Stanąć o własnych
siłach
Część VII
Również
błękitne oczy miały znów ujrzeć to, za czym tęskniły. Blondyn miarowym, prawie
żołnierskim krokiem zbliżał się do swego domu. Zapowiedział wcześniej bratu swe
przybycie, zawsze dopinał wszystko na ostatni guzik i nie chciał, by okazało
się, że jego brat gdzieś wyszedł, nie będąc świadomym jego przybycia. Tak więc
teraz był wręcz pewien, że wszystko pójdzie po jego myśli. Jednak nie
zaplanował jednego: nieprzewidywalności swego brata. Gdy podszedł do drzwi i
zapukał, długo nie słyszał odpowiedzi. Z torby wygrzebał swe klucze i otworzył
drzwi, a za nimi ujrzał wręcz pobojowisko. Wszędzie walały się puste puszki i
inne elementy niezgodne z wystrojem pomieszczeń. Wśród tego ujrzał swego brata
ze stertą chusteczek i piwa, który ciągle kichał, leżąc na kanapie przed
telewizorem. Blondyn podszedł bliżej brata i delikatnie położył dłoń na jego
czole. Ten zaś zerwał się ze swego miejsca, by po chwili obezwładnić brata
niczym napastnika.
- A, młody, to Ty... – starszy z braci puścił młodszego ze
śmiechem. – Lepiej się tak nie zakradaj, bo jeszcze Ci krzywdę zrobię.
- Wiem dobrze, bracie, wiem... – młodszy zaś rozmasowywał
bolące ramię. – Jak się czujesz? Wydajesz się być przeziębiony... Coś się
stało? Nigdy nie chorowałeś, a na pewno nie aż tak, by doprowadzić siebie i dom
do takiego stanu. Choć refleks masz prawie równie dobry jak zawsze, tylko nieco
opóźnione kojarzenie zmian otoczenia.
- A, nic się nie stało, wpadłem do strumienia tylko. Lepiej
Ty opowiadaj co u Ciebie! – albinos powiedział to jakby wpadnięcie do rwącej
wody w środku zimy było czymś całkowicie normalnym i codziennym. Jego brat
dobrze go znał i rozumiał, że jakby go zastał bez ręki i dowiedział się, że
wpadł pod kosiarkę to też nie powinien się niczemu dziwić. Polecił bratu
przygotować coś do picia, sam zaś zajął się doprowadzaniem domu do stanu, w
który nie wstydziłby się przybycia jakichkolwiek niezapowiedzianych gości.
Wkrótce
udało mu się sprawić, by dom wyglądał tak, jak powinien, zaś na stole przed nim
stała gorąca kawa. Jego brat patrzył na niego z zainteresowaniem
- To jak młody, znalazłeś jakąś dziewczynę? – albinos zawsze
był bezpośredni i nie planował tego zmienić, nawet jeśli miałoby to spowodować,
że jego własny brat opluje go kawą w efekcie zaskoczenia tak nagłym i osobistym
pytaniem.
- Nie miałem na to czasu, bracie. Przyjechałem tam po to, by
się uczyć, a nie szukać miłości. Znalazłem tam jednak coś bardzo ważnego.
- Tak...? Co?
- Pracę. A w miejscu pracy również, można powiedzieć, dwóch
przyjaciół – w błękitnych oczach pojawiły się małe iskierki radości.
- No i tak ma być, młody! Masz sobie radzić, mieć kolegów!
Tak cały czas tylko z psami chodziłeś, a teraz to chociaż się trochę
rozruszasz! A potem znajdziesz sobie dziewczynę, zrobisz dzieci, wyprowadzisz
się i zostanę sam...
- Nie zostaniesz sam. Nie planuję się wyprowadzać wcześniej
niż po dniu, w którym powiesz, że wprowadza się tu Twoja dziewczyna. Jak na
razie żadnej nie masz, więc mam spokój z szukaniem mieszkania co najmniej do
ukończenia studiów...
- W ogóle nie wierzysz w swojego braciszka! Nie zdążysz tego
roku skończyć, a już będziesz szukał mieszkania, jak tak ma być!
- A po tygodniu wrócę, bo zrobisz coś dziwnego – błękitnooki
westchnął. – Kiedy Ty planujesz spoważnieć, ustatkować się? Czy nasz ojciec nie
był w podobnym wieku co Ty teraz, gdy ja już byłem na świecie? A Ty wciąż tylko
chodzisz w dziwne, niebezpieczne miejsca... Nie chcę Cię stracić, rozumiesz?
- Oj, Ty się prędzej prawnuków dorobisz niż ja chociażby
siniaków! Nie kop jeszcze dołu, pożyję sobie jakiś czas – albinotyczny młodzieniec
zakaszlał cicho.
- Mam nadzieję. Masz o siebie dbać, jasne? I nie doprowadź
domu do ruiny, kiedy mnie tu nie ma – do błękitnookiego podbiegły trzy psy. –
O, chyba czas na spacer... Stęskniły się chyba...
- A jeśli ja też się stęskniłem? Zostawisz mnie samego i
pójdziesz z nimi? – szkarłatne oczy spojrzały ku młodszemu mężczyźnie z
wyrzutem.
- Nie zachowuj się jak dziecko, jeśli nie zdążą i załatwią
się w domu to Ty będziesz sprzątał – nie minęło nawet dziesięć sekund, nim
albinos nie podbiegł do brata, by podać mu trzy smycze.
- Na co jeszcze czekasz? Nie widzisz jak biegają? No, idź,
idź – tak łatwo można było zmienić decyzję tego mężczyzny, że aż jego młodszy
brat nie mógł ukryć cienia uśmiechu przemykającego się po wąskich ustach.
Błękitnooki
szedł spokojnie w kierunku lasu, dzierżąc smycze w dłoniach. Jego brat z powodu
choroby został w domu, więc on teraz musiał w lewej dłoni trzymać o jedną smycz
więcej, co było nieco trudne, lecz wyszkolone przez niego psy były usłuchane i
nie stanowiły wielkiego problemy nawet w tej sytuacji. Gdy już był w lesie,
upewnił się czy w pobliżu nie ma żadnych ludzi, a tym bardziej dzieci lub też
innych osób z psami, po czym odpiął psom kagańce i spuścił je ze smyczy. Miał
przy sobie nieco psich zabawek, by zapewnić ruch zarówno sobie jak i swym
czworonożnym podopiecznym. Tęsknił za tym przez tak długi czas bycia w tym
hałaśliwym, zabieganym mieście. Chciał ciszy, spokoju, świeżego powietrza i
dawnego towarzystwa, za którym tęsknił. Lecz czy teraz też za kimś nie tęsknił?
Przypomniał sobie oczu koloru miodu i te w barwie czekolady. Cóż, pierwszy raz
mógł nazwać kogoś prawdziwym przyjacielem. Zwłaszcza tego beztroskiego chłopca,
który wciąż na nim polegał mimo, że było pewne, iż umiałby poradzić sobie sam.
Czyżby on po prostu pragnął być przy nim? Dlatego dziękował mu, tuląc się do
niego... Czyżby on...? Nie, on był jedynie dzieckiem w ciele dorosłego, które
wciąż pragnęło matczynej miłości, której oczekiwało właśnie od niego. A czego
on sam oczekiwał? Przypomniał sobie pytanie brata... Czy on znajdzie
kiedykolwiek miłość? Czy może znalazł ją już dawno, lecz tego nie zauważył,
zbyt zajęty pracą? Nie chciał o tym myśleć, nie miał na to czasu. Psy zaczęły
piszczeć, gdy zbyt długo nie rzucał im zabawek do aportowania. Skupił się więc
na swej codzienności i otaczającym go chłodzie.
Do domu
wrócił dopiero po kilku godzinach i zobaczył gotową już kolację. Wiedział
dobrze, że jego brat, tak jak i on, okazuje uczucie za pomocą czynów. Rozumiał
teraz jak bardzo musiał za nim przez ten cały czas tęsknić. Postanowił więc
spędzić z nim jak najwięcej czasu, widzieć jego radość, sprawić, by się
uśmiechał. Tak też mijał czas, dopóki nie nadszedł dzień, gdy musiał znów
stawić czoła miodowym oczom wpatrzonym w niego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz