Translate

czwartek, 8 sierpnia 2013

Historia poza tematem numer sto pięćdziesiąt sześć: Stanąć o własnych siłach - Część szósta.

Nastaje czas, gdy należy oderwać się od codzienności, by powrócić do tego, co naprawdę ważne. Co jednak ujrzą miodowe oczy, gdy wśród śniegu i ozdobionych drzewek ich właściciel opuści miejsce nauki, by powrócić do domu na czas, który trzeba spędzić z rodziną?

Stanąć o własnych siłach
Część VI

Liście opadły z drzew równie szybko jak uleciały wszystkie negatywnie wspomnienia. Smutki przykryły się śniegiem i nadszedł czas radości. Rozstania i spotkania, by później odwrócić te działania. Studenci wracali do domów, z którym mieli wyjechać po Świętach, żegnali się ze współlokatorami, których przywitają znów za dwa tygodnie. Trzej przyjaciele również się rozdzielili. Czarnowłosy, mimo iż Świąt nie obchodził, wykorzystał ten czas na spotkanie z rodziną, pozostali dwaj również udali się do swych domów, lecz w celu bardziej przewidywalnym i zaplanowanym.
                Czas, który minął od ich ostatniej wizyty w domach rodzinnych niósł ze sobą wiele zmian, często odmiennych i niespodziewanych. Chłopiec o miodowych oczach przekroczył próg domu z sercem pełnym nadziei, chcąc znów, jak dawniej uściskać swego brata. Nie powiedział mu kiedy dokładnie przyjeżdża, chcąc zrobić mu niespodziankę. Nie wiedział, że również on będzie tego dnia nieco zaskoczony. Przekroczył po cichu próg mieszkania na górze, korzystając ze schodów na tyłach budynku restauracji. Uchylił drzwi pokoju, w którym zawsze mieszkał z bratem i zamarł, widząc coś, czego nie spodziewałby się nigdy w życiu. Nie wiedział nawet co o tym myśleć, ani jak na to zareagować. Jego brat stał w rogu pokoju, a tuż przed nim znajdował się ten mężczyzna o uśmiechu topiącym nawet lód na rzekach północy. Chłopiec o miodowych oczach przyglądał się scenie z zapartym tchem, nie wiedząc czy to jest moment, w którym powinien wejść do pokoju.
- Przestań, nie rób sobie ze mnie jaj – starszy z braci spojrzał w roześmiane oczy mężczyzny. – Jak mam wierzyć w to, co mówisz?
- A czemu miałbym kłamać w takiej sprawie, pomidorku?
- Bo sam nie wiesz co myślisz i co mówisz!
- Przy Tobie po prostu nie umiem myśleć...
- Ty nigdy nie myślisz, durniu! Puść mnie natychmiast!
- Tylko zrobię jedną rzecz... – mężczyzna mocniej otulił towarzysza ramionami, by złożyć delikatny pocałunek na jego ustach, ten jednak po chwili, z rumieńcem na twarzy, odepchnął go od siebie. Mężczyzna mimo wszystko się uśmiechał. Czuł, że to nie było odrzucenie, a jedynie wyzwanie, by starał się bardziej. Odsunął się więc, a wtedy chłopak ujrzał swego brata skrytego za przymkniętymi drzwiami.
- Co tu robisz?! Znaczy... Miałeś tu być już wczoraj, o! Wcale się, kurna, nie martwiłem, tylko muszę znowu Ci gotować makaronu!
- Braciszku, nie mówiłem, kiedy przyjadę... Nie mogłeś na mnie wczoraj czekać... Ale widzę, że pan Antonio nie pozwolił Ci się nudzić – miodowe oczy rozbłysnęły delikatnym blaskiem radości.
                Gdy już sytuacja się wyjaśniła, a raczej starszy z braci zdążył tysiąc razy zaprzeczyć jakoby w jakikolwiek sposób był związany z „tym głupim pomidorem”, cała trójka zaczęła wspólnie przygotowywać posiłek wieczorny. Chłopiec o miodowych oczach jednak wciąż rozmyślał o pewnej sprawie... Jego brat, który jeszcze niedawno wraz z nim chodził do różnych ciekawych miejsc na spotkania z pięknymi kobietami, które mimo wszystko kończyły się dość marnie, ten brat, który ciągle narzekał, gdy widział dwóch mężczyzn, którzy chociażby zbyt długo ściskali swoje dłonie przy powitaniu, teraz sam znalazł się w objęciach mężczyzny i wydawał się nie mieć aż tak dużej motywacji, by go odepchnąć. Czy to był tylko efekt samotności? Zwykle to on ciągle tulił brata, gdy tylko był smutny lub miał ku temu jakikolwiek inny powód. Teraz długi czas tego nie robił, a brat na pewno był do tego przyzwyczajony. Czyżby po prostu uległ sytuacji? W końcu odepchnął mężczyznę, jakby nagle zdał sobie sprawę z jakiegoś błędu. Czy to jednak nie było wymuszone? Zupełnie jakby chciał się trzymać dawnych zasad, pamiętać, że powinien mieć żonę i dzieci, a inna opcja nie mogła być brana pod uwagę. Jednak sytuacja się zmieniła. Nadszedł czas by zmieniło się i jego myślenie.
                Młodszy z braci zastanawiał się również nad samym sobą. Czy i on byłby w stanie kogoś pokochać? Nigdy o tym nie myślał. Zawsze kochał swojego braciszka i dziadzia, nie potrzebował nikogo innego. Lecz teraz, widząc, że jego brat jest o wiele dojrzalszy od niego i wkrótce zazna smaku innej miłości niż ta, która była w ich życiu, pomyślał, że i on powinien zastanowić się nad swoim sercem. Czy był ktoś, kogo by tam wpuścił? Nie myślał o tym. Dla niego wszyscy byli przyjaciółmi lub rodziną, nie był w stanie pomyśleć, że to mogłoby się zmienić. Być może to nie był jeszcze czas dla niego.  Przecież jego brat był od niego starszy o rok, w dodatku znał swego towarzysza dłużej niż on swych przyjaciół i mógł zrozumieć jaka jest granica między przyjaźnią a miłością. Czy ją przekroczy? To już była jego wola. Młodszy zaś musiał się dowiedzieć, co może za tą granicą się znajdować. Ten rok chyba nie był jeszcze czasem na to. Teraz zbyt wiele się zmieniało. Poza tym jego brat był starszy, miał pierwszeństwo, to on powinien opowiedzieć mu czym jest miłość, gdy już ją pozna, a dopiero wtedy on sam mógł jej szukać na podstawie jego opisu. Jednak w jego pełnej marzeń głowie pojawiał się obraz miłości jako utopii, w której jest osoba zdolna do poświęceń, osoba, dla której warto się poświęcić i wieczne szczęście, bezpieczeństwo, gdy trzyma się jej dłoń. Przez chwilę pomyślał, że być może istnieje ktoś, kto mógłby istnieć w tej utopii serca, lecz szybko odrzucił tę myśl. Ta osoba miała zbyt wiele na głowie, by uganiać się za motylami latającymi w brzuchu, gdy w okół pojawiało się wiele ogromnych orłów.

                Dni mijały wypełnione dawną codziennością i opowieściami o nowej teraźniejszości, niezmiennym rytuałem tworzenia zmian. Razem z bratem i jego przyjacielem zajmowali się domem, gdyż na czas wolny restauracja była zamknięta. Jak dawniej rodzeństwo gotowało razem, tym razem jednak mając kogoś, na kogo można było zrzucić obowiązek zmywania i zrobi to jeszcze z uśmiechem na ustach. Czyż kochając kogoś nie jesteśmy szczęśliwi nawet wtedy, gdy wiążemy mu buty? Własnie ten rodzaj szczęścia widniał na twarzy mężczyzny, gdy zerkał na starszego z braci. Młodszy zaczął marzyć, by i na niego ktoś spojrzał oczami pełnymi blasku. Pamiętał jedynie dwie pary zbyt matowych i pustych tęczówek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz