Stanąć o własnych
siłach
Część V
Gdy już
minął czas zmartwień, można było w spokoju wrócić do codzienności. Jednak ona
się zmieniła. Zrozumieli, że zbytnio się o siebie wzajemnie martwią, by wciąż
uznawać, że są dla siebie obcy, a jedynie razem pracują. Żyją razem w tym
miejscu kilka godzin dziennie, widząc każdy swój ruch, każde swoje potknięcie,
wiedząc, kiedy przyspiesza serce. Pewnego dnia postanowili spotkać się w domu
jednego z nich. Padło na Kiku, który był w mieście najdłużej i wynajmował małe
mieszkanko, a nie pokój jak pozostała dwójka. Wkrótce nadszedł dzień, w którym
mogli spokojnie porozmawiać, bez zgiełku pracy, a jednocześnie nie musząc
wydawać pieniędzy na zamówienie czegokolwiek w kawiarni, by ich nie wygonili i
mogli się tam spotkać. Teraz każdy z tej trójki zajął się częścią potrzebnych
rzeczy na długą rozmowę, co wyszło ich o wiele taniej niż zamówienie jednego
ciastka i kawy dla każdego w najbliższej kawiarni.
W domu
przyjaciela czekało na nich ciepłe przyjęcie, choć mieli rozmawiać tylko godzinę,
może dwie, w pokoju gościnnym stół ukazywał im na sobie spore ciasto i dzban
herbaty, zaś w kuchni czekały jeszcze nieco bardziej złożone przekąski. Blondyn
zaś przychodząc przyniósł ze sobą nieco... a raczej bardzo dużo piwa, na co
jego przyjaciele zaśmiali się szczerze myśląc jak bardzo jest to stereotypowe
dla jego pochodzenia. Zaś ostatni z nich sam zrobił i przyniósł ciasteczka
kształtem przypominające zwinięte spaghetti. Wyglądało to wręcz przeuroczo, gdy
trzech mężczyzn z różnych krajów, rozmawiało razem, jedząc wspólnie rzeczy tak
przypominające ich ojczyzny. Odmienne kolory włosów i oczu, odmienne odcienie
skóry niosły ze sobą różne wspomnienia i pragnienia. Jednak tak różne serca
potrafiły tak samo marzyć. W czasie rozmowy, gdy butelki przyniesione przez
niebieskookiego były już zbyt puste rozpoczęły się opowieści o przeszłości,
która doprowadziła ich do tej teraźniejszości i drodze ku przyszłości.
Pierwszy
swą opowieść rozpoczął czarnowłosy, którego organizm łatwiej ulegał wpływom złotej
substancji. Jako dziecko przeżył bardzo wiele. Rodziców swych nie pamiętał, gdy
był jeszcze mały zabrał go do swego domu mężczyzna o wyglądzie dziecka. Choć
wiedział, iż jest on od niego wiele lat starszy, nazywał go starszym bratem,
gdyż tak go prosił. Może mógłby nazwać go ojcem ze względu na to, ile mu
zawdzięczał, ale kompletnie na pasowało to do tej twarzy wydającej się liczyć
mniej lat niż jego własna. Nie tylko on był szczęśliwcem, który zagościł w domu
tej osoby. Rodzina stała się liczna i wesoła. Wszyscy byli znajdami, które
przez przypadek wkroczyły na tą samą drogę, co tajemniczy mężczyzna, który
opiekował się nimi zawsze, nawet gdy plecy zbytnio go bolały, by nosić ich na
rękach. Każda z osób w tym starym domu wydawała się różnić nieskończenie od
innych, jednak mimo wszystko zawsze potrafili się ze sobą porozumieć bez
zbędnych kłótni. Właśnie ta rodzina, która była nieskończenie dziwna i
tajemniczy mężczyzna będący jej głową sprawiły, że czarnowłosy znalazł się właśnie
w tym miejscu. Zastanawiając się nad różnicami otaczających go ludzi i nad
tajemnicą młodości ich opiekuna, zagłębiał się coraz bardziej w tematy
medycyny. Chciał wiedzieć jak najwięcej, poznać każdy szczegół, który ich
różnił, każde ich podobieństwo i sekret, który sprawiał, że uśmiech mężczyzny
był równie promienny mimo upływu lat. Rozumiał, że by zrozumieć wszystko musiał
uczyć się od tych, którzy wiedzą wszystko. Wyjechał więc, by właśnie w tym
mieście pobierać nauki, których wszyscy mogli mu zazdrościć. Trzeci już rok
zapełniał swój umysł tajemnicami ludzkich istnień i ich śmierci. Była to
dopiero połowa jego drogi nim zdecyduje, co stanie się jego celem, który miałby
udoskonalić w każdym calu.
Pozostała
dwójka okazała się być w zbliżonym wieku, gdy blondyn zaczął opowiadać, iż on
dopiero zaczął studiować weterynarię w tymże mieście. Czemu wybrał właśnie to?
Odkąd był mały otaczały go psy. Pamiętał tylko swego ojca i brata, którzy wciąż
zajmowali się tresowaniem psów. Zwierzęta zaś, gdy w dzieciństwie choć na
chwilę oddalił się zbytnio od domu potrafiły o znaleźć i przyprowadzić z
powrotem. Były dla niego gwarancją bezpieczeństwa, a tulenie się do ich
ciepłych ciał pozwalało mu znaleźć szczęście, które znały dzieci doświadczające
matczynej miłości. Pamiętał, że niektóre z psów były nieco stare, a pewnego
dnia jeden z nich zamknął swe oczy, by nigdy już ich nie otworzyć. Pamiętał
dobrze smutek w oczach brata, który nie chciał pokazać przed nim swoich łez,
chcąc być silnym, nie mógł też wymazać z pamięci obrazu ich ojca, gdy kopał dół
w ogrodzie, by pies mógł na zawsze pozostać w tym domu. Mimo iż był wtedy
jeszcze mały, dobrze wiedział, że zwierzę się już nie obudzi. Była to suczka,
po której zostały trzy małe szczeniaki, które wraz z bratem wychowują do
dziś. Jest to jedyna pamiątka po ich
ojcu, którego nie ma już przy nich. Tak więc chciał, by te trzy szczekające
skarby żyły jak najdłużej. Brat wybrał drogę, która miała pomóc mu chronić to, co
pozostało. Coraz częściej pachniał prochem strzelniczym, a na szyi pojawił się
tajemniczy naszyjnik, który nie zwiastował niczego dobrego. Jednak on wiedział,
że nie tylko ludzie potrafią odebrać to, co najcenniejsze. Świat pełen chorób i
śmierci był okrutny. O siebie czy brata martwić się nie musiał, byli silni, a w
okół nie było dla nich zagrożeń. Jednak te trzy istnienia pokryte gęstą
sierścią wydawały się być zbyt delikatne, mimo swych rozmiarów. Wybrał więc, by
chronić je od tego, czego nawet jego brat nie był w stanie pokonać. Ruszył
drogą, która dałaby mu wiedzę jak odegnać to, co niszczy wnętrze tej
szczekającej miłości. Tak więc ten rok był jego pierwszym na kierunku
weterynarii.
Chłopak
o miodowych oczach czuł się gorszy, idąc na jeden z najprostszych kierunków,
gdy oni wybrali najtrudniejsze. Jednak opowiedział im o tym, co stało się nim
postawił pierwszy krok w tym mieście. Rodziców nie pamiętał, jedynie dziadka i
brata. Słyszał, że matka zmarła, gdy tylko go urodziła, a ojciec w kilka dni
później wyszedł z domu i nigdy już nie wrócił. Dziadek faworyzował go,
twierdząc że umierająca matka przekazała mu swą duszę, duszę jego jedynej
córki. Potwierdzeniem miały być jego zdolności artystyczne, większe niż jego
brata, dorównujące jego matce. Brat jego był nieco bardziej podobny do ojca,
który kojarzył się ich dziadkowi z odebraniem mu miejsca najważniejszego
mężczyzny w życiu córki, a także z tchórzostwem ucieczki, gdy ta córka zmarła.
Tak więc dziadek zawsze zajmował się młodszym z braci, często ignorując
starszego, który przez to zmuszony był nauczyć się samodzielności. Całe
dzieciństwo to starszy zazdrościł młodszemu miłości dziadka, lecz teraz młodszy
zrozumiał iż jest bezradny, gdy nie ma obok dziadka, który mógłby prowadzić go
za rękę. Tak więc postanowił nauczyć się iść samemu, otworzyć własne oczy bez
polegania na kimkolwiek innym, a kiedyś samemu złapać dłoń dziecka zagubionego
we mgle i wyprowadzić je ku światłości. Tak więc postanowił zajmować się
dziećmi, uczyć je i opiekować się nimi. By nie polegać na bracie wybrał odległe
miejsce, a to miasto, znane z inteligencji mieszkańców, wydawało się być ku
temu najlepsze. Z tego też powodu zaczął w tym roku, własnie w tym mieście,
studia pedagogiczne.
Światło
słoneczne odeszło wcześniej niż tematy do rozmowy, a czas nie chciał się
zatrzymać. Dzień, który miał nadejść z porankiem nie musiał zaczynać się wraz z
pierwszym blaskiem słońca. Tego dnia nie było zajęć na uczelniach, zaś ich
praca zaczynała się dopiero po południu, tak jak i dnia dzisiejszego, gdy
spotkali się dość późno, tuż po jej zakończeniu. Powrót do domu o porze, która
nastała wydawał się być zbyt niebezpiecznym, więc czarnowłosy zaoferował
przyjaciołom nocleg. Nie chciał stracić ich z powodu zbyt wysokiej
przestępczości w niektórych dzielnicach, przez które mieliby wracać do domu.
Chciał być pewien, że ujrzy ich następnego dnia. Tak więc przygotował dla
siebie posłanie na kanapie, a nie mając miejsca na ułożenie jeszcze jednej osoby
osobno, a mając dość duże łóżko uprosił przyjaciół o sen we wspólnym posłaniu.
- Ale to będzie smutne, jeśli Ty będziesz osobno... –
powiedział chłopiec o miodowych oczach. – Poza tym Ludi nie chciałby tak sam ze
mną spać, bo by miał dziwne myśli... O już się rumieni... Widzisz jak się
wstydzi? Musisz mu towarzyszyć, żeby się nie bał! – miodowooki przytulił obu
przyjaciół. Najniższy z nich szybko się odsunął.
- Wolę wam nie przeszkadzać, poza tym i tak się nie
zmieszczę – czarnowłosy szybko wybiegł z pokoju, by poprawiać po raz kolejny
koc na kanapie, zaś blondyn spojrzał na swego towarzysza.
- W czym miałby nam tu przeszkadzać...? – zapytał niepewnie,
patrząc w błyszczące miodowe oczy.
- W tuleniu! – chłopiec wykonał więc tą czynność na swym
przyjacielu. – Ale z nim byłoby milej... Czemu się rumienisz?
Reszta
nocy upłynęła spokojnie, bez zdarzeń nieprzewidzianych, jednak z dużą dozą
nieco odbiegających od codzienności myśli.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz