Translate

czwartek, 29 sierpnia 2013

Historia poza tematem numer sto sześćdziesiąt osiem: Stanąć o własnych siłach - Część osiemnasta.

Miodowe oczy spoglądają na to, co czuje płoche serce. Chłopak podejmuje ważną decyzję. Jak zareaguje na nią jego brat?

Stanąć o własnych siłach
Część XVIII

                Nic nie trwa wiecznie, a niepewność musi zostać rozwiana. Słońce postanowiło nieco hojniej obdarować tą z półkul ziemi, która pozbawiona była istnienia znanej nam trójki przyjaciół. Tak więc oni zmuszeni byli do stawienia czoła jesieni i kolejnym wyjazdom. Cała trójka przygotowywała się do kolejnego opuszczenia domu, pożegnania rodzin i powrotu do studenckiej codzienności. Jednocześnie przeżywali smutek rozstania i radość oczekiwania na kolejne spotkanie. Trudno było zdecydować, czy uśmiechać się czy płakać, gdy trzeba było puścić jedną dłoń, by ująć inną. Nie było jednak wyboru, dłonie były zbyt daleko od siebie, by obie na raz trzymać w uścisku.
                Delikatny chłopiec o oczach koloru świeżego miodu ostatni dzień spędzał w rodzinnym domu. Musiał jednak przed odjazdem powiedzieć bratu jedną rzecz, by ten nie musiał się o nic martwić. W czasie wspólnego posiłku długo zastanawiał się jak zacząć, przez co był cichy i nieobecny.
- Feliciano – starszy z braci spojrzał na młodszego badawczo. – Język sobie odgryzłeś w czasie jedzenia lodów czy co, kurna?
- Nic, ja tylko... Muszę Ci coś powiedzieć... Czuję, że muszę mieć Twoją zgodę zanim zdecyduję się na jedną rzecz...
- Jaką? Chcesz zmienić płeć i wyjechać na Hawaje zostając tancerką Hula? – starszy z braci żartował, jednak minę miał poważną, więc towarzyszący im mężczyzna nieco nie mógł rozeznać się w sytuacji.
- Naprawdę bardzo to śmieszne, braciszku... Ale teraz myślę o czymś poważnym... Może to nie coś, na co zgodę potrzebuję... Raczej coś, co powinno tylko zależeć ode mnie... Może jedynie teraz chcę Ci powiedzieć o tym, co chcę zrobić... Żebyś się nie denerwował, gdy się to stanie... Bo już jestem pewien, że chcę to zrobić...
- Dobra, Feli, mów, nieważne co to jest. Po prostu przestań się tak trząść jakbym Ci miał coś uciąć, gdy to powiesz. Skoro już zdecydowałeś to przecież nie mam prawa się nie zgodzić, prawda? Po prostu to wyduś, bo wyglądasz jak kura u rzeźnika.
- Pamiętasz jak Ci mówiłem o – chłopak zawahał się przez chwilę, nim wymówił imię przyjaciela, gdyż bał się reakcji brata. – Ludwigu...?
- O tym kartoflu, co go za bardzo lubisz, tak? – starszy z Włochów spojrzał na młodszego wzrkiem kta obserwującego agonię karalucha.
- Chcę go zapytać czy też mnie lubi i jeśli lubi...
- Nie mów, że chcesz się z nim zeswatać... – na te słowa młodszy z braci tylko skinął głową. – O kurna... Za jakie grzechy... No, ale żeby z kartoflem?!
- Ale on jest naprawdę bardzo miły...
- Jak kaktus, tak samo sztywny...
- Może wygląda szorstko, ale potrafi być naprawdę bardzo uroczy... – po tych słowach starszy spojrzał na młodszego jakby ten właśnie powiedział najgłupszą rzecz na świecie.
- Ale jak go lubi to będzie z nim szczęśliwy, prawda? – do rozmowy nagle wtrącił się towarzyszący im mężczyzna. – Więc to chyba ważniejsze czy on go lubi niż czy Ty go lubisz... Zaufaj bratu. Wiesz, jeśli się nie sparzysz, nigdy nie dowiesz się, że ogień jest gorący.
- O, dziś powiedziałeś coś mądrego, zapiszę ten dzień w kalendarzu, bo rzadko Ci się to zdarza – mimo szorstkiego tonu Lovino, Antonio uznał to za komplement i uśmiechnął się niczym pochwalony przedszkolak. – Co racja, to racja... I tak nie zmienisz zdania, co nie, Feli? – chłopiec skinął głową w odpowiedzi na to pytanie brata. – Dobrze... Rób co uważasz za słuszne. Lubisz go, dobrze, jak on Ciebie to jeszcze lepiej. Ale jak Cię skrzywdzi to mu jaja urwę i wsadzę do gardła, żeby się nimi udusił, jasne?
- Jak słoneczko, braciszku! – Feliciano przytulił mocno brata. – Wiesz, jak Antonio powiedział... Jeśli się nie sparzysz, nie dowiesz się, że ogień jest gorący... Nie wykorzystując szansy nie dowiesz się, co mogłeś zyskać, a co stracić... I zawsze będziesz żałował, myśląc, że wszystko byłoby idealne. Ale jeśli spróbujesz i choćbyś cierpiał, to dowiesz się, co tak naprawdę kryło się za tym marzeniem...
- Nie wybaczyłbyś mi, gdybym Ci zabronił spróbwać, co nie? Jak się wszystko uda to dobrze, jeśli nie to nie obwiniaj nikogo poza sobą, jasne?
- Jasne, braciszku – bracia dalej trwali w tej słodkiej scence. Jednak wielkimi krokami zbliżał się czas rozłąki.

                Nadszedł poranek dnia, którego wieczór, dla chłopaka o miodowych oczach, nastąpi w kompletnie innym miejscu. Nastąpił dzień powrotu do poznanej rok temu codzienności, drugi rok nauki był tuż przed nim. Każdy dzień zbliżał go do spełnienia marzeń, lecz ten znów oddalał go od rodziny na tak długi czas. Należało jednak poczynić ten krok, ruszyć ku odległemu miejscu, by móc zbliżyć się do celu. Tym razem pożegnanie z rodziną, bratem jak i ich wspólnym przyjacielem, którego traktował raczej jak dobrego wujka, nie było aż tak rzewne. Wiadomym już było, że nie ma powodu do zmartwień, że sposobów na zaspokojenie tęsknoty jest wiele i powrót nastąpi niedługo. Wyglądało to więc raczej jakby chłopak jechał na kolonie do pobliskiego miasta, a nie na wiele miesięcy do obcego kraju. Tak też się czuł. Wiedział, że rodzinę ma zawsze blisko siebie, w swym sercu, a zbyt wiele zajęć nie pozwoli mu na odczucie długości dni i tygodni. Wszystko minie niczym sen, chwila, gdy jesteś daleko i blisko jednocześnie, a upływ czasu jest nieznany. Wiedział, że nim zdąży zauważyć zachód słońca, ujrzy wschód znów we własnym domu. Chłopak jak poprzednio zapiął pasy w samolocie i spojrzał przez okno. Uśmiechał się delikatnie, patrząc na to, co go otaczało. Minie wiele dni, nim ujrzy to znów. Jednak nie był smutny. Wiedział, że wkrótce spotka osobę, którą pragnie na zawsze zachować w swym sercu i być może spotka go największe szczęście, na jakie mógłby liczyć. Gdy samolot oderwał się od ziemi, chłopak westchnął przeciągle. Wkrótce wszystko się zmieni, a on pczyni kolejny krok, ku byciu takim dorosłym, jakim zawsze chciał być.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz