Translate

sobota, 31 sierpnia 2013

Historia poza tematem numer sto siedemdziesiąt: Stanąć o własnych siłach - Część dwudziesta.

[Będzie dzisiaj hurtowe wrzucanie... Tak, spodziewajcie się jedenastu rozdziałów pod rząd...]

Jakie gwiazdy świecą nad domem zamieszkałym przez liczną rodzinę?

Stanąć o własnych siłach
Część XX

                Czy mżna pomóc, gdy nie zna się problemu? Co może zrobić ten, który nie wie jak uśmiechnąć się szczerze, ukrywa swe emocje? Młody mężczyzna przeczesał swe czarne włosy, zastanawiając się nad tym, co pamiętał, nad tym, co wydało mu się być odmienne od tego, czym być powinno. Przypomniał sobie wzrok jakim jego przyjaciele patrzyli na siebie nawzajem. Czy to był wzrok wyrażający przyjaźń? Na niego nie patrzył tak żaden z nich. Czy on był gorszy? Czy może oni lepsi? Zastanawiał się, czy nastąpiła między nimi jakaś drastyczna zmiana, gdy on tego nie dostrzegał. Zawsze był z boku, zawsze zamknięty w swej ciszy i samotności, jedynie patrzył na innych, odczytywał każdą emocję z ich słów i czynów. I teraz robił to samo. Widział jak oni postrzegali świat odbijający się w ich oczach, gdy patrzyli na siebie. Wiedział, że ich serca biją już innym rytmem niż wcześniej. Czy jednak oni to rozumieją? Czy może należało im pomóc w zauważeniu prawdy, która leżała tuż przed nimi. Zawsze chciał być szczęśliwy, widzieć uśmiech innych, nie potrafiąc samemu zdobyć się na ten grymas. Teraz miał szczęście na wyciągnięcie dłoni... Ich szczęście. Czy odsuną się od niego, gdy zbliżą się do siebie nawzajem? Czuł, że wtedy nie będzie im już potrzebny, zapomną o nim, zapatrzeni w siebie. Przyzwyczaił się już do tego, że zawsze musi być użyteczny. Robił tysiące rzeczy, przez które nie miał czasu dla siebie. Uważał, że to, co nie jest potrzebne, nie ma prawa istnieć. Jednak umiał doszukać się użyteczności w każdej najmniejszej kropli wody. Nie potrafił jednak znaleźć jej w samym sobie. Zawsze uważał, że robi za mało, że musi zrobić więcej, pomóc kolejnej osobie, osiągnąć coś ważniejszego. I tak toczył się przez swoje życie z jednego celu do drugiego. A teraz widział oczami wyobraźni jak jego przyjaciele odchodzą od niego, nie potrzebując go już więcej. Zawsze przewidywał opuszczenie... Czekał na dzień, gdy jego rodzeństwo rozejdzie się po tysiącach miejsc, a starszy brat będzie go trzymał przy sobie tylko dlatego, że będzie już zbyt stary, by radzić sobie samemu. Nie widział nigdy innej możliwości, jakby był skazany na cierpienie. Nie potrafił zrozumieć, że jego brat chce, żeby on był przy nim niezależnie od wszystkiego, nie potrafił zrozumieć, że młodsze rodzeństwo nigdy o nim nie zapomni, nieważne jak potoczyłyby się ich losy, nie potrafił zrozumieć też tego, że on sam również ma prawo do szczęścia, że może je znaleźć, kogoś, kto będzie uśmiechał się tylko dla niego. Uważał, że on nie ma do tego prawa, że jego celem jest jedynie służyć innym, pomagać im i osiągać jak najwięcej, by zmienić świat na lepsze, a później odejść w cień, gdy nie będzie już potrzebny. Czuł, że znów nadchodzi dzień, gdy przyjdzie mu to zrobić.
                Był przekonany, że teraz jego celem musi być pomoc przyjaciołom w odnalezieniu ich szczęścia. Chciał sprawić, by się uśmiechali. Choć znów był przekonany, że na tym jego rola się skończy, pogodził się z tym, chcąc jedynie ujrzeć ich szczęście, znów być użyteczny. Patrzył w niebo pełne gwiazd, słysząc oddechy uśpionego rodzeństwa. Niedługo znów nie będzie mógł słyszeć ich kroków, utknie w cichej samotności odległego miejsca, z przeświadczeniem, że przyjaciele przestaną go potrzebować. On sam nigdy nie prosił nikogo o pomoc. Nie chciał być problemem, nie chciał marnować niczyjego czasu i sprawiać wrażenia bezsilnego. Czuł, że gdyby zrobił to choć raz, do końca życia byłby jedynie zniszczoną marionetką, niepotrzebną już nikomu. Chciał być potrzebny, choćby cały świat miał pociągać za jego sznurki, by później rzucić go w kąt. Choćby jedna chwila, gdy ktoś uśmiecha się dzięki niemu była dla niego najpiękniejszą rzeczą jaką mógłby w życiu ujrzeć. Chciał jak najczęściej widzieć, jak ludzie są mu wdzięczni, jak są szczęśliwi, mając go przy sobie. Nie dostrzegał jednak, że widzi to codziennie. Nie dostrzegał delikatnych gestów wdzięczności ze strony rodzeństwa, które zawsze było szczęśliwe, gdy mogło na nim polegać. Potrafił ujrzeć jedynie kolejne cele, do których musiał dążyć. Czując się opuszczonym nie wiedział, że naprawdę to on opuszczał innych, zamykając się w kieracie od jednego zadania do drugiego, nie mając czasu być z nikim choćby chwilę dłużej niż do momentu jego wypełnienia. Dlatego myślał, że inni opuszczają go, gdy nie jest potrzebny... On sam uważał, że nie powinien dłużej marnować ich czasu i odchodził, nie zauważając jaka była prawda. Czy nadejdzie w końcu dzień, w którym to zrozumie, lub znajdzie kogoś, kto będzie zawsze stawiać mu nowe cele, by nigdy się już nie rozdzielili. Jeszcze nie wiedział, że będzie przeklinał każdy dzień, gdy będzie potrzebny, wiedząc, że jest bezsilny...
                Świt przyniósł czas rozstania, gdy musiał samotnie wyjść z domu, by przez dług czas do niego nie wracać. Młodsze rodzeństwo było już w drodze do nieco odległej szkoły, a starszy brat jak co dzień odprowadzał każde z nich. On zaś musiał samotnie udać się w podróż ku miejscu, które zmieni tak wiele. Lecz czy zmieni jego samego?
                Gdy już swój dom widział jedynie z góry, z wnętrza samolotu, zrozumiał jak wiele mógłby stracić, gdyby nigdy tu nie wrócił. Jednak już dawno chciał właśnie to zrobić, gdy tylko będzie ku temu czas. Chciał zrobić wszystko, by pomóc jak największej ilości ludzi. A mógł to zrobić pracując w wielkim mieście, w jednej z najbardziej znanych na świecie klinik. Dlatego też już dawno zaczął zbierać pieniądze, by wykupić mieszkanie, które wynajmował. Wiedział, że gdy skończy się jego nauka, nie będzie miał już powodu, by wracać do domu. Nie wiedział jednak, że znajdzie kolejny powód, by zostać w tym mieście.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz