Stanąć o własnych
siłach
Część IV
Zmiany
powoli zaczynały stawać się nową codziennością. Chłopak zaczął naukę i starał
się ze wszystkich sił być jak najlepszy. Stypendium wydawało się być wspaniałą
perspektywą. Przykładał się więc do nauki, często dzień spędzając przy
książkach. Dopóki był w domu, jego dzień wypełniała głównie beztroska, lecz
teraz miał zbyt wiele planów i obowiązków, by pamiętać choćby o poobiedniej
drzemce. Rzadko również pamiętał o obiedzie samym w sobie. Chciał, by jego brat
był z niego dumny, chciał usłyszeć pochwały z jego ust i najwyraźniej starał
się nieco za bardzo. Jego brat nie mógł ujrzeć jego zbyt bladej twarzy, jednak
były dwie osoby, które widziały go co weekend. Choć znali się ledwie dwa
miesiące, wiedzieli już nieco jak wygląda naturalne zachowanie każdego z nich,
tym bardziej jeśli chodziło o gadatliwego Włocha, który opowiedział im już
prawie całe swoje dotychczasowe życie i skarżył się na każdą najdrobniejszą
rzecz. Zauważyli więc, gdy zwykle żywiołowy młodzieniec zaczął być nieco
przygaszony, zupełnie jakby jego umysł był w innym miejscu niż jego ciało.
- Feliciano – zaczął niepewnie czarnowłosy. – Czy z Tobą na
pewno wszystko w porządku? Nie jesteś przypadkiem chory? – chłopak podszedł do
przyjaciela, spoglądając mu w oczy ze zmartwieniem.
- Ach, to nic takiego – chłopak pogłaskał niższego po
głowie, na co ten się nieco skrzywił. – Po prostu ostatnio mam trochę za dużo
na głowie.
- Zdrowie powinno stać na pierwszym miejscu! – blondyn patrzył
ze zmartwieniem na chłopca o miodowych oczach, jednak wyglądało to nieco jakby
był wściekły, więc chłopak skulił się w sobie.
- Przepraszam... – miodowe oczy spojrzały w dół, zupełnie
jakby ich właściciel został skarcony.
- Nie chodzi tu o przepraszanie – zaczął czarnowłosy.
- Ale o to, byś bardziej o siebie dbał – blondyn położył
dłoń na ramieniu Włocha. Chłopak nieco rozpromieniał czując, że jego
przyjaciele są przy nim. Jednak wiedział, że nie uda mu się spełnić marzenia o
dumnych słowach brata, jeśli nie będzie przykładał się do tego, co powinien
robić.
Brnął
wciąż w ten pełen zatracenia wir. Chciał jedynie usłyszeć pochwały z ust brata.
Jeśli ukończy semestr z dobrymi wynikami, jego brat będzie z niego dumny.
Odrzucał więc podstawowe potrzeby, byleby tylko choć raz zamiast chwalić brata
za wszystko, czego sam nie umiał zrobić, to tym razem zostać pochwalonym przez
niego. Głowa bolała go od zbytniego przemęczenia, lecz wciąż się uśmiechał. Jego
przyjaciele wiedzieli, że coś jest nie tak, jednak uznali, że to już jego
sprawa, czy dba o siebie, a oni nie powinni zbytnio się mieszać w nie swoje
sprawy. Wkrótce jednak nie mieli innego wyboru jak wykroczyć poza obserwacje.
Przemęczony organizm nie jest w stanie funkcjonować dobrze przez zbyt długi
czas, niezależnie od tego jak bardzo jego właściciel by tego chciał. Chłopak
wydawał się jak zwykle tryskać energią i biegać między półkami w sklepie, by
jak najlepiej pomóc każdemu z klientów, którzy już przyzwyczaili się do jego
usłużności i zaczęli wykorzystywać go jako sługę, który miał im wszystko
przynosić, gdy oni stali w miejscu. Coraz więcej z nich sporządzało długie listy
zakupów i jedynie je mu podawało, mimo iż sklep był samoobsługowy, chłopak
biegał między półkami i przynosił gotowy zestaw produktów każdemu z klientów.
Brak snu w połączeniu z dużo aktywnością musiały w końcu na niego wpłynąć. Jego
ciało bezwładnie osunęło się na ziemię, gdy tracił świadomość. Już od jakiegoś
czasu kręciło mu się w głowie, jednak starał się to ignorować. Wraz z hukiem
upadającego ciała rozległy się zmartwione głosy jego dwóch przyjaciół. Blondyn,
który mógł w tym momencie opuścić swe stanowisko, podbiegł do niego najszybciej
jak tylko mógł. Odpędził od niego ludzi, którzy chcieli jedynie popatrzeć na
sensację, jaką jest omdlenie młodego chłopaka. Mężczyzna uznał, że dzwonienie i
czekanie na karetkę jest bezsensowne w czasie, gdy najbliższy szpital był
jedynie kilku ulic dalej. Szybciej zaniósłby tam chłopaka niż wysłano by
karetkę. Tak więc wziął go na ręce niczym dziecko i pobiegł w wyznaczonym sobie
kierunku, wcześniej informując czarnowłosego o swych zamiarach. Zauważył, że
chłopak jest zdumiewająco lekki, zupełnie jakby był jedynie lalką. Gdy tylko
dotarł na miejsce oddał go w ręce lekarzy, sam pozostając w na korytarzu. Nigdy
nie musiał się o nikogo martwić. Jego brat był zawsze zdrowy i silny, więc
przyzwyczaił się do tego, że wszystko jest dobrze. Nigdy nie miał do czynienia
z kimś, kto jest tak delikatny i kruchy. Jego dłonie drżały, gdy nie wiedział,
co ze sobą zrobić. Czy powinien wrócić do pracy i dalej pomagać? Tak mówił jego
rozum, przyzwyczajony do obowiązków i codziennej rutyny. Jednak serce wciąż
krzyczało, że należy tu zostać, że nie wolno go teraz opuszczać, a za chwilę
się wszystko wyjaśni. Tysiące myśli kołatało się w jego głowie. Nie chciał
wracać stąd sam, chciał odprowadzić chłopaka do domu jak szybko to tylko będzie
możliwe. Jego zdenerwowanie zauważył jeden z lekarzy, który podszedł do niego w
swej wolnej chwili.
- Spokojnie – zaczął niepewnie, mając przed sobą ogromnego,
poddenerwowanego mężczyznę. – To pan przyniósł tego chłopca?
- Tak – powiedział jedynie nieco nieobecnym głosem. – Co z
nim?
- Nic mu nie będzie. Musi jedynie odpocząć... Niedługo powinien
pan móc go zobaczyć, badania się już skończyły, trzeba mu tylko podłączyć
kroplówkę i zostawić tu na kilka dni.
- Ale wróci do domu niedługo, prawda? Nic mu nie będzie...? –
blondyn patrzył uważnie na lekarza, który nieco się wystraszył.
- Spokojnie. Zaraz przeniesiemy go na oddział, a do końca
tygodnia powinien znów być w domu. Jest dla pana kimś ważnym?
- Nie... Nie wiem... Znajomy z pracy... Ale taki bardzo
znajomy...
- Spokojnie. Jeśli jest dla pana ważny to teraz musi pan już
się uśmiechnąć, żeby go nie wystraszyć, gdy pana zobaczy – lekarz nieco się
zaśmiał, a blondyn westchnął głęboko.
W ciągu
najbliższej godziny miodowe oczy otworzyły się, by ujrzeć te błękitne. Chłopak
wciąż przepraszał za kłopoty, które sprawił, gdy nagle mężczyzna położył palec
na jego ustach.
- Nie masz przepraszać, tylko bardziej o siebie dbać.
Następnym razem wezmę Twój telefon, znajdę numer do Twojego brata i wszystko mu
powiem, nieważne ile będzie kosztować rozmowa. Jeśli chcesz, żeby Twój brat się
martwił to Twoja sprawa, nie będę się w to mieszał – blondyn patrzył na niego
poważnie. Chłopak przytaknął głową na znak, że zrozumiał. Nie było sensu
poświęcać tak wiele. Jeśli brat ma być z niego dumny to musi być samodzielny, a
nie zdany na tych, którzy mieliby pilnować, czy nic mu się złego nie dzieje.
Chłopak
był w szpitalu tylko kilka dni na obserwacji, gdzie nie stwierdzono niczego
zagrażającego jego zdrowiu. Przyjaciele odwiedzali go każdego dnia, przynosząc
mu smakołyki. To wydarzenie zbliżyło ich do siebie, każąc im zrozumieć, że
muszą być odpowiedzialni za siebie nawzajem i sobie ufać. Nadszedł więc czas,
by wszyscy otworzyli się przed sobą nawzajem i opowiedzieli co sprawiło, że się
spotkali i jakie drogi chcą obrać.
Tobie też by się taki Niemiec przydał, żeby Cię upilnował. Bo ja już nerwów nie mam!
OdpowiedzUsuńRozdział bardzo ładny.
Boję się ludzi, zwłaszcza szczekających... A nie mógłby być np. Litwin? I tak skończę sama ze stadem kotów... *tuli* Ja też nie mam niektórych nerwów, bo mi zanikły^^
UsuńTy jesteś strasznie śliczna^^
Nie skończysz tak. Jesteś ładna i mądra to sobie szybko kogoś wspaniałego znajdziesz. Ja skończę ze stadem kotów (wszyscy znajomi mi to wróżą). Wiem koteczku......
OdpowiedzUsuńWcale nie!