Translate

niedziela, 21 października 2012

Historia poza tematem numer jedenaście: Nieistniejący i niezauważany.

Kanada i Prusy rozmyślają o tym jak postrzega ich świat i jak postrzegają siebie nawzajem. Później zaczynają rozumieć co oznacza "kochać".


Nieistniejący i niezauważony
[Kanada]
                Wiesz, często czuję się, jakby to wszystko było odwrócone. Jakbyś był na moim miejcu. Powiedz, kto mówi o mnie? Nikt. Jestem tylko niepotrzebnym dodatkiem do brata. A Ty... Jesteś na językach wszystkich, lepsza wersja swego brata. Ale to ja istnieję, Ty już dawno odszedłeś. Nie, nie zniknąłeś. I za to Ci dziękuję.
                Gdy mnie jeszcze tu nie było, Ty zrobiłeś już wiele. Wiele dobrego, wiele złego. Ale zawsze o Tobie mówili, nikt nie był w stanie Cię pominąć. A ja? Tak bardzo się staram, ale co o mnie powiedzą? „A to jego brat... Ten, który ma tak zimno w domu”. Ciebie nikt nigdy nie porównał do brata, czyż nie? Czemu on nie ma w sobie Twej wspaniałości?
                Przyszedłeś dziś do mnie. Nawet nie wiesz jak bardzo się z tego cieszę. Ty nigdy o mnie nie zapomnisz, ani ja o Tobie.  Chodź, zaraz dostaniesz naleśników. Lubisz je, prawda? Och, masz całą buzie w syropie. Chodź, wytrę Cię. Uch... Czemu polizałeś mój palec...? O czym Ty myślisz? Rumienię się, odwracam głowę. Czerwień Twych oczu... Czyż nie w tym samym kolorze jest mój liść klonu? Czyż to nie przeznaczenie?
[Prusy]
                No tak, o mnie nikt nie zapomnie, bo jestem zajebisty, co nie? Oj, no, nie bocz się! Przecież od razu Cię zauważyłem. Żartowałem tylko, maluszku! No, już, chodź do mnie. Jaki Ty jesteś słodki! Kompletnie jak mój mały ptaszek! Wiesz, że on też lubi Twój syrop? Jesteś geniuszem naleśników!
                Dla mnie jesteś lepszy od Twojego brata! On nie jest w ogóle ani trochę tak słodki jak Ty! Jesteś o wiele słodszy i o wiele mądrzejszy, o! No chodź, wytulę Cię, już się nie smuć. Eh, jakiś Ty uroczy!
                Nakarm mnie! Nie chcę jeść sam. Aaa... Te Twoje naleśniki są takie super!  Nauczysz mnie jak je robić? Chciałbym je jeść codziennie! Może... Może zamieszkam u Ciebie? I będziesz mi codziennie gotował! Brat? Nie będzie się gniewał! On i tak ma mnie już dość... Tak... Ma mnie dość.
                Zauważyłeś? Obaj we fladze mamy swój symbol. Czy to nie przeznaczenie?
[Narrator]
                Dwoje ludzi sobie przeznaczonych spotkało się w jednym domu. Zapach jedzenia, ciepło ognia. Niczym małżeństwo, jedzą przy kominku. Rodzinna atmosfera, której nie zaznali przy swych braciach. Jeden zbyt na to impulsywny, drugi zbyt zimny. Lecz oni byli w sam raz. W sam raz, by jeść naleśniki przy kominku i patrzeć sobie w oczy. Powoli, niepewnie czerwonooki ujął dłoń młodszego.
- C-co robisz...? – chłopiec zarumienił się słodko.
- Och, nie wstydź się. Twój opiekun Cię tego nie uczył?
- Cz-czego...?
- Miłości...
- Opowiadał mi o niej, jednak... Jednak w jego słowach wydawała mi się nierealna, lub zbyt przerażająca.
- Co powiesz na... Lekcje w praktyce?
- W... W... W... Praktyce?
- Kocham Cię, wiesz? Kocham bardziej niż wszystko inne! Bardziej niż Twoje naleśniki, bardziej nawet niż mojego małego pisklaczka! Nie tak samo jak brata... Ale... Ale tak inaczej... Jednak równie mocno!
- A ja... Ja nie wiem... Myślałem, że... Że miłość wygląda inaczej...
- Wiem... Naopowiadał Ci o romantycznych kolacjach, drogich restauracjach... Ale miłość jest wtedy, gdy jesz z kimś naleśniki przy kominku i nawet, jeśli kominek zgaśnie dalej jest Ci gorąco, bo patrzysz tej osobie w oczy! – wtedy też młodszy spojrzał na kominek. Już dawno się nie tlił... A on nie odczuwał chłodu... Czerwone oczy błyszczały intensywniej niż dawny ogień.
- Miłość jest wtedy, gdy nawet siedząc przy kominku nie zwracasz uwagi na ogień, bo oczy tej osoby świecą jaśniej niż płomień.
- Właśnie, właśnie, mój maleńki. Wiesz... Miłość jest wtedy, gdy nie boisz się już pocałować tej osoby...
- I gdy Ci się to podoba...?
- Tak... Spróbujemy?
- Dobrze... – chłopiec drżał lekko. Patrzył jak on wstaje z fotela i zbliża się do niego. Dłonie pociły mu się bardziej niż zwykle. Hipnotyzująca czerwień. Chciał na nią patrzeć. Lecz teraz jest moment, w którym powinien zamknąć oczy, prawda? Jego oddech był urywany, szybki, niepewny. Spojrzał na jego usta wykrzywione w uśmiechu. Tak piękne... Czy słodkie? Zapewne tak... Słodsze niż cokolwiek na świecie.
- Spokojnie... Trzęsiesz się jakbyś zobaczył pijanego Ivana z kranem... Już, już, cichutko... – kiedy ostatnio był tak delikatny? Nie pamiętał. Zawsze ta poza. Silny, nieprzystępny, lepszy. Lecz teraz jej nie potrzebował. Teraz nachylał się nad słodkimi ustami młodzieńca. Na pewno były słodkie jak syrop klonowy.
- Nie ugryziesz mnie...? – chłopiec spytał z taką szczerością, jakby się naprawdę spodziewał, że mogło to nastąpić.
- Francis Ci takich rzeczy naopowiadał? Tak się robi dopiero wtedy, gdy to staje się nudne. Z Tobą nigdy nie będę się nudził. Więc teraz zamknij grzecznie oczy, uchyl usta, dobrze? Przytul mnie, wtedy nie będziesz się bał – chłoiec tak zrobił. Otulił go ramionami. Powoli zamknął powieki, uchylił wargi. Nadal drżał. Denerwował się. Nigdy jeszcze nie wydarzyło się w jego życiu nic podobnego. A teraz był o krok od pierwszego pocałunku. Jednak nie spodziewał się, że będzie to takie piękne. Słodycz warg, ciepło jezyka wnikającego do wnętrza jego ust. To było jeszcze wspanialsze niż zawsze sobie wyobrażał. Był szczęśliwy. Gdy się rozdzielili poczuł ogromny zawód. Nie chciał, by to się skończyło. Jednak sam też już nie mógł złapać oddechu. Nie puścił go. Przyciągnął go mocniej do siebie i oparł głowę na jego ramieniu. Oddychał głęboko.
- Proszę... Przenocuj u mnie...
- C-co...? Nie za szybko? – czerwone oczy rozszerzyły się w zdziwieniu.
- Proszę... To nie to co myślisz... Chcę tylko... Chcę wiedzieć, że jesteś przy mnie, że nie jesteś jedynie snem... Chcę rano się obudzić i ujrzeć Twoją twarz, wiedzieć, że to wszystko zdarzyło się naprawdę.
- Spokojnie... Mogę nawet z Tobą zamieszkać... Ludwig będzie nawet szczęśliwy, że nie będzie musiał po mnie sprzątać.
- Wiesz, już nawet przygotowałem taką ładną półkę na Twoje „pandy przynoszące szczęście”. Ostatnio, gdy byłem w sklepie, jakby z przyzwyczajenia kupiłem trochę ziarenek... Nie wiem czemu... Jakby robił to zawsze... Jakby Twój pisklak od zawsze tutaj mieszkał. Jakbyś Ty od zawsze był przy mnie.
- A ja ostatnio kupiłem taką dużą butelkę syropu klonowego. Szkoda, że nie widziałeś miny mojego brata.
- Na pewno się zdziwił. Więc... Musimy te rzeczy jakoś wykorzystać. Ziarenek starczy na bardzo długo, a chyba nie będziemy ich do Ciebie wieźć... Syrop jest od nich dużo lżejszy.
- A to w Twojej kuchni jest najbardziej potrzebny... Gdy się obudzimy, jedźmy to wszystko przewieźć, gdy jeszcze Ludwig będzie pracował... Nawet nie zauważy. Pewnie nie będzie mu nawet żal.
- Nikt też nie zauważy, że coś zmieniło się u mnie... Mam nawet dla Ciebie specjalne miejsce w moim domu.
- Tak?
- To piękna kraina. New Prussia.
- Od zawsze jestem w Twym sercu, co nie?
- Oczywiście – później, grzecznie, niczym dzieci, umyli się i poszli spać. Chłopiec na zawsze już zapamięta melodię jaką mężczyzna nucił pod prysznicem. Zaś on nie zapomni widoku chłopca podglądanego przez szparę w drzwiach.
                Wspólna noc zapowiadała się na piękną. Leżeli obok siebie. Chłopiec w piżamce podobnej do stroju niedźwiadka, mężczyzna jedynie w bieliźnie. Było mu nieco zimno, lecz nie chciał się przyznać. Przytulił mocno do siebie gorące ciało.
- Pocałuj mnie... – powiedział cicho, bez dawnej pewności siebie.
- Ale... Tak w łóżku? Jakbyś chciał czegoś więcej...
- Chcę tylko Twej miłości, wiesz? Nigdy nikt mi jej nie dał.
- Ale wiesz, ja nie umiem całować.
- Umiesz... Zrób to – patrzył na niego błagalnie. Chłopiec westchnął i delikatnie dotknął jego warg swoimi, niewinnie, bez zbytniego zaangażowania. Jednak nie było to tym, czego pragnął czerwonooki. – To niesprawiedliwe... Ty masz taką ciepłą piżamkę, a ja marznę...
- Mogłeś wziąć jedną z moich... Poszukać Ci?
- Jesteś ode mnie dużo drobniejszy... Zdejmij to... – odpiął guziczek od jego piżamki.
- Przestań... Nie chcę... Nie mam takiej odwagi jak Ty.
- Masz... Spokojnie... – odpiął drugi guziczek.
- Proszę... Nie zachowujesz się jakbyś mnie kochał... Raczej, jakbyś pragnął... Nie dotykaj... Idę spać na kanapę... – chłopiec wstał, jednak silna dłoń powtrzymała go przed odejściem.
- Zostań... Przepraszam... To nie tak... Nic Ci nie zrobię, przysięgam... Tylko chcę... Chcę być bliżej Twojego ciepła. Zobacz – położył jego dłoń na swym sercu. – Czujesz, prawda? Czujesz ciepło, bicie serca. A co ja czuję? – położył swą dłoń na jego sercu. – Jedynie futerko Twojej piżamy... Trochę nagrzane, ale... Ale to wciąż nie to samo.
- Czy pod tym romantyzmem nie kryje się żądza?
- Jak mogłaby się kryć? Żądzę łatwo zaspokoić, wystarczą pieniądze. Wybacz, że mówię to przy Tobie, ale wystarczy nawet jakiś film i własna ręka. Nie rumień się tak, wiem, że pewnie Tobie też się to zdarzało. Ale miłość... Z nią nie jest tak łatwo. Myślisz, że niszczyłbym ją dla zwykłej namiętności? – mówił o wiele ładniej niż zazwyczaj. Starał się jak najlepiej dobierać słowa, by go nie spłoszyć.
- Ale... To dziwne... Proszę... Niech zostanie tak jak jest...
- Ja mam marznąć, a Ty wygrzewać się w piżamce? Ja mam się zadowolić dotknięciem jakiegoś puszku, gdy Ty możesz dotknąć mojej skóry? Sprawiedliwość jak Twój brat. Ważne, by Tobie było dobrze – mężczyzna wyszedł z łóżka.
- Nie porównuj mnie do niego! Nie w ten sposób! – pierwszy raz słyszał jak chłopiec krzyczy. – Tak tego chcesz? Tak bardzo Ci na tym zależy? To proszę! – dłonie chłopca drżały. Naprawdę bardzo się wstydził pokazać mu swe ciało. Ale on miał rację. Marzł, gdy on sam miał grubą piżamkę. To nie było sprawiedliwe. A niesprawiedliwość nie powinna istnieć. Niepewnie rozpiął kolejne guziki.
- Spokojnie... Drżysz... – czerwonooki złapał jego dłonie. – Nie wiedziałem, że tak zareagujesz... Nie chciałem Cię obrazić... Spokojnie, jesli nie chcesz, to... – zapiął jeden z odpiętych guzików.
- Mam się wycofać? Stchórzyć? Po tym co powiedziałeś? Nie... Nie jestem taki...
- Nie zmuszam Cię... Ja tylko... Tylko chciałem na Ciebie popatrzeć... Podpuszczałem Cię... Cicho, nie płacz... – mocno przytulił go do siebie.
- Nie zmuszasz... Ja wcale nie płaczę... – wtulił w niego swe drżące ciało. Policzki miał mokre.
- Spokojnie... Jak chcesz to poszukamy jakieś piżamy, która będzie na mnie dobra i będzie sprawiedliwie.
- Nie mam takich dużych... Jeśli bardzo chcesz na mnie patrzeć to... To pozwolę Ci.
- Nie musisz... Spokojnie. Nie chcesz to nie.
- Chcę. Chcę zobaczyć błysk w Twych oczach gdy mnie ujrzysz właśnie takiego – odsunął się i odwrócił plecami do niego. Drżał, w oczach miał łzy, ale... Ale chciał tego. Wiedział na co się pisze, wiedział jaki charakter ma czerwonooki. Jego słowa czasem bolały, czasem były wyzwaniem, propozycją nie do odrzucenia. Tak właśnie było teraz. To porównanie... Fałszywa sprawiedliwość... Te słowa bolały, aler motywowały do działania. Po chwili stał przed nim w tym samym stroju co czerwonooki. Odwrócił się i spojrzał mu w oczy.
- Jesteś... Jesteś piękny... – mężczyzna nie mógł wykrztusić z siebie słowa.
- Tego właśnie chciałeś? – drżał lekko, jego policzki były zarumienione, a wargi drżały. – Widzę to w Twoich oczach. Chciałeś najpierw popatrzeć, żeby wiedzieć, czy się nadaję? Wiem, że mnie podglądałeś... Z korytarza mocno wieje, gdy uchyliłeś drzwi poczułem chłód. Ale Ty musiałeś jeszcze chcieć więcej...
- Cicho... Uspokój się. Nie takiego Cię znam... Spokojnie... – przytulił go mocno. – Chodź, przeziębisz się. Połóż się grzecznie... – chwilę później obaj leżeli w łóżku. Młodszy drżał lekko, a z oczu spływały mu łzy.
- Wszystko zniszczyłeś... Wyobrażenie o miłości... To miało być takie piękne... A Ty...
- Cicho... Już spokojnie... – mocno go przytulił. – Nie tak to miało wyglądać...
- A jak...? Kochasz mnie, czy moje ciało?
- Wszystko. Dlatego chciałem ujrzeć wszystko. To jak gdy oglądasz film. Nie wystarczy Ci sam głos, chcesz też widzieć obraz. Bez głosu też jest pusto.
- Kiedyś nie było w ogóle filmów.
- Wiem. Ale w końcu po coś je człowiek stworzył. Tak jak kiedyś nie kochałem. Teraz kocham Ciebie... Chciałem poznać Cię w pełni... Nie tylko Twe słowa. Twe zachowania. Ale też Twój wygląd. Ty mój przecież znasz.
- Masz rację – chłopiec uśmiechnął się niepewnie. Po chwili poczuł usta czerwonookiego na swej szyi. – Co robisz?
- Całuję Cie..
- Ale w taki sposób? To przecież... Jakbyś chciał... Zostaw... Bądź już grzeczny... Nie chcę tego... Nie... Nie jestem gotowy... Ja... Ja jeszcze nigdy...
- Cichutko – przytulił go. – Zagalopowałem się. Już jestem grzeczny... – położył głowę na jego klatce piersiowej. – Kocham Cię, a to znaczy, że nie chcę Cię krzywdzić.
- Wiem. Kocham Cię, a to znaczy, że tylko Tobie wybaczę każdą krzywdę – zasnęli już spokojnie.
                W ciągu kilku dni ich życie nabrało nowej rutyny. Wspólne poranki, śniadania, leniwe wieczory przy kominku, dużo, dużo naleśników. Pisklę ubrudzone syropem klonowym, ziarenka znajdowane pod poduszką. Pierze rozsypujące się podczas wojen na poduszki. Śmiech roznoszący się po całym domu. Nieistniejący i niezauważony. Może świat ich nie potrzebuje. Ale oni potrzebują siebie nawzajem.

2 komentarze:

  1. Jak już mówiłam : Przesłodkie!
    Zaraz sie pewnie wezmę za rysunek z dedykacją dla Ciebie (Boże spraw by się udał!) =^-^=


    Milka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja się biorę za drugą część^^ Dobre yaoi nie jest złe XD

      Usuń