Translate

poniedziałek, 5 sierpnia 2013

Historia poza tematem numer sto pięćdziesiąt cztery: Stanąć o własnych siłach - Część czwarta.

Jeśli chłopak ma być samodzielny to w pierwszej kolejności musi nauczyć się dbać o samego siebie. Umie jednak jedynie polegać na innych. Wydarzenie, które przytrafiło się nagle, zbliża trójkę przyjaciół do siebie.

Stanąć o własnych siłach
Część IV

                Zmiany powoli zaczynały stawać się nową codziennością. Chłopak zaczął naukę i starał się ze wszystkich sił być jak najlepszy. Stypendium wydawało się być wspaniałą perspektywą. Przykładał się więc do nauki, często dzień spędzając przy książkach. Dopóki był w domu, jego dzień wypełniała głównie beztroska, lecz teraz miał zbyt wiele planów i obowiązków, by pamiętać choćby o poobiedniej drzemce. Rzadko również pamiętał o obiedzie samym w sobie. Chciał, by jego brat był z niego dumny, chciał usłyszeć pochwały z jego ust i najwyraźniej starał się nieco za bardzo. Jego brat nie mógł ujrzeć jego zbyt bladej twarzy, jednak były dwie osoby, które widziały go co weekend. Choć znali się ledwie dwa miesiące, wiedzieli już nieco jak wygląda naturalne zachowanie każdego z nich, tym bardziej jeśli chodziło o gadatliwego Włocha, który opowiedział im już prawie całe swoje dotychczasowe życie i skarżył się na każdą najdrobniejszą rzecz. Zauważyli więc, gdy zwykle żywiołowy młodzieniec zaczął być nieco przygaszony, zupełnie jakby jego umysł był w innym miejscu niż jego ciało.
- Feliciano – zaczął niepewnie czarnowłosy. – Czy z Tobą na pewno wszystko w porządku? Nie jesteś przypadkiem chory? – chłopak podszedł do przyjaciela, spoglądając mu w oczy ze zmartwieniem.
- Ach, to nic takiego – chłopak pogłaskał niższego po głowie, na co ten się nieco skrzywił. – Po prostu ostatnio mam trochę za dużo na głowie.
- Zdrowie powinno stać na pierwszym miejscu! – blondyn patrzył ze zmartwieniem na chłopca o miodowych oczach, jednak wyglądało to nieco jakby był wściekły, więc chłopak skulił się w sobie.
- Przepraszam... – miodowe oczy spojrzały w dół, zupełnie jakby ich właściciel został skarcony.
- Nie chodzi tu o przepraszanie – zaczął czarnowłosy.
- Ale o to, byś bardziej o siebie dbał – blondyn położył dłoń na ramieniu Włocha. Chłopak nieco rozpromieniał czując, że jego przyjaciele są przy nim. Jednak wiedział, że nie uda mu się spełnić marzenia o dumnych słowach brata, jeśli nie będzie przykładał się do tego, co powinien robić.
                Brnął wciąż w ten pełen zatracenia wir. Chciał jedynie usłyszeć pochwały z ust brata. Jeśli ukończy semestr z dobrymi wynikami, jego brat będzie z niego dumny. Odrzucał więc podstawowe potrzeby, byleby tylko choć raz zamiast chwalić brata za wszystko, czego sam nie umiał zrobić, to tym razem zostać pochwalonym przez niego. Głowa bolała go od zbytniego przemęczenia, lecz wciąż się uśmiechał. Jego przyjaciele wiedzieli, że coś jest nie tak, jednak uznali, że to już jego sprawa, czy dba o siebie, a oni nie powinni zbytnio się mieszać w nie swoje sprawy. Wkrótce jednak nie mieli innego wyboru jak wykroczyć poza obserwacje. Przemęczony organizm nie jest w stanie funkcjonować dobrze przez zbyt długi czas, niezależnie od tego jak bardzo jego właściciel by tego chciał. Chłopak wydawał się jak zwykle tryskać energią i biegać między półkami w sklepie, by jak najlepiej pomóc każdemu z klientów, którzy już przyzwyczaili się do jego usłużności i zaczęli wykorzystywać go jako sługę, który miał im wszystko przynosić, gdy oni stali w miejscu. Coraz więcej z nich sporządzało długie listy zakupów i jedynie je mu podawało, mimo iż sklep był samoobsługowy, chłopak biegał między półkami i przynosił gotowy zestaw produktów każdemu z klientów. Brak snu w połączeniu z dużo aktywnością musiały w końcu na niego wpłynąć. Jego ciało bezwładnie osunęło się na ziemię, gdy tracił świadomość. Już od jakiegoś czasu kręciło mu się w głowie, jednak starał się to ignorować. Wraz z hukiem upadającego ciała rozległy się zmartwione głosy jego dwóch przyjaciół. Blondyn, który mógł w tym momencie opuścić swe stanowisko, podbiegł do niego najszybciej jak tylko mógł. Odpędził od niego ludzi, którzy chcieli jedynie popatrzeć na sensację, jaką jest omdlenie młodego chłopaka. Mężczyzna uznał, że dzwonienie i czekanie na karetkę jest bezsensowne w czasie, gdy najbliższy szpital był jedynie kilku ulic dalej. Szybciej zaniósłby tam chłopaka niż wysłano by karetkę. Tak więc wziął go na ręce niczym dziecko i pobiegł w wyznaczonym sobie kierunku, wcześniej informując czarnowłosego o swych zamiarach. Zauważył, że chłopak jest zdumiewająco lekki, zupełnie jakby był jedynie lalką. Gdy tylko dotarł na miejsce oddał go w ręce lekarzy, sam pozostając w na korytarzu. Nigdy nie musiał się o nikogo martwić. Jego brat był zawsze zdrowy i silny, więc przyzwyczaił się do tego, że wszystko jest dobrze. Nigdy nie miał do czynienia z kimś, kto jest tak delikatny i kruchy. Jego dłonie drżały, gdy nie wiedział, co ze sobą zrobić. Czy powinien wrócić do pracy i dalej pomagać? Tak mówił jego rozum, przyzwyczajony do obowiązków i codziennej rutyny. Jednak serce wciąż krzyczało, że należy tu zostać, że nie wolno go teraz opuszczać, a za chwilę się wszystko wyjaśni. Tysiące myśli kołatało się w jego głowie. Nie chciał wracać stąd sam, chciał odprowadzić chłopaka do domu jak szybko to tylko będzie możliwe. Jego zdenerwowanie zauważył jeden z lekarzy, który podszedł do niego w swej wolnej chwili.
- Spokojnie – zaczął niepewnie, mając przed sobą ogromnego, poddenerwowanego mężczyznę. – To pan przyniósł tego chłopca?
- Tak – powiedział jedynie nieco nieobecnym głosem. – Co z nim?
- Nic mu nie będzie. Musi jedynie odpocząć... Niedługo powinien pan móc go zobaczyć, badania się już skończyły, trzeba mu tylko podłączyć kroplówkę i zostawić tu na kilka dni.
- Ale wróci do domu niedługo, prawda? Nic mu nie będzie...? – blondyn patrzył uważnie na lekarza, który nieco się wystraszył.
- Spokojnie. Zaraz przeniesiemy go na oddział, a do końca tygodnia powinien znów być w domu. Jest dla pana kimś ważnym?
- Nie... Nie wiem... Znajomy z pracy... Ale taki bardzo znajomy...
- Spokojnie. Jeśli jest dla pana ważny to teraz musi pan już się uśmiechnąć, żeby go nie wystraszyć, gdy pana zobaczy – lekarz nieco się zaśmiał, a blondyn westchnął głęboko.
                W ciągu najbliższej godziny miodowe oczy otworzyły się, by ujrzeć te błękitne. Chłopak wciąż przepraszał za kłopoty, które sprawił, gdy nagle mężczyzna położył palec na jego ustach.
- Nie masz przepraszać, tylko bardziej o siebie dbać. Następnym razem wezmę Twój telefon, znajdę numer do Twojego brata i wszystko mu powiem, nieważne ile będzie kosztować rozmowa. Jeśli chcesz, żeby Twój brat się martwił to Twoja sprawa, nie będę się w to mieszał – blondyn patrzył na niego poważnie. Chłopak przytaknął głową na znak, że zrozumiał. Nie było sensu poświęcać tak wiele. Jeśli brat ma być z niego dumny to musi być samodzielny, a nie zdany na tych, którzy mieliby pilnować, czy nic mu się złego nie dzieje.

                Chłopak był w szpitalu tylko kilka dni na obserwacji, gdzie nie stwierdzono niczego zagrażającego jego zdrowiu. Przyjaciele odwiedzali go każdego dnia, przynosząc mu smakołyki. To wydarzenie zbliżyło ich do siebie, każąc im zrozumieć, że muszą być odpowiedzialni za siebie nawzajem i sobie ufać. Nadszedł więc czas, by wszyscy otworzyli się przed sobą nawzajem i opowiedzieli co sprawiło, że się spotkali i jakie drogi chcą obrać.

3 komentarze:

  1. Tobie też by się taki Niemiec przydał, żeby Cię upilnował. Bo ja już nerwów nie mam!
    Rozdział bardzo ładny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Boję się ludzi, zwłaszcza szczekających... A nie mógłby być np. Litwin? I tak skończę sama ze stadem kotów... *tuli* Ja też nie mam niektórych nerwów, bo mi zanikły^^
      Ty jesteś strasznie śliczna^^

      Usuń
  2. Nie skończysz tak. Jesteś ładna i mądra to sobie szybko kogoś wspaniałego znajdziesz. Ja skończę ze stadem kotów (wszyscy znajomi mi to wróżą). Wiem koteczku......
    Wcale nie!

    OdpowiedzUsuń