Translate

niedziela, 28 lipca 2013

Historia poza tematem numer sto pięćdziesiąt: Życiodajna krew - Część dziesiąta.

Uciekając przed końcem możesz jedynie sam do niego doprowadzić. Najważniejsze, by stał się początkiem czegoś wspaniałego.

Życiodajna krew
Część X

                Gdy przeszłość pełna jest cierpienia, a przyszłość pusta, pozbawiona znaczenia, nie można zatrzymać się w teraźniejszości, należy iść drogą, na której nie płynie czas. Ten świat uzależniony jest od czasu i przestrzeni... Lecz pozbawione ciała wspomnienie nie musi trzymać się żadnego z tych czynników. Szmaragdowe oczy spojrzały na tak zmienioną twarz, którą dawniej znały. Ujrzały kilka zmarszczek w okół ust i oczu, biały włos, który delikatnie zawijał się przy uchu. Włosy były krótsze, to pewnie jedna z tych nowych fryzur... Ach, nawet wiek zdążył się zmienić! Nie wiedzieli oni jeszcze jak niewiele czasu pozostało do dnia, gdy szczęście zostanie spłukane ze świata przez morze krwi. Byli jednak pewni, że nie ujrzą oni tego dnia, choć niewiele czasu ku niemu zostało. Chcieli sami rządzić swym losem. Krew pozwalała żyć, pozwoli również umrzeć. Ten ostatni raz postanowili zrobić to, co pozwoliło im zmienić swe życie. Postanowili, że to też je zakończy.
                Błękitnooki przeniósł się do domu przyjaciela, by nie patrzeć jak ta, która zwiodła jego serce, wydaje jego pieniądze na uwodzenie młodszego od nich obojga mężczyzny. Pomyślał jedynie, że kiedyś oboje zrozumieją ten błąd, a on będzie już daleko od ich łez i rozpaczy. Zielonooki zaś zamknął jeden z pokoi... Miejsce, w którym mieszkała i zmarła osoba, która na chwilę pozwoliła mu żyć względnie normalnie, osoba, która czekała na niego do późna, gdy wracał z krwią na ustach, ona zawsze potrafiła zmyć ją delikatnym pocałunkiem. Jej pokój pozostał niezmieniony, on jedynie, gdy wracał z polowań, przychodził, by zetrzeć w nim kurz, jakby chcąc przeprosić ją za późny powrót. Mijały dni, tygodnie, a oni żyli w harmonii, nie mogąc znaleźć powodu, by wyjść z tego miejsca na choć chwilę dłużej, niż tyle, by zdobyć to, co potrzebują. Słuch o nich dawno zaginął, ludzie szeptali, że są martwi... Czemu więc oni mieliby pozwolić im mówić kłamstwa? Niech kłamstwo stanie się prawdą.
                Nadeszła kolejna wiosna, pełna smutku i wspomnień, pozbawiona szczęścia i przyszłości. Ostatni akt ich układu, który już od tak dawna nie istniał, miał wyglądać odmiennie...
- Pozwól mi zasnąć, nigdy więcej nie widzieć ludzkiego smutku... – błękitnooki rzekł nagle, przeczesując coraz jaśniejsze włosy. – Nawet w lustrze nie umiem ujrzeć uśmiechu. Jestem bardziej żałosny niż ślepiec, on może nie widzieć smutku, ja skupiam się właśnie na nim. Teraz powoli będzie tylko gorzej... Pozwól mi nie widzieć jak się starzeję.
- Chcesz zostawić mnie samego?
- Nie zabraniam Ci iść za mną – delikatny uśmiech na nieco pomarszczonych ustach był pierwszym od wielu lat.
- Zakończmy to, co świat zaczął... – zielonooki mężczyzna wziął w dłonie szczątkę i zaczął rozczesywać włosy przyjaciela. Znów były tak długie jak wtedy, gdy się spotkali. – Może to ja jestem ślepcem, ale widzę Twe włosy wciąż w złocie, bez cienia srebra, a twarz wciąż wydaje się być wręcz dziecięca – błękitnooki spojrzał w lustro, gdzie ujrzał swe nieco pomarszczone oblicze i... wiecznie młode oblicze przyjaciela. Uśmiechnął się szczerze.
- Ach, a ja zaczynam widzieć! Zobacz, cały jesteś siwy, pomarszczony! – zaśmiał się cicho. Tak łatwo było zamienić odbicia w lustrze swymi słowami! – Jeszcze chwila i zaczniesz utykać!
- Oj, trzeba coś z tym zrobić, prawda? – odgarnął delikatnie włosy przyjaciela, dotykając jego szyi.
- Rób cokolwiek chcesz.
- Jesteś pewien?
- Bardziej już być nie mogę – wtedy zielonooki odsunął się nieco i wyciągnął ku niemu dłoń.
- Choć ze mną.
                Weszli do zamkniętego tak długo pokoju, a zielonooki kazał przyjacielowi usiąść na łóżku. Zatrzymał jego słowa, gdy próbował mówić, że nie powinno go być w tym właśnie pokoju. Powiedział jedynie, że to musi być właśnie ten pokój. Po chwili spytał się jeszcze raz o pewność decyzji, gdy znów otrzymał potwierdzenie, wbił się w szyję przyjaciela. Nie minęło wiele czasu, aż mężczyzna zaczął słabnąć i osuwać na posłanie. Jednak cały czas się uśmiechał, aż ten uśmiech zastygł na martwych ustach. Wtedy zielonooki zamknął znów ten pokój na klucz, tym razem od wewnątrz, a klucz ukrył pod ciałem przyjaciela, by nie sięgać po niego. Nie czuł w swym życiu głodu innego niż głód krwi, nie potrzebował niczego więcej niż krwi, by żyć. A jej tu nie było, już ani kropla krwi nie pozostała w tym miejscu. Po kilku dniach pokój wypełnił się zapachem rozkładu, jednak on wciąż nie otworzył drzwi. Jego ciało zaczynało się zmieniać, zupełnie jakby się starzał. To skutek braku świeżej krwi, wiedział jak i kiedy się to skończy. Walczył z pragnieniem wybiegnięcia z pokoju i wypicia choćby kropli. Nie chciał dłużej tak żyć. Nie miał po co żyć. Co jakiś czas spoglądał w lustro na toaletce, by ujrzeć iż coraz bardziej przypomina starca. Wariował przeż żar palący jego trzewia, lecz nie zmienił swej decyzji. W obłędzie kręcił się po pokoju, pragnąc krwi, mając przy sobie jedynie coraz bardziej zniszczone ciało przyjaciela. Aż poczuł się zbyt słaby i upadł tuż obok drzwi. Wiedział, że tak będzie wyglądał jego koniec. Ciało na łożu wydawało się być pięknym obrazem, gdy zamykał swe oczy po raz ostatni.
                Minął długi czas, nim ktokolwiek zainteresował się domem, w którym nigdy nie paliło się światło. Gdy w okół rozbrzmiewał huk wystrzałów Wielkiej Wojny, grupka młodych chłopców wbiegła do budynku, by skryć się przed szalejącym szałem śmierci. Wkrótce znaleźli się przed zamkniętymi drzwiami, wydawało się, iż widzieli światło pod progiem, a drzwi się otworzyły. Gdy weszli do środka, zamiast obrazu rozpaczy, ujrzeli piękny pokój i kobietę w bieli, która zamknęła za nimi drzwi. Czuli jedynie zapach kwiatów. Usłyszeli kroki, wiedzieli, że ktoś się zbliża, pociąga za klamkę, jednak nie może otworzyć drzwi. Dzięki temu przeżyli ten dzień. Przeżyli Wielką Wojnę. Lecz, gdy wiele lat później wrócili w to miejsce, drzwi pokoju były wyważone, wewnątrz znaleźli jedynie dwa szkielety i świeży kwiat na toaletce. Nie wiedząc do kogo one należą pochowali je w ogrodzie tuż obok krzyża, który się tam znajdował i chronił ciała damy w białej sukni. Nikt nie miał już poznać historii tego domu, który nigdy nie został zniszczony, ani trzech grobów, pełnych kwiatów nawet w zimie. Ci, którzy je stworzyli nie musieli już nigdy martwić się o swą przyszłość, nawet, gdy znów ujrzęli krwawy chaos, przetrwali go bez choćby zadrapania.

                Nawet, gdy wszystko wydaje się być skończone, przyniesie jedynie nowy początek, być może dla kogoś innego, być może inny, niż to, czego byśmy się spodziewali, jednak jeśli jesteśmy ku temu przeznaczeni, zmienimy cały świat dla choćby jednej osoby.

4 komentarze:

  1. Mam dużo pytań co do końcówki jednak, zostawię je dla siebie....Pięknie. To jest chyba jeden z najpiękniejszych rozdziałów jakie napisałaś. Jedyne co mogę zrobić to wstać i bić Ci brawa.

    OdpowiedzUsuń