Kanada i Prusy rozmyślają o tym jak postrzega ich świat i jak postrzegają siebie nawzajem. Później zaczynają rozumieć co oznacza "kochać".
Nieistniejący i
niezauważony
[Kanada]
Wiesz,
często czuję się, jakby to wszystko było odwrócone. Jakbyś był na moim miejcu.
Powiedz, kto mówi o mnie? Nikt. Jestem tylko niepotrzebnym dodatkiem do brata.
A Ty... Jesteś na językach wszystkich, lepsza wersja swego brata. Ale to ja
istnieję, Ty już dawno odszedłeś. Nie, nie zniknąłeś. I za to Ci dziękuję.
Gdy
mnie jeszcze tu nie było, Ty zrobiłeś już wiele. Wiele dobrego, wiele złego.
Ale zawsze o Tobie mówili, nikt nie był w stanie Cię pominąć. A ja? Tak bardzo
się staram, ale co o mnie powiedzą? „A to jego brat... Ten, który ma tak zimno
w domu”. Ciebie nikt nigdy nie porównał do brata, czyż nie? Czemu on nie ma w
sobie Twej wspaniałości?
Przyszedłeś
dziś do mnie. Nawet nie wiesz jak bardzo się z tego cieszę. Ty nigdy o mnie nie
zapomnisz, ani ja o Tobie. Chodź, zaraz
dostaniesz naleśników. Lubisz je, prawda? Och, masz całą buzie w syropie.
Chodź, wytrę Cię. Uch... Czemu polizałeś mój palec...? O czym Ty myślisz?
Rumienię się, odwracam głowę. Czerwień Twych oczu... Czyż nie w tym samym
kolorze jest mój liść klonu? Czyż to nie przeznaczenie?
[Prusy]
No tak,
o mnie nikt nie zapomnie, bo jestem zajebisty, co nie? Oj, no, nie bocz się!
Przecież od razu Cię zauważyłem. Żartowałem tylko, maluszku! No, już, chodź do
mnie. Jaki Ty jesteś słodki! Kompletnie jak mój mały ptaszek! Wiesz, że on też
lubi Twój syrop? Jesteś geniuszem naleśników!
Dla
mnie jesteś lepszy od Twojego brata! On nie jest w ogóle ani trochę tak słodki
jak Ty! Jesteś o wiele słodszy i o wiele mądrzejszy, o! No chodź, wytulę Cię,
już się nie smuć. Eh, jakiś Ty uroczy!
Nakarm
mnie! Nie chcę jeść sam. Aaa... Te Twoje naleśniki są takie super! Nauczysz mnie jak je robić? Chciałbym je jeść
codziennie! Może... Może zamieszkam u Ciebie? I będziesz mi codziennie gotował!
Brat? Nie będzie się gniewał! On i tak ma mnie już dość... Tak... Ma mnie dość.
Zauważyłeś?
Obaj we fladze mamy swój symbol. Czy to nie przeznaczenie?
[Narrator]
Dwoje
ludzi sobie przeznaczonych spotkało się w jednym domu. Zapach jedzenia, ciepło
ognia. Niczym małżeństwo, jedzą przy kominku. Rodzinna atmosfera, której nie
zaznali przy swych braciach. Jeden zbyt na to impulsywny, drugi zbyt zimny.
Lecz oni byli w sam raz. W sam raz, by jeść naleśniki przy kominku i patrzeć
sobie w oczy. Powoli, niepewnie czerwonooki ujął dłoń młodszego.
- C-co robisz...? – chłopiec zarumienił się słodko.
- Och, nie wstydź się. Twój opiekun Cię tego nie uczył?
- Cz-czego...?
- Miłości...
- Opowiadał mi o niej, jednak... Jednak w jego słowach
wydawała mi się nierealna, lub zbyt przerażająca.
- Co powiesz na... Lekcje w praktyce?
- W... W... W... Praktyce?
- Kocham Cię, wiesz? Kocham bardziej niż wszystko inne!
Bardziej niż Twoje naleśniki, bardziej nawet niż mojego małego pisklaczka! Nie
tak samo jak brata... Ale... Ale tak inaczej... Jednak równie mocno!
- A ja... Ja nie wiem... Myślałem, że... Że miłość wygląda
inaczej...
- Wiem... Naopowiadał Ci o romantycznych kolacjach, drogich
restauracjach... Ale miłość jest wtedy, gdy jesz z kimś naleśniki przy kominku
i nawet, jeśli kominek zgaśnie dalej jest Ci gorąco, bo patrzysz tej osobie w
oczy! – wtedy też młodszy spojrzał na kominek. Już dawno się nie tlił... A on
nie odczuwał chłodu... Czerwone oczy błyszczały intensywniej niż dawny ogień.
- Miłość jest wtedy, gdy nawet siedząc przy kominku nie
zwracasz uwagi na ogień, bo oczy tej osoby świecą jaśniej niż płomień.
- Właśnie, właśnie, mój maleńki. Wiesz... Miłość jest wtedy,
gdy nie boisz się już pocałować tej osoby...
- I gdy Ci się to podoba...?
- Tak... Spróbujemy?
- Dobrze... – chłopiec drżał lekko. Patrzył jak on wstaje z
fotela i zbliża się do niego. Dłonie pociły mu się bardziej niż zwykle.
Hipnotyzująca czerwień. Chciał na nią patrzeć. Lecz teraz jest moment, w którym
powinien zamknąć oczy, prawda? Jego oddech był urywany, szybki, niepewny.
Spojrzał na jego usta wykrzywione w uśmiechu. Tak piękne... Czy słodkie?
Zapewne tak... Słodsze niż cokolwiek na świecie.
- Spokojnie... Trzęsiesz się jakbyś zobaczył pijanego Ivana
z kranem... Już, już, cichutko... – kiedy ostatnio był tak delikatny? Nie
pamiętał. Zawsze ta poza. Silny, nieprzystępny, lepszy. Lecz teraz jej nie
potrzebował. Teraz nachylał się nad słodkimi ustami młodzieńca. Na pewno były
słodkie jak syrop klonowy.
- Nie ugryziesz mnie...? – chłopiec spytał z taką
szczerością, jakby się naprawdę spodziewał, że mogło to nastąpić.
- Francis Ci takich rzeczy naopowiadał? Tak się robi dopiero
wtedy, gdy to staje się nudne. Z Tobą nigdy nie będę się nudził. Więc teraz
zamknij grzecznie oczy, uchyl usta, dobrze? Przytul mnie, wtedy nie będziesz
się bał – chłoiec tak zrobił. Otulił go ramionami. Powoli zamknął powieki,
uchylił wargi. Nadal drżał. Denerwował się. Nigdy jeszcze nie wydarzyło się w
jego życiu nic podobnego. A teraz był o krok od pierwszego pocałunku. Jednak
nie spodziewał się, że będzie to takie piękne. Słodycz warg, ciepło jezyka
wnikającego do wnętrza jego ust. To było jeszcze wspanialsze niż zawsze sobie
wyobrażał. Był szczęśliwy. Gdy się rozdzielili poczuł ogromny zawód. Nie
chciał, by to się skończyło. Jednak sam też już nie mógł złapać oddechu. Nie
puścił go. Przyciągnął go mocniej do siebie i oparł głowę na jego ramieniu.
Oddychał głęboko.
- Proszę... Przenocuj u mnie...
- C-co...? Nie za szybko? – czerwone oczy rozszerzyły się w
zdziwieniu.
- Proszę... To nie to co myślisz... Chcę tylko... Chcę
wiedzieć, że jesteś przy mnie, że nie jesteś jedynie snem... Chcę rano się
obudzić i ujrzeć Twoją twarz, wiedzieć, że to wszystko zdarzyło się naprawdę.
- Spokojnie... Mogę nawet z Tobą zamieszkać... Ludwig będzie
nawet szczęśliwy, że nie będzie musiał po mnie sprzątać.
- Wiesz, już nawet przygotowałem taką ładną półkę na Twoje „pandy
przynoszące szczęście”. Ostatnio, gdy byłem w sklepie, jakby z przyzwyczajenia
kupiłem trochę ziarenek... Nie wiem czemu... Jakby robił to zawsze... Jakby
Twój pisklak od zawsze tutaj mieszkał. Jakbyś Ty od zawsze był przy mnie.
- A ja ostatnio kupiłem taką dużą butelkę syropu klonowego. Szkoda,
że nie widziałeś miny mojego brata.
- Na pewno się zdziwił. Więc... Musimy te rzeczy jakoś
wykorzystać. Ziarenek starczy na bardzo długo, a chyba nie będziemy ich do
Ciebie wieźć... Syrop jest od nich dużo lżejszy.
- A to w Twojej kuchni jest najbardziej potrzebny... Gdy się
obudzimy, jedźmy to wszystko przewieźć, gdy jeszcze Ludwig będzie pracował...
Nawet nie zauważy. Pewnie nie będzie mu nawet żal.
- Nikt też nie zauważy, że coś zmieniło się u mnie... Mam
nawet dla Ciebie specjalne miejsce w moim domu.
- Tak?
- To piękna kraina. New Prussia.
- Od zawsze jestem w Twym sercu, co nie?
- Oczywiście – później, grzecznie, niczym dzieci, umyli się
i poszli spać. Chłopiec na zawsze już zapamięta melodię jaką mężczyzna nucił
pod prysznicem. Zaś on nie zapomni widoku chłopca podglądanego przez szparę w
drzwiach.
Wspólna
noc zapowiadała się na piękną. Leżeli obok siebie. Chłopiec w piżamce podobnej
do stroju niedźwiadka, mężczyzna jedynie w bieliźnie. Było mu nieco zimno, lecz
nie chciał się przyznać. Przytulił mocno do siebie gorące ciało.
- Pocałuj mnie... – powiedział cicho, bez dawnej pewności
siebie.
- Ale... Tak w łóżku? Jakbyś chciał czegoś więcej...
- Chcę tylko Twej miłości, wiesz? Nigdy nikt mi jej nie dał.
- Ale wiesz, ja nie umiem całować.
- Umiesz... Zrób to – patrzył na niego błagalnie. Chłopiec
westchnął i delikatnie dotknął jego warg swoimi, niewinnie, bez zbytniego
zaangażowania. Jednak nie było to tym, czego pragnął czerwonooki. – To niesprawiedliwe...
Ty masz taką ciepłą piżamkę, a ja marznę...
- Mogłeś wziąć jedną z moich... Poszukać Ci?
- Jesteś ode mnie dużo drobniejszy... Zdejmij to... – odpiął
guziczek od jego piżamki.
- Przestań... Nie chcę... Nie mam takiej odwagi jak Ty.
- Masz... Spokojnie... – odpiął drugi guziczek.
- Proszę... Nie zachowujesz się jakbyś mnie kochał...
Raczej, jakbyś pragnął... Nie dotykaj... Idę spać na kanapę... – chłopiec wstał,
jednak silna dłoń powtrzymała go przed odejściem.
- Zostań... Przepraszam... To nie tak... Nic Ci nie zrobię,
przysięgam... Tylko chcę... Chcę być bliżej Twojego ciepła. Zobacz – położył jego
dłoń na swym sercu. – Czujesz, prawda? Czujesz ciepło, bicie serca. A co ja
czuję? – położył swą dłoń na jego sercu. – Jedynie futerko Twojej piżamy...
Trochę nagrzane, ale... Ale to wciąż nie to samo.
- Czy pod tym romantyzmem nie kryje się żądza?
- Jak mogłaby się kryć? Żądzę łatwo zaspokoić, wystarczą
pieniądze. Wybacz, że mówię to przy Tobie, ale wystarczy nawet jakiś film i
własna ręka. Nie rumień się tak, wiem, że pewnie Tobie też się to zdarzało. Ale
miłość... Z nią nie jest tak łatwo. Myślisz, że niszczyłbym ją dla zwykłej
namiętności? – mówił o wiele ładniej niż zazwyczaj. Starał się jak najlepiej
dobierać słowa, by go nie spłoszyć.
- Ale... To dziwne... Proszę... Niech zostanie tak jak
jest...
- Ja mam marznąć, a Ty wygrzewać się w piżamce? Ja mam się
zadowolić dotknięciem jakiegoś puszku, gdy Ty możesz dotknąć mojej skóry?
Sprawiedliwość jak Twój brat. Ważne, by Tobie było dobrze – mężczyzna wyszedł z
łóżka.
- Nie porównuj mnie do niego! Nie w ten sposób! – pierwszy raz
słyszał jak chłopiec krzyczy. – Tak tego chcesz? Tak bardzo Ci na tym zależy?
To proszę! – dłonie chłopca drżały. Naprawdę bardzo się wstydził pokazać mu swe
ciało. Ale on miał rację. Marzł, gdy on sam miał grubą piżamkę. To nie było
sprawiedliwe. A niesprawiedliwość nie powinna istnieć. Niepewnie rozpiął
kolejne guziki.
- Spokojnie... Drżysz... – czerwonooki złapał jego dłonie. –
Nie wiedziałem, że tak zareagujesz... Nie chciałem Cię obrazić... Spokojnie,
jesli nie chcesz, to... – zapiął jeden z odpiętych guzików.
- Mam się wycofać? Stchórzyć? Po tym co powiedziałeś? Nie...
Nie jestem taki...
- Nie zmuszam Cię... Ja tylko... Tylko chciałem na Ciebie
popatrzeć... Podpuszczałem Cię... Cicho, nie płacz... – mocno przytulił go do
siebie.
- Nie zmuszasz... Ja wcale nie płaczę... – wtulił w niego
swe drżące ciało. Policzki miał mokre.
- Spokojnie... Jak chcesz to poszukamy jakieś piżamy, która
będzie na mnie dobra i będzie sprawiedliwie.
- Nie mam takich dużych... Jeśli bardzo chcesz na mnie
patrzeć to... To pozwolę Ci.
- Nie musisz... Spokojnie. Nie chcesz to nie.
- Chcę. Chcę zobaczyć błysk w Twych oczach gdy mnie ujrzysz
właśnie takiego – odsunął się i odwrócił plecami do niego. Drżał, w oczach miał
łzy, ale... Ale chciał tego. Wiedział na co się pisze, wiedział jaki charakter
ma czerwonooki. Jego słowa czasem bolały, czasem były wyzwaniem, propozycją nie
do odrzucenia. Tak właśnie było teraz. To porównanie... Fałszywa
sprawiedliwość... Te słowa bolały, aler motywowały do działania. Po chwili stał
przed nim w tym samym stroju co czerwonooki. Odwrócił się i spojrzał mu w oczy.
- Jesteś... Jesteś piękny... – mężczyzna nie mógł wykrztusić
z siebie słowa.
- Tego właśnie chciałeś? – drżał lekko, jego policzki były
zarumienione, a wargi drżały. – Widzę to w Twoich oczach. Chciałeś najpierw
popatrzeć, żeby wiedzieć, czy się nadaję? Wiem, że mnie podglądałeś... Z
korytarza mocno wieje, gdy uchyliłeś drzwi poczułem chłód. Ale Ty musiałeś
jeszcze chcieć więcej...
- Cicho... Uspokój się. Nie takiego Cię znam... Spokojnie...
– przytulił go mocno. – Chodź, przeziębisz się. Połóż się grzecznie... – chwilę
później obaj leżeli w łóżku. Młodszy drżał lekko, a z oczu spływały mu łzy.
- Wszystko zniszczyłeś... Wyobrażenie o miłości... To miało
być takie piękne... A Ty...
- Cicho... Już spokojnie... – mocno go przytulił. – Nie tak
to miało wyglądać...
- A jak...? Kochasz mnie, czy moje ciało?
- Wszystko. Dlatego chciałem ujrzeć wszystko. To jak gdy
oglądasz film. Nie wystarczy Ci sam głos, chcesz też widzieć obraz. Bez głosu
też jest pusto.
- Kiedyś nie było w ogóle filmów.
- Wiem. Ale w końcu po coś je człowiek stworzył. Tak jak
kiedyś nie kochałem. Teraz kocham Ciebie... Chciałem poznać Cię w pełni... Nie
tylko Twe słowa. Twe zachowania. Ale też Twój wygląd. Ty mój przecież znasz.
- Masz rację – chłopiec uśmiechnął się niepewnie. Po chwili
poczuł usta czerwonookiego na swej szyi. – Co robisz?
- Całuję Cie..
- Ale w taki sposób? To przecież... Jakbyś chciał...
Zostaw... Bądź już grzeczny... Nie chcę tego... Nie... Nie jestem gotowy...
Ja... Ja jeszcze nigdy...
- Cichutko – przytulił go. – Zagalopowałem się. Już jestem
grzeczny... – położył głowę na jego klatce piersiowej. – Kocham Cię, a to
znaczy, że nie chcę Cię krzywdzić.
- Wiem. Kocham Cię, a to znaczy, że tylko Tobie wybaczę
każdą krzywdę – zasnęli już spokojnie.
W ciągu
kilku dni ich życie nabrało nowej rutyny. Wspólne poranki, śniadania, leniwe
wieczory przy kominku, dużo, dużo naleśników. Pisklę ubrudzone syropem
klonowym, ziarenka znajdowane pod poduszką. Pierze rozsypujące się podczas
wojen na poduszki. Śmiech roznoszący się po całym domu. Nieistniejący i
niezauważony. Może świat ich nie potrzebuje. Ale oni potrzebują siebie
nawzajem.