Ten, który skrywa
zbyt wiele
Część X
Dni i
noce często stają się nierozróżnialne. Gdy jedne oczy się otwierają, inne
zamykają. Trudno nam stwierdzić, czy to o czym myślimy jest przyszłością,
przeszłością czy teraźniejszością. Sen miesza się z jawą a wspomnienia z
marzeniami. Często zwykły powrót do domu staje się nieosiągalnym pragnieniem.
Dla
niektórych każdy dzień jest wyjątkowym darem, gdy widzą tych, którym tego
jednego dnia już zabrakło i pozostali w bezkresnej nocy, śniąc swój sen o
odrodzeniu. Właśnie jednym z takich ludzi był ten słodki, mały chłopiec.
Codziennie się budził w nocy, słysząc jak kogoś wywożą z jego szpitalnego
pokoju. I wiedział, że te dzieci nie wracają do rodziców. Wracają jedynie ich
ciała. A on marzył o tym, by wrócić w całości, duszą i ciałem. Znów spać z
braciszkiem w jednym łóżku, jeździć z nim na rowerach i patrzeć na jego poranne
zmagania z włosami. Zauważył podczas jego wizyty, że zaczął zapuszczać taką
rozczulającą bródkę. Zastanawiał się jak to wyglądało, gdy rano się golił, nie
chcąc uszkodzić swego małego dzieła. Wyobrażał sobie jak robi zabawne miny, by
wszystko doprowadzić do perfekcji i jednocześnie się nie skaleczyć. Chłopiec
często starał się przed snem wyobrazić sobie, co jego brat mógł tego dnia
robić. Wyobrażał sobie jak staje przed lustrem i wzdycha cierpiętniczo, a
później próbuje rozczesać włosy, jak wybiera ubrania, które miały podkreślać
wszystkie zalety jego ciała i jak próbuje po tym wszystkim nie spóźnić się do
szkoły. Pamiętał jak to zawsze zabawnie wyglądało, gdy jego brat próbował
jednocześnie się ubrać i zrobić śniadanie, żeby było jak najszybciej. Wyglądało
to niemożliwie słodko i zabawnie. Zawsze się kończyło na tym, że ubrany już
dawno młodszy z braci wyganiał starszego z kuchni i robił naleśniki. Później
jedli razem, a rodzice odwozili ich do szkoły.
Teraz
ich dni różniły się diametralnie. Chłopiec budził się niespokojnie w nocy i
sprawdzał, czy nadal ma kolegów na sali. Nasłuchiwał, czy nie słychać małych
kółek na korytarzu. Dopiero wtedy zasypiał ponownie. Gdy zaczynały mu się śnić
wspomnienia z rodzinnego domu, przychodziły pielęgniarki i budziły wszystkich
na śniadanie, jeśli ktoś nie mógł przyjść to jedzenie zanoszono mu do sali. On
na szczęście od jakiegoś czasu mógł już sam schodzić z łóżka i iść do stołówki,
więc cieszył się tym, że może jeść z innymi dziećmi. Choć zdarzało się, że ktoś
go niezauważył, potrącił to i tak był szczęśliwy, że słyszał ten gwar. Choć
wtedy też zauważał kogo brakowało i dowiadywał się, kto i czemu już nie wróci.
Wszyscy cieszyli się, gdy kogoś wypisywano i wszyscy wspólnie żegnali tych
ludzi, tuląc ich mocno. A, gdy ktoś odchodził sam, nie zabierany przez
rodziców, tylko w środku nocy znikał z tego świata, wszyscy, choć często
różnych wiar, schodzili na dół, do kapliczki i modlili się cichutko w swoich
językach i wedle swoich obrzędów, nie zakłócając innym spokoju. Dzieci, które
były odwiedzane przez rodziców zwykle były obiektem niejakiej zazdrości wśród
tych wiecznie samotnych, które spędzały tu równie długi czas, z dala od domu.
Chłopiec często widział, jak inne dzieci patrzyły na niego, gdy on rozmawiał z
rodzicami. Zwykle później te same dzieci były tymi, które go nie zauważały, czy
potrącały na korytarzu czy stołówce. Jednak dobrze je rozumiał. Czasem więc
starał się z nimi bawić i prosił rodziców, by kupili dla tych dzieci coś
słodkiego. A wtedy wszyscy lubili go o wiele bardziej, gdy przynosił im
cukierki. Nawet, jeśli czasem nieco kupował ich przyjaźń, lubił gdy wszyscy
byli szczęśliwi. Czasem zdarzało się, że robił za czyjąś przytulankę, gdy ktoś
był smutny i przychodził do niego, by się przytulić. Zauważył też, że starsi
pacjenci nieco odruchowo czasem, gdy mieli go w pobliżu, zaczynali go głaskać.
Bardzo to lubił, a jego mama zwykle śmiała się z jego fryzury, którą
pozostawiało to ciągłe głaskanie. Nie
wiedział, czemu tak się dzieje, ale odkąd zaczął zdrowieć, ludzie starali się
być jak najbliżej niego. Zupełnie, jakby mógł przekazać im swe zdrowie i
sprawić, by wrócili do domów. Czuł się nieco winny, wiedząc, że niedługo
zostawi ich tutaj i nie będzie już mógł nikogo z nich pocieszyć.
Zaś dni
jego brata różniły się nieco od siebie. Zwykle wstawał rano i najpierw szybko
robił śniadanie, by zjeść je zanim się ubierze, by nie ubrudzić ubrań. Więc,
gdy już był najedzony zaczynał się golić, co, jak domyślał się młodszy,
wyglądało nieco zabawnie, przez miny jakie robił. Później ubierał przygotowane
poprzedniego wieczoru ubrania, to miało zapobiec porannemu bieganiu od szafy do
szafy. A wtedy już gotowy spokojnie szedł do szkoły, po drodze zgarniając czekającego
na autobus Arthura. Nie mieszkali przecież razem, tylko jakiś czas spędzili w
jednym miejscu. Jednak uznali, że to jedynie utrudnia udawanie, że wszystko
jest tak, jak było wcześniej. I też tak było łatwiej, gdy noce spędzali daleko
od siebie, nie musieli się martwić o to, co się między nimi stanie. W szkole nie było zwykle nic ciekawego, dużo
nauki, dziwne tematy na przerwach. A później pomagał przyjacielowi przy
obiedzie i zadaniach domowych, które odrabiali razem. Później on wszystko
sprzątał, gdy młodszy szedł do pracy. Wiedział, że on wróci późno, więc
zostawiał mu kolację gotową do podgrzania z kartką, co powinien zrobić. A wtedy
wracał do swojego domu i uczył się na następny dzień, by nie mieć zaległości,
czasem też wychodził z przyjaciółmi, lub oni przychodzili do niego. Nie chodził
spać zbyt późno. Nie chciał być zbytnio nieprzytomny w szkole, lub mieć
podkrążone oczy. Nie chciał, by ktokolwiek się o niego martwił. Przed snem
zawsze zjadał coś, co nie wymagało zbyt długiego trawienia, po czym brał długą
kąpiel. Najdłużej zaś zajmowało mu suszenie włosów, by nie zasnąć z mokrymi i
nie mieć rano dziwnej fryzury.
Pozostała
nam jeszcze jedna osoba do opisu, czyż nie? Zielone oczy otwierały się zwykle
dość wcześnie, a ich właściciel rano wypijał jedynie herbatę, nie musiał się
jeszcze golić, więc miał więcej czasu na dobranie rano ubrań, choć zwykle
wyglądało to na zasadzie założenia czegokolwiek co względnie ładnie razem
wygląda. Włosy były trudne do uczesania, dlatego, że znowu przemęczony zasnął z
mokrymi. Więc po nieudanej batalii z nimi biegł na autobus, który zwykle
uciekał mu sprzed nosa, a po chwili pojawiał się błękitnooki. Szkoła, jak to
szkoła, nie była ciekawa. Potem spędzał czas ze swym przyjacielem, by następnie
biec do pracy. Nigdy się jeszcze nie spóźnił, choć coraz rzadziej miał ochotę
przyjść. Musiał pracować w jakimś dziwnym miejscu z fast-foodami. Pamiętał jak
jego brat je lubił, przez co często był smutny cały dzień w pracy. Pomyślał, że
gdyby powiedział bratu, skąd biorą się jego ulubione dania, on natychmiast
zmieniłby swój gust kulinarny. Gdy był młodszy i jeszcze brat był przy nim,
roznosił ulotki, ale teraz mógł pracować w bardziej dochodowym miejscu, choć
szczerze go nienawidził. Gdy wracał było już późno, a musiał jeszcze trochę się
pouczyć. Później brał szybki prysznic, zjadał kolację i szedł spać. Zwykle
zasypiał w ciągu kilku sekund.
Niedługo
miało nastąpić wiele zmian, zwłaszcza w ich codzienności. Lecz jak wiele rzeczy
się zmieni, a jak wiele pozostanie niezmiennych? Co stanie się wtedy, gdy nic
nie będzie przewidziane?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz