Translate

wtorek, 23 lipca 2013

Historia poza tematem numer sto czterdzieści pięć: Życiodajna krew - Część piąta.

Nie można dwa razy wejść do tej samej rzeki... Lecz można znów wejść w rzeczne koryto, choć płynęła w nim będzie za każdym razem nowa woda.

Życiodajna krew
Część V

                Tak samo jak tamtego dnia, kroki rozbrzmiewały na mokrym chodniku, a głód palił żywym ogniem. Czy wracał do punktu wyjścia? Raczej przechodził przez kolejne drzwi. Z ludźmi jest taka zabawna sprawa, im częściej coś powtarzasz, tym bardziej niepowtarzalne się staje. Jedno spotkanie jest niczym, jedynie chwilą, epizodem. Jednak tysiące spotkań sprawia, że każde następne wywołuje silniejsze emocje. Więc teraz on, wracając znów w to samo miejsce, tak naprawdę robił krok naprzód. Szedł powoli, spokojnie, jakby nie miał żadnego celu, a jeśli już to jakiś mało znaczący i niepotrzebny. Może sam przed sobą zaprzeczał, jak bardo chciał się znaleźć w tym miejscu i jak mocno palił go głód. Nie tylko głód krwi... Ale też tęsknota... Trzewia paliły żywym ogniem, a serce zaciskało się do granic możliwości, jakby miało zamknąć się w samym sobie i zniknąć bezpowrotnie, zamieniając się w mały kamyk. Nieświadomie przyspieszał kroku, jakby nie mogąc się powstrzymać, zupełnie jak wycieńczony tułacz na pustyni, który widząc studnię, mimo tego, że pełzł wyczerpany, nagle zaczyna biegnąć, nie zważając na to, że może to być fatamorgana. A czy jego przeznaczenie było złudzeniem? Być może tak. Mógł dostać się na miejsce i ujrzeć zasłonięte okno, lub jego obejmującego obcą osobę. Jednak to się już nie liczyło. Teraz czuł, że musi się tam jak najszybciej dostać, że tam czeka na niego coś, czego pragnął, niezależnie od tego, czym to będzie. Jego kroki odbijały się echem po pustych ulicach, a bicie serca rozsadzało klatkę piersiową. Im bliżej był celu, tym szybciej do niego zmierzał. Chciał już ujrzeć to, co dawało mu złudzenie szczęścia. Parę oczu w kolorze oceanu.
                Ta noc nie różniła się niczym dla tego, który pragnął miłości, lecz nie znał tej prawdziwej. Znów, jak wtedy, gdy poczuł smak wolności, deszcz padał na ulicę i pukał w szyby jego okien. Deszcz wydawał się zmywać wspomnienia rozniesione przez wiatr dnia. Odpływały niczym zaległy kurz, znikały, rozpływały się. Czuł się nieco lepiej, gdy mógł pomyśleć o wszystkim, co się wydarzyło i co mogło się wydarzyć. Jednak powodowało to też pogłębienie jego bezsilności. Myślał o tym, co i jak mógłby zmienić i zaczynał rozumieć, że choć łatwo przyszło wymyślić te rozwiązania, to nigdy nie będzie mógł ich wprowadzić w życie bez straty czegoś, czego oddać nie chciał. Spoglądał przez okno, ku ciemności, samotności. Patrzył na ludzi szybko przemierzających ulicę i na pustą uliczkę tuż pod oknem jego sypialni. Miał nadzieję znów ujrzeć ten sam widok, co tamtej nocy. Zagubione kocię, które miało pazurki ostrzejsze niż niejeden tygrys. Chciał znów poczuć to, czego nikomu nie jest dane doświadczyć, a tym bardziej nikt nie może drugi raz tego przeżyć... Właśnie... Czy on był jedynym, któremu ten mężczyzna okazał łaskę? Co by było, gdyby wtedy nie zachował się tak, jak to zrobił? Czy już by nie żył? Lub może stałoby się coś o wiele gorszego? A tak to on tryumfował. Mimo to, czuł się niczym mucha w pajęczej sieci. Przywiązał się do niego. Zbytnio się przywiązał jak na jedno, przypadkowe spotkanie. Nerwowo spoglądał przez okno, jakby oczekując, że zaraz go ujrzy, jakby byli umówieni na spotkanie dzisiejszej nocy, a mężczyzna się spóźniał. Gdy już zdążyć wyśmiać własne myśli i chciał po prostu udać się na spoczynek, ujrzał za oknem znajomą postać, a jego serce przyspieszyło bieg. Czy to był sen? A może jawa? Jeśli to jedynie marzenie, to chciał nigdy się nie budzić, jedynie przyglądać się temu pięknemu widokowi. Chciał szczęścia... Lecz czy leżało ono w śmierci?
                Dwie pary tak różnych od siebie oczu, niebo i trawa, patrzyły na siebie z daleka. Niebo patrzyło z góry, z okna kamienicy, trawa zaś z dołu, z przemoczonego chodnika. Jak bardzo różni od siebie byli, a jak podobni? Czy swymi oczami widzieli inne światy? Możliwe. Jeden widział świat pełen kłamstw i obłudnej miłości, drugi pełen nienawiści i samotności. Lecz to naprawdę zawsze był jeden, ten sam świat, choć perspektywy tak różne. Więc czy razem nie byli w stanie dopełnić jego obrazu, wymieniając się opowieściami o nim? Czy razem nie byli w stanie go zmienić, znając wszystkie jego wady i mogąc je zmienić? Zmienili siebie nawzajem, może jedynie odrobinę, w ciągu jednego spotkania, jednak machina zmian ruszyła. Zmienili swoje spojrzenie na świat, swoje otoczenie. Jak wiele jeszcze uda się im zmienić? Jak na razie pragnęli ujrzeć razem jak noc zamienia się w dzień.

                Kroki rozeszły się we wnętrzu uśpionej kamienicy, drzwi zaskrzypiały. Nie trzeba było słów, jedynie uśmiech. Błękitnooki zszedł na dół, zaś jego towarzysz już stał pod drzwiami, czekając aż ten je otworzy. Zupełnie, jakby było to coś codziennego, rutynowego na co czekali i byli pewni, że to się stanie. Czy to też było w ich niepisanym układzie? Weszli razem na górę, cicho, na palcach, by nie obudzić innych mieszkańców budynku. Jednak wewnątrz mieszkania nie miała nigdy panować cisza.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz