Mon cher
Pamiętam
jeszcze jak byłeś maleńki. Mrugałeś zabawnie i otwierałeś szeroko usteczka. Od
zawsze Cię kochałem. Małe rączki, nóżki z zawiniętymi paluszkami, takie drobne
i kochane.
Potem
kochałem Cię coraz bardziej. Każdy Twój krok. Pierwsze słowa. Byłeś tak piękny.
Twoje zdziwienie, gdy wypadł Ci pierwszy ząbek i radość, gdy wyrósł nowy. Byłeś
taki słodki, niewinny.
Gdy
biegałeś po łące i przynosiłeś mi kwiaty. Gdy uczyłem Cię pleść wianki. Byłem
zawsze przy Tobie szczęśliwy. Jednak, gdy pytałeś o brata, a ja musiałem mówić,
że nigdy go nie spotkasz, bo jest u mego największego wroga... me serce
rozrywało się na maleńkie cząsteczki. Lecz Ty naprawiałeś je swoim uśmiechem i
krótkim buziakiem w policzek.
Twoje
pierwsze czytane słowa, pierwsze koślawe literki, pokój umazany atramentem i Ty
z piórem we włoskach, umalowany jak kotek. To było tak piękne. Gdy tak słodko
się rumieniłeś, kiedy czyściłem Ci buźkę. „Ja sam, ja sam”, nie Ty nigdy nie
będziesz sam.
Zawsze
świętowaliśmy po cichu, tylko we dwoje dzień, w którym pojawiłeś się w mym
życiu. Wtedy pozwalałem Ci napić się odrobiny wina. Jak co dzień spaliśmy
razem. Jak co dzień kąpaliśmy się razem. W końcu, nie wolno mieć przed sobą
żadnych tajemnic.
Powoli
dorastałeś. Gdy Twój brat opuścił swego opiekuna, Ty wciąż byłeś przy mnie.
Byłem szczęśliwy. Nie wiedziałem, że potrwa to tak krótko.
Straciłem
Cię, on mi Ciebie odebrał. Utracił to co kochał, więc zabrał moje szczęście.
Usłyszałem, że uwolniłeś się od niego.
Teraz
znów się spotykamy, Mon cher. Wiedz, że zawsze Cię kochałem.
***
Nie pamiętam zbytnio dzieciństwa, tylko Twe oczy, niczym niebo. Wiem, że znałem jeszcze kogoś o takich oczach. Lecz kogo?
Nie pamiętam zbytnio dzieciństwa, tylko Twe oczy, niczym niebo. Wiem, że znałem jeszcze kogoś o takich oczach. Lecz kogo?
Czułem
się bezpiecznie. Nie pamiętam szczegółów, ale wiem, że przy Tobie nie musiałem
się niczego bać, a upadki jakby mniej bolały. Bo braciszek pocałuje i już nie
będzie bolało, prawda?
To już
pamiętam wyraźniej, pokój upstrzony atramentem. Myślałem, że się pogniewasz.
Myślałem, że teraz pierwszy raz w życiu zostanę ukarany. Ale nie, Ty jedynie
uśmiechnąłeś się słodko i zaprowadziłeś mnie do wody. Umyłeś mi twarz. Było mi
bardzo wstyd, że pomyślałem, jakby miało być inaczej.
Pamiętam
słodki smak wina, które mi dawałeś w czasie naszych świąt. W inne dni nie
pozwalałeś mi się go napić. Ten smak na zawsze będzie mi się kojarzył ze
szczęściem.
Podobno
mój brat jest już samodzielny. Ale ja nie muszę. Ja mam Ciebie, jestem
szczęśliwy. Jednak pewnego dnia musiałem Cię opuścić. Nie chciałem. Co noc
płakałem w obcym domu, chociaż byłem tam dobrze traktowany.
Po
wielu latach znów mogę Cię dotknąć, przytulić. Tęskniłem, mon cher.
***
***
Dwoje
ludzi po tak długiej rozłące znów widzi swe oblicza. Są już od siebie
niezależni. Są wolni, samotni. Uśmiechają się do siebie. Starszy podchodzi do
młodszego, ujmuje jego twarz w swe dłonie, całuje go. Młodszy uśmiecha się
nieśmiało.
- Wiesz... Ja już umiem kochać...
- Ty od zawsze to umiałeś.
- Ale nigdy tego nie rozumiałem. Teraz wiem to doskonale.
- Pocałuj mnie...
- Qui, Frere – pocałował go delikatnie.
- O, jak dobrze... Kto Cię tego nauczył? – chłopiec po tych
słowach jedynie się zarumienił. – Już dobrze. Prześpijmy się razem.
- Ja... Ja widziałem takie obrazki, gdzie ludzie robią razem
takie dziwne rzeczy... Czytałem, że to jest miłe... I chcę, byś był
szczęśliwy...
- Wystarczy mi sama Twoja obecność...
Powoli
spotykali się coraz częściej. Nie mieszkali razem, lecz nie było żadnej
różnicy. Chociaż tak naprawdę nigdy razem nie mieszkali, mogli się jedynie
odwiedzać. Coraz bardziej się ze sobą zżyli, samotni, pragnący miłości. Wkrótce
odnaleźli ją w sobie nawzajem. Szczęśliwi bezpieczni. Poznali najwspanialsze
tajemnice miłości.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz