Życiodajna krew
Część IX
Czasem
nie ma już nadziei na zmiany, a mimo to tak bardzo ich pragniemy. Jesteśmy w
stanie poświęcić wszystko, co mamy, tylko po to, by choćby chwilę zasmakować w
iluzji szczęścia. Każdy ma do tego prawo, nawet ci, których świat wykluczył ze
swego kręgu. Tak więc i oni pragnęli zdobyć to, co uszczęśliwiało innych mając
nadzieję, że im również da radość. Postanowili znaleźć miłość w tym świecie
pełnym nienawiści.
Oczy
błękitne szukały kogoś, kto nigdy nie przejmie się tym, czy stracą swój blask.
Upatrzyły więc damę, która mimo wieku młodego, męża jednego stracić już
zdążyła. Jeśli starca widziała, jeśli zdolna była go kochać to nie będzie
rozgniewana, gdy na głowie mężczyzny włos siwy ujrzy. Porzucając życie swe
dawne, gdy ujrzał, że sensu ono już nie ma, gdy więcej widział łez niż
uśmiechów, postanowił również iluzję porzucić. Układ zerwany został na mocy
przysięgi złożonej na jego początku. Gdy znajdą lepsze rozwiązanie, odejdą. Tak
też miało się teraz stać, gdy po latach kilku był w stanie poczuć, czym jest
szczęście prawdziwe. Porzucił wszystko, co miał, podążając za swym nowym
pragnieniem. Ujął dłoń piękną, nie wiedział jednak, że zdradziecką. Dama znana
była, choć jemu wiadome to nie było, z małżeństw dla zysku. Dlatego też, pomimo
wieku młodego, mężów już pochowała wielu, młodszą wciąż będąc niż ich dzieci,
niektórych wnuki. On, nie zainteresowany nigdy ludźmi, nie dowiedział się o
klątwie czarnej wdowy. Był przecież młody, nim ktoś taki by się nie
zainteresował, czyż nie? Sejf miał pełen, linię życia długą... Chyba, że
zdarzyłby się wypadek... Zrozumiał wszystko doskonale, gdy już pieniądze jego
były damie obiecane, jeśli nie mógłby sam nimi rozporządzać. Za ich część
zapewnił sobie stabilną przyszłość, która mogła dać szczęście tej, która będzie
u jego boku. Myślał, że znalazł szczęście, do momentu, gdy ujrzał ją w
ramionach innego. Czyżby jego własna przeszłość śmiała się mu w twarz? To
zawsze on był tym, który zabiera innym kobiety. Czyżby teraz zrozumiał, co
naprawdę robił? Minęło ledwie kilka lat od momentu, w którym dał się zwieść
iluzji szczęścia i poprowadził damę przed ołtarz. Nie przejmował się miłością,
ona po prostu najbardziej się mu opłacała, a mogła zmienić jego plugawe życie.
Jednak teraz, gdy widział jak ona oddala się od niego, zrozumiał, jak bardzo to
bolało. Czy on nie był taki sam jak ten młodzieniec, z którym ujrzał ją w
ukrytym zakątku ogrodu? To on dawniej szeptał słowa miłości do obcych,
zamężnych i nieszczęśliwych dam. A teraz sam starał się zająć swą przyszłością
i nie miał czasu, by uszczęśliwić choćby jedną. Od początku wiedział, że damy
są zdradzieckie, od początku wiedział, że szczęście jest tylko iluzją. Ale
teraz widział to na własne oczy, czuł to własnym sercem. Skoro miał wybór
jedynie patrzeć na zdradę, lub pomagać w niej obcym damom, chciał znaleźć
trzecią drogę. Choć wiedział, że prowadzi jedynie w jedno miejsce. Zauważył, że
ostatnio ma strasznego pecha, ciągle coś mu się dzieje... Zupełnie jakby ktoś
chciał, by odszedł... Czemu ta dama kupiła tak piękną suknię w kolorze czerni?
Szmaragdy
zaś pragnęły znaleźć szczęście, które przetrwa jak najdłużej. Mężczyzna
skierował swe kroki ku damie, która dziecięciem wręcz jeszcze była. Dzień jej
to był pierwszy jako damy na wydaniu. On miał nazwisko i pieniądze, ona
młodość, która przetrwa jeszcze wiele lat, życie, które nie skończy się nim
minie noc. Posagu nie żądał od jej ojca, niczym desperat prosił o rękę kobiety
obcej, gdy pozostał już sam, mogąc jedynie przedłużać swe życie. Udało mu się
znaleźć pracę, zupełnie ludzką, która mogła być przykrywką dla późnych
powrotów, gdy krew wołać będzie jego imię. Do domu wprowadził obcą mu damę w
białej sukni, która ledwie wkroczyła w dorosłość. Długo jedynie cieszył się jej
obecnością, nie tknął jej nawet, chciał by jak najdłużej pozostała
niezmieniona. Zrozumiał, czym jest prawdziwe szczęście, gdy widział białe
dłonie przeczesujące jasne włosy. Była tak młoda, może będzie przy nim dłużej
niż krótka księżyca pełnia. Jakże się przeliczył, gdy odważył się marzyć. Młoda
dama wciąż nieco roztrzepana była, pełna dziecięcej niewinności, biegała po
ogrodzie, zbierała kwiaty... Wiele wiosen minęło w szczęściu, lecz nagle
nadeszła ta, która pozbawiona była śmiechu. Dama wciąż młoda, wciąż niewinna i
nietknięta, o skórze niczym śnieg jasnej, biegała po ogrodzie skąpanym w białym
puchu. Zaprosiła go do zabawy, szczęśliwy razem z nią lepił bałwanki, gdy
usłyszał jej kaszel. Spodziewał się, że to pewnie kolejne przeziębienie, które
tak często się jej zdarzały, więc zignorował to nieco, jedynie dbał o nią jak
zawsze. Jednak kaszel nie ustawał, był coraz bardziej przerażający. Medyk,
oprócz ogromnego zdziwienia na jego widok, gdyż okazał się znać go z własnego
dzieciństwa, musiał również smutek ukazać na swej twarzy, gdy stwierdził iż
dama męczona jest przez zapalenie płuc. Leków, jakie nam są znane i jakie z
łatwością pokonują takie błahe choroby, nie było wtedy jeszcze w ludzkich
myślach. Kaszel pogłębiał się, aż ucichł. Blade ciało w sukni białej spoczęło
pod ziemią, oddane jej przedwcześnie.
Obaj
przeżyli to, czego obawiali się najbardziej. Złapali pajęczą nić, wiedząc, że
prowadzi do sieci i pozwolili pożreć się pająkowi. Nic więc im już nie zostało.
Spotkali się znów przypadkiem, gdy wspomnienia przywiodły ich przed bramę
kamienicy. Mieszkał tam już kto inny odkąd błękitnooki dom własny miał i żonę,
nie przychodził tam już nikt regularnie, odkąd zielonooki miał własny skarb o
białej skórze. Lecz teraz stracili wszystko. Spojrzeli sobie w oczy wiedząc, że
powrót do przeszłości nic nie da, a przyszłości przed nimi już nie ma.
Nie wiem kogo bardziej jest mi żal...Francy czy Brytola....Chyba Brytola.....Rozdział piękny. Bardzo przepraszam, że nie wchodziłam ostatnio....
OdpowiedzUsuńTak naprawdę nigdy nie wiadomo, kto cierpi najbardziej, to może być ten, który śmieje się najgłośniej. Nie przepraszaj, tylko tul.
UsuńMasz racje. *tuli*
Usuń*mruczy*
Usuń