Translate

wtorek, 28 maja 2013

Historia poza tematem numer sto cztery: Ten, który skrywa zbyt wiele - Część dziesiąta.

Już rozdział normalnej długości. Opis codzienności i zapowiedź zmian w trzech, powiązanych ze sobą życiach.

Ten, który skrywa zbyt wiele
Część X

                Dni i noce często stają się nierozróżnialne. Gdy jedne oczy się otwierają, inne zamykają. Trudno nam stwierdzić, czy to o czym myślimy jest przyszłością, przeszłością czy teraźniejszością. Sen miesza się z jawą a wspomnienia z marzeniami. Często zwykły powrót do domu staje się nieosiągalnym pragnieniem.
                Dla niektórych każdy dzień jest wyjątkowym darem, gdy widzą tych, którym tego jednego dnia już zabrakło i pozostali w bezkresnej nocy, śniąc swój sen o odrodzeniu. Właśnie jednym z takich ludzi był ten słodki, mały chłopiec. Codziennie się budził w nocy, słysząc jak kogoś wywożą z jego szpitalnego pokoju. I wiedział, że te dzieci nie wracają do rodziców. Wracają jedynie ich ciała. A on marzył o tym, by wrócić w całości, duszą i ciałem. Znów spać z braciszkiem w jednym łóżku, jeździć z nim na rowerach i patrzeć na jego poranne zmagania z włosami. Zauważył podczas jego wizyty, że zaczął zapuszczać taką rozczulającą bródkę. Zastanawiał się jak to wyglądało, gdy rano się golił, nie chcąc uszkodzić swego małego dzieła. Wyobrażał sobie jak robi zabawne miny, by wszystko doprowadzić do perfekcji i jednocześnie się nie skaleczyć. Chłopiec często starał się przed snem wyobrazić sobie, co jego brat mógł tego dnia robić. Wyobrażał sobie jak staje przed lustrem i wzdycha cierpiętniczo, a później próbuje rozczesać włosy, jak wybiera ubrania, które miały podkreślać wszystkie zalety jego ciała i jak próbuje po tym wszystkim nie spóźnić się do szkoły. Pamiętał jak to zawsze zabawnie wyglądało, gdy jego brat próbował jednocześnie się ubrać i zrobić śniadanie, żeby było jak najszybciej. Wyglądało to niemożliwie słodko i zabawnie. Zawsze się kończyło na tym, że ubrany już dawno młodszy z braci wyganiał starszego z kuchni i robił naleśniki. Później jedli razem, a rodzice odwozili ich do szkoły.
                Teraz ich dni różniły się diametralnie. Chłopiec budził się niespokojnie w nocy i sprawdzał, czy nadal ma kolegów na sali. Nasłuchiwał, czy nie słychać małych kółek na korytarzu. Dopiero wtedy zasypiał ponownie. Gdy zaczynały mu się śnić wspomnienia z rodzinnego domu, przychodziły pielęgniarki i budziły wszystkich na śniadanie, jeśli ktoś nie mógł przyjść to jedzenie zanoszono mu do sali. On na szczęście od jakiegoś czasu mógł już sam schodzić z łóżka i iść do stołówki, więc cieszył się tym, że może jeść z innymi dziećmi. Choć zdarzało się, że ktoś go niezauważył, potrącił to i tak był szczęśliwy, że słyszał ten gwar. Choć wtedy też zauważał kogo brakowało i dowiadywał się, kto i czemu już nie wróci. Wszyscy cieszyli się, gdy kogoś wypisywano i wszyscy wspólnie żegnali tych ludzi, tuląc ich mocno. A, gdy ktoś odchodził sam, nie zabierany przez rodziców, tylko w środku nocy znikał z tego świata, wszyscy, choć często różnych wiar, schodzili na dół, do kapliczki i modlili się cichutko w swoich językach i wedle swoich obrzędów, nie zakłócając innym spokoju. Dzieci, które były odwiedzane przez rodziców zwykle były obiektem niejakiej zazdrości wśród tych wiecznie samotnych, które spędzały tu równie długi czas, z dala od domu. Chłopiec często widział, jak inne dzieci patrzyły na niego, gdy on rozmawiał z rodzicami. Zwykle później te same dzieci były tymi, które go nie zauważały, czy potrącały na korytarzu czy stołówce. Jednak dobrze je rozumiał. Czasem więc starał się z nimi bawić i prosił rodziców, by kupili dla tych dzieci coś słodkiego. A wtedy wszyscy lubili go o wiele bardziej, gdy przynosił im cukierki. Nawet, jeśli czasem nieco kupował ich przyjaźń, lubił gdy wszyscy byli szczęśliwi. Czasem zdarzało się, że robił za czyjąś przytulankę, gdy ktoś był smutny i przychodził do niego, by się przytulić. Zauważył też, że starsi pacjenci nieco odruchowo czasem, gdy mieli go w pobliżu, zaczynali go głaskać. Bardzo to lubił, a jego mama zwykle śmiała się z jego fryzury, którą pozostawiało to ciągłe głaskanie.  Nie wiedział, czemu tak się dzieje, ale odkąd zaczął zdrowieć, ludzie starali się być jak najbliżej niego. Zupełnie, jakby mógł przekazać im swe zdrowie i sprawić, by wrócili do domów. Czuł się nieco winny, wiedząc, że niedługo zostawi ich tutaj i nie będzie już mógł nikogo z nich pocieszyć.
                Zaś dni jego brata różniły się nieco od siebie. Zwykle wstawał rano i najpierw szybko robił śniadanie, by zjeść je zanim się ubierze, by nie ubrudzić ubrań. Więc, gdy już był najedzony zaczynał się golić, co, jak domyślał się młodszy, wyglądało nieco zabawnie, przez miny jakie robił. Później ubierał przygotowane poprzedniego wieczoru ubrania, to miało zapobiec porannemu bieganiu od szafy do szafy. A wtedy już gotowy spokojnie szedł do szkoły, po drodze zgarniając czekającego na autobus Arthura. Nie mieszkali przecież razem, tylko jakiś czas spędzili w jednym miejscu. Jednak uznali, że to jedynie utrudnia udawanie, że wszystko jest tak, jak było wcześniej. I też tak było łatwiej, gdy noce spędzali daleko od siebie, nie musieli się martwić o to, co się między nimi stanie.  W szkole nie było zwykle nic ciekawego, dużo nauki, dziwne tematy na przerwach. A później pomagał przyjacielowi przy obiedzie i zadaniach domowych, które odrabiali razem. Później on wszystko sprzątał, gdy młodszy szedł do pracy. Wiedział, że on wróci późno, więc zostawiał mu kolację gotową do podgrzania z kartką, co powinien zrobić. A wtedy wracał do swojego domu i uczył się na następny dzień, by nie mieć zaległości, czasem też wychodził z przyjaciółmi, lub oni przychodzili do niego. Nie chodził spać zbyt późno. Nie chciał być zbytnio nieprzytomny w szkole, lub mieć podkrążone oczy. Nie chciał, by ktokolwiek się o niego martwił. Przed snem zawsze zjadał coś, co nie wymagało zbyt długiego trawienia, po czym brał długą kąpiel. Najdłużej zaś zajmowało mu suszenie włosów, by nie zasnąć z mokrymi i nie mieć rano dziwnej fryzury.
                Pozostała nam jeszcze jedna osoba do opisu, czyż nie? Zielone oczy otwierały się zwykle dość wcześnie, a ich właściciel rano wypijał jedynie herbatę, nie musiał się jeszcze golić, więc miał więcej czasu na dobranie rano ubrań, choć zwykle wyglądało to na zasadzie założenia czegokolwiek co względnie ładnie razem wygląda. Włosy były trudne do uczesania, dlatego, że znowu przemęczony zasnął z mokrymi. Więc po nieudanej batalii z nimi biegł na autobus, który zwykle uciekał mu sprzed nosa, a po chwili pojawiał się błękitnooki. Szkoła, jak to szkoła, nie była ciekawa. Potem spędzał czas ze swym przyjacielem, by następnie biec do pracy. Nigdy się jeszcze nie spóźnił, choć coraz rzadziej miał ochotę przyjść. Musiał pracować w jakimś dziwnym miejscu z fast-foodami. Pamiętał jak jego brat je lubił, przez co często był smutny cały dzień w pracy. Pomyślał, że gdyby powiedział bratu, skąd biorą się jego ulubione dania, on natychmiast zmieniłby swój gust kulinarny. Gdy był młodszy i jeszcze brat był przy nim, roznosił ulotki, ale teraz mógł pracować w bardziej dochodowym miejscu, choć szczerze go nienawidził. Gdy wracał było już późno, a musiał jeszcze trochę się pouczyć. Później brał szybki prysznic, zjadał kolację i szedł spać. Zwykle zasypiał w ciągu kilku sekund.

                Niedługo miało nastąpić wiele zmian, zwłaszcza w ich codzienności. Lecz jak wiele rzeczy się zmieni, a jak wiele pozostanie niezmiennych? Co stanie się wtedy, gdy nic nie będzie przewidziane?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz