Ten, który skrywa
zbyt wiele
Część V
Od
teraz miał nastać nowy czas, czas oczekiwania na lepsze. Młody chłopiec
rozumiał, jak ważne jest teraz to, by się nie poddawał. Więc co rano budził się
z nową nadzieją i dopytywał o to, kiedy odwiedzi go brat. Wiedział, że zbliżają
się święta, więc chłopak będzie miał więcej czasu wolnego, wystarczająco, by
odwiedzić go i wrócić bez poświęcania dni szkolnych. Być może to on był tym, co
trzymało chłopca na tym świecie. Gdy działo się cokolwiek złego, maluszek myślał
o swym bracie i w jego uśmiechu znajdował siłę, by brnąć do przodu i nie
poddawać się, mimo okoliczności. Miał teraz nadzieję, by jak najszybciej ujrzeć
znów ten uśmiech, pełen nadziei i miłości.
I nie
tylko on pragnął spotkania. Jego brat liczył dni do momentu, gdy mógłby do
niego pojechać i go przytulić. Chciał jego szczęścia, chciał znów ujrzeć jego
ogromne, wypełnione radością oczy. Spodziewał się, że po tak długim czasie w
szpitalu, chłopiec musiał się bardzo zmienić, ale on mimo wszystko chciał go
zobaczyć. Chciał znów go objąć, choć pewnie teraz jest jeszcze drobniejszy niż
dawniej. Zastanawiał się czy przed ten czas jego włosy nieco urosły. Zauważył
po swoich, że stały się dłuższe i okazały się być tak samo faliste jak u ich
ojca. Może jego brat też miał takie? Gdy widzieli się po raz ostatni, mieli
dość krótkie włosy, choć dłuższe niż standardowe włosy mężczyzn. Włosy chłopca nieco zawijały się na końcach,
jakby chciały spływać falami, ale nie miały jeszcze odpowiedniej długości. On
za to miał takie małe dzwonki tuż przy uszach, zaokrąglone włosy, które
wykonały już swoją pierwszą falę. Teraz
te włosy były do ramion... Jakie były więc te, należące do jego brata?
Zastanawiał się jak bardzo jego brat urósł, podobno wciąż był drobny, ale tego
się nie widzi będąc cały czas przy kimś, to się zauważa, gdy zmiana jest
nieprzewidziana, on na pewno będzie wiedział, jak bardzo zmienił się jego brat.
Pamiętał jego każdy szczegół, sposób w jaki się uśmiechał, głos i sposób
mówienia. Nawet zapach jego włosów i ciepło dłoni. Niektórzy mówili, że to
dziwne, niektórzy nawet, że chore. Ale on wiedział, że to jedynie najczystsza
miłość. Skoro nigdy go nie skrzywdził, to czemu miano by go potępiać? Przez
długi czas nie miał nikogo, kto byłby z nim dłużej. Zwykle ludzie po jakimś
czasie znikali, a potem słyszał jak opowiadali okropne rzeczy o nim i jego
bracie, które nigdy się nie wydarzyły. Próbował zaprzeczyć, jednak wtedy
wszyscy uznawali, że jedynie winny się tłumaczy. Dopiero w liceum spotkał
jeszcze dwie osoby mu podobne.
Był w
parku na spacerze z bratem, gdy ten wpadł na innego małego chłopca. Był on
bardzo bardzo poważny i zarumienił się nieco, gdy chłopiec go przeprosił i
podał rękę na zgodę. A wtedy do tego poważnego dziecka podszedł młody albinos.
- No, młody, podaj łapkę – czerwonooki kucnął obok brata i
cicho się zaśmiał, a on rumienił się jeszcze bardziej. – No nie wstydź się,
dziewczynce będzie smutno, jeśli nie podasz...
- Chłopcu... – naprostował blondyn, widząc jak jego brat się
zasmucił.
- O, sorki... Ale Ciebie też bym za dziewczynkę wziął.
Zapuść sobie jakieś wąsy, czy coś, żeby się nie mylić – albinos podrapał się po
głowie.
- Jak wyrosną to sobie coś zapuszczę, ale teraz mógłbyś się
z nas nie śmiać? Brat Ci się zaraz ugotuje, taki czerwony się zrobił... –
blondyn wziął swojego braciszka na ręce i zobaczył jak chłopak o białych
włosach, próbuje tak samo potraktować swojego brata, który po prostu spojrzał
na niego jak na głupca.
- Ach, jego nigdy nie da się tulić... Nie pozwala mi, mała
bestyjka... – czerwone oczy spoglądały na naburmuszone dziecko.
- Bo to trzeba tak delikatnie, spokojnie... – mając już
doświadczenie z dziećmi, odstawił na chwilę brata na ziemię i wyciągnął rączki
do dziecka. – Podejdziesz? No, spokojnie, nie zrobię Ci krzywdy... – jego brat
skrywał się za nim, a chłopiec zrobił krok w jego stronę. Albinos patrzył z
niedowierzaniem, jak jego poważny, zawstydzony brat, pozwala wziąć się w
ramiona. – Takie to trudne? – powiedział blondyn i podniósł chłopca wysoko.
- Pewnie myśli, żeś baba i mleka chce – powiedział albinos,
ale jego duma nieco cierpiała, więc kucnął, patrząc w ogromne, niebieskie oczy,
skryte w małym ciałku, chowającym się za blondynem. – No, młody... To skoro już
robimy wymianę to Ty przyjdziesz do mnie, co?
- Ej, bo pomyśli, że chcesz go zabrać! On nie pozwala się
przytulić nikomu oprócz mnie... – nim skończył to mówić, maluszek już był na
rękach albinosa. Bardzo wystraszony, ale... nie płakał. Pierwszy raz nie
płakał, gdy to ktoś oprócz niego go tulił.
- I co? Nie umiem się dzieckiem zająć? No zobacz jak się
cieszy! – no, chłopiec nie wyglądał na zadowolonego, zaczął ciągnąć za włosy
albinosa. – Ej! – maluszek się nie wystraszył, lecz... Zaczął się śmiać. To
było takie niespotykane. Później więc, młodzieńcy, wciąż trzymając swoich braci
nawzajem, zaczęli ze sobą rozmawiać. Poznali swoje imiona, zainteresowania.
Spotkali jeszcze jednego chłopaka, prowadzącego dziecko, jednak on powiedział,
że to jego kuzyn i wskazał na plac zabaw, mówiąc, że tam jest jeszcze drugi,
ale zajmuje się nim inne z kuzynostwa. Tak więc w trójkę opiekowali się trójką
dzieci. Po jakimś czasie chłopcy przybiegali z zapytaniami nie tylko do swoich
braci, a do każdego z nich, który był najbliżej. Słychać było nawet komentarze
starszych pań, na temat szóstki dzieci z jednego domu. Musieli wyglądać nie jak
koledzy z braćmi, lecz jak jedno wielkie rodzeństwo.
Francis
pamiętał, że gdy jego brat zaczął chorować to zarówno przyjaciele jak i te właśnie
dzieci, ciągle o niego dopytywali. Później młodsi zaczęli szkołę i trochę mniej
się przejmowali, a starsi znaleźli więcej zajęć. Więc pozostał z tym problemem
sam, ale już nie całkiem sam. Spojrzał w zielone oczy, tak smutne teraz, tuż
przed świętami. Ach tak, jeśli on pojedzie do brata to Arthur spędzi kolejne
święta w samotności. Nie mógł mu tego zrobić.
- Arthur... Myślisz, że mój brat chciałby Cię poznać?
Pomyślałem, że moglibyśmy pojechać do niego razem. Nie mógłbym pozwolić, byś
został sam – Francis patrzył w szmaragdowe oczy z nadzieją.
- Ty znasz go najlepiej... To Ciebie chce zobaczyć, ale...
Ale myślę, że Ty wiesz najlepiej. Jeśli Ty chcesz mnie tam zabrać to on na
pewno chce, bym tam był... Ale nie mam pieniędzy, żeby z Tobą pojechać.
- Moi rodzice nas zabiorą, dobrze? Przy okazji powiemy im,
że jesteśmy razem.
- Proszę, nie mów im tego, przecież tak ustalaliśmy... Poza
tym, pewnie niedługo Ci się odwidzi, a tylko ich zestresujesz, bo to chyba
będzie dla nich dziwna wiadomość, że jesteś z chłopcem...
- Ach, pewnie tak... Zwykle nie miałem na to czasu, by
przyprowadzić im kogokolwiek do domu, więc może wciąż liczą, że za kilka lat im
dam wnuki – błękitnooki zaśmiał się cicho. – Szczerze, to zdarzały się
spotkania z jakimiś dziewczynami, nawet sporo... Ale głównie po kilku dniach
wszystko stawało się dziwne... Ale z Tobą mi jest dobrze, chciałbym się więc
pochwalić...
- Nie, proszę... Nie chcę, by ktokolwiek wiedział... Może
kiedyś...
- Wstydzisz się mnie?
- Nie, tylko wiem, że mnie zostawisz kiedyś, zawsze tak
jest. I nawet powiedziałeś, że u Ciebie już tak często bywało. Więc po co to
wszystko? Możesz powiedzieć dopiero, kiedy już Twój brat będzie w domu. Może
teraz jedynie zapychasz mną samotność i znikniesz, gdy wróci. Ale jeśli
zostaniesz, to pozwolę Ci się pochwalić.
- Dobrze... Ale pojedziesz ze mną?
- Tak... Tylko kiedy wrócą Twoi rodzice, by nas tam zabrać?
- W piątek, jeszcze przed niedzielą będziemy na miejscu.
- To trzeba się przygotować, to już niedługo – więc zajęli
się wszystkim, co było teraz konieczne. Jednak ich myśli wciąż zapełniała
przyszłość, a raczej niepewność o nią.
Ale słodkie! Tylko krótkie XD
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa co dalej wymyślisz, bo dalej się dziwię, że masz tyle weny by pisać coś praktycznie codziennie....
Ty się ciesz, że jest XD
UsuńJa też się dziwię... I to miało być codziennie, ale mi nie wychodzi XD Nadrobię niedługo i się zrobi tyle postów ile dni^^