Miłość odchodzi wraz
ze snem
Jak co
dzień budzę się sam, choć od tak dawna sam nie zasypiałem. Pewnie myślicie, że
to dobrze, prawda? Zazdrościcie? Ach, no tak! Co noc inna kobieta, zero
zobowiązań, prawda? Też byście tak chcieli, czyż nie? A chcielibyście żyć ze
świadomością, że ta jedna wyjątkowa osoba was nienawidzi? Chcielibyście tulić
obce, odrażające, choć tak piękne ciało, tylko po to, by jej jęki zagłuszyły
wasz smutek? Powiecie „Bardzo prosto, przestań się pieprzyć i idź powiedzieć
swojej ukochanej osobie co czujesz”. Takie to proste? A jeśli łączyłoby was z
tą osobą jedynie cierpienie? Gdyby patrząc w wasze oczy widziała ból, jaki jej
zadaliście? Myślicie „Trzeba było jej nie krzywdzić”, ale nie rozumiecie jak to
jest być marionetką w czyiś rękach, jak to jest jedynie cierpieć i patrzeć jak
ta osoba płacze, mogąc tylko wykonywać polecenia. I co dzień zadawać jej ból,
by co noc płakać wspominając jej krew i łzy. Mogłem jedynie być posłusznym...
Znów
obudziłem się sam, a na poduszce wciąż pozostawał zapach kobiecych perfum.
Kolejna noc przepełniona zabijaniem sumienia. By zapomnieć o jednym grzechu,
popełniam tysiące innych. Zadzwonił telefon. Nie poznaję imienia... Jednak wiem,
że jest kobiece... Skąd mam ten numer? Kim ona jest? Nie wiem, jednak odbieram,
tak wypada. Słyszę jakże denerwujący, piskliwy głosik. Ach, pamiętam. To ona
ciągle mnie męczyła, żebym do niej mówił... Aż tak ją fascynuje mój głos?
Raczej język... Zaśmiałem się w duchu z tego jak cieszyła się z obelg, tylko
dlatego, że były po francusku. Nie rozumiała ich, jakże była głupiutka. Tak
łatwo było jej wmówić, że chwalę jej piękne włosy, gdy nazywałem je sianem,
albo jej oczy, gdy mówiłem jak chętnie
bym je wyłupił. Wystarczyło, że mówiłem po francusku, nie znała tych
słów, jednak dla niej każde oznaczało miłość, tylko dlatego, że to ja je
wypowiadałem. Czyż to nie dziwne? Czemu nawet wyznanie miłości w innym języku
jest przez kobiety pogardzane, gdy choćby największa obraza w niektórych mowach
staje się synonimem wspaniałości? Jaki ten świat jest pusty i przewidywalny. Z
resztą tak samo ona... Wiedziałem co zaraz powie. Umówiliśmy się na kolację.
Jak zwykle wmawiała mi, że nie jest taka łatwa i dziś skończy się tylko na tejże
kolacji, że rozejdziemy się, gdy tylko wyjdziemy z restauracji. Ja jednak
wiedziałem, że wieczór przeciągnie się do świtu, a ja znów rano znajdę jakieś
jej wlosy na poduszce. Co ona z nimi robi? Twarz ma jakby kąpała się w
czekoladzie, a same włosy chyba tysiąc razy rozjaśniane... Brzydzę się jej...
Ale pozwala mi zapomnieć o tym, co naprawdę kocham.
Dzień
minął jak zawsze. Nieco pracy do południa... Choć, nie myślałem o pracy.
Patrzyłem na jedyną osobę, którą mogłem kiedykolwiek bardziej kochać i nienawidzić
zarazem. Tyle razy raniliśmy siebie nawzajem. On odebrał mi jedyną kobietę jaką
pokochałem... Lecz później... Później przeszliśmy przez to samo piekło,
widzieliśmy te same krople krwi, a po naszych twarzach łzy płynęły
równocześnie. Takich rzeczy się nie zapomina. Nie zapomina się ogromnej rany na
piersi, którą opatrywało się nocami, bo ten, który miał pomóc był na to zbyt
samolubny. Nie zapomina się też przyjaciół. Ani wyrzutów sumienia, gdy
uświadamiasz sobie, że przeżyłeś jedynie dzięki pomocy tego, któremu najpierw
sam jej odmówiłeś. I właśnie ta pomoc nauczyła mnie jednego. Prawdy o tym
świecie. Zawsze wydawało mi się, że ludźmi rządzi nienawiść lub naiwność. I gdy
słyszałem jak on znowu komuś pomógł, miałem ochotę jedynie się roześmiać. Lecz
gdy widziałem jego poranioną, lecz wciąż uśmiechniętą twarz, gdy podawał mi
rękę, lub jego radość, gdy ujrzeliśmy jak powoli ta jedna, tak ważna dla mnie
osoba, dzięki niemu właśnie powoli wracała do sił... Nie mogłem odeprzeć
wrażenia, że on został mi zesłany z nieba. Te wesołe oczy, w tym samym kolorze,
co te, które kochałem. To on uświadomił mi to, co jest najważniejsze. Prawda.
On nie przejmował się tym kto mu pomógł, on szedł za głosem serca i pomagał
każdemu. Nawet, gdy potem był zdradzany. Czemu ja tak nie potrafiłem? Czemu
byłem jak marionetka, nie mogąca wyrazić własnych uczuć?
Tyle
słów wypowiadałem o miłości. Jednak zawsze były one kłamstwem. Prawdziwe nie
mogły nigdy przejść przez moje gardło. Gdy patrzyłem na tych, których
najbardziej kochałem, mogłem jedynie widzieć ich cierpienie. Mogłem jedynie
szeptać słowa pocieszenia, lub dalej brnąć w fałszywą grę półsłówek. Jak mogłem
być tak głupi? Jak mogłem kłamać z taką łatwością? Okłamywać nawet samego
siebie?
I tak
wciąż, dzień po dniu wszystko się powtarzało. Najpierw patrzyłem na tę osobę,
spijając z jej ust sarkazm, odpowiadając ironicznie. Jakże musiał mnie
nienawidzić! Jednak kochałem dźwięk każdego jego słowa, każdy ton oddechu.
Jednak mogłem jedynie go podziwiać, mogłem jedynie napawać się jego widokiem i
głosem.
Chciałbym
powiedzieć mu te jedną jedyną rzecz. Może udawałem, że nienawidzę jego języka,
ale powiem to tak, jak chciałby to słyszeć, tak jak powiedzieliby ludzie
mieszkający w jego kraju. „I love you”, mon petit lapin.
Ja po tej matmie nie myślę, więc z góry przepraszam jeśli komentarz nie będzie miał sensu...Zresztą, żaden z tych co napisałam go nie ma.
OdpowiedzUsuńPiękne. Bardzo. Ostatni akapit mnie rozczulił jak nic. I to nie dlatego, że przy okazji zerknęłam na godzinę... To połączenie angielskiego i francuskiego.... Jeszcze raz powiem - piękne.
Tyś mą muzą, o piękna damo, Tyś mym natchnieniem, o wspaniała pani, więc i dzieła ku Tobie pisane złe być nie mogą, czyż nie, o łaskawa? I zawsze uważałam połączenie angielskiego i francuskiego, oraz polskiego i litewskiego za romantyczne <3
UsuńŁadne, ale przez początek trudno przebrnąć... I przez środek @.@ Ale ostatnio ogólnie mam ciężki okres w mym życiu -_-
OdpowiedzUsuńAle czemu Francja nazywa Anglię króliczkiem? XD
Krupnik (nie chce mi się ciągle wpisywać URL)
A wiesz jak trudno się to pisało? A nazywa króliczkiem, bo tylko to słowo znam XD No i jeszcze fani często rysują Anglię jako króliczka i Francję jako wilka. Widziałam takie doujinshi.
UsuńTu Ci się nie chce, a w innym jesteś zalogowana XD