Ten, który skrywa
zbyt wiele
Część XIII
Czasem
samotność jest zbyt przytłaczająca, lecz pozwala nam zrozumieć, co naprawdę się
dla nas liczy. Gdy mając wszystko czujemy pustkę, bo brakuje tej jednej osoby,
wiemy, że to ona była dla nas wszystkich, a cokolwiek innego jest jedynie
marnym złudzeniem. Choćbyśmy pławili się w złocie będziemy biedni, nie mogąc
dać go nikomu, a choćbyśmy dzielili ostatnią kromkę chleba, będziemy bogaci,
mając z kim się nią podzielić. Więc, choćby jedynie jedna osoba zniknęła,
możemy stać się bezkreśnie samotni, zupełnie jakbyśmy znaleźli się po środku
nicości.
Tak też
było z nim, gdy samotnie jadł obiad. Zauważył, że to nie było to samo. Jedzenie
przygotowywane przez błękitnookiego zawsze było takie... wyjątkowe. A teraz?
Zwykłe danie z paczki, bo nie miał czasu, by zrobić coś lepszego. Kilka razy
przyłapał się na tym, że chciał go zawołać, by mu pomógł, gdy odrabiał zadania
do szkoły. Czy był aż tak do niego przyzwyczajony? Czy nie umiał bez niego żyć?
To na pewno jego wina, przyzwyczaił go do siebie, uzależnił... Tak robią
ludzie... Dają nadzieję, by odebrać ją w najbardziej bolesny sposób... Ale to
przecież on go odrzucił... On zgniótł tę nadzieję, którą on próbował mu dać.
Ale tak było lepiej. Tak na pewno musiało być lepiej. Im szybciej wyplącze się
z tych kłamstw, tym mniej będą bolały. Ale ciągle miał wrażenie... Że były one
prawdą.
Czasem
samotność wśród tłumu doskwiera najbardziej. Błękitnooki wciąż, jak co dzień
bawił się z bratem, lecz widział jego zawód, gdy wchodził do domu sam. Widział
jak biegnie szczęśliwy, tuli go i nagle rozgląda się, jakby czegoś brakowało.
Wciąż miał wyciągnięte rączki do tulenia, lecz zastygały one w powietrzu.
- Artie nie przyszedł...? – pytał ze smutkiem, jakby była to
największa tragedia w jego życiu.
- Nie, Artie jest bardzo, bardzo zajęty i nie wiem kiedy
przyjdzie – okłamywanie brata bolało wręcz fizycznie.
- Ale nic mu nie jest? Nie poszedł tam gdzie ja? Wróci,
prawda? – chłopiec patrzył na niego ogromnymi oczyma.
- Oczywiście, nic mu nie jest, maluszku – a on głaskał go po
głowie i próbował zająć czymkolwiek innym. Jednak miał już tego dość. Chciał
móc znowu przyprowadzić go do domu, chciał zobaczyć jak ten maluszek go tuli.
Chciał, by wszystko było tak, jak dawniej. Jednak wiedział, że jest to marzenie
ściętej głowy, nawet, jeśli wszystko będzie wydawało się takie, jak przed
kłótnią, to pozostaną wspomnienia i uczucia zmienią się na zawsze.
Zielonooki
powoli przestawał jeść. Uznał, że nie ma czasu na jedzenie obiadu, który i tak
mu nie smakował w czasie, gdy ma jeszcze wiele rzeczy do zrobienia. Znów więc
wracało to, co dawniej... Pamiętał to aż za dobrze. Gdy wciąż miał przy sobie
swojego brata musiał bardzo o niego dbać. Wciąż za nim biegał, musiał pilnować
swojej i jego nauki, robić mu dużo jedzenia, a w dodatku pracować, by nic im
nie zabrakło. Żołądek i potrzeby malca były bardzo duże, więc i on musiał
bardzo dużo pracować, by je zaspokoić. Tak więc zdarzało mu się nie dosypiać,
nie dojadać, biegł ze szkoły do domu, pilnował brata, biegł do pracy, starał się
zająć swoją nauką i zasypiał wyczerpany, by potem wszystko zaczynać od nowa.
Pamiętał dobrze jak to się skończyło. Pewnego dnia po prostu nie wrócił do
domu. Upadł gdzieś po drodze, wychudzony, blady, bez sił. Jego brat nigdy tego
nie zauważał, ciągle jedynie prosił o więcej słodyczy, więcej zabaw. A on
chciał dla niego jak najlepiej, choć nie miał czasu, by się nim dobrze zająć. A
on mimo wszystko rzadko mówił mu miłe słowa, jedynie czasem, gdy on szedł do
pracy, chłopiec prosił go, by wracał szybko. Lecz pewnego dnia chłopiec obudził
się w domu sam. Zrozumiał, że jego brat nie wrócił z pracy. Wybiegł z domu, by
go szukać, zaczepiał policjantów. W końcu poznał prawdę. Przemęczony Arthur
zasłabł, wracając z pracy. Na szczęście szybko znalazł się w szpitalu, jednak
jedna kwestia stanęła pod znakiem zapytania. Skoro tak bardzo wyniszczała go
opieka nad bratem, to czy nadal powinien ją sprawować? Odebrano mu brata,
twierdząc, że to dla dobra ich obu. Ale ile dobra jest w rozdzieleniu rodziny?
Było to już rok temu, a on czuł, że teraz sytuacja się powtórzy. Ale nie miał
już nic do stracenia.
Kolejny
raz nie widział sensu w jedzeniu na siłę czegokolwiek przed wyjściem do pracy.
Nie miał czasu, by przygotować coś lepszego, a jedzenie z paczki uważał za
okropne. Może w tym tygodniu raz czy dwa zjadł kolację, na śniadania nie miał
czasu. W szkole unikał swych przyjaciół, nie chciał znów widzieć tej jednej
twarzy, która spowodowałaby w nim wyrzuty sumienia. Nikt więc nie wiedział, co
się z nim dzieje, nikt nie zwracał na niego uwagi. A on niczym kwiat na
pustyni, wiądł i wysychał. Czasem zdarzało się, że zakręciło mu się w głowie.
Wiedział czemu, ale nie chciał się tym przejmować. Uważał, że już i tak nic nie
ma sensu, jeśli nie ma się niczego, co można chronić. A on właśnie nie miał już
nikogo, dla kogo mógłby żyć. Czasem, idąc do pracy, spotykał błękitnookiego z
jego bratem na spacerze. Ach, więc maluszek już się lepiej czuje i może wychodzić
z domu? To dobrze. Chociaż jemu się poszczęściło. Więc czemu szmaragdowe oczy
zdawały się być tak wilgotne? Nie było to ważne. Nic już nie było ważne. Nawet
to uczucie spadania, ani uderzenia o bruk... Ani krzyk... tak znany głos...
Biedny Arthur... mam nadzieję, że Francis w końcu dobrze nim się zajmie.
OdpowiedzUsuńPostaram się, by obaj byli szczęśliwi^^
UsuńFrancis... marzenie ściętej głowy... historyczny joke się udał, pomimo, ze to jest dość poważne opowiadanie, troszkę się uśmiałam :D
OdpowiedzUsuńA tak poza tym, to ja chcę Amerykę! Nie mogę już znieść tego oczekiwania D;
( ostatnio czytam i oglądam USUK całymi dniami D; Boże zbaw!)
No cóż, czarny humor jest wszędzie^^"
UsuńPowoli go już hoduję, piszę rozdział, w którym powinien być^^