Translate

środa, 31 października 2012

Wiersz numer dziewiętnaście: Halloween Nuit.

Tytuł w dwóch językach. Halloween każdy rozumie, to z angielskiego do nas chyba przyszło. Nuit to po francusku noc. Czyli wspólne Halloween Anglii i Francji. W noc przebieranek ukazują swe prawdziwe oblicza.


Halloween Nuit

Tę noc jedną, bądź mym wampirem
Wyssij ze mnie krew
A z resztą
Wyssij co chcesz

Tę noc jedną, bądź mym czarodziejem
Oczaruj mnie, rzuć na mnie urok
A z resztą
Już uległem Twemu zaklęciu

W tę noc jedną kończą się wojny
Nie nienawidzę Cię, żabo zielona
A z resztą
Dziś zamieniłeś się w księcia

W tę noc jedną rodzi się miłość
Kocham Cię mój gentlemanie
A z resztą
Już dawno Cie pokochałem

Gdy dusze chodzą po ziemi
My zmierzamy ku sobie
Światło księżyca oświetla nam drogę
Uliczne latarnie są niepotrzebne
Ogień kominka gaśnie
Żar naszych ciał ogrzewa nas bardziej
Ugryź, oczaruj
Zawładnij, otumań
Tego właśnie pragniemy
Wampir może zabić czarodzieja
Czarodziej z łatwością pokona wampira
Lecz tej nocy żaba zaminia się w księcia
Pocałowana przez gentlemana
Halloween Nuit
The words of l’amour

wtorek, 30 października 2012

Wiersz numer osiemnaście: Fałszywa wspaniałość.

Próba odgadnięcia prawdziwej natury Prus. Pomysł zaczerpnięty z rozmowy z Prusami z Forum Helltalia straszny jest, ale miły jak się go podejdzie^^ O, właśnie, tam są wspaniali ludzie, więc jak już to czytacie to tam wejdźcie^^


Fałszywa wspaniałość

Wciąż powtarzasz, że jesteś najlepszy
Wciąż twierdzisz, że nie potrzebujesz nikogo
Lecz jaka jest prawda?
Jesteś taki jak inni
Jesteś samotny
Ale, przecież nie możesz okazać słabości
Ty przecież musisz być lepszy
Musisz być silny, samowystarczalny
Nie możesz sobie pozwolić na łzy
Więc, choć samotność pożera Ci serce
Ty jedynie wciąż powtarzasz
Jakie to bycie samemu jest wspaniałe
Okłamujesz samego siebie
Czyż nie pragniesz miłych słów
I czułego dotyku?
Czemu wciąż kłamiesz?
Czemu nie znajdziesz szczęścia?
Czy wojna jest ważniejsza od miłości?
Czyż to nie przez nią straciłeś ukochaną?
Od dzieciństwa tak pragnąłeś, by była przy Tobie
Lecz potem wybrałeś wojnę
Oddaliliście się od siebie
Gdy zobaczyłeś ją z nim
Zamiast starać się o jej względy
Próbowałeś pozbyć się rywala
Nie wiedziałeś czym jest miłość
Więc nie wiedziałeś, że ona stanie po jego stronie
Straciłeś wszystko
Zaczął się Twój koniec
Myślałeś, że jest dobrze
Gdy tak wiele dla siebie wywalczyłeś
Lecz nagle w ułamku sekundy miałeś wszystko stracić
Więc, żegnaj
Wybrałeś wojnę nad miłość
Więc teraz zginiesz w wojnie
Zamiast żyć w miłości 

poniedziałek, 29 października 2012

Wiersz numer siedemnaście: Zapomnienie.

Święte Cesarstwo i Niemcy jako jedna osoba. Świętek (historycznie raczej Związek Niemiecki, którego częścią był Świętek) był wychowywany przez Prusy, kochał Chibitalię. Lecz Niemcy tego nie pamięta, więc Prusy jest dla niego prawie obcy, a Włochy jedynie, a może aż przyjacielem.


Zapomnienie

Czemu zapomniałeś
Chwile szczęśliwe?
Czemu zapomniałeś
Lico ukochanej?
Dotyk jej palców i ust
Ciepło uścisku brata
Pośród zawieruchy tego świata
Zagubiłeś wspomnienia
Utraciłeś siebie
Teraz znów widzisz tych ,których kiedyś kochałeś
I są dla Ciebie kompletnie obcy
Brat jak współlokator
Już nie liczysz się z jego słowami
Traktujesz go jak dziecko, przypadkiem starsze od Ciebie
A to on Cię wychował
To jemu wszystko zawdzięczasz
Ukochana stała się zwykłym towarzyszem rozmów
Znasz jej nowe, prawdziwe oblicze
I jedynie starasz się, by była jak Ty
Czemu zamiast, jak wtedy, pocałować ją czule
Wydajesz jej rozkazy?
Zapomniałeś o tym kim byłeś
Zapomniałeś o tych, których kochałeś
Lecz Ci tego nie szkoda
Bo nie wiesz, co utraciłeś.

sobota, 27 października 2012

Wiersz numer szesnaście: Zbiór wspomnień.

Anglia wspomina Amerykę, Francję, Sealand, Japonię i Polskę. Moja próba pisania jako Anglia, kiepska raczej, bo po nieprzespanej nocy.


Zbiór wpomnień

Ten dzień, pełen deszczu
U mnie zawsze jest deszcz, opowiadałem Ci o tym, prawda?
Niedawno się o tym przekonałeś
Jednak ja dobrze pamiętam, jak deszcz mieszał się z łzami
Wtedy łzami smutku
Teraz... Nie, to wcale nie radość
Pamiętam każdy Twój gest
Gest malutkich rączek, malutkich nóżek
Tak szybko rosłeś, tak szybko mnie opuściłeś
Ale teraz znów jesteśmy blisko
Ale ja Cię wcale nie lubię!

Pamiętam jak krzyżowała się nasza broń
Dawne wojny toczone o wszystko
Czasem jedynie dla zasady
I nie naśmiewaj się z mojej kuchni, żabojadzie!
Mi chociaż obiad nie ucieknie z talerza, bo za świeży!
Ale ostatnio, tak niedawno
Gdy widziałem Twe cierpienie
Gdy nie mogłem pomóc, bo sam nie miałem jak żyć
Zrozumiałem, że możemy żyć razem
Ja Cię wcale nie lubię
Ale nie płacz już więcej

Mała plamko w historii tego świata
Tak krótko istniejesz
A to dzięki mnie, prawda?
To ja sprawiłem, że zacząłeś oddychać
Ale tak naprawdę nigdy nie byłeś mój
Od początku wolałeś mnie opuścić
Ale niedługo wrócisz, wiem to

Pamiętam jeszcze
Jak on zmusił Cię do wyjścia do ludzi
Teraz jestem mu wdzięczny, bo poznałem Ciebie
Czemu tak szybko obraliśmy przeciwne drogi?
Teraz jestem szczęśliwy, że znów możemy się przyjaźnić

Pamiętam jak wiele razy mi pomagałeś
Byłem Ci niezmiernie wdzięczny
Lecz okazanie tego słowami byłoby zbyt błahe
Teraz Ty przyjeżdżasz
Szukasz u mnie pomocy
Więc dam Ci ją
Jako dowód mej wdzięczności.

piątek, 26 października 2012

Wiersz numer piętnaście: Czy tak właśnie musi być?

Przypadkiem napisane z perspektywy Litwy, dużo łatwiej się nim pisze niż Polską i tak naturalnie mi wyszło. Litwa wspomina czasy spędzone z Polską jak i te bez Polski, jednocześnie wyznaje mu swoje myśli i uczucia.


Czy tak właśnie musi być?

Siedzimy obok siebie przy wielkim stole pełnym ludzi
Odwracamy wzrok, nie patrzymy sobie w oczy
Zmieniliśmy się, prawda?
Kiedyś... Kiedyś byliśmy potęgą
Wspólnie mogliśmy wszystko
Zazdrość innych zniweczyła nasze plany i nadzieje
Obwiniamy się za to, że nic nie zrobiliśmy
Czasem obwiniamy siebie nawzajem
Nie zawsze było nam razem dobrze
Nie każdy z nas tego chciał
Jednak były też dobre chwile
Był śmiech, lecz były też łzy
Gdy nas rozdzielono nie poddawaliśmy się
Chociaż to jedynie utrudniało nam później życie
Ty pierwszy postawiłeś na swoim
Ja musiałem jeszcze trochę poczekać
Wiesz, to bolało...
Bolało, gdy mnie wtedy skrzywdziłeś
Wiem, że Ty nie chciałeś, że kazał Ci ten, który pociągał za sznurki
Jesteśmy kukłami, czyż nie?
Kukłami posiadającymi uczucia
Kukłami, a co chwilę ktoś inny pociąga za sznurki
Widzę teraz, że Ci, którzy pozwalają mi żyć
Próbują zniszczyć tych, którzy nadają Ci kształt
Gdy się mieszamy dochodzi do wybuchu
Ale wiesz, to jak z tlenem i wodorem
Może nie rozumiesz, ale zaraz Ci wytłumaczę
Osobno mogą w każdej chwili wybuchnąć
To jak my, czyż nie?
Ty jesteś wodorem, bo jesteś tak żywiołowy, możesz w każdej chwili eksplodować
A ja będę tlenem, będę sprawiał, że to co zapalisz nigdy nie zgaśnie
Lecz tak zniszczymy świat, czyż nie?
Więc musimy się połączyć
Wiesz co powstaje z wodoru i tlenu?
Woda
Życiodajna woda
Tak i my damy życie nowej potędze
Lecz teraz nawet nie patrzymy sobie w oczy
Każą nam siebie nienawidzić
Spróbuję Ci wybaczyć to co zrobiłeś
A Ty wybacz mi to, co dzieje się teraz
Niedługo świat zaleje powódź
Teraz świat zapłonie.

czwartek, 25 października 2012

Historia poza tematem numer piętnaście: Słodycz cukierków i zapach kwiatów.

Request dla Megumi, czyli Milki. Że tak pozwolę sobie zareklamować to poznałyśmy się na stronie pana Praskedy i to dzięki niemu (Praskedzie czyli) stworzyłam tego bloga, bo chciałam być taka jak on. Jako, że jestem głupsza to zamiast strony jest blog. Tak więc Tino i Berwald (swoją drogą Tino ma mordercze nazwisko, co druga literka do mnie mruga, bo ma oczki... Obu nazwisk na trzeźwo nie przeczytam XD) wspominają swoje życie, a później następuje scena romantyczna. Przepraszam, że Berwald mówi poprawnie, ale po prostu inaczej by dziwnie tłumaczyło na inne języki, a wszyscy chcą poczytać, a nie się domyślać. Miłego czytania^^ Chociaż wątpię, czy ktoś z innego kraju to czyta, bo nie widziałam komentarzy od nikogo oprócz Polaków^^" Tacy podglądacze, popatrzą i pójdą XD


Słodycz cukierków i zapach kwiatów

                Nasza wspólna podróż miała być wybawieniem. Mieliśmy uwolnić się od cierpienia. Jednak ja... Ja czułem tylko narastający strach. Teraz wiem, martwiłeś się o mnie. Jednak wtedy, wtedy wydawałeś się być zimny, potężny, odległy. Niebezpieczny. Dziękuję Ci za te wspólne chwile.
                Pamiętasz jak powiedziałeś mi, że jesteśmy razem? Zbytnio się wstydziłeś, by mnie o to zapytać, a ja zbytnio się bałem Ci zaprzeczyć. Najpierw było to bardzo dziwne. Potem powoli zacząłem się przyzwyczajać. Jestem Ci wdzięczny za każdy wspólny oddech.
                Najgorszy był czas, gdy byłeś daleko ode mnie. Rozłąka niszczyła moje serce, rozłupywała je na kawałeczki. Jednak przeżyłem dzięki myśli o Tobie. Dziękuję za wolę walki.
                A teraz jesteśmy znów razem. I tak jest najlepiej. Chociaż już nie w jednym domu i tak blisko siebie. Jestem Ci wdzięczny za wspólne noce.
***
                Tak bardzo chciałem Cię chronić. Wybacz, że nie mówiłem zbyt wiele. Może myślałeś, że jestem potworem. Jednak ja zawsze Cię kochałem. Tak bardzo chciałem Twego szczęścia. Przepraszam, że Cię wystraszyłem.
                Wiem, że nie powinienem był tak po prostu tego mówić, bez pytania Cię o zdanie. Pewnie miałeś inne plany. Może wcale mnie nie kochałeś. Ale bałem się... Tak bardzo bałem się odmowy, że nie potrafiłem zadać pytania. Skoro nie zaprzeczyłeś uznałem to za zgodę. Wybacz, że postawiłem Cię w takiej sytuacji.
                Gdy byliśmy rozdzieleni nie potrafiłem dać Ci szczęścia, nie potrafiłem Cię odnaleźć. Powinienem był Cię uwolnić, niczym księżniczkę z zamkniętej wieży, której strzegł smok. A Smok był ogromny, nieprawdaż? Przepraszam, że nie potrafiłem Cię ocalić.
                Teraz jesteśmy znów razem, choć nie tak blisko jak kiedyś. Jestem szczęśliwy patrząc w Twe oczy, tak bardzo Cię kocham. Dziękuję Ci za wszystko. Wybacz, że nie potrafię okazać wdzięczności.
***
                Dwójka mężczyzn siedziała przy kominku oglądając stare zdjęcia i małe skany obrazów. Wszystko to były kopie, oryginały były bardzo dobrze chronione, to były ich skarby. Jednak nawet kopie wystarczyły, by przywołać wspomnienia. Nagle starszy obiął młodszego ramieniem, co spowodowało jego drżenie.
- B-Berwald? C-co się dzieje? – zapytał młodszy.
- Kocham Cię... – wymamrotał starszy.
- Och! Jesteś taki słodki! – maluszek pocałował olbrzyma w nos.
- Wiesz... My nigdy nie... Tak jak inni...
- Co?
- Bo Ty ciągle zachowujesz się jak dziecko...
- Och! Wybacz! Nie chciałem...
- To nie jest źle... To słodkie, ale... Pocałuj mnie.
- C-co?
- Pocałuj mnie... O tak... – starszy złożył delikatny, jednak stanowczy pocałunek na ustach ukochanego. Przez zaskoczenie młodszy otworzył usta, co też starszy wykorzystał.
- Um... Ja... – chłopiec się rumienił. – To było miłe... Mamy już swoje lata.... Powinniśmy robić takie rzeczy, prawda? Chcesz... Chcesz jeszcze czegoś? Jeśli Ci na tym zależy nie bedę już dziecinny.
- Chcę byś był dziecinny. Słodki, kochany... Ale też odważny. Takiego Cię kocham.
- Już się nie boję. Zrobię co tylko zechcesz – uśmiechnął się słodko. – Wiesz, kiedyś widziałem coś takiego słodkiego... O! – podszedł do stołu, po chwili wrócił z dwoma cukierkami w ustach. – Otwórz buzię – po ujrzeniu, że polecenie zostało wykonane pocałował swego ukochanego zostawiając w jego ustach jeden z cukierków.
- Słodkie...
- Cukierki zawsze są słodkie.
- Twoje usta również. A co jeszcze mógłbyś zrobić?
- Wszystko. Chcesz pewnie zrobić coś, co robią dorośli – chłopak położył się na podłodze.
- A co, jeśli tak? – starszy zawisł nad nim, opierając dłonie na podłodze.
- To się zgodzę. Ale pod jednym warunkiem.
- Jakim?
- Uśmiechniesz się – to było trudne, lecz usta starszego mężczyzny wygięły się delikatnie. – Jak pięknie – przytulił go. Wtedy poczuł, jak jego koszula jest odpinana. Zarumienił się. Może widzieli się wiele razy prawie nago, jak nie i kompletnie, a może nie pamiętali, ale wciąż się nieco krępował. Jednak nie zatrzymywał go, nawet robił to samo w stosunku do niego. Po jakimś czasie leżeli już całkiem nadzy, lecz nie było im zimno, podłoga stała się mniej niewygodna. Powoli, niepewnie poznawali swe ciała, by zjednoczyć się w akcie miłości. Młodszy był nieco wyczerpany i zasnął od razu po nim.
                Obudził się w łóżku, a obok niego leżał mężczyzna. Na stoliku stał wazon, a w nim świeże kwiaty. Słodycz cukierków i zapach kwiatów. To prawdziwe symbole miłości.

Historia poza tematem numer czternaście: Mon cher.

W końcu udała się Franada. Wspomnienia Francji i Kanady o ich wspólnym życiu, rozłące i powrocie, a także trochę tym co stało się później.


Mon cher

                Pamiętam jeszcze jak byłeś maleńki. Mrugałeś zabawnie i otwierałeś szeroko usteczka. Od zawsze Cię kochałem. Małe rączki, nóżki z zawiniętymi paluszkami, takie drobne i kochane.
                Potem kochałem Cię coraz bardziej. Każdy Twój krok. Pierwsze słowa. Byłeś tak piękny. Twoje zdziwienie, gdy wypadł Ci pierwszy ząbek i radość, gdy wyrósł nowy. Byłeś taki słodki, niewinny.
                Gdy biegałeś po łące i przynosiłeś mi kwiaty. Gdy uczyłem Cię pleść wianki. Byłem zawsze przy Tobie szczęśliwy. Jednak, gdy pytałeś o brata, a ja musiałem mówić, że nigdy go nie spotkasz, bo jest u mego największego wroga... me serce rozrywało się na maleńkie cząsteczki. Lecz Ty naprawiałeś je swoim uśmiechem i krótkim buziakiem w policzek.
                Twoje pierwsze czytane słowa, pierwsze koślawe literki, pokój umazany atramentem i Ty z piórem we włoskach, umalowany jak kotek. To było tak piękne. Gdy tak słodko się rumieniłeś, kiedy czyściłem Ci buźkę. „Ja sam, ja sam”, nie Ty nigdy nie będziesz sam.
                Zawsze świętowaliśmy po cichu, tylko we dwoje dzień, w którym pojawiłeś się w mym życiu. Wtedy pozwalałem Ci napić się odrobiny wina. Jak co dzień spaliśmy razem. Jak co dzień kąpaliśmy się razem. W końcu, nie wolno mieć przed sobą żadnych tajemnic.
                Powoli dorastałeś. Gdy Twój brat opuścił swego opiekuna, Ty wciąż byłeś przy mnie. Byłem szczęśliwy. Nie wiedziałem, że potrwa to tak krótko.
                Straciłem Cię, on mi Ciebie odebrał. Utracił to co kochał, więc zabrał moje szczęście. Usłyszałem, że uwolniłeś się od niego.
                Teraz znów się spotykamy, Mon cher. Wiedz, że zawsze Cię kochałem.
***
                Nie pamiętam zbytnio dzieciństwa, tylko Twe oczy, niczym niebo. Wiem, że znałem jeszcze kogoś o takich oczach. Lecz kogo?
                Czułem się bezpiecznie. Nie pamiętam szczegółów, ale wiem, że przy Tobie nie musiałem się niczego bać, a upadki jakby mniej bolały. Bo braciszek pocałuje i już nie będzie bolało, prawda?
                To już pamiętam wyraźniej, pokój upstrzony atramentem. Myślałem, że się pogniewasz. Myślałem, że teraz pierwszy raz w życiu zostanę ukarany. Ale nie, Ty jedynie uśmiechnąłeś się słodko i zaprowadziłeś mnie do wody. Umyłeś mi twarz. Było mi bardzo wstyd, że pomyślałem, jakby miało być inaczej.
                Pamiętam słodki smak wina, które mi dawałeś w czasie naszych świąt. W inne dni nie pozwalałeś mi się go napić. Ten smak na zawsze będzie mi się kojarzył ze szczęściem.
                Podobno mój brat jest już samodzielny. Ale ja nie muszę. Ja mam Ciebie, jestem szczęśliwy. Jednak pewnego dnia musiałem Cię opuścić. Nie chciałem. Co noc płakałem w obcym domu, chociaż byłem tam dobrze traktowany.
                Po wielu latach znów mogę Cię dotknąć, przytulić. Tęskniłem, mon cher.
***
                Dwoje ludzi po tak długiej rozłące znów widzi swe oblicza. Są już od siebie niezależni. Są wolni, samotni. Uśmiechają się do siebie. Starszy podchodzi do młodszego, ujmuje jego twarz w swe dłonie, całuje go. Młodszy uśmiecha się nieśmiało.
- Wiesz... Ja już umiem kochać...
- Ty od zawsze to umiałeś.
- Ale nigdy tego nie rozumiałem. Teraz wiem to doskonale.
- Pocałuj mnie...
- Qui, Frere – pocałował go delikatnie.
- O, jak dobrze... Kto Cię tego nauczył? – chłopiec po tych słowach jedynie się zarumienił. – Już dobrze. Prześpijmy się razem.
- Ja... Ja widziałem takie obrazki, gdzie ludzie robią razem takie dziwne rzeczy... Czytałem, że to jest miłe... I chcę, byś był szczęśliwy...
- Wystarczy mi sama Twoja obecność...
                Powoli spotykali się coraz częściej. Nie mieszkali razem, lecz nie było żadnej różnicy. Chociaż tak naprawdę nigdy razem nie mieszkali, mogli się jedynie odwiedzać. Coraz bardziej się ze sobą zżyli, samotni, pragnący miłości. Wkrótce odnaleźli ją w sobie nawzajem. Szczęśliwi bezpieczni. Poznali najwspanialsze tajemnice miłości.

Historia poza tematem numer trzynaście: Naucz mnie kochać.

W planie była Franada, ale mi się popsuło i wyszedł USCan. Więc Kanada nie wie, nie rozumie co znaczy kochać, wspomina górnolotne słowa, lub całkowity brak wyjaśnienia ze strony opiekunów. Dopiero troszkę przygłupi Ameryka mu to tłumaczy w sposób łopatologiczny.


Naucz mnie kochać

                Chłopiec już prawie dorósł, jego brat zdążył już się usamodzielnić, a on? On wciąż tkwił pod skrzydłami swego opiekuna. Został oddany nowemu opiekunowi, czemu dopiero po tym jak jego brat od niego odszedł? Czemu nie zdążyli mieszkać razem? Nauczył się u obu opiekunów ogłady, poczucia estetyki, grzeczności i piękna. Lecz nigdy, przenigdy nie nauczył się kochać. Pierwszy opiekun, gdy tylko o to zapytał opowiadał piękne, lecz nieprawdopodobne rzeczy, potem przechodził do tematów poniekąd dziwnych i zawstydzających. Drugi opiekun zaś wolał przemilczeć temat, mówiąc, że kiedyś się dowie. Wkrótce dorósł, usamodzielnił się. Postanowił w końcu odwiedzić brata.
                Powoli przemierzał ulice nieznanego miasta. W ręku miał adres i mapę. Już niedaleko, już tak blisko i go spotka. Zapukał do drzwi. Nie tego się spodziewał... Otworzył mu dość rosły mężczyzna. Oczywiście podobny do niego, lecz sprawiał wrażenie niebezpiecznego. Zadrżał lekko. Mógł zapowiedzieć swoją wizytę, naprawdę mógł to zrobić. Długo się nie widzieli... A jeśli go nie rozpozna? Jeśli pomyśli, że jest kimś złym? Ta siła, widoczna w jego ciele przerażała.
- Kim Ty jesteś? – zapytał mężczyzna drapiąc się po głowie.
- T-to ja... Twój brat... Matt... Matt... Matthew Williams – chłopiec spojrzał na niego niepewnie.
- Matt? A... To Ty! – podniósł chłopaka bez wysiłku. – O, myślałem, że jesteś jakąś dziewczynką! Te włoski, głosik! No istna gimnazjalistka!
- M-miło mi Cię poznać...
- No jasne, że miło! W końcu jestem bohaterem! No chodź, dzieciaczku! – wniósł go do środka.
- Jesteś taki miły...
- To chyba oczywiste! No, chodź do mnie! Niech Cię wyściskam! Ja mam kurna brata! – mocno przytulił chłopaka, tak, że ten otworzył szeroko oczy. – Zjesz coś? Napijesz się czegoś?
- Właściwie... Przyniosłem Ci naleśniki...
- Jedzonko? Och, Ty naprawdę kochasz swojego braciszka! – znowu go przytulił.
- A właśnie... Co to znaczy „kochać”?
- No... Jak kochasz to tęsknisz, no nie? Jak ja za jedzeniem. Wiesz jak go nie dostanę to mnie brzuch boli. Tak też w środku boli jak nie ma tej osoby, co nie? No i jak się najesz to Ci tak miło, co nie? Tak samo jak spotkasz tą osobę.
- Tak miałem zawsze jak moi opiekunowie znikali i wracali... I teraz tak mam... Zawsze było mi tak pusto... Teraz już nie jest...
- No widzisz? Kochasz mnie!
- Teraz już rozumiem co to znaczy – przytulił go.
                Został u niego na kilka dni. Wiedział, że wszystko co czuł jest zwykłą, rodzinną miłością. Teraz jednak rozumiał, że potrafi kochać. Teraz... Teraz tylko pragnął pokochać kogoś tak, jak kochają dorośli, jak kochają ludzie w tych pięknych książkach. Jedno było pewne: nauczył się kochać brata.

środa, 24 października 2012

Wiersz numer czternaście: Zauważ i pokochaj.

Wypowiedź do różnych osób, w kolejności: Francja, Anglia, Ameryka, Kuba, Prusy jako krótka prośba o zauważenie i pokochanie Kanady, z małą argumentacją.

Zauważ i pokochaj

Tyle lat był obok Ciebie
Trzymałeś jego ręce, gdy były jeszcze maleńkie
Zauważ, dorósł już
Pokochaj młodego mężczyznę

Tyle lat był obok Ciebie
Tak podobny do Twego wychowanka
Zauważ, jest piękniejszy od niego
Pokochaj tak miłą istotę

Tyle lat był obok Ciebie
Brat o Twojej twarzy
Zauważ, różnicie się od siebie
Pokochaj obraz nieznany

Tyle lat był obok Ciebie
Tak często mylony z bratem
Zauważ jak ładnie je lody
Pokochaj słodkiego chłopca

Tyle lat był obok Ciebie
Miejsce w jego sercu nazwane Twoim imieniem
Zauważ, uśmiecha się do Ciebie
Pokochaj tego, który dał Ci szczęście.

wtorek, 23 października 2012

Historia poza tematem numer dwanaście: Zaistniej w mym sercu, zauważ mnie.

Drugi aspekt miłości Kanady i Prus. W końcu, kocha nie tylko serce, kocha też ciało. Dopełnienie historii jedenastej. Miłego czytania.


Zaistniej w mym sercu, zauważ mnie

                Rutyna potrafi być mordercza. Dni mijały. Niedźwiadek spał z pisklęciem, w łóżku leżała duża piżamka niczym kostium kurczaczka i mniejsza podobna do kostiumu niedźwiadka polarnego. Dwoje ukochanych siedziało razem przy kominku. Jeden z nich dawał drugiemu karmić się naleśnikami.
- Och, cały się upaćkałeś, prosiłem, żebyś nie ruszał gwałtownie pyszczkiem jak Cię karmię. Zaraz to zetrę – powiedział młodszy.
- Czy mógłbyś... Zlizać to ze mnie?
- Co? Miałbym... lizać Cię po twarzy?
- Tak. Przecież jak się ubrudziłeś to Kumajirou zawsze tak robił.
- Ale to niedźwiadek, jemu wolno!
- A Ty jesteś moim misiem... Proszę.
- Ale... Ale... Ja się wstydzę...
- To nic trudnego... – polizał jego usta, zszedł na brodę i szyję, słyszał jego ciche westchnienia. – O, tak...
- Ale ja... Proszę, nie każ mi...
- Ile lat minęło odkąd tu zamieszkałem? 10? 20? Czemu wciąż nie chcesz robić żadnych ciekawszych rzeczy? Nawet specjalnie dla mnie uszyłeś piżamkę, żebym nie mógł mieć powodu, by prosić Cię o spanie w bieliźnie.
- Ja nie lubię takich rzeczy... Jak byłem mały często widziałem jak Francis sobie kogoś sprowadzał... Te osoby zawsze tak strasznie krzyczały, a na jego plecach widziałem okropne zadrapania... Nie chcę, by to samo zaszło między nami... Nie chcę krzyczeć,  nie chcę, byś miał poranione plecy.
- Obiecuję... – pocałował go słodko. – Będę delikatny... Cichutko... – złapał go za rękę, by zaprowadzić go do sypialni.
- Nie... Zostaw... Nie chcę... – chłopiec miał w oczach łzy.
- Uspokój się... To trochę boli, ale nie masz się czego obawiać. Uspokój się... – przytulił go mocno. – Czy... Czy ktoś Ci kiedyś zrobił coś takiego? Cierpiałeś?
- Nie... To nie tak... Po prostu widziałem go... Zamglone oczy, krzyki tych ludzi... Czasem jego krzyki... Krew na pościeli... Nie chcę tak...
- Och, nie martw się. Gorsze rzeczy widziałem w filmach mojego brata. Nie będę z Tobą jakoś eksperymentował. Zrobię wszystko jak najdelikatniej umiem.
- Nie rób w ogóle... Mogę nawet zapłacić komuś, by zrobił to z Tobą... Ale... Nie dotykaj...
- Uspokój się. Nie chcę nikogo oprócz Ciebie. Ani innego człowieka, ani żadnych pieniędzy. Chcę Ciebie. Twej miłości, Twego szczęścia.
- To czemu chcesz robić ze mną takie rzeczy? Wczoraj... Wczoraj mnie ugryzłeś, gdy się całowaliśmy... A wtedy obiecałeś, że tak nie zrobisz...
- Bo już mi się to nudzi. Słuchaj, nie jesteśmy ze sobą dwa tygodnie. Mam czekać kilka tysięcy lat, żebyś pozwolił na coś więcej? Czy kiedyś, jak normalna para, kąpaliśmy się razem? Nawet nie przebierasz się przy mnie. Jakbyśmy byli obcymi ludźmi... Wstydzisz się mnie? Brzydzisz się mnie? Powiedz. Wolałbyś kogoś innego?
- Nikogo nie wolę bardziej od Ciebie! Tylko ja... Ja nie jestem jeszcze gotowy...
- Przez tyle lat? Gdybyś się tak nie ukrywał przede mną to byś był. Gdybym codziennie choć trochę więcej robił, teraz byłbyś do tego przyzwyczajony. Ja... Nie mogę już czekać... Śnisz mi się... Śnisz mi się tak, jak nigdy nie chciałbyś siebie widzeć... I wiesz co? Nawet nie mogę na Ciebie popatrzeć, gdy... wybacz, że to powiem, ale... gdy się ze sobą zabawiam myśląc o Tobie. Bo gdy się obudzę Ciebie już nie ma. Nie wiem czy Ty wyprowadzasz Kumajirou na spacer, czy uczysz GilBirda latać, ale nie ma Cię prawie cały poranek... Dopiero wracasz, robisz obiad, sprzątasz, potem nasze wielce romantyczne wieczory przy kominku. Wiesz, co? Mam już dość tego romantyzmu! Nie jesteśmy jakimiś dzieciakami z gimnazjum! Jeśli nie wiesz to mężczyźni mają jakieś swoje potrzeby! I nie wystarczy mi ręka. Chce Ciebie.
- Po prostu kup sobie lalkę i naklej na niej moje zdjęcie... Ja odpadam... Daj mi spokój... – chłopiec drżał lekko. Nie chciał tego słuchać, nie chciał o tym myśleć. Seksualność zawsze go przerażała i obrzydzała. Myślał, że on po tym wszystkim co przeżył będzie chciał od niej odpocząć i ich życie będzie spokojnie. Nie spodziewał się, że on go zapragnie.
- Nie chcę żadnej pieprzonej lalki! Chcę Ciebie! – czerwonooki mocno i brutalnie przyciągnął go do siebie. – Proszę... Chociaż raz... Nie zrobię Ci krzywdy... – pocałował go w szyję.
- Zostaw! Nie chcę...! – westchnienie przerwało jego wypowiedź.
- Widzisz? Podoba Ci się to. Ty znasz to tylko z tego, co widziałeś u Francisa. Nie znasz prawdy. Pokażę Ci ją. To wcale nie jest takie straszne...
- Pokaż tą prawdę komuś innemu... Jestem zmęczony... Zmęczony tym wszystkim... Nie podoba Ci się to, co robię... Po prostu... Po prostu idź gdzieś... Do kogoś... Daj mi spokój... Chcesz pieniędzy? Za nie możesz sobie kogoś do tego wynająć... Zaraz... Zaraz Cię spakuję i dam Ci pieniądze. Tylko już odejdź ode mnie...
- Mam to zrobić siłą? Nie rozumiesz co oznacza „Chcę tylko Ciebie”? Jeśli tak bardzo Ci zależy na tym, żeym tylko Cię nie dotykał, że możesz się mnie po prostu pozbyć to proszę Cię bardzo! Widocznie nigdy mnie nie kochałeś! Co, bez terenu jestem już tylko zabawką w rękach innych, co? Ty też chciałeś się pobawić?
- Przestań! A może... Może gdybyś mnie kochał to nie liczyłoby się dla Ciebie co robimy, tylko, że robimy to razem?!
- To samo dotyczy Ciebie! Co to za różnica czy jemy czy się kochamy. Razem wszystko powinno dawać szczęście. A nie przerażać!
- Po prostu daj mi spokój! Nie mam na to siły...
- To może nie tak od razu... Dziś wieczorem nie wstydź się... Wykąp się ze mną, dobrze? Albo chociaż przebierz przy mnie.
- Tyle... Tyle to chyba mi się uda zrobić...
- Mogę... Mogę Cię dotknąć? – na te słowa chłopak się zarumienił i skinął głową. Wtedy mężczyzna delikatnie go przytulił, gdy ten oparł głowę o jego tors i zamknął oczy, położył dłoń na jego pośladku. Poczuł jak ciało chłopaka drży. Aż tak się bał? – Cichutko... Wszystko jest pod kontrolą, to nie boli – próbował dalej delikatnie go dotykać.
- Nie... Już stop... Czuję, że... – chłopiec odepchnął go od siebie.
- Podnieca Cię to, prawda? Czyli jednak chcesz tego.
- Nie... Jesteś kompletnie inny niż zawsze... Straszny...
- Nie bój się, nie mam zamiaru Cię krzywdzić. Może ja już napuszczę wody do wanny?
- I chcesz... byśmy... razem...
- Tak... Czy to jakiś problem?
- Tak... Wstydzę się...
- Nie masz czego. Uspokój się – pocałował go delikatnie, jedynie muskając jego wargi. – Już dobrze...
                Nie trwało to długo, gdy w końcu znaleźli się tuż obok wanny pełnej bardzo ciepłej wody. Straszy nieskrępowanie pozbył się ubrań i wszedł do wody. Młodszy jednak jedynie drżał i zasłaniał twarz rękoma.
- Nie... Nie chcę patrzeć... Nie chcę, byś Ty patrzył... – chłopiec drżał niepewnie i rumienił się.
- Chodź. Obiecałeś. Jeśli sam nie wejdziesz to Cię tu wciągnę, a potem mokrego wystawię za okno i poczekam aż przymarzniesz do ziemi.
- Nie dam rady... – w tym momencie mężczyzna wyszedł z wanny i przycisnął chłopaka do ściany. Zaczął go rozbierać. – Zostaw! Nie chcę! Proszę... – w oczach miał łzy.
- Jesteś tchórzem. To nic strasznego... To co mamy zrobić. Ale nie. Ty nawet nie próbujesz. Ty z góry mówisz, że nie dasz rady. Brzydzę się tchórzostwem. Muszę je z Ciebie wyplenić.
- Skoro wolisz bohaterów to trzeba było wybrać mojego brata! W końcu wyglądamy prawie tak samo to co za różnica?! – chłopiec został uderzony z otwartej dłoni w twarz. Położył dłoń na zaczerwienionym, gorącym policzku.
- Jest różnica. To Ciebie kocham, nie jego. I nigdy więcej nie waż się tak mówić – korzystając  z chwili jego otumanienia pozbył się większości jego ubrań. Chłopak w końcu się ocknął.
- Nie patrz na mnie...
- Chcę patrzeć. Jesteś piękny.
- Wcale nie... Odwróć się...
- Nie. Zdejmij resztę i wejdź do wanny – chłopiec niepewnie wykonał jego polecenie. Cały drżał i się rumienił. – Zabierz te ręce... Nie zakrywaj się – mężczyzna chwycił jego dłonie.
- Nie! Nie patrz!
- Chcę patrzeć. Nie masz się czego wstydzić. Uspokój się... – powoli zabrał dłonie chłopca odkrywając jego sekret. – Jakie piękne...
- No tak... „Małe jest piękne” nie musisz mnie pocieszać.
- Dla mnie w sam raz.
- No tak, prawie nie ma różnicy między mną a kobietą.
- Jest i to duża... Może jeszcze urosnąć – mężczyzna dotknął go w tamtym miejscu.
- Ach! Zostaw! Nie...
- Spokojnie... Wystarczy, że się wyluzujesz...
- Postaram się... – oddychał głęboko. Zamknął oczy.
- Już?
- T-tak...
- Przytul mnie, wtedy będziesz się mniej stresował...
- Co chcesz mi zrobić? – mimo wszystko otoczył go ramionami.
- Dać Ci przyjemność – delikatnie zaczął go tam dotykać. Chłopak już nie drżał, nie wyrywał się. Spokojnie przyjmował i okazywał przyjemność. Po jakimś czasie woda ubrudziła się bielą. – Jak pięknie...
- Nie patrz...
- Zrobisz mi to samo...? Czy może... Może pójdziemy zrobić coś ciekawszego? Widziałeś przecież. To nie boli. Nie zrobię Ci krzywdy.
- Najpierw chcę być czysty, żebyś się mnie nie brzydził.
- Nawet po dwóch tygodniach bez wody i mydła byłbyś dla mnie atrakcyjny...
- Obrzydliwiec... – chłopak sięgnął po gąbkę i mydło.
- Daj, umyję Cię... – po skinięciu głową namydlona gąbka znalazła się w rękach mężczyzny. Spokojnie umyli siebie nawzajem. To samo dotyczyło innych spraw łazienkowych, oczywiście zęby umyli sobie sami. Postanowili się nie ubierać, raczej czerwonooki postanowił i wmusił ten pomysł w młodszego. Tak więc po jakimś czasie znaleźli się w sypialni.
                Chłopak długo siedział na skraju łóżka, niepewny, drżący. Mężczyzna czekał, aż będzie gotowy. Delikatnie położył mu rękę na ramieniu, lecz ten się wzdrygnął.
- Spokojnie... Nie ma się czego bać...
- Ale to boli...
- Tylko na początku. Mam tu takie coś, co sprawi, że będzie mniej bolało.
- Naprawdę?
- Tak. Będę delikatny i jeszcze mamy to. Nie ma się czego obawiać.
- Dobrze... – chłopak położył się na łóżku.
- Nie bój się... – mężczyzna powoli zaczął całować jego ciało. Nie wywoływało to już lęku, lecz uśmiech. Noc dała im osłonę. Nie obyło się bez odrobiny bólu, gdy to chłopak chciał nawet uciec, ani też bez zadrapań na skórze starszego. Jednak noc dała im radość.
                Później kolejne rzeczy dołączyły do ich rutyny. Strach, wstyd odeszły w niepamięć. Nie mieli przed sobą żadnych tajemnic. Dzięki miłości zaistnieli na nowo w swych sercach, zauważyli siebie nawzajem w zupełnie innym świetle.

niedziela, 21 października 2012

Historia poza tematem numer jedenaście: Nieistniejący i niezauważany.

Kanada i Prusy rozmyślają o tym jak postrzega ich świat i jak postrzegają siebie nawzajem. Później zaczynają rozumieć co oznacza "kochać".


Nieistniejący i niezauważony
[Kanada]
                Wiesz, często czuję się, jakby to wszystko było odwrócone. Jakbyś był na moim miejcu. Powiedz, kto mówi o mnie? Nikt. Jestem tylko niepotrzebnym dodatkiem do brata. A Ty... Jesteś na językach wszystkich, lepsza wersja swego brata. Ale to ja istnieję, Ty już dawno odszedłeś. Nie, nie zniknąłeś. I za to Ci dziękuję.
                Gdy mnie jeszcze tu nie było, Ty zrobiłeś już wiele. Wiele dobrego, wiele złego. Ale zawsze o Tobie mówili, nikt nie był w stanie Cię pominąć. A ja? Tak bardzo się staram, ale co o mnie powiedzą? „A to jego brat... Ten, który ma tak zimno w domu”. Ciebie nikt nigdy nie porównał do brata, czyż nie? Czemu on nie ma w sobie Twej wspaniałości?
                Przyszedłeś dziś do mnie. Nawet nie wiesz jak bardzo się z tego cieszę. Ty nigdy o mnie nie zapomnisz, ani ja o Tobie.  Chodź, zaraz dostaniesz naleśników. Lubisz je, prawda? Och, masz całą buzie w syropie. Chodź, wytrę Cię. Uch... Czemu polizałeś mój palec...? O czym Ty myślisz? Rumienię się, odwracam głowę. Czerwień Twych oczu... Czyż nie w tym samym kolorze jest mój liść klonu? Czyż to nie przeznaczenie?
[Prusy]
                No tak, o mnie nikt nie zapomnie, bo jestem zajebisty, co nie? Oj, no, nie bocz się! Przecież od razu Cię zauważyłem. Żartowałem tylko, maluszku! No, już, chodź do mnie. Jaki Ty jesteś słodki! Kompletnie jak mój mały ptaszek! Wiesz, że on też lubi Twój syrop? Jesteś geniuszem naleśników!
                Dla mnie jesteś lepszy od Twojego brata! On nie jest w ogóle ani trochę tak słodki jak Ty! Jesteś o wiele słodszy i o wiele mądrzejszy, o! No chodź, wytulę Cię, już się nie smuć. Eh, jakiś Ty uroczy!
                Nakarm mnie! Nie chcę jeść sam. Aaa... Te Twoje naleśniki są takie super!  Nauczysz mnie jak je robić? Chciałbym je jeść codziennie! Może... Może zamieszkam u Ciebie? I będziesz mi codziennie gotował! Brat? Nie będzie się gniewał! On i tak ma mnie już dość... Tak... Ma mnie dość.
                Zauważyłeś? Obaj we fladze mamy swój symbol. Czy to nie przeznaczenie?
[Narrator]
                Dwoje ludzi sobie przeznaczonych spotkało się w jednym domu. Zapach jedzenia, ciepło ognia. Niczym małżeństwo, jedzą przy kominku. Rodzinna atmosfera, której nie zaznali przy swych braciach. Jeden zbyt na to impulsywny, drugi zbyt zimny. Lecz oni byli w sam raz. W sam raz, by jeść naleśniki przy kominku i patrzeć sobie w oczy. Powoli, niepewnie czerwonooki ujął dłoń młodszego.
- C-co robisz...? – chłopiec zarumienił się słodko.
- Och, nie wstydź się. Twój opiekun Cię tego nie uczył?
- Cz-czego...?
- Miłości...
- Opowiadał mi o niej, jednak... Jednak w jego słowach wydawała mi się nierealna, lub zbyt przerażająca.
- Co powiesz na... Lekcje w praktyce?
- W... W... W... Praktyce?
- Kocham Cię, wiesz? Kocham bardziej niż wszystko inne! Bardziej niż Twoje naleśniki, bardziej nawet niż mojego małego pisklaczka! Nie tak samo jak brata... Ale... Ale tak inaczej... Jednak równie mocno!
- A ja... Ja nie wiem... Myślałem, że... Że miłość wygląda inaczej...
- Wiem... Naopowiadał Ci o romantycznych kolacjach, drogich restauracjach... Ale miłość jest wtedy, gdy jesz z kimś naleśniki przy kominku i nawet, jeśli kominek zgaśnie dalej jest Ci gorąco, bo patrzysz tej osobie w oczy! – wtedy też młodszy spojrzał na kominek. Już dawno się nie tlił... A on nie odczuwał chłodu... Czerwone oczy błyszczały intensywniej niż dawny ogień.
- Miłość jest wtedy, gdy nawet siedząc przy kominku nie zwracasz uwagi na ogień, bo oczy tej osoby świecą jaśniej niż płomień.
- Właśnie, właśnie, mój maleńki. Wiesz... Miłość jest wtedy, gdy nie boisz się już pocałować tej osoby...
- I gdy Ci się to podoba...?
- Tak... Spróbujemy?
- Dobrze... – chłopiec drżał lekko. Patrzył jak on wstaje z fotela i zbliża się do niego. Dłonie pociły mu się bardziej niż zwykle. Hipnotyzująca czerwień. Chciał na nią patrzeć. Lecz teraz jest moment, w którym powinien zamknąć oczy, prawda? Jego oddech był urywany, szybki, niepewny. Spojrzał na jego usta wykrzywione w uśmiechu. Tak piękne... Czy słodkie? Zapewne tak... Słodsze niż cokolwiek na świecie.
- Spokojnie... Trzęsiesz się jakbyś zobaczył pijanego Ivana z kranem... Już, już, cichutko... – kiedy ostatnio był tak delikatny? Nie pamiętał. Zawsze ta poza. Silny, nieprzystępny, lepszy. Lecz teraz jej nie potrzebował. Teraz nachylał się nad słodkimi ustami młodzieńca. Na pewno były słodkie jak syrop klonowy.
- Nie ugryziesz mnie...? – chłopiec spytał z taką szczerością, jakby się naprawdę spodziewał, że mogło to nastąpić.
- Francis Ci takich rzeczy naopowiadał? Tak się robi dopiero wtedy, gdy to staje się nudne. Z Tobą nigdy nie będę się nudził. Więc teraz zamknij grzecznie oczy, uchyl usta, dobrze? Przytul mnie, wtedy nie będziesz się bał – chłoiec tak zrobił. Otulił go ramionami. Powoli zamknął powieki, uchylił wargi. Nadal drżał. Denerwował się. Nigdy jeszcze nie wydarzyło się w jego życiu nic podobnego. A teraz był o krok od pierwszego pocałunku. Jednak nie spodziewał się, że będzie to takie piękne. Słodycz warg, ciepło jezyka wnikającego do wnętrza jego ust. To było jeszcze wspanialsze niż zawsze sobie wyobrażał. Był szczęśliwy. Gdy się rozdzielili poczuł ogromny zawód. Nie chciał, by to się skończyło. Jednak sam też już nie mógł złapać oddechu. Nie puścił go. Przyciągnął go mocniej do siebie i oparł głowę na jego ramieniu. Oddychał głęboko.
- Proszę... Przenocuj u mnie...
- C-co...? Nie za szybko? – czerwone oczy rozszerzyły się w zdziwieniu.
- Proszę... To nie to co myślisz... Chcę tylko... Chcę wiedzieć, że jesteś przy mnie, że nie jesteś jedynie snem... Chcę rano się obudzić i ujrzeć Twoją twarz, wiedzieć, że to wszystko zdarzyło się naprawdę.
- Spokojnie... Mogę nawet z Tobą zamieszkać... Ludwig będzie nawet szczęśliwy, że nie będzie musiał po mnie sprzątać.
- Wiesz, już nawet przygotowałem taką ładną półkę na Twoje „pandy przynoszące szczęście”. Ostatnio, gdy byłem w sklepie, jakby z przyzwyczajenia kupiłem trochę ziarenek... Nie wiem czemu... Jakby robił to zawsze... Jakby Twój pisklak od zawsze tutaj mieszkał. Jakbyś Ty od zawsze był przy mnie.
- A ja ostatnio kupiłem taką dużą butelkę syropu klonowego. Szkoda, że nie widziałeś miny mojego brata.
- Na pewno się zdziwił. Więc... Musimy te rzeczy jakoś wykorzystać. Ziarenek starczy na bardzo długo, a chyba nie będziemy ich do Ciebie wieźć... Syrop jest od nich dużo lżejszy.
- A to w Twojej kuchni jest najbardziej potrzebny... Gdy się obudzimy, jedźmy to wszystko przewieźć, gdy jeszcze Ludwig będzie pracował... Nawet nie zauważy. Pewnie nie będzie mu nawet żal.
- Nikt też nie zauważy, że coś zmieniło się u mnie... Mam nawet dla Ciebie specjalne miejsce w moim domu.
- Tak?
- To piękna kraina. New Prussia.
- Od zawsze jestem w Twym sercu, co nie?
- Oczywiście – później, grzecznie, niczym dzieci, umyli się i poszli spać. Chłopiec na zawsze już zapamięta melodię jaką mężczyzna nucił pod prysznicem. Zaś on nie zapomni widoku chłopca podglądanego przez szparę w drzwiach.
                Wspólna noc zapowiadała się na piękną. Leżeli obok siebie. Chłopiec w piżamce podobnej do stroju niedźwiadka, mężczyzna jedynie w bieliźnie. Było mu nieco zimno, lecz nie chciał się przyznać. Przytulił mocno do siebie gorące ciało.
- Pocałuj mnie... – powiedział cicho, bez dawnej pewności siebie.
- Ale... Tak w łóżku? Jakbyś chciał czegoś więcej...
- Chcę tylko Twej miłości, wiesz? Nigdy nikt mi jej nie dał.
- Ale wiesz, ja nie umiem całować.
- Umiesz... Zrób to – patrzył na niego błagalnie. Chłopiec westchnął i delikatnie dotknął jego warg swoimi, niewinnie, bez zbytniego zaangażowania. Jednak nie było to tym, czego pragnął czerwonooki. – To niesprawiedliwe... Ty masz taką ciepłą piżamkę, a ja marznę...
- Mogłeś wziąć jedną z moich... Poszukać Ci?
- Jesteś ode mnie dużo drobniejszy... Zdejmij to... – odpiął guziczek od jego piżamki.
- Przestań... Nie chcę... Nie mam takiej odwagi jak Ty.
- Masz... Spokojnie... – odpiął drugi guziczek.
- Proszę... Nie zachowujesz się jakbyś mnie kochał... Raczej, jakbyś pragnął... Nie dotykaj... Idę spać na kanapę... – chłopiec wstał, jednak silna dłoń powtrzymała go przed odejściem.
- Zostań... Przepraszam... To nie tak... Nic Ci nie zrobię, przysięgam... Tylko chcę... Chcę być bliżej Twojego ciepła. Zobacz – położył jego dłoń na swym sercu. – Czujesz, prawda? Czujesz ciepło, bicie serca. A co ja czuję? – położył swą dłoń na jego sercu. – Jedynie futerko Twojej piżamy... Trochę nagrzane, ale... Ale to wciąż nie to samo.
- Czy pod tym romantyzmem nie kryje się żądza?
- Jak mogłaby się kryć? Żądzę łatwo zaspokoić, wystarczą pieniądze. Wybacz, że mówię to przy Tobie, ale wystarczy nawet jakiś film i własna ręka. Nie rumień się tak, wiem, że pewnie Tobie też się to zdarzało. Ale miłość... Z nią nie jest tak łatwo. Myślisz, że niszczyłbym ją dla zwykłej namiętności? – mówił o wiele ładniej niż zazwyczaj. Starał się jak najlepiej dobierać słowa, by go nie spłoszyć.
- Ale... To dziwne... Proszę... Niech zostanie tak jak jest...
- Ja mam marznąć, a Ty wygrzewać się w piżamce? Ja mam się zadowolić dotknięciem jakiegoś puszku, gdy Ty możesz dotknąć mojej skóry? Sprawiedliwość jak Twój brat. Ważne, by Tobie było dobrze – mężczyzna wyszedł z łóżka.
- Nie porównuj mnie do niego! Nie w ten sposób! – pierwszy raz słyszał jak chłopiec krzyczy. – Tak tego chcesz? Tak bardzo Ci na tym zależy? To proszę! – dłonie chłopca drżały. Naprawdę bardzo się wstydził pokazać mu swe ciało. Ale on miał rację. Marzł, gdy on sam miał grubą piżamkę. To nie było sprawiedliwe. A niesprawiedliwość nie powinna istnieć. Niepewnie rozpiął kolejne guziki.
- Spokojnie... Drżysz... – czerwonooki złapał jego dłonie. – Nie wiedziałem, że tak zareagujesz... Nie chciałem Cię obrazić... Spokojnie, jesli nie chcesz, to... – zapiął jeden z odpiętych guzików.
- Mam się wycofać? Stchórzyć? Po tym co powiedziałeś? Nie... Nie jestem taki...
- Nie zmuszam Cię... Ja tylko... Tylko chciałem na Ciebie popatrzeć... Podpuszczałem Cię... Cicho, nie płacz... – mocno przytulił go do siebie.
- Nie zmuszasz... Ja wcale nie płaczę... – wtulił w niego swe drżące ciało. Policzki miał mokre.
- Spokojnie... Jak chcesz to poszukamy jakieś piżamy, która będzie na mnie dobra i będzie sprawiedliwie.
- Nie mam takich dużych... Jeśli bardzo chcesz na mnie patrzeć to... To pozwolę Ci.
- Nie musisz... Spokojnie. Nie chcesz to nie.
- Chcę. Chcę zobaczyć błysk w Twych oczach gdy mnie ujrzysz właśnie takiego – odsunął się i odwrócił plecami do niego. Drżał, w oczach miał łzy, ale... Ale chciał tego. Wiedział na co się pisze, wiedział jaki charakter ma czerwonooki. Jego słowa czasem bolały, czasem były wyzwaniem, propozycją nie do odrzucenia. Tak właśnie było teraz. To porównanie... Fałszywa sprawiedliwość... Te słowa bolały, aler motywowały do działania. Po chwili stał przed nim w tym samym stroju co czerwonooki. Odwrócił się i spojrzał mu w oczy.
- Jesteś... Jesteś piękny... – mężczyzna nie mógł wykrztusić z siebie słowa.
- Tego właśnie chciałeś? – drżał lekko, jego policzki były zarumienione, a wargi drżały. – Widzę to w Twoich oczach. Chciałeś najpierw popatrzeć, żeby wiedzieć, czy się nadaję? Wiem, że mnie podglądałeś... Z korytarza mocno wieje, gdy uchyliłeś drzwi poczułem chłód. Ale Ty musiałeś jeszcze chcieć więcej...
- Cicho... Uspokój się. Nie takiego Cię znam... Spokojnie... – przytulił go mocno. – Chodź, przeziębisz się. Połóż się grzecznie... – chwilę później obaj leżeli w łóżku. Młodszy drżał lekko, a z oczu spływały mu łzy.
- Wszystko zniszczyłeś... Wyobrażenie o miłości... To miało być takie piękne... A Ty...
- Cicho... Już spokojnie... – mocno go przytulił. – Nie tak to miało wyglądać...
- A jak...? Kochasz mnie, czy moje ciało?
- Wszystko. Dlatego chciałem ujrzeć wszystko. To jak gdy oglądasz film. Nie wystarczy Ci sam głos, chcesz też widzieć obraz. Bez głosu też jest pusto.
- Kiedyś nie było w ogóle filmów.
- Wiem. Ale w końcu po coś je człowiek stworzył. Tak jak kiedyś nie kochałem. Teraz kocham Ciebie... Chciałem poznać Cię w pełni... Nie tylko Twe słowa. Twe zachowania. Ale też Twój wygląd. Ty mój przecież znasz.
- Masz rację – chłopiec uśmiechnął się niepewnie. Po chwili poczuł usta czerwonookiego na swej szyi. – Co robisz?
- Całuję Cie..
- Ale w taki sposób? To przecież... Jakbyś chciał... Zostaw... Bądź już grzeczny... Nie chcę tego... Nie... Nie jestem gotowy... Ja... Ja jeszcze nigdy...
- Cichutko – przytulił go. – Zagalopowałem się. Już jestem grzeczny... – położył głowę na jego klatce piersiowej. – Kocham Cię, a to znaczy, że nie chcę Cię krzywdzić.
- Wiem. Kocham Cię, a to znaczy, że tylko Tobie wybaczę każdą krzywdę – zasnęli już spokojnie.
                W ciągu kilku dni ich życie nabrało nowej rutyny. Wspólne poranki, śniadania, leniwe wieczory przy kominku, dużo, dużo naleśników. Pisklę ubrudzone syropem klonowym, ziarenka znajdowane pod poduszką. Pierze rozsypujące się podczas wojen na poduszki. Śmiech roznoszący się po całym domu. Nieistniejący i niezauważony. Może świat ich nie potrzebuje. Ale oni potrzebują siebie nawzajem.

Wiersz numer trzynaście: Przeklęty kochanek.

Czemu kraj miłości musi kochać? Czy należy go do tego zmuszać? Co jeśli pokocha swego wroga? Zmuszony do okazywania fałszywej miłości ukrywa swe prawdziwe uczucia. Pośród ludzi jest samotny. Choć nie jest sam, nie czuje, że jest z kimś. Potajemnie kocha wroga, miłość okazuje nieznajomym. Smutny wiersz, delikatny FrUK. (Jakby dziwnie przetłumaczyło: France x England, Frangleterre)


Przeklęty kochanek

Myślisz, że naprawdę taki jestem?
Zboczony? Wyuzdany? Nienormalny?
Nie znasz mnie
Nie znasz prawdy
Czy słyszałeś, bym kiedyś mówił, że kogoś kocham?
Czy kiedykolwiek mówiłem, że ktoś wyznał mi miłość?
Nigdy nie byłem szczęśliwy.
To wszystko złudzenie
Ty... Ty możesz żyć w prawdzie
Słowa, które do Ciebie kierują ludzie są prawdziwe
A ja? Kraj miłości!
Jakże mógłbym nikogo nie kochać?
Kimże bym był, gdybym samotnie spędzał noc?
Tak więc, gdy tylko zajdzie słońce
Chodzę bez celu po mieście
Och, jaka piękna dama
Zaraz przyjdzie do mego domu
Noce wypełnione namiętnością
Zapach ludzkiego potu, żądzy
Tego się właśnie po mnie oczekuje
Lecz czemu nie mogę kochać?
Może inaczej... Kocham
Ale nie osobę, która jest w stanie odwzajemnić to uczucie
Kocham Cię, wiesz?
Zauważyłeś?
Ostatnio wybieram tylko osoby podobne do Ciebie
Szmaragdowe oczy
To właśnie one mnie uwiodły
Twoje oczy
Kolejną noc spędzam z nieznajomą kobietą
Śmierdzi alkoholem
Noc po nocy inna jest w mym łożu
Mój prywatny harem
Jednak, oddałbym to wszystko
Oddałbym całe swe życie
Za jeden dzień z Tobą
Za czułe słowa z Twych ust
Za Twój pocałunek
Wiesz?
Kocham Cię
Mon Angleterre.

sobota, 20 października 2012

Wiersz numer dwanaście: Braciszek.

Kanada i Romano opowiadają o swych braciach. Ból pominięcia, uznania za gorszego, nadzieja na lepsze jutro.


Braciszek

„Gdybyś urodził się pierwszy byłbyś szczęśliwszy”
Czemuż to on jest lepszy?
Ważniejszy?
Czemu to jego kochacie?
Czemu mnie nie zauważacie?
Karą za to, że pojawiłem się na tym świecie zbyt późno
Jest usunięcie mnie ze świadomości?
Ten drugi jest niepotrzebny?
Tylko pierwszy był wyczekiwany?
Czy jeśli zniknę będziecie płakać?
Choć dla was nigdy nie istniałem
Byłem tylko dodatkiem do brata
Jednak nie poddam się
Będę żył własnym życiem
I kiedyś zobaczycie
Jak przewyższam was wszystkich

„Zwykle młodsze dziecko jest bardziej kochane”
Wolicie mnie wymienić na nowszy model, kurna?
To tak nie działa, cholera!
Co? Bo ładniej rysuje? Bo lepiej śpiewa?
Mnie też musicie kochać!
Jestem starszy! Jestem kurna ważniejszy!
Jego kocha każdy
Nawet ten pieprzony kartofel chce mi go zabrać
W czym jestem gorszy?!
Nie zapominajcie, że starszym należy się szacunek
Więc nie wyrzucajcie mnie jak starej szmaty
Zaopiekuję się nim
I dopiero wtedy wyrośnie
Na równego mi.

piątek, 19 października 2012

Wiersz numer jedenaście: Błazen.

Prusy wyznaje swe prawdziwe uczucia względem Węgier. Myśli, że będą to jego ostatnie słowa. Jaka jest prawda niech każdy pomyśli sam. Wzorowane na "Pierrot" Hatsune Miku.


Błazen

„Bycie samamu jest zajebiste!”
Naprawdę w to wierzyłaś?
W moje słowa?
Nienawidziłaś, a ja robiłem z siebie durnia
Tylko po to, by Ci zainponować
Chciałem go pokonać, by być lepszy, by zdobyć Twe serce
I wtedy ujrzałem jak płaczesz, a chwilę później wybuchasz złością
To jego kochałaś, mnie nienawidziłaś
Teraz już jest dobrze
Nigdy nie będę już obok Ciebie
„Jestem zajebisty, co nie?!”
Nie, cholera, nie!
Jestem zwykłym błaznem, który zranił kobietę
Ciebie
Wiem, że mi nie wybaczysz
Ale to ostatni moment, by Ci to powiedzieć
Kocham Cię
Nawet bardziej niż ten paniczyk
Bo ja Ci umiem to powiedzieć
Co Ci po jego muzyce?
Czy powie Ci to co ja?
Czy dotknie Cię tak jak ja?
Nie
Będziecie samotni razem
A ja będę śmiał się patrząc na was z góry
Zobacz, kłamliwy błazen zniknął

Wiersz numer dziesięć: Geranium.

Geranium to kwiat narodowy Węgier. Austria podziwia piękno swej ukochanej muzy, którą stracił przez rozpad Austro-Węgier.


Geranium

W Twych włosach, ma muzo
Zatknięty jest kwiat wieczny
Zapach jego w nocy mi się śni
Wciąż pamiętam dotyk różowych płatków
I Twych rumianych policzków
I Twych malinowych ust
Tyś damą piękną, tak wspaniałą
Przez świat cały podziwianą
Jakże się to stało
Że tak potężna istota
W me dłonie wpadła tak nagle?
Czemuż to nie doceniłem Cię, gdy byłaś tak blisko
Własność, ochrona
Czemuś tylko tym dla mnie była?
Gdy już byliśmy razem
Na równi
Czemuż jedynie ci grałem?
Czy domyśliłaś się mych uczuć?
Mej miłości?
Równie szybko jak się zaczęło
Musiało się też skończyć
Czy nasze drogi znów się zejdą?
O piękna muzo?

Historia poza tematem numer dziesięć: Fish and burger.

Nasłuchałam się Iindesuka Radwimps i wyszła mi taka głupota. USUK z perspektywy Ameryki...


Fish and burger

                Więc pozwolisz mi Cię kochać? Nie masz mi nic do pozwalania, co nie? Jestem wolny, a Ty musisz zaakceptować moje decyzje! Bo jestem bohaterem, co nie? Jeśli naprawdę chcę mogę pokochać każdego, zaufać każdemu. Nawet Tobie!
                Wiesz, Twoje jedzenie nie było takie paskudne jak wszyscy mówią! Było tylko trochę! Twoje „French fries” są takie super!  Tak, tak, wiem „chips”... Ale to brzmi jak „cheap”! A ja przecież to doceniam! No i on mówił, że lubi takie długie rzeczy, więc ten przymiotnik pasuje. Hej, czemu się rumienisz?
                Wiem, że chcesz, bym Ci wszystko udowodnił! Zrobię to, bo jestem bohaterem! Pokażę Ci, co oznacza miłość w amerykańskim stylu! Tylko popatrz!
                Ciągle mnie uczyłeś mówić „przepraszam” i „dziękuję”, ale nigdy tego nie powiedziałem. Teraz będę to do Ciebie krzyczał tysiące razy. Dziękuję za to co zrobiłeś, przepraszam za to co zrobiłem. Jeśli kiedyś mam zniknąć, to chcę, żebyś był przy mnie, bym mógł ostatnie słowa skierować do Ciebie.
                Nawet bez Twojego pozwolenia będę Cię kochał. Bo jestem bohaterem, co nie?

Historia poza tematem numer dziewięć: Zamrożone wspomnienia.

Finlandia i Estonia idą przez Syberię. Estonia usypia, co może skończyć się śmiercią. Finlandia znajduje dom, w którym jest Litwa i zostawia tam Estonię. Wzorowane na Daiji na mono wa mabuta no ura (Kokia).


Zamrożone wspomnienia

                Cóż widzisz, gdy spoglądasz przed siebie? Pośród tego świata, na naszym początku, widzieliśmy tylko lud i śnieg. Światło odbijało się na nim i załąmywało w naszych oczach ukazując nam piękne kolory. Gdy tylko zamknęliśmy powieki mogliśmy ujrzeć swe dzieciństwo. Wtedy było ono tak niedalekie.
                Nie widziałem nic oprócz Ciebie, światło było zbyt intensywne. Chłód odbierał mi zmysły. Wiedziałem jednak, że sen na śnieżnym pustkowiu będzie tym, z którego już się nie obudzę.
                Spójrz, jestem przy Tobie, nie odejdę. Niebo nie jest już czyste, zamrożone. Chmury zapowiadają lepsze, cieplejsze miejsce. Błagam, nie zasypiaj! Mimo, że oczy same Ci się zamykają, nie wolno Ci śnić. Wolno jedynie marzyć o wolności.
                Musimy wierzyć, że przez to przejdziemy. Znajdziemy miejsce, które zostanie naszą ostoją. Może gdy zamkniemy oczy ujrzymy szczęście?
                Pamiętaj, że jestem przy Tobie. Spójrz, ptak leci do swego gniazda. Czyli ciepłe miejsce jest już niedaleko. Proszę, nie przestawaj do mnie mówić, chcę wiedzieć, że żyjesz. Niedługo spełnimy swe marzenie o wolności.
                Ujrzeliśmy w oddali ciernie. Las! To już blisko! Koniec zimna, koniec śniegu! Puściliśmy się biegiem, raniąc się o kolce. Wraz z krwią spłynął nasz smutek i niepewność. Lecz czy nie powinny spłynąć też zły? Zaraz rozejdziemy się do swoich domów. Czy spotkamy się ponownie?
                Spójrz, jestem przy Tobie i zawsze będę. Nawet, jeśli się rozdzielimy, będę o Tobie pamiętał. Chmury pokazują się nad domem Twych przyjaciół. Jeszcze nie wolno Ci zasnąć, tam będziesz szczęśliwy. Nawet, jeśli Twe oczy się zamykają, nie masz już snów, by je śnić.
                Pamiętaj, że zawsze będę przy Tobie. Ptak ląduje w gnieździe, na domu, do którego zmierzamy. Proszę, nie umieraj mi na rękach... Jeśli stracę Ciebie, stracę wszystko. Me życie legnie w gruzach, gdy Twoje się skończy. Teraz muszę Cię tu zostawić. Tu zajmą się Tobą.
                Błagam, wybacz mi. Rozdzielamy się, lecz choć Ty bądź szczęśliwy.

czwartek, 18 października 2012

Historia poza tematem numer osiem: Illusion.

[Please leave a comment in your langluage if you can. I will try my best to read and understand it^^]
Znalazłam to słowo w angielskim i francuskim^^ Przywidzenie^^ Po angielsku na pewno, po francusku chyba... Dowiedziałam się, że francuska nazwa FrUK to Frangleterre^^ Opowiadanie oczywiście jak to ostatnio się u mnie zrobiło modne na podstawie "Francis x Arthur - Meltdown". I jakoś mi pusto w serduszku jak nie piszecie komentarzy. Ostatnie zdanie może być niepoprawne, bo to moja radosna twórczość po francusku. W ostatniej linijce te po francusku miały znaczyć "Anglio. Miłość? To złudzenie". Ale co mi wyszło to wyszło, nie uczę się francuskiego, a Aurellie już śpi. Tak więc miłego czytania. I proszę o komentarze.


Illusion
                Widzę kwiaty róż w okół siebie. Czyż to nie nasze kwiaty? Są Twym symbolem. Lecz to ja ciągle mam je w rękach. Zastanawiałeś się dlaczego? To jest jakbym miał w dłoni cząstkę Ciebie. Róże leżące tuż obok mnie pachną Tobą. Czy Ty pachniesz jak róża? Róża, która walczyła w Twym sercu?
                Mimo późnej nocy wciąż nie mogę spać. Próbuję alkoholem otumanić myśli. Uśpić marzenia, ostudzić pragnienia, zmyć pożądanie. Lecz nie umiem w nim utopić miłości do Ciebie. Wszystko to obraca się przeciwko mnie. Zamykam bezsenne oczy.
                Chciałbym, by samotność była iluzją. „Illusion”... Ty piszesz to słowo tak samo, czyż nie? Lecz wymawiamy je inaczej. Tak samo jak imię miłości inaczej brzmi w naszych ustach. Imię wyryte w mym sercu jest tym samym, które wypowiadasz, gdy się przedstawiasz.
                Gdy przyszedł sen ujrzałem Cię w nim. Ogród pełen róż, światło sączące się pośród ich płatków. Był realistyczny, nawet bardziej niż rzeczywistość. Złożyłem pocałunek na Twych rozgrzanych ustach. Później ujrzałem jak odsuwasz swą smukłą dłoń.
                Na wszystkie świętości, błagam, chcę zatonąć w swych marzeniach. Pozostać na zawsze otoczony Twym ciepłem. Dopiero przy Tobie zrozumiem czym jest prawdziwa miłość.
                Minęło wiele samotnych poranków i nocy, gdy usłyszałem pukanie do drzwi. Chciałem być sam. Czemuż miałbym otwierać swój dom na gości, których i tak nie zapraszałem? Wtedy usłyszałem jak wołasz me imię. Zadrżałem cały wewnątrz.
                Ukrywałem swe uczucia. Ty byłeś tak zimny i obojętny. Patrzyłem na Ciebie jak zawsze, jednak wewnątrz pragnąłem płakać niczym dziecko. Poczułem impuls, który musiał znaleźć swe ujście. Powoli sprawdzałem na ile mogę sobie pozwolić.
                Przed oczami wyobraźni ujrzałem jak dotykam Cię niczym kochanka. Nie wypada mi zdradzać szczegółów, czyż nie? Jednak mi tego nie wolno, czyż nie? Dla mnie masz oddzielne zasady, jestem niczym. Twe usta poranione są od zaborczych pocałunków, mi nie wolno nawet Cię dotknąć. Więc kto Ci to zrobił, mój miły?
                Ach, na wszytskie świętości! Chcę zatonąć w Tobie. Przez Twe oczy tracę pewność siebie, chcę jedynie Cię zdobyć. Mógłbym nawet zginąć już teraz, byleby choć na chwilę wrócić do czasów, gdy byliśmy blisko. Lecz to się nigdy nie stanie.
                Patrząc na Ciebie widzę wspomnienia przeszłości. Gdy byliśmy niczym jedno. To przeczucie, że straciłem coś, czego nigdy nie odzyskam. Żałuję swych słów i czynów. Mimo, że teraz jesteś obok mnie to nie jest to samo, co wtedy. Jesteś drogocennym skarbem, który chciałem ukryć przed światem, lecz ktoś mi go ukradł, bo nie zaopiekowałem się nim dostatecznie dobrze.
                W mej głowie wciąż rozbrzmiewa pytanie: „Czy zależy mi na Twej przyjaźni czy miłości?” Lecz cóż da mi zastanawianie się nad tym, skoro i tak tego nie zdobędę. To Ty zawładnąłeś mną całkowicie.
                Powoli zaczynam wariować. We śnie tak jak zawsze dotykałem Twych rumianych policzków, zostawiałem mokre pocałunki na Twym ciele, lecz nagle me dłonie zacisnęły się w okół Twej szyi. Byłeś tak uległy, zależny ode mnie. Cieszyłem się tą iluzją władzy nad Tobą. Nie mogłem już dłużej uśmiechać się „grzecznie”.
                Na wszystkie świętości! Chciałbym tak właśnie zrobić, zatonąć w Twym pięknie, zagłębić się w Twe ciało i umysł. Lecz wiem, że jeśli to zrobię już nigdy Cię nie zobaczę. Gdybym musiał budzić się z myślą, że nie ujrzę Cię tego dnia nie wytrzymałbym samotności.. Więc, jeśli tak miałoby być, niech lepiej nic się nie zmienia.
                Nie zmieniaj się, dobrze? Angleterre. L’amour? C’est une illusion.

wtorek, 16 października 2012

Wiersz numer dziewięć: Serce na łańcuchu.

FrUK (z tego słowa mi dziwne rzeczy przez tłumacza wychodzą, więc lepiej napiszę: Francja x Anglia, strasznie ładnie to po litewsku brzmi... I nawet umiem to przeczytać jak jest po francusku^^ Chociaż próba wymówienia tego słodkiego r kończy się na mruczeniu...), z perspektywy Francji, wzorowane na filmiku Francis x Arthur - Meltdown [English Sub.] pewnie jeszcze wiele takich rzeczy powstanie, bo to mi się śni nawet... Miłego czytania^^


Serce na łańcuchu

Mogę istnieć jedynie tam, gdzie są róże
Daję je wszystkim, lecz to Tweje kwiaty, tylko Ty na nie zasługujesz
Całuję ich płatki wyobrażając sobie, że to Twoje usta
Teraz znów spaceruję po ogrodzie pełnym róż
Nie mogę wyjść poza jego obręb
Widzę je wszędzie w okół siebie
Jak pies uwiązany na łańcuchu
Tak me serce przywiązane jest do Ciebie
Widzę Cię, zielone oczy błyszczą nienawiścią do mnie
Wiem to, jednak muszę to zrobić
Całuję Cię, mocno i łapczywie
Lecz po chwili tego żałuję
Mam nadzieję, że to wszystko okaże się snem
Lecz Ty wciąż na mnie patrzysz, wciąż mi się przyglądasz
To nie jest sen
Uciekam
Jest już noc, a ja jedynie leżę na łóżku
Nie mogę zasnąć
W okół mnie walają się puste butelki po alkoholu
Jeszcze zbyt mało, by zapomnieć
Ile osób całowało Twe usta?
Czy ja byłem tym pierwszym?
Mijają dni, mijają tygodnie
Przyszedłeś do mnie
Ze swoim rumem
Chcesz się upić, znów myślisz o jego odejściu
Czy po tym co Ci zrobiłem jesteś w stanie mi zaufać?
Otwierasz butelkę, nalewasz do szklanek, jakbyś był u siebie
I tak jest dobrze
Twe oczy są podkrążone, a usta wydają się być pocięte od zbyt natarczywych pocałunków
Czy Ty płakałeś?
Byłeś u niego, lecz to nie wspomnienie rozłąki przyniosło Ci smutek
On pragnie wszystkiego dla siebie, Ciebie też
Tak więc gdy pijemy Ty zaczynasz mi wszystko opowiadać
O jego niewdzięczności, jego okropności
A ja tego słucham
Gdy tu przyszedłeś pierwszy raz wypowiedziałeś me imię
Nie wiedziałem jak to wszystko się skończy
Szczęśliwy otwierałem Ci drzwi
A teraz mam ochotę płakać
Jak Cię pocieszyć?
Mogę jedynie obrócić wszystko w żart
Obaj jesteśmy pijani
Kładę dłoń na Twym udzie
Czas przyspiesza
Pocałunki
Czy to nie one Cię skrzywdziły?
Lecz teraz ich pragniesz
Jestem tylko wodą, która ma zmazać jego wspomnienie
Zasypiam
Widzę swe dłonie na Twym gardle
Tak, moja bliskość Cię zabija
Budzę się
Poranki bez Ciebie są wypełnione samotnością
Jednak teraz jesteś obok
I pytasz „Czy już zawsze tak będzie?”
Chcę odpowiedzieć „Tak”
Chcę wierzyć, że będzie to prawda
Jednak nigdy tak nie będzie
Pisane nam są kłótnie
Lecz czy noc
Nie może stać się piękna
Gdy jesteś przy mnie?

Historia poza tematem numer siedem: Kochana, pieprzona żaba.

Więc, jak zwykle request złożony przez Aurellie. Tym razem zasnęła nim przetłumaczyła tytuł, więc jest po polsku. Pierwszy akapit opisuje przeżycia Arthura, drugi Kiku, trzeci Francisa. Może być dziwny, pisany w nocy, po 8 godzinach w szkole, poprzedzonych 6 godzinami snu. Miłego czytania... To jest totalny chaos...


Kochana, pieprzona żabciu

                Zielone oczy błyszczały dziwnie spod imponujących brwi. Mężczyzna zaczął zauważać coś bardzo, bardzo dziwnego. I najwyraźniej nie tylko on. Spojrzenie brązowych oczu było nad wyraz niepokojące? A jeśli on wie coś więcej niż powinien? Gorąc sprawia, że mężczyźnie robi się duszno. Delikatnie poluzowywuje krawat, a na szyi pojawia się słona kropla. Czy naprawdę jest aż tak parno? Czy może jego myśli idą innym tokiem niż powinny? Kierują się ku jednej, jakże dziwnej, dawniej znienawidzonej osobie. Przez tą pieprzoną żabę nie może normalnie spać, jeść, nawet pić mu się odechciewa. Nie... Napił to by się akurat chętnie i to czegoś mocniejszego. Chwilowo miał przed sobą japońską herbatę, a po drugiej stronie niskiego stołu wielce tajemniczą osobę. A ta jakże tajemnicza osoba wpatruje się w niego uporczywie.
- England-san, czyż dzień nie jest zbyt piękny na zmartwienia? – usłyszał z ust ciemnowłosego.
- Jest... Ale nie umiem nic na to poradzić. Herbata jednak koi me nerwy.
- To wspaniale, że istnieje ten napój. Być może to właśnie ona była ambrozją bogów starożytnych Aten.
- Lecz teraz każdy może stać się bogiem. Nauka idzie do przodu, nieśmiertelność jest tylko o krok od ludzi, a przy nas całe nasze istnienia.
- To smutne, ze ludzkie życie trwa tak krótko, niczym iskra. Nim zdążysz się nią nacieszyć zaraz zgaśnie. Nie ogrzejesz się nią, jednak na zawsze pozostanie w Twej pamięci.
- Pozostawi smutek i żal, gdy odejdzie. A my jesteśmy płomieniami. To na nas składają się iskry. My jednak trwamy wiecznie, a iskry jedynie ułamek sekundy.
- Cały świat jednak składa się z piękna. Ludzie niczym kwiaty, rodzą się maleńcy, nic nie zapowiada ich piękna nim nie rozkwitną.
- Masz rację. Jednak czasem piękne kwiaty rodzą trujące owoce.
- Takie kwiaty na szczęście szybko się wycina.
- Lecz nie wiadomo ilu ludzi już się otruło...
- Mimo wszystko trzeba ratować tych, którzy przeżyli. Pochować tych, którym już nie można pomóc. Pamiętam jak kiedyś jeden z kotów Greece-san zjadł szczura, który wcześniej zjadł trutkę. Greece-san płakał bardzo długo. Zawsze myślałem, że w jego sercu istnieje tylko szczęście. Wtedy jednak widziałem w nim rozpacz.
- Koty są skarbem, czyż nie? Są trochę takie jak Ty. W pozytywnym tego słowa znaczeniu. Nikt nie wie, co czai się w ich głowach.
- Albo takie jak Ty, England-san, nikt nie zrozumie ich prawdziwych uczuć.
- Czytałem kiedyś piękny wiersz „Umrzeć, tego się nie robi kotu...”, tak brzmiały jego pierwsze słowa. Pięknie obrazował, że kot również przywiązuje się do ludzi. Błąka się między pustymi ścianami, gdy nie ma już właściciela, podchodzi do pustej miski, której już nikt nie napełni...
- U nas był taki pies, Hachiko. Zawsze rano odprowadzał swego pana na stację, wieczorem wychodził po niego. Gdy pan umarł w pracy, nie wrócił, on mimo wszystko przychodził na stację, czekał na wieczorny pociąg. Nieprzerwanie od 10 lat.
- Aż umarł, a wy wystawiliście mu pomnik... Czemu wśród ludzi, czemu wśród nas nie ma nic tak niezmiennego?
- Jest. Przecież od kilkuset lat kłócisz się z France-san, prawda, England-san? – na te słowa zielonooki po prostu zacisnął pięść. – O, mam pewien pomysł. Czy nie dobrze byłoby skorzystać z gorących źródeł, skoro już tu jesteś, England-san?
- Dobry pomysł...
- O, proszę o więcej uśmiechu. Zaraz przygotuję Ci ubrania na zmianę, England-san – tak więc zielonooki wraz z kimonem i... czymś? Czymś co brązowooki nazwał przepaską został oddelegowany do gorących źródeł. Jednak jedna myśl nie dawała mu spokoju... Ta piekielna żaba wciąż siedziała w jego umyśle. Po jakimś czasie nadszedł moment, gdy powinien opuścić wodę i się ubrać. Tylko jak się tą „przepaskę” obsługuje? Ach, nieważne. Założył jedynie kimono. W końcu kto mu będzie pod nie zaglądał? Na pewno nie brązowooki.
                Czarnowłosy mężczyzna o wyglądzie nieco starszego chłopca jedynie zaczął coś podejrzewać. Czemu zielonooki był taki smutny na wspomnienie o jego dawnym wrogu? Czyżby coś się zmieniło? Wydawał się być taki poddenerwowany, by nie powiedzieć „pobudzony”. Czy łączyło ich coś innego niż dawna niechęć i nienawiść? Ujrzał go wkraczającego do pokoju. Zauważył brak pewnych znaczących linii pod kimonem. Zarumienił się.
- Tak więc, England-san, czemuż to jesteś tak smutny?
- Och, nieważne, po prostu mam taki dzień, nic szczególnego.
- Nie? To czemu zareagowałeś tak gwałtownie na wzmiankę o France-san?
- Bo go nienawidzę?
- Byłeś smutny... Naprawdę... Martwię się o Ciebie, England-san...
- Nie masz o co...
- Przecież to jedno z zadań przyjaciół, martwić się o siebie nawzajem.
- O mnie nikt nie powinien się martwić.
- Każdy, dla kogo jesteś ważny, England-san, będzie się o Ciebie martwił.
- Czyli chyba tylko Ty...
- Wiesz... Ostatnio podobnie zachowywał się France-san... Zadzwonił do mnie i pytał czy jesteś tutaj. Ale wtedy Cię nie było, jak też odpowiedziałem. Stał się bardzo smutny... Myślę, że martwił się o Ciebie. Może nawet przyszedł Cię odwiedzić, a gdy nie zastał Cię w domu zaczął dzwonić do wszystkich...
- Teraz to wymyśliłeś?
- T-tak... przepraszam... Ale ja...
- Chcesz wiedzieć co mnie z nim łączy? Myślisz, że go kocham i chcesz to sprawdzić poprzez bajeczkę, o jego dobroci? Bo może jak usłyszę, że jemu na mnie zależy to będę szczęśliwy?
- England-san, ja wcale nie...
- Bo ja tą pieprzoną żabę kocham! Rozumiesz? Myślisz, że te wszystkie wojny to były z nienawiści? Chciałem mu zaimponować, zdobyć go, mieć go przy sobie... Posłusznego, zachwyconego... A miałem daleko od siebie, wściekłego, pełnego nienawiści...
- Spokojnie, England-san... Wiem, co jest najlepsze na sercowe rosterki. A co najmniej co zawsze pomaga wam, ludziom z zachodu – czarnowłosy wyszedł, a po chwili wrócił z butelką. – Z alkoholi mam tylko sake, ale pewnie też się nada, prawda?
- Wszystko się nada... Wiesz... Ja... Dziwnie się czuję, gdy go widzę...
- Masz na myśli France-san?
- Tak... Jakbym był taki jak on, jakbym był wampirem patrzącym na pulsującą tętnicę...
- Budzi w Tobie pożądanie?
- Tak... Ale... Nie mów mu tego... On już wystarczająco mnie nienawidzi...
- Spokojnie, pij śmiało... – nalał mu alkoholu. Sam starał się nie pić. Alkohol rozwiązuje ludzkie języki. Na zachodzie mówiono, że również rozkłada kobiece nogi, ale on nie rozumiał znaczenia tych słów. Czekał więc, aż jego przyjaciel zacznie się wypowiadać. I zaczął.
- A w ogóle to Ameryka jest niewdzięczny! Tyle dla niego zrobiłem! A on... On mnie zostawił! Jak jakąś starą zabawkę!
- Taki jest już los rodziców... Przepraszam, starszych braci, dzieci dorastają i zostawiają ich samych.
- A mówiąc o dzieciach, to Sealand to samo! Ameryka w jego wieku się do mnie tulił i prosił, żebym mu czytał! A ten mały co? Wyzywa mnie!
- Może należy podejść do niego inaczej. Ameryka był Ci wdzięczny, że się nim zająłeś, a Sealand gniewa się, że go zostawiłeś. Okaż mu trochę uwagi. Kup mu słodycze, pobaw się z nim.
- Myślisz, że to pomoże?
- Dziecko potrzebuje ojca, Ty powołałeś go do życia, więc nim jesteś. A dziecko nie może pozostać samo. Wystarczy odrobina Twego ciepła, by roztopić jego małe serduszko.
- Masz rację... Mogłem posłuchać wróżek jak radziły, żeby mu czytać na dobranoc, a nie zostawiać samopas.
- Kogo...?
- Wróżek, no! Czy Ty wątpisz w ich istnienie?!
- Nie, oczywiście, że nie – wolał się nie narażać. – Ale chyba za dużo wypiłeś, spójrz na zegar, pierwsza w nocy.
- Daj mi tu umrzeć... – zobaczył, że zielonooki kładzie głowe na stole. Po chwili usłyszał jego miarowy oddech. Cóż było robić? Sam go nie przeniesie do łóżka, tak też nie zostawi. Czuł, że zaraz nastąpi koniec świata, musiał wykonać telefon o... wpół do drugiej w nocy... I to do Francji. Tak, tylko on był na tyle zaufaną osobą, z tych mu znanych, którym mógł powierzyć los tego co zostało z Anglii po spożyciu tak dużej ilości alkoholu.
                Tak więc blondyn postanowił pobawić się w dobrą wróżkę, och jakże ta osoba, którą zaraz ujrzy w stanie połowicznego rozkładu kocha wróżki! Więc trzeba się pozbierać, żeby pozbierać jego. Wkrótce był na miejscu i ujrzał piękny widok, słodką twarzyczkę śpiącego Arthura. Jednak nagle zaświeciły się zielone lampki ostrzegawcze, czyli otworzyły się piekne oczy.
- Ten żabojad mnie śledzi! Co Ty tu robisz, zboczeńcu?! Jesteś jakimś prześladowcą?
- Raczej wybawicielem – bez cackania przerzucił go sobie przez ramię, a ten go bił.
- France-san, czy to na pewno bezpieczne?
- Oczywiście, no już, nie martw się – posłał czarnowłosemu całusa.
- Proszę, zanieś go do sypialni dla gości jest...
- Zaniosę go tam, gdzie jego miejsce, nie będzie Ci tu rano na kacu ględził.
- Ale, France-san...
- Zamknij swoje słodkie usteczka, chyba, że pragniesz, by zostały zamknięte moim pocałunkiem – nastała upragniona cisza, a on wyniósł zdobycz. Oczywiście przy okazji skorzystał z dostępu do dolnych partii śpiącego ciała, które niósł. Sprawdził ręcznie miekkość jego siedzenia. Po czym wrzucił go do samochodu jak worek ziemniaków i odjechał do domu. W drodze zdarzały się przebłyski świadomości zielonookiego. Słyszał coś o porwaniu, zgłoszeniu gwałtu i molestowania, oraz coś o pieprzonym, zdemoralizowanym zboczeńcu, a potem już miarowy oddech. Zaniósł go do domu. Po położeniu go na łóżku ujrzał znowu zieleń. Przygotował się na kolejną dawkę wyzwisk, ale...
- Braciszku... – tego się nie spodziewał.
- Tak, Angleterre?
- Czemu ściąłeś mi włoski? – och, ktoś tu się cofnął w czasie po alkoholu. Tego w żadnej książce nie przeczytał.
- Bo wyglądasz ślicznie z krótkimi.
- Naprawdę tak sądzisz?
- Oczywiście, Angleterre.
- Przytul...
- No, chodź... – tak więc został przytulony przez dzieciątko ważące tyle co on sam, ale bez ręki. Został prawie wyduszony. A on chyba się pomylił z kotem, bo zaczął najpierw mu szeptać piękne, słodkie słówka, a potem tak miziać jak kotek pijący mleczko z kociej mamy. No cóż, koszula pójdzie się suszyć, albo najlepiej wyprać. Ramię obślinione. – Może już czas spać? Przebierz się do spania, dobrze?
- Ale braciszku...
- Tak...?
- Bo tu mi się dziwne zrobiło – spojrzał na pokazywane miejsce. Sam był już pozbawiony większości ubrań, więc nie dziwił się, że kogoś podniecał. Pozbawił się ich do końca.
- A umiesz sprawić, by mi też się takie zrobiło?
- A jak? – wytłumaczył mu. Jakże to było piękne, gdy on był taki słodki i niewinny. Zielonooki oczywiście grzecznie wykonał polecenie. Efekt jego działań od razu został połknięty, a on... zasnął.
- O, mon amour... – pozbawił go niepotrzebnych ubrań, czyli wszystkich ubrań i położył się obok niego. A niech rano myśli co chce.