Nadzieja odchodzi
wraz z zachodzącym słońcem
Promienie słońca wpadają do pustego pomieszczenia
Kiedyś to było miejsce, które uwielbiałeś
Miałeś tu tyle pamiątek
Teraz powoli opuszczasz dawny dom
By osiąść w domu swego brata
Czy jesteś z tego powodu smutny?
Nie, oczywiście, że nie
W końcu zerwiesz maskę fałszywego ukochania samotności
Będziesz mógł być przy bracie, bo w końcu jest Twą rodziną
Nikt nie powie, że unikasz samotności
Będą się łudzić, że to jedynie rodzinne uczucie
A Ty zawsze byłeś samotnikiem
Nie... Ty byłeś samotny
Lecz udawałeś, że wszystko jest dobrze
Nie chciałeś łaski, nie chciałeś współczucia
Chciałeś jedynie prawdy
Chciałeś spełnić swe marzenia
Ale jedno z Twych marzeń spełniło się komuś innemu
Czemu nie przyznasz, że marzyłeś o miłości?
Czemu nie przyznasz, że marzyłeś, by te szmaragdowe oczy
patrzyły tylko na Ciebie?
Nie na niego... Na Ciebie
Lecz teraz to u jego boku będzie sypiać
Jest tak już od dawna
I tak zapewne pozostanie
Odszedłeś w cień
Lecz, gdy tylko ujrzałeś ich razem nie potrafiłeś dłużej być
silnym
Powoli przegrywałeś, upadałeś
Czułeś się chory
Na taką paskudną, złą chorobę
Zżerającą serce od środka
Wkradającą się do mózgu
Tak, kochałeś ją
Chociaż tak często potrafiła przyprawić Cię o ból głowy
To zawsze chciałeś na nią patrzeć
Tak, patrzeć, nie dotykać
To nie była ta miłość z gatunku wypełnionych pożądaniem
Tylko czysta, platoniczna
Więc, gdy ujrzałeś jak szła z nim za rękę
Nie czułeś zazdrości
Miałeś jedynie nadzieję, że on ją uszczęśliwi
Tylko tego pragnąłeś
Ale to ona była Twoją motywacją do życia
Twoją wolą walki
Odeszła...
I co się teraz z Tobą stanie?
Słabniesz z dnia na dzień
Stajesz się wspomnieniem
Ale wciąż marzysz
Marzysz o tym, że ona będzie szczęśliwa
Nie minęło zbyt wiele czasu nim nie ujrzałeś jej samej
Jej piękna twarz była nieco zaczerwieniona, jakby od łez
Martwiłeś się o nią
Ty, który zawsze wykrzykiwałeś hołd samotności
Teraz martwiłeś się o jedną kobietę
Dowiedziałeś się o powodzie jej smutku
Samotność
To, co zawsze chwaliłeś
To, co udawałeś, że lubisz
Na jej twarzy to uczucie wyglądało kompletnie inaczej
A Ty wiedziałeś, że już nic nie możesz
Jeszcze kiedyś... Kiedyś stanąłbyś u jej boku
Ale teraz się już nie liczyłeś
Byłeś wspomnieniem
Cóż więc mogłeś zrobić?
Wróciłeś do domu bezsilny
To nawet nie był Twój dom
Należał do Twojego brata
Teraz już nic nie należało do Ciebie
Byłeś bezsilny, bezbronny
Bezsensowny, bezcelowy
Każdy fragment Ciebie był tylko iluzją
Iluzją, która powinna już od dawna nie istnieć
A może... Może jest jeszcze coś, co możesz zrobić?
Nie chcesz patrzeć na jej cierpienie, na jej łzy
A nie jesteś w stanie jej pomóc
Możesz jedynie zamknąć oczy
Może powinieneś odejść?
Zamknąć oczy na zawsze i zniknąć w nicości
Tam, gdzie już od dawna było Twe miejsce
Nawet nie słyszysz pukania do drzwi
Nie wiesz, że Twój brat wpuścił gościa
Jesteś sam w swym pokoju
Bawisz się swą bronią
Jak wiele krwi przelałeś?
Zbyt wiele?
Zbyt mało?
Co dałoby szczęście Tobie i jej?
Czemu teraz ona była smutna?
I czy to była jego wina?
Nawet nie słyszysz zbliżających się kroków
Miarowych i dystyngowanych
Zaczynasz rozumieć, że to wina świata
Wina świata, który nakazuje wam łączyć się w pary
Wina świata, który nakazuje wam się rozdzielać
Ani on nie ma w tym winy
Ani Ty nie masz w tym nadziei
Pora to skończyć
Zastanawiasz się jak smakuje śmierć
Więc delikatnym ruchem umiejscawiasz lufę pistoletu w ustach
Język dotyka zimnego metalu
To właśnie jest śmierć w postaci przedmiotu
Wiesz co się stanie, jeśli teraz pociągniesz za spust
Chcesz tego
Chcesz spokoju, wolności
Nie chcesz już patrzeć na łzy i krew
Nie zauważasz jak za Twoimi plecami otwierają się drzwi
Mocne szarpnięcie, huk wystrzału
Jednak nadal żyjesz
Kula uderzyła w sufit
Ktoś wyrwał Ci broń z dłoni
Strzeliłeś Ty, lecz inna ręka nadała kierunek
Czy strzeliłeś w panice?
Bałeś się, że ktoś Cię powstrzyma?
Gdy nagle tak mocno szarpnął Twą ręką
I lufa skierowała się ku górze
Było za późno by strzelić
To był odruch
Na szczęście nikogo nie skrzywdziłeś
„Zwariowałeś, głupcze?!”
Słyszysz znajomy głos
Lecz nie ten, który usłyszeć pragnąłeś
Spoglądasz na oczy drżące za szkłami okularów
I rozumiesz, że on martwił się naprawdę
Czemu? Zawsze byliście sobie wrodzy
Lecz teraz wygląda jakby miał się rozpłakać
Odrzuca broń i patrzy na Ciebie
Drży nieznacznie
Czemu?
Nic nie rozumiesz
A on klęka przy Tobie i otula Cię swymi ramionami
„Jak myślisz, ile łez by wylała, gdyby się dowiedziała?
Nadal możesz być przy niej
Nie z nią, lecz obok
Chciałem Ci jedynie powiedzieć
Żebyś się nie smucił
Tak dawno nikt nie widział Twego uśmiechu”
Miał rację
Ile czasu spędziłeś sam ukryty w tym domu?
Kiedy ostatnio wyszedłeś z niego jak dawniej?
Mógł się martwić
Ona mogła się martwić
Więc czemu tu nie przyszła?
On uśmiecha się smutno i spogląda Ci w oczy
„Dla niej obaj jesteśmy tylko przyjaciółmi
A może aż przyjaciółmi”
Więc... to wszystko...
Nie mogłeś nigdy z nim wygrać
Bo nigdy nie walczyliście
Ona nie była trofeum
Ona przyglądała się z boku
Nie wiesz nawet czy obrała którąś ze stron
Ale on wiedział
On rozumiał co czujesz
I teraz był przy Tobie
Choć pragnąłeś, by to ona złapała Cię w ramiona
Otumanił Cię jego zapach
Był zbyt blisko
Lecz nie był nachalny
Dopiero teraz zrozumiałeś
Że wszystko się zmieniło
Nie byliście już wrogami
A on... On wydawał się bardziej ludzki
Spojrzałeś na tą smutną i piękną twarz
Czy czuł to samo cierpienie?
Jak to rozpoznać?
Zauważyłeś, że jego usta drżą
Gdy drżały dłonie, objął Cię
Więc teraz... Teraz go wyprzedzisz
Składasz na jego ustach pocałunek
Nie wiesz już co robisz, ani czemu
Wiesz jednak, że on się nie opiera
Czyżby też był aż tak załamany?
Czyżby aż tak tęsknił do bliskości
Że gotów był przyjąć ją nawet od Ciebie?
Spoglądaliście sobie w oczy
Żaden się nie odsunął, ani nie odwrócił wzroku
Więc jednak
Czy to była droga, by zapomnieć o samotności?
Czy powinniście nią podążać?
Widziałeś rumieniec na jego twarzy
Po chwili on spuścił wzrok
Zaczął się odsuwać
Ale mocno złapałeś go w ramiona
„Gdy wchodzisz do jaskini lwa
Licz się z tym, że może Cię pożreć”
Wyszeptałeś do jego ucha
Jego drżenie i próba wyrwania się były dla Ciebie nagrodą
Chciał Cię tylko pocieszyć
A Ty chcesz zabrać więcej
Tak długa samotność nie działa na Ciebie dobrze
Powoli składasz na jego szyi pocałunki
Zastanawiasz się czy zacznie płakać
Czujesz jak drży
Wydaje się jednak, że zaakceptował swój los
„Boisz się?”
Pytasz prowadząc go na swoje łóżko
Jakże teraz się cieszysz, że brat pilnował porządku
„Trochę... Ale... Ale skoro odebrałem Ci marzenia muszę dać
Ci coś w zamian”
Więc to tylko poczucie winy go tu przywiodło
Che oddać Ci siebie w zamian za utracone szczęście
Nie wiesz co teraz zrobić
Lecz on drżącymi dłońmi odpina guziki koszuli
Ukradkiem uciera uciekającą łzę
„Nie musisz”
Łapiesz jego dłonie
Wiesz, że mógłbyś to zrobić tu i teraz
Jednak nie chcesz go krzywdzić
Wiesz, że ona będzie płakać, jeśli zobaczy jego smutek
Nie chcesz tego
„Wiem, że muszę... Widziałem tyle razy Twoją samotność
A teraz mnie pocałowałeś... Chcesz tego, prawda?”
Czy tego chcesz...?
Sam już nic nie wiesz
Jedynie patrzysz w jego oczy
„Spokojnie. Myślisz, że tylko na tym mi zależy?”
Jednak mimo wszystko tulisz go do siebie
Czego teraz chcesz?
Wiesz, że wolałbyś obejmować kogoś innego
On jest po prostu pod ręką
„Już się nie boję...”
Wiesz, że kłamie
Wiesz, że tylko chce zabić poczucie winy
I być może tęsknotę
Jednak też czujesz, że nie możesz zrobić nic innego
Noc jest jeszcze młoda
Słyszałeś trzaśnięcie drzwi
Jesteście sami
Boi się, wiesz o tym
Drży, próbuje powstrzymać łzy
Jak wiele razy pragnąłeś ujrzeć go takim?
Poddanego Tobie, przerażonego, bezsilnego
I właśnie taki jest przed Tobą
Czemu więc czujesz się tak podle, gdy korzystasz z jego
uległości?
Pozwala Ci na wszystko, korzystasz z tego
„Nie płacz”
Szepczesz do jego ucha, gdy wiesz, że zaboli
Czemu to robisz, skoro sam nie chcesz?
Ach tak, jesteś już zbyt długo samotny
A on uważa to za zadość uczynienie
Odbierając mu teraz godność ratujesz jego pokręcony honor
Dla kogo to robisz?
Dla siebie czy dla niego?
Skoro żaden z was tego nie chce, ale jednocześnie chcecie
obaj?
Noc upływa tak jak się tego spodziewałeś
Rano on chce odejść, ale widzisz jak drży
Nie wiesz co zrobi w samotności
„Możesz tu wracać... Jeśli chcesz będę przychodził do Ciebie
Nie będziesz już sam”
Mówisz do niego, choć wiesz, że to on powinien powiedzieć do
Ciebie
„Rozumiem... Jeśli tego chcesz...”
Mówi bez przekonania, drżącym głosem, jakby stracił nadzieję
„Nie zmuszam Cię, tylko proszę. Niczego od Ciebie nie
wymagam
Wystarczy, że będę mógł z Tobą rozmawiać. Nie musisz się
więcej poświęcać”
Spogląda na Ciebie zaskoczony
Jakby zastanawiał się skąd znasz prawdę
Wkrótce jest już gotowy, chce uciec
Jednak Ty mocno łapiesz jego dłoń
„Nie mów jej nic, dobrze? Odprowadzę Cię, nie chcę, byś się
zgubił”
Widzisz jak drży
Pamiętasz jego dumę, jak patrzył na Ciebie z góry
A teraz widzisz, że nienawidzi samego siebie
Nagle spod jego powiek uciekają łzy
Nigdy nie widziałeś jak płacze
To takie straszne, nienormalne
Nie wiesz co robić
Rozumiesz czemu płacze
I wiesz, że to Ty jesteś tego powodem
Jednak możesz jedynie go przytulić
Gdy się uspokoił odprowadziłeś go do domu
Po drodze ją spotkaliście
Niczego się nie domyślała
Cieszyła się z waszej przyjaźni
Piękna jak zwykle
Nagle przytuliła was obu
I poczuliście się, jakby spełniły się wszystkie wasze
marzenia
Więc dlatego nie wybrała żadnego z was
Nigdy nie chciała zranić drugiego
Może nawet teraz któregoś z was kocha
Ale ukrywa to przed drugim
Teraz obaj możecie być przy niej
Czyż to nie wspaniałe?
Marzenie spełniło się po przejściu przez piekło
Sen ziścił się po wyśnieniu koszmaru
Teraz już wszystko będzie dobrze
Gdzieś w połowie wiersza miałam już w głowie komentarz, ale teraz już nie pamiętam co chciałam powiedzieć...
OdpowiedzUsuńNo to po kolei, może wyjdzie mi coś co będzie miało jako taki sens...
- Jesteś epic. Piszesz mi o 1, że wiersz skończony, ale dałaś go o 2.
- Tasiemiec. Jak miło było to zaleźć, po nie przespanej nocy (pobudka co godzinę...), z śmierdzącym psem na poduszce koło twarzy.
- Bardzo mi się podoba koniec. Prusak jest taki słodki...
- Wtedy pisałam ostatni fragment, ale mi jedna ładna pani wysłała grę o Anglii... Wiesz jaki on jest zajmujący... Zwłaszcza w nocy...
Usuń- Wiesz jaka jest zasada moich wierszy. Austria i Prusy je rozciągają... I przyzwyczajaj się do śmierdzieli na poduszce, jeśli chcesz wyjść za mąż.
- Przypomina mi się fragment z czytania pamiętnika "Ale byłem słodki jak byłem mały!" i głos dzieciaków "Wcale nie byłeś" XD A był!
- W nocy się śpi!
Usuń- Jakoś nic nie zapowiada, żebym miała męża... Ja się nawet nigdy nie zauroczyłam! Młodsza kuzynka zaczyna sie o mnie martwić...
- Był, był.
- Taa, a potem mi się śnią flety z dziurkami poziomo i pionowo...
Usuń- Jesteś tak piękna, że byś mogła założyć odwrócony harem. A jak co... U mnie też nic nie zapowiada...*tuli*
- Bardzo był... Najsłodszy był Polska i Litwa... Małe Litwiątko to w ogóle szczyt słodyczy...
- Lepiej flety niż żurawie z origami, które Cię dziobią...Nie pytaj.
Usuń- Nie jestem piękna... Ale zapamiętam, że w razie co, mogę się tulić do Ciebie ^-^ *tuli*
- Jak dla mnie najsłodszy był Finek i Rosyjka ^-^
- Słodziuchne <3
Usuń- Jesteś mą piękną muzą, o łaskawa pani^^ Tul się, tul, kotku *tuli*
- Och, to też <3 Kizia-mizia <3
On zawsze jest słodki. Jaką grę o Anglii??? Wyślij mi!
OdpowiedzUsuńhttp://www.deviantart.com/morelikethis/335912653#/d5aqun5
Usuń