Translate

niedziela, 28 lipca 2013

Historia poza tematem numer sto czterdzieści dziewięć: Życiodajna krew - Część dziewiąta.

Chwytając się pajęczej nici, musimy liczyć się z wpadnięciem w sieć.

Życiodajna krew
Część IX

                Czasem nie ma już nadziei na zmiany, a mimo to tak bardzo ich pragniemy. Jesteśmy w stanie poświęcić wszystko, co mamy, tylko po to, by choćby chwilę zasmakować w iluzji szczęścia. Każdy ma do tego prawo, nawet ci, których świat wykluczył ze swego kręgu. Tak więc i oni pragnęli zdobyć to, co uszczęśliwiało innych mając nadzieję, że im również da radość. Postanowili znaleźć miłość w tym świecie pełnym nienawiści.
                Oczy błękitne szukały kogoś, kto nigdy nie przejmie się tym, czy stracą swój blask. Upatrzyły więc damę, która mimo wieku młodego, męża jednego stracić już zdążyła. Jeśli starca widziała, jeśli zdolna była go kochać to nie będzie rozgniewana, gdy na głowie mężczyzny włos siwy ujrzy. Porzucając życie swe dawne, gdy ujrzał, że sensu ono już nie ma, gdy więcej widział łez niż uśmiechów, postanowił również iluzję porzucić. Układ zerwany został na mocy przysięgi złożonej na jego początku. Gdy znajdą lepsze rozwiązanie, odejdą. Tak też miało się teraz stać, gdy po latach kilku był w stanie poczuć, czym jest szczęście prawdziwe. Porzucił wszystko, co miał, podążając za swym nowym pragnieniem. Ujął dłoń piękną, nie wiedział jednak, że zdradziecką. Dama znana była, choć jemu wiadome to nie było, z małżeństw dla zysku. Dlatego też, pomimo wieku młodego, mężów już pochowała wielu, młodszą wciąż będąc niż ich dzieci, niektórych wnuki. On, nie zainteresowany nigdy ludźmi, nie dowiedział się o klątwie czarnej wdowy. Był przecież młody, nim ktoś taki by się nie zainteresował, czyż nie? Sejf miał pełen, linię życia długą... Chyba, że zdarzyłby się wypadek... Zrozumiał wszystko doskonale, gdy już pieniądze jego były damie obiecane, jeśli nie mógłby sam nimi rozporządzać. Za ich część zapewnił sobie stabilną przyszłość, która mogła dać szczęście tej, która będzie u jego boku. Myślał, że znalazł szczęście, do momentu, gdy ujrzał ją w ramionach innego. Czyżby jego własna przeszłość śmiała się mu w twarz? To zawsze on był tym, który zabiera innym kobiety. Czyżby teraz zrozumiał, co naprawdę robił? Minęło ledwie kilka lat od momentu, w którym dał się zwieść iluzji szczęścia i poprowadził damę przed ołtarz. Nie przejmował się miłością, ona po prostu najbardziej się mu opłacała, a mogła zmienić jego plugawe życie. Jednak teraz, gdy widział jak ona oddala się od niego, zrozumiał, jak bardzo to bolało. Czy on nie był taki sam jak ten młodzieniec, z którym ujrzał ją w ukrytym zakątku ogrodu? To on dawniej szeptał słowa miłości do obcych, zamężnych i nieszczęśliwych dam. A teraz sam starał się zająć swą przyszłością i nie miał czasu, by uszczęśliwić choćby jedną. Od początku wiedział, że damy są zdradzieckie, od początku wiedział, że szczęście jest tylko iluzją. Ale teraz widział to na własne oczy, czuł to własnym sercem. Skoro miał wybór jedynie patrzeć na zdradę, lub pomagać w niej obcym damom, chciał znaleźć trzecią drogę. Choć wiedział, że prowadzi jedynie w jedno miejsce. Zauważył, że ostatnio ma strasznego pecha, ciągle coś mu się dzieje... Zupełnie jakby ktoś chciał, by odszedł... Czemu ta dama kupiła tak piękną suknię w kolorze czerni?
                Szmaragdy zaś pragnęły znaleźć szczęście, które przetrwa jak najdłużej. Mężczyzna skierował swe kroki ku damie, która dziecięciem wręcz jeszcze była. Dzień jej to był pierwszy jako damy na wydaniu. On miał nazwisko i pieniądze, ona młodość, która przetrwa jeszcze wiele lat, życie, które nie skończy się nim minie noc. Posagu nie żądał od jej ojca, niczym desperat prosił o rękę kobiety obcej, gdy pozostał już sam, mogąc jedynie przedłużać swe życie. Udało mu się znaleźć pracę, zupełnie ludzką, która mogła być przykrywką dla późnych powrotów, gdy krew wołać będzie jego imię. Do domu wprowadził obcą mu damę w białej sukni, która ledwie wkroczyła w dorosłość. Długo jedynie cieszył się jej obecnością, nie tknął jej nawet, chciał by jak najdłużej pozostała niezmieniona. Zrozumiał, czym jest prawdziwe szczęście, gdy widział białe dłonie przeczesujące jasne włosy. Była tak młoda, może będzie przy nim dłużej niż krótka księżyca pełnia. Jakże się przeliczył, gdy odważył się marzyć. Młoda dama wciąż nieco roztrzepana była, pełna dziecięcej niewinności, biegała po ogrodzie, zbierała kwiaty... Wiele wiosen minęło w szczęściu, lecz nagle nadeszła ta, która pozbawiona była śmiechu. Dama wciąż młoda, wciąż niewinna i nietknięta, o skórze niczym śnieg jasnej, biegała po ogrodzie skąpanym w białym puchu. Zaprosiła go do zabawy, szczęśliwy razem z nią lepił bałwanki, gdy usłyszał jej kaszel. Spodziewał się, że to pewnie kolejne przeziębienie, które tak często się jej zdarzały, więc zignorował to nieco, jedynie dbał o nią jak zawsze. Jednak kaszel nie ustawał, był coraz bardziej przerażający. Medyk, oprócz ogromnego zdziwienia na jego widok, gdyż okazał się znać go z własnego dzieciństwa, musiał również smutek ukazać na swej twarzy, gdy stwierdził iż dama męczona jest przez zapalenie płuc. Leków, jakie nam są znane i jakie z łatwością pokonują takie błahe choroby, nie było wtedy jeszcze w ludzkich myślach. Kaszel pogłębiał się, aż ucichł. Blade ciało w sukni białej spoczęło pod ziemią, oddane jej przedwcześnie.

                Obaj przeżyli to, czego obawiali się najbardziej. Złapali pajęczą nić, wiedząc, że prowadzi do sieci i pozwolili pożreć się pająkowi. Nic więc im już nie zostało. Spotkali się znów przypadkiem, gdy wspomnienia przywiodły ich przed bramę kamienicy. Mieszkał tam już kto inny odkąd błękitnooki dom własny miał i żonę, nie przychodził tam już nikt regularnie, odkąd zielonooki miał własny skarb o białej skórze. Lecz teraz stracili wszystko. Spojrzeli sobie w oczy wiedząc, że powrót do przeszłości nic nie da, a przyszłości przed nimi już nie ma.

4 komentarze:

  1. Nie wiem kogo bardziej jest mi żal...Francy czy Brytola....Chyba Brytola.....Rozdział piękny. Bardzo przepraszam, że nie wchodziłam ostatnio....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak naprawdę nigdy nie wiadomo, kto cierpi najbardziej, to może być ten, który śmieje się najgłośniej. Nie przepraszaj, tylko tul.

      Usuń