Translate

piątek, 9 sierpnia 2013

Historia poza ematem numer sto pięćdziesiąt siedem: Stanąć o własnych siłach - Część siódma.

Każdy ma prawo do szczęścia, lecz czy każdy zrozumie, czym ono jest? Błękitnooki również wraca do tego, za czym tęsknił. Czy teraz zauważy, co się zmieniło? Nie w otoczeniu, lecz w nim samym.

Stanąć o własnych siłach
Część VII

                Również błękitne oczy miały znów ujrzeć to, za czym tęskniły. Blondyn miarowym, prawie żołnierskim krokiem zbliżał się do swego domu. Zapowiedział wcześniej bratu swe przybycie, zawsze dopinał wszystko na ostatni guzik i nie chciał, by okazało się, że jego brat gdzieś wyszedł, nie będąc świadomym jego przybycia. Tak więc teraz był wręcz pewien, że wszystko pójdzie po jego myśli. Jednak nie zaplanował jednego: nieprzewidywalności swego brata. Gdy podszedł do drzwi i zapukał, długo nie słyszał odpowiedzi. Z torby wygrzebał swe klucze i otworzył drzwi, a za nimi ujrzał wręcz pobojowisko. Wszędzie walały się puste puszki i inne elementy niezgodne z wystrojem pomieszczeń. Wśród tego ujrzał swego brata ze stertą chusteczek i piwa, który ciągle kichał, leżąc na kanapie przed telewizorem. Blondyn podszedł bliżej brata i delikatnie położył dłoń na jego czole. Ten zaś zerwał się ze swego miejsca, by po chwili obezwładnić brata niczym napastnika.
- A, młody, to Ty... – starszy z braci puścił młodszego ze śmiechem. – Lepiej się tak nie zakradaj, bo jeszcze Ci krzywdę zrobię.
- Wiem dobrze, bracie, wiem... – młodszy zaś rozmasowywał bolące ramię. – Jak się czujesz? Wydajesz się być przeziębiony... Coś się stało? Nigdy nie chorowałeś, a na pewno nie aż tak, by doprowadzić siebie i dom do takiego stanu. Choć refleks masz prawie równie dobry jak zawsze, tylko nieco opóźnione kojarzenie zmian otoczenia.
- A, nic się nie stało, wpadłem do strumienia tylko. Lepiej Ty opowiadaj co u Ciebie! – albinos powiedział to jakby wpadnięcie do rwącej wody w środku zimy było czymś całkowicie normalnym i codziennym. Jego brat dobrze go znał i rozumiał, że jakby go zastał bez ręki i dowiedział się, że wpadł pod kosiarkę to też nie powinien się niczemu dziwić. Polecił bratu przygotować coś do picia, sam zaś zajął się doprowadzaniem domu do stanu, w który nie wstydziłby się przybycia jakichkolwiek niezapowiedzianych gości.
                Wkrótce udało mu się sprawić, by dom wyglądał tak, jak powinien, zaś na stole przed nim stała gorąca kawa. Jego brat patrzył na niego z zainteresowaniem
- To jak młody, znalazłeś jakąś dziewczynę? – albinos zawsze był bezpośredni i nie planował tego zmienić, nawet jeśli miałoby to spowodować, że jego własny brat opluje go kawą w efekcie zaskoczenia tak nagłym i osobistym pytaniem.
- Nie miałem na to czasu, bracie. Przyjechałem tam po to, by się uczyć, a nie szukać miłości. Znalazłem tam jednak coś bardzo ważnego.
- Tak...? Co?
- Pracę. A w miejscu pracy również, można powiedzieć, dwóch przyjaciół – w błękitnych oczach pojawiły się małe iskierki radości.
- No i tak ma być, młody! Masz sobie radzić, mieć kolegów! Tak cały czas tylko z psami chodziłeś, a teraz to chociaż się trochę rozruszasz! A potem znajdziesz sobie dziewczynę, zrobisz dzieci, wyprowadzisz się i zostanę sam...
- Nie zostaniesz sam. Nie planuję się wyprowadzać wcześniej niż po dniu, w którym powiesz, że wprowadza się tu Twoja dziewczyna. Jak na razie żadnej nie masz, więc mam spokój z szukaniem mieszkania co najmniej do ukończenia studiów...
- W ogóle nie wierzysz w swojego braciszka! Nie zdążysz tego roku skończyć, a już będziesz szukał mieszkania, jak tak ma być!
- A po tygodniu wrócę, bo zrobisz coś dziwnego – błękitnooki westchnął. – Kiedy Ty planujesz spoważnieć, ustatkować się? Czy nasz ojciec nie był w podobnym wieku co Ty teraz, gdy ja już byłem na świecie? A Ty wciąż tylko chodzisz w dziwne, niebezpieczne miejsca... Nie chcę Cię stracić, rozumiesz?
- Oj, Ty się prędzej prawnuków dorobisz niż ja chociażby siniaków! Nie kop jeszcze dołu, pożyję sobie jakiś czas – albinotyczny młodzieniec zakaszlał cicho.
- Mam nadzieję. Masz o siebie dbać, jasne? I nie doprowadź domu do ruiny, kiedy mnie tu nie ma – do błękitnookiego podbiegły trzy psy. – O, chyba czas na spacer... Stęskniły się chyba...
- A jeśli ja też się stęskniłem? Zostawisz mnie samego i pójdziesz z nimi? – szkarłatne oczy spojrzały ku młodszemu mężczyźnie z wyrzutem.
- Nie zachowuj się jak dziecko, jeśli nie zdążą i załatwią się w domu to Ty będziesz sprzątał – nie minęło nawet dziesięć sekund, nim albinos nie podbiegł do brata, by podać mu trzy smycze.
- Na co jeszcze czekasz? Nie widzisz jak biegają? No, idź, idź – tak łatwo można było zmienić decyzję tego mężczyzny, że aż jego młodszy brat nie mógł ukryć cienia uśmiechu przemykającego się po wąskich ustach.
                Błękitnooki szedł spokojnie w kierunku lasu, dzierżąc smycze w dłoniach. Jego brat z powodu choroby został w domu, więc on teraz musiał w lewej dłoni trzymać o jedną smycz więcej, co było nieco trudne, lecz wyszkolone przez niego psy były usłuchane i nie stanowiły wielkiego problemy nawet w tej sytuacji. Gdy już był w lesie, upewnił się czy w pobliżu nie ma żadnych ludzi, a tym bardziej dzieci lub też innych osób z psami, po czym odpiął psom kagańce i spuścił je ze smyczy. Miał przy sobie nieco psich zabawek, by zapewnić ruch zarówno sobie jak i swym czworonożnym podopiecznym. Tęsknił za tym przez tak długi czas bycia w tym hałaśliwym, zabieganym mieście. Chciał ciszy, spokoju, świeżego powietrza i dawnego towarzystwa, za którym tęsknił. Lecz czy teraz też za kimś nie tęsknił? Przypomniał sobie oczu koloru miodu i te w barwie czekolady. Cóż, pierwszy raz mógł nazwać kogoś prawdziwym przyjacielem. Zwłaszcza tego beztroskiego chłopca, który wciąż na nim polegał mimo, że było pewne, iż umiałby poradzić sobie sam. Czyżby on po prostu pragnął być przy nim? Dlatego dziękował mu, tuląc się do niego... Czyżby on...? Nie, on był jedynie dzieckiem w ciele dorosłego, które wciąż pragnęło matczynej miłości, której oczekiwało właśnie od niego. A czego on sam oczekiwał? Przypomniał sobie pytanie brata... Czy on znajdzie kiedykolwiek miłość? Czy może znalazł ją już dawno, lecz tego nie zauważył, zbyt zajęty pracą? Nie chciał o tym myśleć, nie miał na to czasu. Psy zaczęły piszczeć, gdy zbyt długo nie rzucał im zabawek do aportowania. Skupił się więc na swej codzienności i otaczającym go chłodzie.

                Do domu wrócił dopiero po kilku godzinach i zobaczył gotową już kolację. Wiedział dobrze, że jego brat, tak jak i on, okazuje uczucie za pomocą czynów. Rozumiał teraz jak bardzo musiał za nim przez ten cały czas tęsknić. Postanowił więc spędzić z nim jak najwięcej czasu, widzieć jego radość, sprawić, by się uśmiechał. Tak też mijał czas, dopóki nie nadszedł dzień, gdy musiał znów stawić czoła miodowym oczom wpatrzonym w niego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz