Jakie gwiazdy świecą nad domem zamieszkałym przez liczną rodzinę?
Stanąć o własnych
siłach
Część XX
Czy
mżna pomóc, gdy nie zna się problemu? Co może zrobić ten, który nie wie jak
uśmiechnąć się szczerze, ukrywa swe emocje? Młody mężczyzna przeczesał swe
czarne włosy, zastanawiając się nad tym, co pamiętał, nad tym, co wydało mu się
być odmienne od tego, czym być powinno. Przypomniał sobie wzrok jakim jego przyjaciele
patrzyli na siebie nawzajem. Czy to był wzrok wyrażający przyjaźń? Na niego nie
patrzył tak żaden z nich. Czy on był gorszy? Czy może oni lepsi? Zastanawiał
się, czy nastąpiła między nimi jakaś drastyczna zmiana, gdy on tego nie
dostrzegał. Zawsze był z boku, zawsze zamknięty w swej ciszy i samotności,
jedynie patrzył na innych, odczytywał każdą emocję z ich słów i czynów. I teraz
robił to samo. Widział jak oni postrzegali świat odbijający się w ich oczach,
gdy patrzyli na siebie. Wiedział, że ich serca biją już innym rytmem niż
wcześniej. Czy jednak oni to rozumieją? Czy może należało im pomóc w zauważeniu
prawdy, która leżała tuż przed nimi. Zawsze chciał być szczęśliwy, widzieć
uśmiech innych, nie potrafiąc samemu zdobyć się na ten grymas. Teraz miał
szczęście na wyciągnięcie dłoni... Ich szczęście. Czy odsuną się od niego, gdy
zbliżą się do siebie nawzajem? Czuł, że wtedy nie będzie im już potrzebny, zapomną
o nim, zapatrzeni w siebie. Przyzwyczaił się już do tego, że zawsze musi być
użyteczny. Robił tysiące rzeczy, przez które nie miał czasu dla siebie. Uważał,
że to, co nie jest potrzebne, nie ma prawa istnieć. Jednak umiał doszukać się
użyteczności w każdej najmniejszej kropli wody. Nie potrafił jednak znaleźć jej
w samym sobie. Zawsze uważał, że robi za mało, że musi zrobić więcej, pomóc
kolejnej osobie, osiągnąć coś ważniejszego. I tak toczył się przez swoje życie z
jednego celu do drugiego. A teraz widział oczami wyobraźni jak jego przyjaciele
odchodzą od niego, nie potrzebując go już więcej. Zawsze przewidywał opuszczenie...
Czekał na dzień, gdy jego rodzeństwo rozejdzie się po tysiącach miejsc, a starszy
brat będzie go trzymał przy sobie tylko dlatego, że będzie już zbyt stary, by
radzić sobie samemu. Nie widział nigdy innej możliwości, jakby był skazany na
cierpienie. Nie potrafił zrozumieć, że jego brat chce, żeby on był przy nim
niezależnie od wszystkiego, nie potrafił zrozumieć, że młodsze rodzeństwo nigdy
o nim nie zapomni, nieważne jak potoczyłyby się ich losy, nie potrafił
zrozumieć też tego, że on sam również ma prawo do szczęścia, że może je
znaleźć, kogoś, kto będzie uśmiechał się tylko dla niego. Uważał, że on nie ma
do tego prawa, że jego celem jest jedynie służyć innym, pomagać im i osiągać
jak najwięcej, by zmienić świat na lepsze, a później odejść w cień, gdy nie
będzie już potrzebny. Czuł, że znów nadchodzi dzień, gdy przyjdzie mu to zrobić.
Był
przekonany, że teraz jego celem musi być pomoc przyjaciołom w odnalezieniu ich
szczęścia. Chciał sprawić, by się uśmiechali. Choć znów był przekonany, że na
tym jego rola się skończy, pogodził się z tym, chcąc jedynie ujrzeć ich
szczęście, znów być użyteczny. Patrzył w niebo pełne gwiazd, słysząc oddechy
uśpionego rodzeństwa. Niedługo znów nie będzie mógł słyszeć ich kroków, utknie
w cichej samotności odległego miejsca, z przeświadczeniem, że przyjaciele
przestaną go potrzebować. On sam nigdy nie prosił nikogo o pomoc. Nie chciał
być problemem, nie chciał marnować niczyjego czasu i sprawiać wrażenia
bezsilnego. Czuł, że gdyby zrobił to choć raz, do końca życia byłby jedynie
zniszczoną marionetką, niepotrzebną już nikomu. Chciał być potrzebny, choćby
cały świat miał pociągać za jego sznurki, by później rzucić go w kąt. Choćby
jedna chwila, gdy ktoś uśmiecha się dzięki niemu była dla niego najpiękniejszą
rzeczą jaką mógłby w życiu ujrzeć. Chciał jak najczęściej widzieć, jak ludzie
są mu wdzięczni, jak są szczęśliwi, mając go przy sobie. Nie dostrzegał jednak,
że widzi to codziennie. Nie dostrzegał delikatnych gestów wdzięczności ze
strony rodzeństwa, które zawsze było szczęśliwe, gdy mogło na nim polegać.
Potrafił ujrzeć jedynie kolejne cele, do których musiał dążyć. Czując się
opuszczonym nie wiedział, że naprawdę to on opuszczał innych, zamykając się w
kieracie od jednego zadania do drugiego, nie mając czasu być z nikim choćby
chwilę dłużej niż do momentu jego wypełnienia. Dlatego myślał, że inni opuszczają
go, gdy nie jest potrzebny... On sam uważał, że nie powinien dłużej marnować
ich czasu i odchodził, nie zauważając jaka była prawda. Czy nadejdzie w końcu
dzień, w którym to zrozumie, lub znajdzie kogoś, kto będzie zawsze stawiać mu
nowe cele, by nigdy się już nie rozdzielili. Jeszcze nie wiedział, że będzie
przeklinał każdy dzień, gdy będzie potrzebny, wiedząc, że jest bezsilny...
Świt
przyniósł czas rozstania, gdy musiał samotnie wyjść z domu, by przez dług czas
do niego nie wracać. Młodsze rodzeństwo było już w drodze do nieco odległej
szkoły, a starszy brat jak co dzień odprowadzał każde z nich. On zaś musiał
samotnie udać się w podróż ku miejscu, które zmieni tak wiele. Lecz czy zmieni
jego samego?
Gdy już
swój dom widział jedynie z góry, z wnętrza samolotu, zrozumiał jak wiele mógłby
stracić, gdyby nigdy tu nie wrócił. Jednak już dawno chciał właśnie to zrobić,
gdy tylko będzie ku temu czas. Chciał zrobić wszystko, by pomóc jak największej
ilości ludzi. A mógł to zrobić pracując w wielkim mieście, w jednej z
najbardziej znanych na świecie klinik. Dlatego też już dawno zaczął zbierać
pieniądze, by wykupić mieszkanie, które wynajmował. Wiedział, że gdy skończy
się jego nauka, nie będzie miał już powodu, by wracać do domu. Nie wiedział
jednak, że znajdzie kolejny powód, by zostać w tym mieście.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz