardziej moralnych rzeczy. Oczywiście zdarzało mu się korzystać z wdzięków dam, nie mógł temu zaprzeczyć. Ale nigdy sam nie znalazł się na miejscu damy. Nie chciał pozwolić się poniżyć do poziomu ladacznicy, ale nie chciał też być samotnym. Z drugiej strony układ wydawał mu się uczciwy. Od długiego czasu marzył o tym, by przestać po prostu polować, zabierać krew jak złodziej klejnoty, chciał zdobywać ją w jakikolwiek sposób uczciwy. Jednak nie mógł po prostu podejść do kogoś i zapytać, czy pozwoli wypić sobie krew za drobną opłatą. Na pewno ta osoba uciekłaby i wzięła go za wariata. Zaś tutaj układ był jasny, może dostać uczciwie krew, zapłacić za nią, choć bez użycia pieniędzy. Dodatkowo to też jakaś interakcja z drugim człowiekiem, może chociażby na chwilę zabiłoby to jego samotność. Teraz należało się zastanowić, czy taki rodzaj zapłaty był sprawiedliwością czy poniżeniem. Od zawsze gardził ladacznicami, które za parę monet oddawały swe ciała. Lecz, gdyby nad tym pomyśleć, robiły to by przeżyć. Za te kilka srebrnych monet kupowały chleb, kupowały sobie kolejny dzień życia. Więc czy należy je pogardzać? Zawsze myślał, że tak właśnie powinno być. Przecież zawsze mogły zostać służkami w jakimkolwiek domu i zarabiać uczciwie, żyć godnie. Lecz, jeśli nie miały innego wyboru? Przypomniał sobie jak widział kiedyś jedną z nich chodzącą po domach i pytającą czy nie potrzeba tam pomocy. Obserwował ją długo, widział jak jedynie dostała trochę jedzenia i zostala wygnana. Widział również jak starała się sprzedawać kwiaty, które zerwała na łące. Ciągle miał nadzieję, że ktoś przyjmie ją do swego domu. Sam tego zrobić nie mógł, z przyczyn swej tajemnicy. Nadzieję tę stracił, gdy polując pewnej nocy, ujrzał ją w objęciach obskurnego pijaka, który chwilę później rzucił w nią garścią drobniaków, a ona padła na kolana, by je zebrać, jakby były największym skarbem. Czy on nie był teraz taki sam? Nie, on był złodziejem. Jedynie zamiast pieniędzy podkradał krew. Robił to, by żyć, zabijał tych, którzy mogli przecież dać tę garść drobniaków takim zdesperowanym dziewczynom jak tamta, której imienia nie znał. Czy więc teraz miał powód, by się cofnąć? Czy to, co robił zawsze nie było bardziej niemoralne, niż to, co miał zrobić teraz? Co było lepsze? Czy wciąż zabijać pijąc krew przypadkowych ludzi, czy zapłacić za nią uczciwie, choćby w ten sposób? I co miał myśleć o tym mężczyźnie? Sam przyznał się do tego czym się zajmuje, nie czuł wstydu, wyglądał bardziej na dumnego z siebie. Czy takimi ludźmi nie należało pogardzać? Czemu nie znalazł żadnej godziwej pracy? Choć, patrząc na niego, mógł zrozumieć, że właśnie w ten sposób mógł zarobić najwięcej. Jednak on był w stanie wybrać, co będzie robił. Nie był taki jak te zdesperowane dziewczyny, które miały do wyboru jedynie śmierć. On był wolny, mógł wszystko, a wybrał żerowanie na słabości samotnych kobiet. Lecz... Czy on ich w ten sposób nie uszczęśliwiał? Choćby kłamiąc i mamiąc, jednak wywoływał uśmiech na ich twarzach. Mężczyzna zrozumiał, że nie można oceniać cudzej moralności, każdy widzi ją inaczej, a jego osąd nie ma tu nic do znaczenia. Jedynie jedna kwestia powinna go teraz interesować. Czy on sam zgodzi się na to, co zostało mu zaproponowane. Spojrzał w błękitne oczy niepewnie, a ich właściciel, jakby chcąc go ośmielić i przekonać, złożył delikatny pocałunek na jego szyi. Drgnął niepewnie pod wpływem jego dotyku. Tak bardzo by chciał po prostu złapać go, przewrócić i wypić jego krew do cna, pozostawiając go bez życia. Jednak miał już dość takiego życia. Może różnił się od innych, ale czy to oznaczało, że nie wolno mu być szczęśliwym? Poruszył się niepewnie, gdy błękitnooki usiadł okrakiem na jego kolanach, unieruchamiając go na fotelu. Mógł teraz tak łatwo złapać go i zbić kły w jego odsłoniętą szyję. Równie łatwo jak on właśnie złożył kolejny pocałunek na szyi zielonookiego. Czy to był rodzaj gry? Czy chciał go kusić, pokazując mu coś tak podobnego do tego, o zrobieniu czego właśnie marzył? Mężczyzna był delikatny, każdy ruch wykonywał z wielkim namaszczeniem. O, jakże bardzo różnił się od tych, którzy brutalnie korzystali z wdzięków ulicznych kobiet! Więc i on, pozwalając mu na to, różnił się od tychże kobiet. Choćby miał teraz stać się jego kurtyzaną, lecz porzucic dawne życie pełne śmierci, zaczynał czuć się na to gotowy. Choć wciąż nie rozumiał powodu, dla którego ta propozycja padła z ust nieznajomego.
- Powiedz mi jedno – zapytał go w końcu. – Czemu? Czemu wymyśliłeś coś takiego, czemu mnie tak kusisz, wiedząc w jakim niebezpieczeństwie się znajdujesz? I skoro możesz mieć każdą kobietę, to czemu próbujesz zdobyć mnie?
- Sam odpowiedziałeś na te pytania – powiedział pusto błękitnooki. – Mogę mieć każdą kobietę i jeszcze mi za to zapłaci. Ale to ja będę na jej zawołanie, bo ona ma pieniądze, których potrzebuję. Chcę, by było choć raz odwrotnie. To Ty będziesz na moje zawołanie, bo mogę Ci dać krew, a bez niej długo nie pożyjesz.
- Mogę zawsze po prostu zapolować, nie jestem na Twojej łasce.
- Tak jak i te kobiety mogły po prostu wdać się w romans z lokajem. W końcu jemu nie musiałyby płacić, a on musiałby być posłuszny jako sługa. Lecz czyż to nie nudne? I takie puste, bezsensowne. Czy nie myślisz tak samo o swoich polowaniach? A co do niebezpieczeństwa... Znudziło mnie to proste życie, gdy wstaję zwykle w południe, zajmuję się kilkoma swoimi sprawami, idę na spotkanie z damą, czasem kończy się to w mym łożu, jak zapewne już dawno zrozumiałeś. A potem odprowadzam ją i idę do domu spać. To zawsze jest to samo. Nieważne jaka jest to dama, wszystkie wychowane są według tych samych zasad. Delikatne uśmiechy, rumieńce. Nieważne ile razy gościłaby w tym miejscu zawsze wygląda na zastydzoną, a wszystko jest takie powtarzalne i nudne. Jakże ciekawsze byłoby, gdyby pozbyć się tych zasad? Przy Tobie na pewno będę mógł mówić o rzeczach, o których przy damie nie wypada. I na pewno poznam wiele ciekawszych rzeczy niż przy nich.
- Więc chcesz jedynie uczynić ze mnie swoją zabawkę, swoją rozrywkę? Chyba się na to nie piszę – powiedział zielonooki nieco gniewnie i łapiąc mężczyznę za włosy wbił kły w jego szyję. Usłyszał stłumiony jęk, zapewne z bólu i może przerażenia. Nie mógł już dłużej się kontrolować, ani tym bardziej wysłuchiwać opowiadan o tym, jak mężczyzna bawi się innymi ludźmi. Nie chciał też być kolejną jego marionetką. Pił krew, zlizując spływające z rozcięcia krople. Nie był ani trochę delikatny, mocno trzymał włosy ofiary, wykrzywiając jego szyję pod nieco nienaturalnym kątem, by łatwiej dostać się do odpowiedniej tętnicy. Krew w tetnic była dużo smaczniejsza, bardziej pożywna. Nie przejmował się tym, jak czuje się ofiara, która tak długo grała na uczuciach innych.
- Jest jeszcze jeden powód – powiedział błękitnooki, nieco chrapliwym, przez jego położenie, głosem. – Wydałeś się być samotny. Wiesz... Mimo, że spędzam noce z tak wieloma kobietami, nie mam żadnej, z którą mógłbym spędzić choćby jeden dzień. Nie mam nikogo, z kim mógłbym spędzić swe życie. Więc... Dziękuję, że mi je odbierasz, tak będzie łatwiej. Po prostu zasnąć i nie przejmować się niczym – mężczyzna uśmiechnął się delikatnie, jakby naprawdę był z tego powodu szczęśliwy. – Ale teraz, jeśli odejdę... Jak wiele czasu minie zanim znajdziesz kogoś, komu znów wyjawisz swój sekret? – miał rację. Zielonooki już zbyt długo był samotny. Miał tego dość. Oderwał się więc niepewnie od jego szyi i spojrzał mu w oczy.
- Ale to ma być zwykły układ. Pożywiam się jedynie tyle, ile naprawdę potrzebuję, pozostawiając Cię przy życiu. Postaram się zostawiać Cię przy świadomości, ale tego nie gwarantuję... A w zamian...
- W zamian spędzasz ze mną noc. Spokojnie, bez żadnych udziwnień, na które się nie zgodzisz. To oczywiście nie zamyka Ci możliwości przyjścia tu w dzień, rozmowy ze mną, czy, jeśli zechcesz, wielu ciekawszych rzeczy. Żaden z nas jednak nie ma prawa wyjawić tej, ani żadnej innej tajemnicy.
- Co stanie się w tym miejscu, w tym też miejscu pozostaje, mam rację?
- Całkowitą, zawsze tak jest. Gotowy?
- Ale nie zrobisz ze mnie swojej marionetki, jak z tych kobiet, prawda?
- A Ty nie wypijesz mnie do cna jak tych pijaków?
- Chyba się rozumiemy – zielonooki wziął na ręce swego towarzysza i po chwili położył go na łóżku.

                Układ był prosty, wymiana tego, czego obaj potrzebowali. Jednak to był dopiero początek. Pocałunki mieszały się z kąsaniem, krew mieszała się z potem. Czy towarzyszył temu ból czy przyjemność? Trudno było zgadnąć. Lecz na pewno było to milsze uczucie niż samotność, milsze również niż nudne noce z damami, które potrafią rumienić się zawstydzone, mimo bycia takimi obłudnymi. Oni nie mieli już przed sobą tajemnic, już porzucili samotność. Po wszystkim mogliby po prostu się rozdzielić, lecz czy dotrwanie razem do rana nie było piękniejsze? Choć to nieco przeszkadzało zielonookiemu w powrocie do domu. Mógł spokojnie wrócić za dnia. Zwłaszcza teraz, gdy był najedzony. Jednak patrzył na nieco bladego towarzysza i postanowił się nim zająć, dopóki nie nadejdzie zmrok, a on nie wyruszy do swej, można powiedzieć, pracy. To nieco urozmawicało układ, nie tylko puste korzyści, ale i nieco troski. W końcu, samotność była od zawsze ich wrogiem. Czy to nie czas, by z nią wygrać?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz