Translate

sobota, 3 sierpnia 2013

Historia poza tematem numer sto pięćdziesiąt dwa: Stanąć o własnych siłach - Część druga.

Nowe miejsce przynosi wiele zmian, jednak chłopak się nie poddaje i brnie w nieznany mu świat. Samotność nie jest jednak przekleństwem nieznanego miejsca. Wystarczy mały przypadek, by spotkać kogoś, kto zmieni wszystko.

Stanąć o własnych siłach
Część II

                Marzenia czasem wydawały się być odległe, jednak wystarczyło niewiele, by po nie sięgnąć. Trzeba było się mimo wszystko liczyć z tym, że trzeba będzie poświęcić coś w zamian. Nauka na najlepszej uczelni świata, choćby nawet na jednym z mniej reprezentatywnych kierunków, pozwalała otworzyć drzwi ku marzeniom. Jednak, by dosięgnąć nici, prowadzącej ku szczęściu, należało opuścić to, co dotychczas nazywało się wszystkim. Na początku chłopak wydawał się być szczęśliwy, myśląc o wszystkim, co czeka go za parę lat, gdy tylko skończy tę szkołę, lecz później zaczął rozmyślać też o tym, jak daleko od brata będzie. Bilet na samolot tak bardzo różnił się od tego na pociąg, który czasem już trzymał w swych rękach. Jeszcze większą różnicą będzie odległość, język, ludzie... Wszystko miało się zmienić, jednak właśnie ta droga prowadziła go ku świetlanej przyszłości. Wiedział, że nie przyda się bratu za wiele, dopóki nie zdobędzie pracy. A nie dokona tego bez odpowiedniego wykształcenia. Więc teraz, by nie przeszkadzać, wolał odsunąć się w cień, zniknąć i wrócić, gdy będzie bardziej przydatny. Tak więc teraz szukał każdej dorywczej pracy, by zarobić jak najwięcej, na książki, na podróż, na życie w tamtym miejscu. Brat po cichu opłacił mu pierwszy miesiąc mieszkania w docelowym mieście, jemu zaś podał adres, pod którym miałby tam mieszkać, samemu zaś nie mógł już zbyt wiele zrobić. Chłopak więc wkrótce był gotowy na wyjazd. Lecz im bliżej było tego dnia, tym bardziej on się martwił. Nie chciał opuszczać brata, a jednocześnie nie chciał mu przeszkadzać, chciał uczyć się właśnie w tamtym miejscu, lecz nie chciał zostawiać za sobą wszystkiego, co znał. Wiedział jednak, że brat poradzi sobie lepiej bez niego, a ich nowy przyjaciel zastąpi go bardzo dobrze. Teraz pozostawało tylko przygotować się na opuszczenie wszystkiego, co się znało i wyruszenie w nieznane. Nie było już odwrotu od raz podjętej decyzji. I tak powinno być, powinien patrzeć przed siebie z nadzieją, nie obawą. Wraz z bratem dopilnował ostatnich formalności. Trudno mu było go opuszczać, jednak tylko tak mógł się na cokolwiek przydać, a co najmniej nie przeszkadzać. Wkrótce wkroczył do budynku lotniska. Część jego rzeczy została już przesłana, by nie musiał ich nieść ze sobą, czekały na niego w miejscu, w którym miał mieszkać. Teraz miał ze sobą walizkę i torbę podróżną, a brat szedł tuż obok niego. Chłopak starał się choćby ten jeden raz nie wyjść na mazgaja przy swoim zawsze poważnym bracie. Starał się uśmiechać i mówić o wszystkich zaletach swej decyzji, ale wtedy zobaczył samotną łzę spływającą po policzku jego brata. Pomyślał, że może jednak się mylił, że powinien przy nim zostać, w końcu mieli tylko siebie, jednak, gdy chciał przytulić go na pożegnanie, on go odepchnął.
- Leć już, skoro musisz. No, żadnych ckliwych pożegnań, bo jeszcze Cię nie wypuszczę. Jak tylko będziesz na miejscu to idź gdzieś, gdzie będzie internet i wyślij mi maila. I ma Ci nic nie być, jasne? Na Święta masz wrócić do domu, nie chcę słyszeć o żadnych przeziębieniach, jasne? I nie jedz za dużo, bo będzie Cię brzuch bolał – starszy z braci starał się zachować powagę, choć było to bardzo trudne.
- Obiecuję, braciszku. Na pewno będziesz ze mnie dumny – młodszy uśmiechnął się delikatnie i ruszył w stronę odprawy. Za godzinę miał lecieć w nieznane mu miejsce, teraz już musiał opuścić brata. Nie było to dla niego łatwe, ale było to najlepszą opcją. Wkrótce znalazł się na pokładzie samolotu i spoglądał przez okno. Starał się nie płakać, patrząc na brata, który stał przy oknie budynku. Miał widzieć go jeszcze tylko kilka minut. Pasy miał już zapięte, wkrótce samolot zaczął kołować, by później oderwać się od płyty lotniska. Pojedyncze łzy spłynęły po policzkach tak podobnych sobie osób.
                Minęło kilka godzin, niewiele w porównaniu z ilością kilometrów jakie przebył, nim trzymał w rękach swój bagaż i opuszczał lotnisko docelowe. Wszędzie otaczali go ludzie, mówiący w obcym, choć tak dobrze znanym mu języku. Co innego jednak znać język z lekcji, z książek, a co innego mieć w okół siebie ludzi, którzy są całkowicie obcy i mówią w innym języku niż ci, których tak dobrze znałeś. Chłopak skierował się w stronę postoju taksówek i poprosił, by zawieziono go ku jego nowemu domu. Wkrótce też otwierał całkowicie nieznane sobie drzwi. Wszystko tu było nowe, puste, pozbawione emocji i wspomnień, które by znał. Jednak tak było najlepiej. Tak mógł stać się kimś nowym, kimś, kto będzie bardziej użyteczny dla jego brata, kimś, kto sam znajdzie szczęście, zanim ktoś inny podstawi mu je pod nos na srebrnym półmisku. Miał jeszcze trochę czasu nim będzie musiał wdrożyć się w studenckie życie tego miasta. Teraz musiał przyzwyczaić się do tego miejsca, znaleźć jakąś dorywczą pracę, stać się częścią nowego dla niego świata.
                Najpierw poukładał swoje rzeczy na półkach. Wybrał inną kolejność niż tą, którą stosował w domu. Chciał zmienić coś również we własnych przyzwyczajeniach, by stać się kimś lepszym, niż był dotychczas. W domu były wszystkie potrzebne media, z których mógł korzystać. Udało mu się również zakupić tutejszą kartę do telefonu, jednak wiedział, że rozmowy z bratem byłyby kosztowne. Karta jednak była przydatna, by używać podkradanego zewsząd bezprzewodowego internetu i napisać e-mail do brata. Chodził nieco bez celu po mieście, korzystając z jakieś aplikacji mapy w telefonie, by znaleźć sklep, w którym mógłby kupić coś do jedzenia. Znalazł mały sklepik, w którym uwijał się tylko jeden, ciemnowłosy chłopak. Nic dziwnego, była niedziela, nikt zapewne nie chciał pracować w taki dzień, chyba że studenci, którzy w tygodniu zawaleni byli nauką, a potrzebowali pieniędzy. On również miał wkrótce stać się studentem, szukał też pracy. Gdy chodził między półkami w sklepie zobaczył jak jeden z klientów zaczyna krzyczeć na tego drobnego chłopaka. Chciał podejść i mu pomóc, jednak nie było już takiej potrzeby. Postawny, blondwłosy mężczyzna, sądząc po akcencie, obcokrajowiec, w kilku argumentach wytłumaczył agresorowi, gdzie jego miejsce, przepraszając również pracownika za tego obcego wszystkim człowieka. Chłopak podszedł również do tej dwójki i przyjrzał się chłopakowi za kasą. Wyglądał na bardzo młodego mężczyznę pochodzenia azjatyckiego. Oczy miał w kolorze ciemnej czekolady, a włosy koloru bezgwiezdnej nocy. Jego obrońcą okazał się rosły blondyn o niebieskich oczach z wyraźnym germańskim akcentem. Chłopak stanął w kolejce tuż za nim i słuchał jak wciąż trwa dialog przeprosin i podziękowań.
- Mam nadzieję, że nic się panu nie stało – sam zwrócił się nagle ku ciemnowłosemu. Ten spojrzał na niego nieco zdezorientowany, wyrwany z konwersacji.
- Ach, proszę się nie martwić, to się często zdarza, przyzwyczaiłem się już...
- Przydałoby się, by pracował tu ktoś jeszcze, by mógł pilnować czy nic się takiego nie dzieje. Zawsze sam pan jest na sklepie? – tym razem głos zabrał jasnowłosy mężczyzna.
- Ja tu pracuję tylko w weekendy, nikt wtedy nie chce tu być, wolą odpoczywać. A ja w tygodniu muszę być na uczelni, więc weekend jest idealnym czasem, bym mógł pracować. Choć zostało mi jeszcze trochę czasu do roku akademickiego, już zacząłem brać weekendowe zmiany, żeby wszystko pozałatwiać w ciągu tygodnia. Często pracuję tu też po południu czy wieczorem, gdy jest większy ruch...
- A mógłbym pomóc? Niedługo też muszę zacząć szkołę, pracę... Gdybym się mógł jakoś przydać... – chłopak o karmelowych oczach spoglądał na pracownika z nadzieją.
- O, ja też chętnie dowiedziałbym się czy można składać tu podania o pracę. Jestem w nieco podobnej sytuacji... – blondyn wydawał się być wyjątkowo sztywny.
- Ach, wystarczy, że pójdą panowie do szefa, jest teraz w swoim biurze, o tam – pokazał drzwi. – Wyjaśni panom wszystko. Od dawna szukał kogoś do pomocy, ale ludzie są zwykle zbyt leniwi, zwłaszcza, że nawet nie pracując można żyć na całkiem dobrym poziomie... Tylko obcokrajowcy starają się coś zrobić, żeby nie odebrano im zasiłku, więc pracują w miejscach takich jak to. Tutejsi ludzie szukają sobie dużo lepszej pracy...

- A to nawet się dobrze składa, my również nie stąd, więc jesteśmy w tej samej sytuacji – dłoń o ciemnym, europejskim odcieniu zmierzwiła czarne włosy nim dwóch młodych mężczyzn w końcu udało się w stronę biura szefa. Oto otwierał się nowy rozdział dla całej trójki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz